Największy urok polowania na wieczornym ciągu słonek stanowi muzyka lasu, który usypia, koncert niezrównany, pełen radosnych głosików ptaszęcych, oczarowanych wiosenną miłością... 
...Jeżeli spojrzymy wstecz na wspomnienia nasze z ciągów słonek, to zachwyci nas przede wszystkim muzyczne piękno tych wspomnień...
Jak świetlne obrazy przesuwać się będą przed naszymi oczyma wiosny i wieczory, a głosy przyrody, głosy wiosny i wieczorów brzmieć będą w naszych oczarowanych uszach jak żywe...
Julian Ejsmond

Koniec wiosennych wzruszeń - przykro mi...

Nie wrócą już wspaniałe wiosenne polowania na słonki!!!
W roku 2006 powiało nadzieją! Może będzie derogacja!
W maju 2006 i 2007 robiliśmy ogólnopolską inwentaryzację słonki.
I wszystko na nic!!! Nie będzie derogacji!!!
Podszyta strachem o stołki indolencja i głupota urzędników pozbawiła nas możliwości przeżywania tego wspaniałego, wiosennego misterium.

Zostaliśmy pozbawieni jednego z najpiękniejszych przeżyć myśliwskich, głęboko związanego z polską tradycją łowiecką - wiosennych polowań na słonki.
Nie ma to nic wspólnego z jakimkolwiek przymusem ze strony Unii (czym tłumaczyli się nasi pseudo-urzędnicy), a tym bardziej z ochroną przyrody. Od "Ptasiej Dyrektywy" możliwe są odstępstwa, tzw. derogacje (stosują je inne kraje), natomiast znikoma ilość strzelanych wiosną słonek nie ma żadnego znaczenia dla populacji tego ptaka.

Godowe ciągi słonek to chwile niezapomniane. Samo strzelanie najmniejsze ma tu znaczenie. Liczy się ten niepowtarzalny nastrój, gdy wraz z nastającą wieczorną ciszą, oddajemy się romantycznym marzeniom, osiągając szczęśliwy stan spokoju i harmonii. Sercem i duszą przeżywamy ciche i tajemnicze chrapanie słonki. Owszem, odczuwamy emocje, ale ani one, ani nawet strzał, z tego czarującego nastroju nas nie wyrywa.

W naszych łowiskach strzelało się rocznie po kilka słonek i to wcale nie dlatego, że było ich mało. Po prostu niewielu jest już wśród nas koneserów, przedkładających czar własnych wzruszeń nad strzeleckie emocje, niewielu pozostało amatorów takich właśnie polowań.
No bo jakże to tak: strzelić kilka-(naście, dziesiąt) kaczek czy bażantów, to zrozumiałe, ale jednego małego ptaszka?! Za cały wieczór?!

Dla nemrodów, podobnie jak ja rozżalonych, mam tylko jedną radę: wybrać się za wschodnią granicę na coś jeszcze wspanialszego - na toki głuszcowe. Tam, poza najwspanialszym królem kniei głuszcem, zaszczycić nas może i zawadiacki książę cietrzew, i tajemnicza księżna słonka.

A w Polsce? Zaniechane w roku 2003/2004 działania (a w zasadzie brak działań), pozbawiły nas możliwości przeżywania tego wspaniałego misterium.
I to w dobie walki o zachowanie narodowych tradycji we wspólnej Europie!


Polowanie na słonki w roku 1810: