Naprawdę jest takie miejsce - Rudnik, wrzesień 2002

Miejsce wspaniałe, bogate różnorodnością krajobrazu, pełne zwierza wszelakiego, miejsce które garstka ludzi współtworzy i wzbogaca.
Jest tam PAN LASU. Pan, któremu bogactwo zwierza nie wadzi, który z jednakową troską traktuje wielkich i maluczkich. Dzięki temu wielka, zyskowna hodowla lasu nie przytłacza kopciuszka - hodowli zwierząt.
I jest służba. Nacechowana wiedzą i oddaniem sprawie, której służy.

Opis jak ze starych książek, o dawnych, wielkich majątkach - prawda? 
A jednak to nie fikcja - ja tam byłem! (i miód i wino... no nie, miodu tam nie było).
Widziałem piękny, zadbany las, liczne ślady i tropy zwierzyny (której Św. Hubert zobaczyć mi nie pozwolił), widziałem wzorowe urządzenia łowieckie, ambony z wyciętymi w każdym kierunku wizurkami - wszystko jakby z podręcznikowego opisu.
Widziałem sztuki zwierza na pokocie (Św. Hubert był dla kolegów łaskawy), miałem też swoje chwile emocji przy (skutecznym) dochodzeniu dzika postrzelonego przez kolegę i swoje wrażenia z oglądanej wtedy zwierzyny (np. piękny czternastak, przechodzący 20 metrów od nas, gdy wracaliśmy z poszukiwań).
I rozmawiałem tam z ludźmi lasu. Etyka, osobowość i profesjonalizm łączyła się w wieczornych opowieściach z poczuciem humoru i przyjaźnią oferowaną nieznajomemu.
Ech...