Gęsi w Niezgodzie - 15.10.2000r.

Głos cietrzewi płynący z magnetofonu lub komputera, czy "elektroniczny" tok głuszca, zawsze wywoływał u mnie niespotykane emocje. Z gęsiami było inaczej. Słuchałem nagrań przed moim pierwszym polowaniem - i nic! Żadnej emocji, ot takie sobie gęganie. A nad stawem...
Przed świtem jeszcze, stopniowo zaczął narastać głos natarczywy i podniecający. Zaczęły odzywać się coraz to nowe gęsi, aż hałas powstał niesamowity i gdy wydawało się, że już nie może być głośniej, rozległ się jakby huk armatni - to pierwszy klucz podniósł się w powietrze. A za nim następne, coraz liczniejsze, przeplatane jeszcze większymi kluczami, tak rzadkich kiedyś, żurawi. Ale to właśnie krzyk dzikich gęsi, a nie słynny klangor żurawi, dźwięczał mi potem w uszach przez wiele, wiele dni.
Gęsi szły wysoko, ja strzelałem, strzelałem, strzelałem i płaciłem frycowe, źle oceniając odległość i wyprzedzenie. Według Nadleśniczego widzieliśmy około 10 000 gęsi, a królowie nonsensu strzelali na 100, a nawet 150 metrów.
Odpuść im Św. Hubercie, bo nie wiedzą co czynią...