Wyprawa na wilki - 2021
18-23.02.2021. - Białoruś, Hłusk - Rejon bobrujski.
Uczestnicy wyprawy - myśliwi:
Adam B., Jerzy D., Łukasz O. i Witold D.
oraz kibice:
Jan O. (syn Łukasza), Krzysztof M., Piotr R. i Andrzej O. (organizator).
Do łowiska dotarliśmy w czwartek 18.02., późnym wieczorem. Było -28°C i śniegu po pas. Na szczęście następnego wieczora, gdy nadeszła pora pierwszego wyjazdu w łowisko, znacznie się ociepliło. Było "tylko" -18°C. Na takim polowaniu trzeba siedzieć nieruchomo przez co najmniej 2 godziny, więc zrezygnowałem tej nocy z kibicowania myśliwym, mimo że specjalnie na ten wyjazd kupiłem bardzo ciepłą odzież. Zrezygnowałem, bo następnego wieczora prognozy obiecywały tylko kilka stopni mrozu. Pozostali trzej kibice pojechali...
Organizacja tych polowań była następująca. Giena (dyrektor obwodu i doskonały wabiarz) lokował myśliwych na ambonach, stojących na znanych przejściach wilków, sam zaś ustawiał się za linią ambon i wabił. Z analizy tropów (nie tylko podczas naszego pobytu), wiadomo było, że wilki zawsze podchodziły do miejsca wabienia. Nigdy jednak nie było wiadomo którędy i kiedy pójdą. Białorusini potrafią przez całą noc siedzieć na ambonach, nawet przy takich mrozach (więc strzelają, skoro wilki zawsze idą na wab). My takimi twardzielami nie jesteśmy.
No i oni wszyscy mają termowizyjne lunety lub nasadki na lunety. W naszej grupie termowizor obserwacyjny miał tylko Krzysztof (kibic), a Łukasz otrzymał noktowizor obserwacyjny od Gieny.
Pierwszego wieczoru po przyjeździe w łowisko, Koledzy zauważyli świeże tropy wilka (można je oglądać na jednym ze zdjęć). Niestety wilków tej nocy nie widzieli. Spora w tym "zasługa" kibiców, którzy zachowywali się źle. Wchodzili w miot, mimo że Sasza prosił, by tego nie robili. Małym pocieszeniem jest to, że kibice zepsuli polowanie nieświadomie. Zepsuli i tyle!
W drugą noc pojechałem i ja. Nie poszedłem na ambonę, żeby nie przeszkadzać, bo jeżeli na polowaniu indywidualnym jest tylko sam myśliwy, to i tak jest o jednego za dużo. Zostałem więc w samochodzie Saszy, na skraju niewielkiej wioski, do której wilki zaglądają nocami (Kriukowszczina). Giena rozwiózł myśliwych i kibiców na ambony (wilki nie boją się samochodów), wrócił i zaparkował obok auta Saszy, po czym poszedł wabić.
No cóż... Kibice znów siedzieli na ambonach z myśliwymi. Jedni i drudzy zrobili wszystko, by znowu zepsuć polowanie. Z wilkami nie można się bawić po amatorsku. W nocy, na kwaterze ustaliliśmy z Saszą, że od następnego polowania kibice, którzy zechcą iść z myśliwymi, zapłacą jak za polowanie, czyli niemało. To powinno chociaż trochę zwrócić straty organizatorów spowodowane przez kibiców przeszkadzających w polowaniach.
Tej nocy dwaj koledzy widzieli wilki. Krzysztof przez termowizor, a Łukasz przez noktowizor. Siedzący z Krzysztofem Jurek przez lunetę nie widział nic, a Łukasz w swojej lunecie też nic. Nie wiadomo, czy do myśliwych siedzących w pojedynkę (jak Św. Hubert przykazał) podeszłyby wilki, ale szansa na to byłaby nieporównywalnie większa.
Poranne tropienie wykazało, że były w tym miejscu trzy wilki, a nie jeden, możliwe więc, że Krzysztof i Łukasz widzieli różne sztuki. Dla porządku dodam, że widzieli też zająca i lisa.
Ja stałem tej nocy koło samochodu, na skraju wsi. Słyszałem z daleka (z około 2 kilometrów), 3 wilki odpowiadające na wab Gieny. Prawdopodobne jest więc, że były to te wilki, które potem wyszły między ambonami Kolegów, bo dla wilków przebiec 2 kilometry to kwestia minut.
W trzecią noc też pojechałem z Kolegami i też zostałem przy samochodzie. Planowany był wyjazd w inne miejsce, ale Giena, robiąc rekonesans w ciągu dnia, zakopał się samochodem w zbyt głębokim śniegu i musiał zmienić plany. Stałem więc tam, gdzie poprzedniej nocy.
I tak, jak poprzednio słyszałem wilki odpowiadające z daleka na wab Gieny, i także samo, ci sami dwaj Koledzy widzieli wilki tylko przez termo i noktowizor. Zająca i lisa też.
Natomiast ja przeżyłem tej nocy niesamowite emocje. Około 40 metrów ode mnie szły we wsi 3 wilki. Nie widziałem ich, bo były za drzewami, ale słyszałem wyraźnie. Szły ostrożnie, zatrzymując się co chwilę i zbliżając ukośnie do drogi, na której stałem. Szły prosto na ambonę Adama. Czekałem aż je zobaczy, aż strzeli... Myślałem, że szalejące z emocji serce wyskoczy mi do gardła i bałem się, że jego łoskot spłoszy wilki. Niestety, spłoszył je wiatr, wiejący od strony, gdzie siedział Adam. Wilki wróciły po własnym tropie, zatoczyły koło i weszły na bagna 300 metrów od ambony Adama. Nie widział ich. W nocy, to za daleko na normalną optykę. Wszystko to wiemy z porannego tropienia Gieny. Co prawda, nie sprawdzał on tropów we wsi, bo wydało mu się mało prawdopodobne, żeby tamtędy przechodziły, mimo że te same wilki tydzień temu wzięły psa z tejże wsi.
Czwartego wieczora nie pojechałem z Kolegami. Przeżyte poprzedniej nocy, niesamowite emocje wystarczą mi na długo. Natomiast oni widzieli 3 łosie, defilujące im przed ambonami. To też ciekawe przeżycie, jakie św. Hubert zafundował im na koniec pobytu.
I jeszcze jedno przeżywaliśmy przez cały czas. Otóż w Białorusi, podczas polowań na wilki, zawsze w promieniu 100 kilometrów od zamówionego łowiska pracują tropiciele. Celem jest otropienie wilków i ofladrowanie miotu, w którym zaległy.
Drugiego dnia, około 30 kilometrów od nas otropiono 3 wilki i zaczęto fladrowanie. Niestety, śnieg okazał się za głęboki. Konie nie dały rady, samochód się zakopał... a wilki zostały w miocie. Następnego dnia, samochód znowu się zakopał, a wilki nadal zostały. Kolejnego dnia przyszła odwilż. Samochód wjechał i gdy ofladrowano już ponad połowę miotu, wilki wyszły...
O wszystkim tym informowano nas na bieżąco, więc emocje były niemałe.
No cóż, na tym polowaniu Koledzy nie strzelali, chociaż wilki były widziane. Czy można więc stwierdzić, że gdyby mieli termowizyjne lunety lub nasadki, to by strzelili? To zbyt duże uproszczenie. Myśliwi miejący tzw. miękki spust raczej by strzelali, ale czy by strzelili?
Wilki były widziane z dużych odległości (do czego niewątpliwie przyczynili się kibice). Pewne jest więc tylko to, że mieliby okazje. Tylko tyle i aż tyle...
Nie obiecywałem myśliwym sukcesu łowieckiego. Wilk to bardzo trudny przeciwnik i Koledzy doskonale to rozumieli. Natomiast obiecywałem więcej emocji, niż dane im było doświadczyć. Kiedyś słyszałem wyjące wilki w Bieszczadach. Przeżyłem ciarki biegnące po plecach i drgawki na całym ciele... Tego nie da się opisać, tego trzeba doświadczyć samemu. Większość myśliwych polujących w obwodzie Gieny, miało możliwość przeżycia tych niesamowitych emocji. My niestety nie. Wilki wyły zbyt daleko od nas...
I jeszcze świeże informacje z Białorusi.
We wszystkich innych grupach polujących w tym sezonie na wilki, myśliwi strzelali.
Nie wszyscy oczywiście z sukcesem... Wszyscy jednak mieli termowizory.
I druga informacja. Po wielkich opadach śniegu (efekty czego widzieliśmy), w żadnym łowisku w Białorusi nie udało się ofladrować wilków. Konie i samochody nie dawały rady, a traktory płoszyły wilki. Natomiast przed tymi opadami, w każdym ofladrowanym miocie padały wilki. Takiej skuteczności najstarsi blagierzy nie pamiętają...
Na koniec zapraszam do obejrzenia zdjęć. W ich opisach jest niemało informacji.
Darz Bór! Andrzej Otrębski
|