Wyprawa na kuropatwy

16-22.10.2019 - Białoruś, Łogojsk, Rosochy. 
Uczestnicy wyprawy: Jan B., Zbigniew C.

Tekst i zdjęcia Zbyszka:
W parę dni po powrocie z IKP ruszyłem na Białoruś. Dojrzewający już kilka miesięcy plan wyjazdu zakładał polowanie z Herą na słonki i kuropatwy. Jan, mój towarzysz łowów, marzył o grubym łosiu. Tradycyjnie przenocowałem w gościnnym domu Janka w Sokołowie i następnego dnia o świcie ruszyliśmy przez Brześć i Mińsk do niewielkiej osady Rosochi (może kiedyś Rosochy) gdzie oczekiwali na nas gosposdarze łowiska. Szczęśliwie, przejście graniczne okazało się dla nas w miarę łaskawe tak, że na miejsce dotarliśmy już późnym wieczorem w nienajgorszych humorach. Ten pierwszy wieczór trwał dosyć długo tak, że następny dzień potraktowaliśmy nieco luźniej. W sumie polowaliśmy 5 kolejnych dni. Ja dzień dzieliłem pomiędzy słonki a kuropatwy, Janek uparcie szukał mocnych byków ale też nie odpuszczał polowania z wyżłem.
Polowaliśmy na terenie liczącego ponad 60 tysięcy hektarów obwodu Państwowego Gospodarstwa Leśnego, odległego od stolicznego Mińska około 70 km. Rozległe, praktycznie naturalne lasy, na obrzeżach których poszukiwałem długodziobych, wędrujących o tej porze roku na południe słonek. Równie rozległe pola oraz obrzeża niewielkich, rozrzuconych na dużej przestrzeni i częściowo opuszczonych wiosek, otoczonych wianuszkiem nieużytków czy niewielkich pracowniczych poletek, to przestrzeń, w której buszowaliśmy z Herą w poszukiwaniu stadek kuropatw. Trzeciego dnia Janek dostał od św. Huberta ciężkiego byka jelenia wałęsającego się jeszcze o tej porze za chmarą łań. Potężny w tuszy byk nosił na głowie 9 kg wieniec nieregularnego szesnastaka. Trofeum wspaniałe, z pewnością wysokomedalowe, a na dodatek, w czasie zdejmowania skóry z karku znaleziono starą kłusowniczą loftkę, będącą bardzo ciekawą pamiątką tego dnia.
Słonek nie udało się niestety z Herą spotkać, choć widywaliśmy je w czasie wieczornych przejazdów przez łowisko. Polegliśmy w zderzeniu z rozległym i trudnym łowiskiem oraz chyba niezbyt szczęśliwie wybranym czasem polowania. Cóż, może kiedyś... Z kuropatwami poszło wyraźnie lepiej. Polowałem, jak wspomniałem, z 2,5 letnią Herą która pomimo młodego wieku jest już psem w pełni ukształtowanym i łowiecko doświadczonym. W takim terenie, w jakim przyszło nam polować, można w pełni zrozumieć dlaczego podstawową umiejętnością wyżła jest zdolność do skutecznego wyszukania ptaka w rozległej przestrzeni oraz wielka wytrwałość. Hera pracowała niestrudzenie przez pięć kolejnych dni, chodząc szeroko, doskonale korzystając z wiatru i spokojnie dotrzymując stójkę. Nie zostawiliśmy żadnego postrzałka. Było super. Szkoda, że współcześnie nie ocenia się już wyżłów w takich warunkach. Ostatniego dnia, w miejsce strzelby wziąłem aparat fotograficzny, a Janek pełnił rolę strzelca. Choć nie da się w pełni oddać tego, co widzieliśmy w polu, na zdjęciach, zachęcam do obejrzenia galerii poniżej.