Porykowiskowe refleksje
Od dłuższego czasu obserwuję zmiany, zachodzące w populacji jeleni w moim obwodzie, położonym na granicy woj. śląskiego i opolskiego. Ponieważ jestem już na tyle dojrzałym i spełnionym łowiecko myśliwym, że nie muszę koncentrować całej swej uwagi podczas rykowiska na strzeleniu dobrego byka często sam, ale i w rozmowach z Kolegami myśliwymi, zastanawiam się nad przyczynami coraz gorszych rykowisk. Przedstawiane przez Zarząd, i nie tylko, teorie absolutnie mnie nie przekonują i wydają się być dalece niekompletne i dość powierzchowne. W większości przypadków koncentrują się na przekonywaniu myśliwych, że główną przyczyną słabszych rykowisk jest brak byków w III klasie wieku i pogoda. A to, że za ciepło, a to, że pada i jest za zimno, itp.
Moim zdaniem, problem tkwi gdzie indziej i jest znacznie poważniejszy, bo strukturalny. Zła struktura wiekowa byków, socjalna i terytorialna jeleni w ogóle i błędy w gospodarowaniu jego populacją decydują o takich, a nie innych rykowiskach. Jak ważna jest potrzeba gruntownej analizy tego stanu rzeczy nie muszę nikogo przekonywać, choć zarówno zarząd Koła jak i wielu myśliwych nie traktuje tego poważnie. A przecież konsekwencje mogą być tragiczne dla populacji jelenia, a zatem dla całego środowiska. Jeżeli, bowiem, choć w części mam rację to nie tylko realizujemy, nieświadomie, cichą redukcję populacji, ale dodatkowo, robimy ją najgorzej jak można.
Jak wspomniałem, jeżdżę na rykowiska od 35 chyba lat co roku i poluje przez co najmniej 10-14 dni. Myślę, że mam dość dobry ogląd tego, co się w łowisku zmieniło przez te lata i spróbuję to poniżej przedstawić.
Sukces rykowiska to nie ryczący byk, tylko pokryta przez dojrzałego byka i wycielona następnej wiosny łania. Tak to stawiam, bo uważam to za najbardziej istotne dla gospodarki łowieckiej koła i przyszłości populacji jelenia. Kłopoty z pozyskanie byków w III klasie wieku to tylko sprawa techniczna, choć przyznaję, że nie bez znaczenia. Co się tyczy trudności w ich pozyskiwaniu, to problem jest znany w niemal wszystkich polskich łowiskach. Dotyczy on, oczywiście, i naszego. Jednak nie dlatego, jak sądzę, że ich nie ma. Byki w III klasie są, tylko trudno je strzelić, bo rykowiska są mało intensywne, wyspowe i rozciągnięte w czasie. Dlaczego tak się dzieje?
Początek rykowiska inicjuje skracanie długość dnia, ilości godzin ze światłem dziennym i spadek temperatury. Deszcz, który miałby być jedną z głównych przyczyn kiepskiego rykowiska, może jedynie stymulować jego intensywność, a nie powodować jego brak. Może być również przyczyną wyspowego występowania rykowiska na większym obszarze, np. rejonu hodowlanego, nierównomiernie "nawiedzonego" przez opady. Prawdopodobnie, feromony, wydzielane wraz z moczem przez łanie tracą swoja "wyrazistość" w trakcie długotrwałych i intensywnych opadów i w sytuacji, gdy łanie są bardzo rozproszone - ze względu na brak dużych chmar rodzinnych - całkowicie dezinformują byki o gotowości łań do rozrodu.
Decydujący wpływ na termin rozpoczęcia rykowiska ma więc kalendarz, choć nie tylko, ale już na czas jego trwania wpływają również inne czynniki. Kondycja łań to jeden z ważniejszych; łanie zaczynają owulację wcześniej jeżeli mają dostatek wysokokalorycznego pokarmu (np. kukurydza na polach, czy na buchtowiskach i nęciskach dla dzików, gdy te - a tak bywa u nas - "zasypywane" są kukurydzą niemal przez cały rok). Łanie, choć powinny grzać się od ok. połowy września, przez 24-48 godziny (choć właściwie tylko 24 godziny gwarantuje sukces rozrodczy) i po 2 tygodniach kolejne 24 godzin (łanie w słabszej kondycji i młodsze), w n/łowisku grzeją się dużo wcześniej, a łanie młodsze dużo później. Pamiętam, z niedalekiej przeszłości, wysoko cielną łanię strzeloną na polowaniu hubertusowym, czy ryczącego byka przy "rykowiskowej" chmarze na pędzonym polowaniu w styczniu. Czy choćby w tym roku; pierwsze byki - nieomylny znak, że feromony łań są w powietrzu - zaczęły się odzywać w 2 dekadzie sierpnia, a więc 3-4 tygodnie wcześniej!!
Myślę, że jedną z przyczyn zaburzenia terminu rozpoczęcia i długości trwania rykowiska, a w efekcie braku pełnego sukcesu rozrodczego w postaci nowonarodzonych cieląt - oprócz powszechnie uprawianej wokół nas kukurydzy - może być nasz las, świadomie zamieniany w pełną wysokokalorycznego żeru stołówkę. Bo czy aby przypadkiem, podobnie jak np. dzikie krowy szkockie, bawoły afrykańskie w hodowlach fermowych czy udomowione łosie na Syberii, karmione żerem lepszym niż naturalny i tracące zdolność zachodzenia w ciążę, jelenie nie reagują podobnie? Czy nie podobny proces stał się udziałem dzików, gdzie niemal całoroczna dostępność wysokokalorycznego żeru wywołała chaos w biologicznych terminach huczek, nie demolując przynajmniej jego zdolności rozrodczych ze względu na znacznie większą zdolność adaptacyjną dzika? Jedno jest pewne - wywołane "karmieniem" przez okrągły rok wcześniejsze zacielenie spowoduje, że i wycielenia przypadną dużo wcześniej niż powinny. Brak różnorodnego i łatwo dostępnego żeru, w tym pędowego, w lutym, marcu lub kwietniu i duża zmienność temperatur w tym okresie może powodować zaburzenia laktacji łań i upadki cieląt.
Inną przyczyną zaburzeń cyklu rykowiska jest penetracja ostoi jeleni przez człowieka. Ale to już osobna sprawa, na którą nie zawsze mamy wpływ. Czy na pewno? Stojąc w nocy w najwyższym punkcie n/łowiska, jeszcze po ciemku i słuchając porykiwania byków widać jak na dłoni, że rozjeżdżające się do swoich rewirów polowania 30 i więcej aut "zamyka" po kolei ryczące byki.
Jaka jest przyczyna wyspowego charakteru ostatnich rykowisk i ich nieregularności? W okresie naprawdę dobrych rykowisk w naszym obwodzie, tj. ca 15 - 20 lat temu (nawet prominenci komunistyczni przyjeżdżali do nas na polowania) polowało kilkanaście osób, a wszystko odbywało się "po cichu" z podchodu lub niewielu ambon i zasiadek. Byk stadny władał haremem kilku lub nawet kilkunastu łań, z których każda grzała się w tym samym okresie lub z niewielkim "poślizgiem" i jelenie nie były niepokojone przez dziesiątki aut, grzybiarzy i innych "miłośników przyrody". Zaczynało i kończyło się w słońcu. Tylko chłysty były codziennym utrapieniem byka stadnego. Prawdziwe rykowisko, więc, trwało co najmniej kilka dni, z dużym natężeniem w mniej więcej jednym rejonie, a jego efekty widać było w roku następnym, gdy niemal każda łania wyprowadzała cielę. Od kilku lat spotykamy jedynie malutkie "chmarki", z niewielkim udziałem cieląt, co oznacza w istocie porażkę rykowiska i - w konsekwencji - mniejszy niż zakładany w planach przyrost jelenia w rejonie. Chmara rodzinna 1+1, to niemal standard, rzadko 2+1, a zupełnym wyjątkiem są chmary rodzinne, składające się z kilku łań i cieląt. Teraz byk, który "złapie" grzejącą się łanię, z "chmary" 1+1 lub 1+2 z zeszłoroczną łańką (która z reguły grzeje się i tak minimum 2 tyg. później niż łania dojrzała) ryczy przy tej chmarze i kryje ją tak długa jak trwa owulacja czyli 1, max. 2 dni !! Potem idzie dalej i szuka innych, grzejących się łań, nie zawsze skutecznie. Ileż to razy widziałem byka ze schylonym jak u tropowca łbem, który po spełnieniu swojego biologicznego obowiązku, szukał łani już następnego dnia po odbyciu rykowiska w jednym miejscu. Tak i pojedyncza łania, nie zawsze ma "szczęście", we właściwym dla rozrodu czasie, spotkać stadnego byka. Więc zdarza się, że kryta nie jest w ogóle lub kryta przez chłysta o znacznie gorszym potencjale rozrodczym niż byk dojrzały. Wielu z naszych niedoświadczonych myśliwych, co rok, szokowanych jest faktem, że strzelają "stadnego" byka przy łani, który na wycenie okazuje się 4-5 letnim chłystem.
Pomijając, w tych rozważaniach, jakość ewentualnego, tak poczętego, potomstwa jest i inny problem. Przecież w planach hodowlanych zakładamy przyrost na poziomie 20-30% stanu wiosennego. Jeżeli rzeczywisty przyrost jest dużo niższy niż zakładamy, co pokazuje niewielka, wiosenna ilość cieląt, a plany są na poziomie przyrostu zakładanego to, w istocie, realizujemy odstrzał redukcyjny!!!
Przyczyny takiej, a nie innej, struktury socjalnej jak sądzę, są wynikiem nieprzemyślanej i żywiołowej redukcji populacji jelenia w okresie po pożarze. Decyzję podjęto bez rzetelnej wiedzy na temat rzeczywistych strat w pogłowiu, struktury stada podstawowego, a także - co za tym idzie - i zagrożeń ze strony jeleniowatych dla odbudowy drzewostanów.
Niestety, późniejsze plany pozyskania jeleni konserwują istniejącą, a niewłaściwą, strukturę socjalną. Redukcja zawsze dotyczy przecież głównie łań. Nadmierna i niewłaściwa eksploatacja cieląt i łań to też aktualny, niepożądany skutek polowań zbiorowych, w trakcie których trudno o prowadzenie jakiejkolwiek selekcji. Strzela się "wszystko, co da się wypędzić", stosując niemal każdy dostępny środek do pędzeń z dwóch kierunków z wieloma psami włącznie. Zamiast - licząc np. dla 100 łań i cieląt - 10-15 chmar rodzinnych po kilka, kilkanaście sztuk (prowadzonych przez doświadczoną licówkę), mamy 40-50 chmar, składających się często z niedoświadczonej, młodej łani i cielaka, coraz rzadziej z łani, cielaka i zeszłorocznej łańki.
Niestety, to sami myśliwi nie pozwalają chmarze na osiągnięcie skali kilku łań i cieląt, bo realizują odstrzały najczęściej bez żadnej koncepcji hodowlanej. Byle odstrzelić ilość, obojętnie co i jak. Wielokrotnie, na polowaniach pędzonych, padają licówki bez żadnej reakcji prowadzących polowania. By to zmienić, Zarządy powinny, w moim przekonaniu, zalecać i egzekwować realizację planu odstrzału łań i cieląt poprzez odstrzał wyłącznie - a przynajmniej - głównie w drodze polowań indywidualnych. Zalecałbym odstrzał, w miarę możliwości, pseudo chmarek łania/cielę i sztuk samotnych, chroniąc za wszelką cenę, każdą chmarę rodzinną, składającą się z przynajmniej 2 i więcej łań, oszczędzając też ich cielaki. Lub znacząco ograniczyć odstrzał w ogóle, co wydaje się mało realnym rozwiązaniem. Oczywistym jest, że nie jest możliwa realizacja tego zadania w drodze polowań zbiorowych. Nawet w drodze odstrzałów indywidualnych nie będzie możliwa w jednym sezonie. Koła powinny - i to od zaraz - zaprzestać dewastujących tę część populacji jelenia polowań pędzonych!!! TO MOŻEMY ZROBIĆ SAMI!!!
Pamiętając, że zalecenia hodowlane dotyczą "populacji ustabilizowanych", a nasza do takiej raczej nie należy, można by podjąć próby przekonania Nadleśnictw do zmiany zasad odstrzału także byków. Jeżeli byki w III klasie miałyby być w regresie - choć moim zdaniem tak nie jest - to tylko w wyniku nadmiernie eksploatowanej klasy II. Coraz trudniej byłoby bykowi z II dojść do III klasy wieku, jeżeli coraz większa część planu realizowania jest w klasie bezpośrednio ją poprzedzającej.
Moim zdaniem powinniśmy strzelać, jednak, więcej byków w I klasie (dopuszczone przez obowiązujące zasady 50% lub więcej) i próbować je odstrzelić przed rykowiskiem lub we wczesnej jego fazie. I to z wielu powodów. Po rykowisku to już tylko selekcja osobnicza I klasy. Ograniczyć odstrzał w II klasie do max 20% puli, a resztę (30% lub mniej) przeznaczyć na odstrzał byków w III klasie.
Słabe rykowiska nie mogą być wynikiem braku byków III klasie, o czym słyszy się tu i ówdzie. O intensywności rykowiska - poza grzejącymi się łaniami - decydują głównie byki z II klasy i w dużo mniejszym stopniu początku III klasy. Byki w II klasie widać, więc nie ich brak przeszkadza w rykowisku. W tym roku, ale i w latach poprzednich widywałem wiele byków stadnych, selekcyjnych i przyszłościowych. Żaden z nich nie miał więcej niż 2 łań, a w 90% przypadków co najmniej, miały tylko 1 łanię, rzadko z cielakiem!!
A wracając do III klasy: chyba nikt nie wie na pewno, dlaczego tak trudno strzelić byka starego. Myślę, że duża penetracja terenu przez ludzi i jednocześnie duża łatwość w zdobywaniu żeru wysokokalorycznego umożliwia "dziadkom" ograniczenie swej aktywności jedynie do godzin nocnych i unikanie w ten sposób niebezpiecznych spotkań z myśliwymi. Takie "rozlazłe" rykowiska i powszechna dostępność energetycznego żeru jak u nas, takich spotkań nie ułatwiają.
Podzielam pogląd, że brakuje odpowiednich platform do dyskusji na te, przecież fundamentalne dla Koła, zagadnienia. Bywa, że Zarządy bardziej zajmują się tzw. działalnością gospodarcza i sprawy hodowlane spychają na plan dalszy, nie rzadko w niebyt. Łowczowie stają się tylko organizatorami odstrzałów, często zapominając o podstawowych obowiązkach, związanych z pełnieniem tej funkcji. Sądzę, że tematyka ta - szczególnie w rejonach, bogatych w zwierzynę płową - winna stać się stałym punktem spotkań łowczych, łowczych rejonowych, władz okręgowych PZŁ i ALP.
Twierdzę też, o czym wspomniałem, że każde Koło ma obowiązek i środki, by sytuację jelenia - i nie tylko - monitorować i próbować zmieniać w miarę możliwości.
Wielokrotnie, w rozmowach, słyszy się utyskiwanie nad różnego rodzaju "nie możnościami" w kontaktach z innymi, potencjalnymi zainteresowanymi. Ma to być samo wytłumaczenie dla Zarządów, by nic nie robić w tej sprawie. Nie rozumiem takiej postawy, bo przecież to jest i zawsze będzie główne zadanie koła łowieckiego. Podnoszą się głosy, że na rozwiązywanie problemów realnej gospodarki łowieckiej potrzebne są nadzwyczajne środki finansowe. Może i są, ale te problemy, o których tutaj mowa, nie wymagają setek tysięcy złotych, tylko zaangażowanych i kompetentnych ludzi. Sprowadzanie problemu do wysokości składki, wyzysku przez obce firmy, handlujące dziczyzną, itp. jest, po prostu, absurdalne i prowadzi na manowce.
Nawet za PLN 500,-miesięcznej składki można na zbiorówkach z psami, organizowanymi przez niekompetentny Zarząd, wystrzelać wszystkie licówki i przyszłościowe byki. Dobry Zarząd nie zrobi tego przy składce PLN. 30,-/m-c. Tu nie chodzi o pieniądze, a o ludzi.
Krzysztof Ciemniewski
KŁ "OSTOJA" Gliwice
Październik 2008
|