Wspomnienie o blogu "Amatorskie zapasy dziewczyn"To jest wspomnienie o blogu mag-da7.blog.onet.pl, którego już nie ma, bo 28.02.2018. onet zlikwidował platformę blogową. Tematyką bloga były zapasy kobiet nie trenujących sztuk walki oraz inne sportowe rywalizacje kobiet, a główną bohaterką była najpierw jego założycielka Magda, a potem moja kuzynka Mariola (ksywka na blogu - Miśka).
Blog powstał w listopadzie 2005. Od razu pomyślałem o sportowej karierze Marioli i wysłałem jej adres bloga. Od lutego 2006 Mariola zaczęła pisać tam swoje posty, a od kwietnia tegoż roku zgłosiła gotowość do walk w amatorskich zapasach. Od 1.07.2008. Mariola przejęła prowadzenie bloga. Pora wyjaśnić dlaczego o takiej sportowej karierze Marioli pomyślałem. Dlaczego walki? Była wysportowana, ukończyła AWF, ale ani w szkole, ani na studiach nikt nie zauważył jej zapaśniczych zdolności. Kiedyś, 25 letnia Mariola została u nas w domu na noc. Namówiłem ją na zapasy i walczyliśmy zażarcie ponad 3 godziny. Była doskonała. Ona ma wyjątkowy talent do walk. Jest bardzo silna i wytrzymała. Jej stalowe mięśnie są wyjątkowo odporne na długotrwałe mordercze przeciążenia. Stać ją na maksymalny wysiłek nawet przy krańcowym wyczerpaniu. Wiem na pewno, że gdyby zaczęła trenować, osiągała by sukcesy międzynarodowe, ale w wieku 25 lat było już za późno na sport wyczynowy. Od roku 1997 (a więc na długo przed powstaniem bloga) zacząłem organizować dla Marioli amatorskie walki z dziewczynami. Na blogu były długie i fascynujące opisy tych walk oraz innych rywalizacji, były zdjęcia z walk, były zażarte dyskusje rywalek, przekomarzanie się. Tego wszystkiego nie będę tu powtarzał, gdyż jest tego ogromna ilość. Pełna kopia bloga ma 811 stron w Wordzie!!! Są tam wszystkie opisy i komentarze. Poza tym mam 665 zdjęć z walk. Do czasu przejęcia bloga przez Mariolę było na nim prawie 50 wspaniałych opisów walk i innych rywalizacji kobiet, napisanych przez Magdę (założycielkę bloga).
Przytoczę tu kilka opisów Magdy: Pompki i walka, Wiosła i sumo, Nogi, Wyścig taczkami, Twardy orzech Liczyłem na to, że dzięki blogowi, który miał setki wejść dziennie, Mariola znajdzie ciekawe, trudne rywalki, że stoczy wiele fascynujących walk. Dziewczyn chętnych do rywalizacji było setki. Od zaprawionych w brutalnych bijatykach awanturniczek, poprzez silne i wysportowane amatorki, do wyczynowo trenujących zawodniczek. Wszystkie te dziewczyny umawiały się na walki z Mariolą. Były ustalane terminy, miejsca i zasady walk. Mariola była gotowa zawalczyć z każdą. Wśród namawianych była zapaśnicza mistrzyni Polski, medalistka mistrzostw świata i Europy, czy też polska sztangistka kategorii +75 kg, srebrna i brązowa medalistka olimpijska, mistrzyni świata, 3-krotna mistrzyni Europy i 8-krotna mistrzyni Polski. Oczywiście, Mariola nie myślała o wygraniu z ww. zapaśniczką. Chciała się tylko przekonać, ile jej brakuje do profesjonalistek, a w najśmielszych marzeniach, chciała sprawić jej choć trochę kłopotów i nie dać się pokonać do zera. Poważnie zaś myślała o pokonaniu w zapasach ww. sztangistki, gdyż nie raz wygrywała z silniejszymi od siebie facetami. Było w planach jeszcze kilka arcytrudnych rywalek, ale do walki z żadną z nich nie doszło. Natomiast spośród wspomnianych setek chętnych, umówiły się na walki tylko dwie: Kleo i Karolina (opisy walk poniżej). Wszystkie inne wycofywały się w trakcie umawiania, przy czym nie wszystkie miały odwagę o tym napisać. Niektóre likwidowały swoje profile na portalach, a była i taka, która po prostu nie przyjechała na umówiony termin. Jednak największą zmorą bloga byli faceci podszywający się pod dziewczyny i usiłujący w ten sposób umówić się na walkę z Mariolą. Obrzydliwy stereotyp erotycznych wygłupów, niesłusznie zwanych walkami, w zasadzie zniszczył moją ideę szukania rywalek dla Marioli w internecie. Oczywiście żaden erotuman nie zdołał nas oszukać, ale wiele dziewczyn mających ochotę się posiłować, obawiało się podtekstów erotycznych. Tak jakby dziewczyny nie mogły lubić walk i normalnej sportowej rywalizacji. Ja znam dziesiątki takich kobiet, które uwielbiają walczyć, a nie mogą trenować sztuk walki. To właśnie dla nich zorganizowałem setki walk. Uwielbiały to, fascynowała je rywalizacja, a ambicją i zawziętością przewyższały większość facetów. Nie mogę niestety opisać tego wszystkiego, bo to kolejne setki stron w Wordzie. Ograniczę się więc do opisów z bloga i do kilku innych, których na blogu nie było. Poza walkami, na blogu odbywały się zawody w siłowaniu na ręce, na nogi, w pompkach, w podciąganiu na drążku i w rzucie piłką lekarską. Rywalki przez wiele miesięcy trenowały do tych zawodów. Opracowałem metodykę treningów dla Marioli, a ona trenowała wyjątkowo solidnie i ambitnie. Co jakiś czas na blogu odbywały się kontrolne sprawdziany. Dziewczyny podawały swoje wyniki na kolejnych etapach przygotowań. Mogliśmy przeczytać jak trenowały, jak poprawiały swe rezultaty i jak się zażarcie kłóciły o to, która lepsza, która silniejsza, która którą pokona, a także jak były dopingowane przez rzesze fanów (powstawały fankluby).
Tu można zobaczyć wyniki zawodów z lat 2006 - 2008 (widoczna tam Bożena to inna rywalka, niż ta z opisów walk). Amatorskie walki dziewczyn miały swój szczegółowy regulamin. Oto jego skrót:
Potyczki odbywają się wyłącznie w parterze. Walkę zaczynamy klęcząc, a nie stojąc, gdyż przy braku znajomości padów, nieumiejętne upadki ze stójki mogą powodować groźne kontuzje. Nie wolno także wstawać na nogi podczas całego starcia. Nie wolno też stosować uderzeń, kopnięć, dźwigni, duszenia, bolesnego uścisku nogami, wykręcania kończyn, drapania, gryzienia, szarpania za włosy i wszystkiego, co powoduje ból. Początek starcia - przeciwniczki klękają naprzeciw siebie i siłują się. Cel starcia - przewrócenie rywalki na plecy i utrzymanie jej w tej pozycji. Koniec starcia - poddanie się przegrywającej. Walkę toczy się do upadłego, czyli do ostatecznego poddania się jednej z rywalek, gdy brakuje jej sił na kolejne starcie lub wiary w zwycięstwo. Oto wybrane opisy walk i innych rywalizacji dziewczyn.
Teksty na bloga zawsze pisałem razem z Mariolą. Najpierw ja tworzyłem opis (do lutego 2007 z pamięci, później z filmów, a czasem z opowiadań Marioli, gdy nie widziałem jakiejś potyczki), potem ona dodawała do niego emocje, a na koniec ja wygładzałem formę literacką. Prezentowane tu opisy to skróty relacji z bloga. Powstają z wielostronicowych tekstów, opisujących potyczki akcja po akcji. Poniżej numeruję tylko walki Marioli z kobietami. Stoczyła ona też wiele walk z facetami (np. ze mną kilkadziesiąt, wiele ze swoim chłopem, z trenerem Kyokushin Karate). Te opisy, jak i inne rywalizacje (na ręce, na nogi, "Siłaczka plaży", pływanie, wyścig z walizami i inne) nie są numerowane.
1. w życiu walka Marioli z dziewczyną - 7.06.1997. u Doroty - z Sylwią. Mariola ani raz nie dała się przewrócić, a rywalkę powaliła na plecy 3 razy. Sylwia rzucała się pod nią jak szalona, obie tarzały się po całym pokoju, ale Mariola cały czas była na górze. Raz przy akcji z klęku Sylwia mocno skontrowała przewracającą ją Mariolę i niemalże przerzuciła ją nad sobą. Mariola nie dała się i pozostała na górze, ale zaryła nosem w wykładzinę, zdzierając sobie kawał naskórka.
2. walka Marioli - 7.06.1997. u Doroty - pierwsza z Bożeną. Porażka Marioli - Bożena powaliła ją na plecy aż 5 razy. Nie utrzymała jej jednak ani raz nawet przez kilka sekund. Mariola była silniejsza i łatwo się wyrywała, Bożena zaś była sprytna, szybka i świetna technicznie, dzięki czemu wyraźnie dominowała. Tylko w pierwszej akcji Mariola miała chwilę przewagi. Zaatakowała ostro i dopchała rywalkę do końca pokoju. Jednak Bożena nie tylko nie dała się przewrócić, ona nie dała się nawet dobrze chwycić. A zaraz potem gwałtownie zaatakowała. Przepchała Mariolę z powrotem na środek i chwytając ją w pasie, powaliła na plecy. Mariola wyrwała się natychmiast i natarła znowu, ale Bożena znowu nie dała się chwycić i po chwili znowu powaliła ją na plecy. Ta się znowu natychmiast wyrwała i... tak to się powtarzało 5 razy. Z upływem czasu walka była coraz bardziej wyrównana, ale Bożena ani raz nie dała się przewrócić. Gdy już ulegała sile Marioli, to sprytnie wywijała się do klęku. Po godzinie walki Bożena poprosiła, by kolejna akcja była ostatnią, bez względu na wynik. Mariola zaatakowała, ale Bożena sprytnie skontrowała i obie upadły na bok. Było to takie sobie zakończenie świetnej walki Bożeny. A Mariola... Mariola całą noc nie spała, przeżywając porażkę.
3. walka Marioli - styczeń 1998. Grodziec - z Agą (16 letnią uczennicą). Długo nie mogłem przekonać Marioli, że może zawalczyć z jej uczennicą. Miała obawy natury nie tylko wychowawczej. I w końcu mi się udało. Ta walka okazała się świetną zabawą, ale też ciekawą rywalizacją. Na początku Mariola przewracała Agę kilka razy, ale zaraz puszczała, by jej nie zniechęcać. Tak było do czasu, aż Aga ją powaliła. Wtedy się zaczęło! Mariola natychmiast przekręciła się na rywalkę, ale ona w tej samej chwili, wykorzystując energię tego ruchu, wyszła na górę. Przez chwilę Aga nie dała się zrzucić, aż w końcu zasapana Mariola wyrwała się do klęku. Obie od razu rzuciły się na siebie i Mariola po kilku atakach powaliła rywalkę. Aga się wyrwała, zaatakowała gwałtownie i mocno zachwiała Mariolą. Wtedy Mariola zaczęła walczyć na maksa. Co jakiś czas Aga padała na brzuch lub na plecy, ale wyrywała się i walczyła coraz bardziej zażarcie. Była jednak słabsza i nie udało jej się przewrócić Marioli. Lepiej jej szło wyrywanie się. Leżała na plecach wiele razy, a poddała się tylko 2 lub 3 (dziewczyny nie liczyły ile). Znacznie częściej zrzucała z siebie silniejszą rywalkę, a raz przekręciła się na nią z leżenia na plecach. Mariola wyrwała się w miarę szybko i równie szybko rozłożyła przeciwniczkę na łopatki. Aga nie dała rady jej zrzucić. Poddała się ostatecznie. A po odpoczynku...
Obserwował to wszystko uczeń Marioli i zaproponował jej zapasy. Rozogniona niedawną walką z Agą, zgodziła się od razu! Potem często powtarzała: "oj, z nim to było na poważnie". Mariola zaatakowała gwałtownie, ale on nie dał się dobrze chwycić i w efekcie nie dał się przewrócić. Mariola ponowiła atak raz, drugi i trzeci, ale ciągle bez efektu. W ogóle nie czuła oporu. Przez cały czas jej siła trafiała w pustkę. On ciągle schodził z linii ataku i wywijał się z uchwytów, aż w końcu zaatakował. Chwycili się bardzo mocno i nacierali na siebie z całej siły. Mariola miała wreszcie to co chciała, miała siłowe zwarcie, ale nie dała rady powalić przeciwnika. On też nie dał rady. Zerwał więc uchwyt i znowu zaczęły się zapaśnicze podchody. Ona atakowała, a on nie dawał się złapać. Po dłuższej walce on zaatakował po raz drugi i zaczął przechylać Mariolę w tył i w bok. Ona przegrała to siłowanie, ale z kocią zwinnością wykręciła się do klęku podpartego i nie upadła na plecy. Zaczęła się ostra walka "na czworaka", w której on miał inicjatywę. Nacierał gwałtownie, ale podparta na rękach Mariola była nie do ruszenia w tej pozycji. Gdy się przekonał, że nie da jej rady, znowu wrócił do pozycji wyczekiwania. Mariola miała dość tej jego asekuracyjnej postawy i ruszyła do frontalnego ataku. Chciała złapać, pokonać uniki, przełamać opór... i po kilku próbach złapała go wreszcie za szyję i bark. On też ją tak złapał. Szarpnęła, pokonała jego opór i już kładła go na materace, gdy on skontrował i powalił ją na plecy. Ona, nauczycielka rozłożona na łopatki przez ucznia! Nie!!! Zrzuciła go z siebie wybiciem tak mocnym, że przekoziołkował ponad metr od niej. Pozbierał się jednak zanim go dopadła i wreszcie stawił jej czoła w otwartej walce (widocznie poczuł, że może ją pokonać). Odbyło się wiele starć, podczas których oboje chwiali sobą potężnie i wiele razy byli bliscy upadku. Mariola miała przewagę siły i była bardziej agresywna, natomiast on nadrabiał to sprytem i świetnym układem ciała. I nie dał się przewrócić! Ona też nie! W końcu, po długiej zażartej walce, oboje uzgodnili remis. Gdyby to była walka według naszych blogowych zasad, można by mówić o przewadze, czy wygranej. Tu jednak było inaczej. Mariola czuła niedosyt, bo tyle razy była bliska powalenia go na plecy i ani raz nie dała rady. A jest prawdopodobne, że z pomocą chwytu by go na plecach utrzymała (z Agą chwytu nie stosowała). Natomiast dla niego była to straszna porażka (tak też myśleli jego rówieśnicy). On, młody silny mężczyzna, nie dał rady kobiecie! A ja myślę, że on nie tylko nie dał rady Marioli, ale mógłby też z nią przegrać, gdyby ona miała za sobą doświadczenie z kilkunastu potyczek, które stoczyła później. Ona miała do tej pory tylko jedną trudną walkę, a on często bił się z kolegami. Mariola rok później umiała dużo więcej i biła się bez porównania lepiej, a dwa lata później była praktycznie nie do pokonania przez większość amatorek i młodych chłopaków. 4. walka Marioli - 4.02.1998. Grodziec - druga z Bożeną. Wściekła na poprzednią porażkę Mariola atakowała jak szalona. Mocno, ostro, agresywnie. Bożena jednak nie dała się zdominować. Jej kontry były szybkie i nie mniej agresywne. Tym razem przewracała Mariolę częściej kontrami, a rzadziej z siłowania w klęku. Jednak Mariola nie upadała na plecy, jak poprzednio, gdyż nauczyła się przekręcać w locie na brzuch. Natomiast przewracana przez Mariolę Bożena, świetnymi kontrami wychodziła do klęku lub od razu na Mariolę (też od razu przekręcającą się na brzuch). Te wyjścia na Mariolę powodowały, że Bożena częściej była na górze. Znowu miała przewagę, choć nie tak dużą jak w pierwszej walce. Spryt i szybkość nadal wygrywały z siłą, ale zmalała przewaga techniczna Bożeny. Mariola biła się coraz lepiej, ta zażarta walka stawała się coraz bardziej wyrównana. Co rusz to jedna, to druga była górą. W tej zaciętej walce na maksa Mariola pierwszy raz powaliła Bożenę na plecy. Nie utrzymała jej jednak, a po chwili sama leżała na plecach, też pierwszy raz tego dnia. Jak zwykle zrzuciła z siebie Bożenę po kilku sekundach siłowania się, ale tylko do klęku. Nie umiała jeszcze przekręcać się od razu na rywalkę. Dyszała strasznie, a Bożena miała tylko przyspieszony oddech. Walczyły już pół godziny bez przerwy. Biły się coraz ostrzej i nie wiadomo jak by się to skończyło, gdyby walki nie przerwała kontuzja Marioli (rąbnięcie głową o podłogę). Mariola przez dłuższą chwilę nie mogła dojść do siebie. Bożena wygrała, bo częściej była na górze. Tego dnia znowu była lepsza, choć tym razem bez druzgocącej przewagi (obie po razie leżały na plecach).
5. walka Marioli - 4.02.1998. Grodziec - z Agnieszką. Gdy ustąpiły objawy kontuzji po ww. upadku na głowę, Mariola miała dylemat: czy dokończyć przerwaną walkę z Bożeną, czy też zawalczyć z trenującą kiedyś wyczynowo judo Agnieszką. Wybór padł na Agnieszkę i w perspektywie czasu okazał się słuszny, bo Agnieszka już nigdy więcej nie walczyła (mąż jej nie pozwolił). Walka Marioli z Agnieszką była zacięta i wyrównana. Mariola była lepsza w atakach i silniejsza, a Agnieszka miała świetne bloki, spryt i technikę z judo. Biła się z Mariolą tak ostro, że zdarła do krwi skórę na kostkach dłoni, a jednak nie dała rady jej pokonać. Mariola powaliła ją na brzuch 2 razy, sama leżąc tylko raz. Na łopatki żadna nie dała się rozłożyć. Tak więc Mariola wygrała 2:1 - ale optycznie była wyraźnie lepsza. Po tej walce odbył się remisowy pojedynek Agnieszki i Bożeny (1:1 w powaleniach na brzuch), a potem ja zawalczyłem z Agnieszką. Dopóki stosowała bloki z judo, nie potrafiłem jej przewrócić i byłem pełen podziwu dla Marioli, że 2 razy tego dokonała. Wygrałem dopiero, gdy Agnieszka przyjęła otwartą walkę.
6. walka Marioli - 22.04.1998. Grodziec - trzecia z Bożeną. Po dwóch porażkach Mariola była wyjątkowo zdeterminowana, gdyż obie przegrane walki zostały zakończone wbrew jej woli. Pierwszą przerwała Bożena, a drugą kontuzja. I o ile pierwszej Mariola nie miała szans wygrać, to drugą... kto wie? Nie było jej dane zawalczyć do końca, do upadłego. Tak więc w tej trzeciej walce Mariola od początku walczyła z ogromną wściekłością. Jak nigdy w życiu. Jednak Bożena była nie mniej zadziorna i agresywna. Obie rzucały się na siebie z maksymalną energią, bez uników, by udowodnić sobie, która którą fizycznie wykończy, której braknie sił, kondycji, ambicji. W odróżnieniu od poprzednich walk, to Mariola częściej przewracała Bożenę (przeważnie na brzuch), ale ona sprytnie wywijała się świetnymi technicznie wybiciami i kontrami. Czasem wychodziła wtedy do klęku, a czasem od razu na rywalkę. Natomiast gdy Mariola była pod spodem (też przeważnie na brzuchu), to zawsze wyrywała się siłą, a nie sprytem (też do klęku lub na rywalkę). Obie leżały na plecach po 3 razy. Po tym trzecim powaleniu, Mariola rozłożyła Bożenę na łopatki i już nie puściła. Zablokowała kontrę, siłą stłumiła wybicia i nie dała się zrzucić. Bożena musiała się poddać! Takie zakończenie zdarzyło się między nimi po raz pierwszy. W poprzednich dwóch walkach Bożena wygrywała, bo miała przewagę, ale nigdy nie była nawet blisko utrzymania rywalki na plecach (nawet przez kilka sekund). Tego dnia to Mariola miała przewagę, a na dodatek zmusiła rywalkę do poddania się. Co prawda Mariola była bardziej mokra od potu i bardziej dyszała ze zmęczenia, ale mogła i chciała jeszcze walczyć. Bożena już nie. Trochę głupio tłumaczyła porażkę: "wczoraj myłam podłogę i to dlatego...". W walce na muskuły, na wyniszczenie i bez uników, Mariola okazała się lepsza.
7. walka Marioli - 29.07.1998. u Doroty (w innym mieszkaniu) - pierwsza z Dorotą. Pierwsza walka Marioli z Dorotą miała odbyć się 7.06.97., po walkach z Sylwią i Bożeną. Niestety Dorota zasłabła już w pierwszym starciu z Bożeną i były obawy o jej zdrowie. Minął rok zanim udało mi się umówić Mariolę z Dorotą. Obie były bardzo silne i nieziemsko ambitne. Na początku Dorota wygrała zwarcie i powaliła Mariolę na brzuch. Trzymała bardzo mocno, więc Mariola miała dużo większe kłopoty, niż przy wychodzeniu spod Bożeny. Myślałem, że Mariola przegra swą pierwszą potyczkę z Dorotą. Jednak po kilku wściekłych atakach, wyrwała się i zaczęła walczyć jak szalona. Dzięki temu częściej wygrywała zwarcia i częściej bywała na górze. Po półgodzinnej przewadze, chwyciła powaloną na bok rywalkę i zaczęła przeginać ją na plecy. Dziewczyny siłowały się splecione w niedźwiedzim uścisku. Mariola miała przewagę pozycji i po chwili Dorota dotknęła plecami podłogi, ale wtedy nagle rzuciła się tak, jakby ta podłoga parzyła. Wybicie było tak potężne, że Mariola wyleciała w powietrze jak z katapulty, a Dorota runęła na nią z ogromnym impetem. Mariola z kocią zwinnością przekręciła się w locie i upadła na brzuch. Rozpłaszczyła się ze zgiętymi w łokciach rękami oraz szeroko rozłożonymi nogami i tylko blokowała wściekłe szarpania rywalki. Po kilku minutach przewagi Doroty, zmęczyła się ona wściekłym szarpaniem i wtedy Mariola wyrwała się do klęku. Przez dłuższy okres czasu żadna nie potrafiła zdobyć przewagi. Walka z ostrej i agresywnej przeradzała się w siłową. To zawsze była domena Doroty, mającej krępą, bardzo mocną budowę ciała i potężne ramiona. W walce "na muskuły" była najlepsza ze wszystkich dziewczyn, jakie dotąd widziałem. Jednak okazało się, że w tych siłowych zwarciach Mariola jej nie ustępuje. Co chwilę to jedna, to druga padała na podłogę, zrywała się i walczyła dalej, aż w końcu u obu zaczęły pojawiać się objawy zmęczenia. Mariola sapała i dyszała coraz bardziej, a Dorota była czerwona na twarzy z wysiłku. Po dłuższym czasie takiej zażartej walki na wyniszczenie, Mariola zaczęła wygrywać z Dorotą siłowe zwarcia. Zaczęła częściej Dorotę przewracać, ale na plecy drugi raz już jej nie położyła. Nie osiągnęła też dużej przewagi, bo Dorota nadal potrafiła się jej wyrywać i nadal była w stanie ją przewrócić. Co prawda robiła to rzadziej i trzymała krócej, ale nie dała się zdominować. W końcu przerwaliśmy tę morderczą walkę, trwającą już prawie 2 godziny. Uznaliśmy, że coraz bardziej zmęczona Dorota nie jest już w stanie poważniej zagrozić rywalce, a ciężko dysząca Mariola, nie da już rady powalić rywalki na plecy. Mariola wygrała, bo częściej powalała Dorotę i dłużej panowała na górze, a raz przekręciła ją na plecy (na sekundę tylko, ale jednak). To była fascynująca walka. Wielki szacunek dla obydwu rywalek!
8. walka Marioli - 17.11.1998. Grodziec - czwarta z Bożeną. Strategią Marioli były gwałtowne ataki - wiedziała, że siłą potrafi wykończyć Bożenę, więc nacierała jeszcze ostrzej niż poprzednio. Chciała wygrać za wszelką cenę. Bożena zaś zrobiła wszystko, by się nie dać. Nie przyjęła otwartej walki na muskuły, wiedząc, że nie ma w niej szans. Nie próbowała przewrócić Marioli podczas siłowania się na kolanach, ograniczyła się do kontr, a w tym była doskonała. Mariola atakowała z ogromną siłą, wściekle i zażarcie. Powaliła Bożenę kilkanaście razy na brzuch i 4 razy na plecy, ale ani raz jej nie utrzymała, a Bożena dokładnie tyle samo razy była na górze po świetnych kontrach i jak zwykle nie potrafiła utrzymać Marioli pod sobą nawet przez kilka sekund. Walka zakończyła się idealnym remisem. Już w domu Mariola krzyczała do mnie "nigdy więcej nie będę tak atakować", a o kontrach Bożeny "nie wiem jak ona to robi". Przekonałem ją jednak, że atakować musi, bo gdy przestanie, Bożena znów może zdobyć optyczną przewagę i wygrać. Natomiast siłowej walki na wyniszczenie, Bożena z Mariolą wygrać nie może. Pytanie tylko, jak ją do takiej siłowej walki zmusić. Za dobra jest i dziś to ona narzuciła swój styl. Na koniec Mariola postanowiła, że w następnej walce będzie atakować zażarcie, ale mniej chaotycznie, by nie dawać tylu okazji do kontr.
9. walka Marioli - 22.03.1999. Mysłowice - piąta z Bożeną. Na początku piątej walki, Bożena całkiem Mariolę zaskoczyła. W pierwszym starciu, wykorzystując jej mocny atak, pociągnęła ją na siebie i położyła na plecy, a gdy Mariola się wyrwała i zaczęła ostro atakować, to nie przyjęła otwartej walki. Robiła sprytne uniki, a gdy została przewrócona (w tym 2 razy na plecy), to swym świetnym wybiciem wyrywała się do klęku i czekała. We wcześniejszych walkach, Bożena też się wyrywała wybiciami, ale zawsze wtedy próbowała przekręcić się na Mariolę, co wywoływało dalszą walkę. Teraz zaś Bożena tej walki unikała. Efekt był taki, że po kilkunastu minutach wściekłych ataków, Mariola była mokra od potu i dyszała jak parowóz, a rywalka nie miała nawet przyspieszonego oddechu. I wtedy Bożena gwałtownie zaatakowała. Powalona na plecy Mariola (zrobiło się 2:2), pierwszy raz w historii ich walk, wyrwała się spod Bożeny po dłuższym siłowaniu się, a nie w kilka sekund. Dyszała po tym jeszcze bardziej, ale natychmiast rzuciła się do ataku. Bożena też! Skończyły się jej uniki. Najwidoczniej postanowiła wykończyć ledwo zipiącą przeciwniczkę. Co to była za walka! Mariola sapała i stękała z wysiłku, ale atakowała coraz mocniej, a Bożena wręcz szalała, nacierając ostro, ale w ciszy. Stawiła Marioli czoła w otwartej, ostrej walce. I mimo że jest słabsza, nie dawała się. Mariola raz, drugi i trzeci nie potrafiła jej powalić, aż w końcu dorwała ją w niedźwiedzim uścisku. Tu trzeba z szacunkiem przyznać, że Bożena nie zastosowała uniku. Zażarcie oddała uścisk i walczyła do końca, do upadłego... bo w końcu upadła... na plecy... Nie wyrwała się! Musiała się poddać!
Po walce Mariola wygrała z Bożeną jeszcze dwie próby sił. Raz wyrwała się z jej chwytu, założonego gdy sama położyła się na łopatki, a drugi raz, w odwrotnej sytuacji, utrzymała Bożenę w chwycie. Po tym wszystkim Bożena powiedziała ze złością "już jej nigdy nie pokonam" i już nigdy nie chciała walczyć z Mariolą. Szkoda... 10. walka Marioli - 1.06.1999. Mysłowice - z Grażyną. To była jedyna walka Marioli, w której chodziło o coś więcej, niż tylko o sportową rywalizację. Kiedyś na zimowisku (1996), w gronie siedmiu wspólnych znajomych, Grażyna kpiła ze sportowych umiejętności Marioli (brylowała, bo lepiej jeździła na nartach), a na moje podpuchy o sprawdzeniu się w zapasach, spytała ze śmiechem przy wszystkich: "a ona w ogóle poradzi się bić?" (Marioli nie było wtedy w pokoju - szkoda, może byłoby ciekawie).
Grażyna jest wyższa i cięższa od Marioli. Jest ogólnie wysportowana i aktywna na co dzień. Lubi i uprawia różne sporty - narty, rower, ping-pong, żeglarstwo i pływanie, a ostatnio ukończyła kurs judo i samoobrony. To była pierwsza w życiu wyższa i cięższa przeciwniczka Marioli, więc widać było jej ogromne emocje i czuło się napięcie sięgające zenitu. Wszystko to eksplodowało, gdy dziewczyny rzuciły się na siebie. Mariola wręcz utonęła w potężnych objęciach Grażyny. Wydawało się, że Grażyna zaraz zmiażdży rywalkę, tyle było w niej determinacji i zawziętości. Ale Mariola nie dała się. Okazało się, że wcale nie jest słabsza i że potrafi zachwiać wyższą i cięższą Grażyną. Sama jednak też chwiała się pod naporem rywalki. Obie miały sobie coś do udowodnienia i obie dawały z siebie więcej niż wszystko. Po chwili takiej siłowej walki na maksa, Mariola powaliła rywalkę na plecy i już jej nie puściła. Grażyna musiała się poddać. Oberwała od osoby, którą uważała za ofermę. Widziałem wyraźnie jak z Marioli spłynęło ogromne napięcie. Wygrała pierwsze starcie z trudem, ale dość szybko. Pokazała pewnej siebie rywalce, że "poradzi". Natomiast w Grażynie wrzało coraz bardziej. Od grymasu bólu i desperacji, gdy przegrała siłowanie, poprzez gniewną bezsilność, gdy mimo straszliwego wysiłku, nie dawała rady się wyrwać, aż do wyraźnie okazywanej wściekłości i żądzy rewanżu. Po przerwie Grażyna rzuciła się do ataku z ogromną furią, ale i Mariola poszła na całość. Zaczęła się ostra walka "na muskuły", w której Mariola była coraz lepsza. Grażyna przegrywała kolejne akcje i co rusz była pod spodem, a gdy raz czy dwa miała Mariolę pod sobą, to tyko na brzuchu, a nie na plecach. Ostatecznie Mariola wygrała 3:0, tzn. 3 razy zmusiła rywalkę do poddania się. Były to zwycięstwa trudne, okupione wielkim wysiłkiem, ale bezdyskusyjne, nie pozostawiające cienia wątpliwości, która jest lepsza, a przede wszystkim, która jest silniejsza, bo zapasy z Grażyną były typowo siłowe. Tyle tylko, że gdy Grażyna przekonała się, że nie da rady Marioli, zaczęła walczyć bardzo asekuracyjnie i nie wysilała się zbytnio. Dawała do zrozumienie, że gdyby się wysilała, to by "poradziła". Coraz mniej chciała walczyć, a Mariola koniecznie chciała jej jeszcze utrzeć nosa. Wymyśliła więc, że położy się na łopatki i z takiej pozycji zaczną się bić, rozumując: "ja ci się podłożę, a i tak ci dołożę". I wtedy musiała stoczyć arcytrudną, zażartą walkę, bo Grażyna zaczęła ją dusić chwytem wyuczonym z judo. Z tego nie da się wybronić, a jednak Mariola dała radę. Resztkami sił, na granicy utraty przytomności, pokazała Grażynie jak ona "poradzi się bić". Nie tylko wyrwała się z duszenia, ale też rozłożyła Grażynę na łopatki po ostrej wściekłej walce w parterze. Jednak i tego było Marioli mało, zaproponowała więc jeszcze siłowanie na ręce. Na prawą wygrała z trudem, a na lewą zadziwiająco łatwo (Grażyna była tak zrezygnowana, że już nie walczyła). Tak więc Mariola wygrała z Grażyną wszystkie próby sił. Żałowała tylko, że nie miała okazji zrobić tego od razu na zimowisku, wtedy kiedy Grażyna z niej kpiła. Że przy wszystkich nie dołożyła jej np. w zapasach na śniegu. Szkoda, bo może przy znajomych Grażyna walczyłaby do końca zażarcie, a może Jola też by się włączyła i byłoby ciekawiej. 11. walka Marioli - 8.12.1999. Mysłowice - pierwsza z Ewą. Ewa była mniejsza i lżejsza od Marioli, ale figurę miała podobną do tej Bożeny, która kiedyś Mariolę pokonała. Ewa przed spotkaniem z Mariolą stoczyła dziesiątki walk z pięcioma rywalkami i wszystkie wygrała. Spotykała się m.inn. dwa razy z dużo wyższą Sylwią P., raz z tzw. "naszą" Sylwią czyli tą, która była pierwszą rywalką Marioli i raz z Różą (bardzo trudna rywalka). Wobec tego Mariola podchodziła do walki z Ewą tak poważnie, że pierwszy raz w życiu szukała wzmocnienia w środkach energetyzujących (RedBull wypity w drodze na salę). Widziałem, że ma pietra, bo w pierwszym zwarciu zaatakowała tak ostro i gwałtownie, że od razu rozłożyła Ewę na łopatki. Ewa walczyła naprawdę świetnie, ale nie dała rady zrzucić Marioli i musiała się poddać. W drugim zwarciu to Ewa pierwsza zaatakowała. Obejmując rywalkę wpół przechyliła ją w bok i do tyłu. Mariola oddała ten uchwyt i walczyła na maksa, ale przegrała to siłowanie. Upadając pod naporem rywalki, wybroniła się przed położeniem na plecy i wściekłym atakiem wyszła na górę. Ewa krzyknęła przegrywając tę akcję i ponownie wyrywała się jak szalona, ale ponownie nie dała rady. W kolejnych zwarciach Mariola była ostrożniejsza i nie dała się dobrze chwycić. Okazała się silniejsza i łatwo rozkładała Ewę na plecy, ani raz nie dając się zrzucić. Mariola wygrała wyraźnie, więc myślałem, że to już koniec ich spotkań, a jednak...
12. walka Marioli - 7.03.2000. Mysłowice - druga z Ewą. Jednak Ewa ma wspaniały charakterek. Poza tym, po poprzednim spotkaniu z Mariolą, Ewa stoczyła naście walk z Sylwią P. (w trzech turach) i wszystkie wygrała, choć niektóre z trudem. Pamiętam jak raz przez kilka minut nie mogła się wyrwać z trzymania na plecach. To był dobry trening. Gdy wiozłem ją na kolejną walkę z Mariolą, zapytałem co planuje na to spotkanie. Odpowiedziała z zawziętą miną: "nie dać się". I rzeczywiście walczyła doskonale. Była bardzo dobra, ale dla Marioli za słaba. Przegrywała wiele razy, więc wymyśliłem, że ich następne walki będą się zaczynały od leżenia Marioli na plecach (Ewa nigdy nie rozłożyła Marioli na łopatki). Odbyły się trzy takie starcia i we wszystkich Mariola wyrywała się do leżenia na brzuchu pod Ewą. Ani raz nie udało jej się zrzucić rywalki całkowicie, czy też przekręcić jej od razu na plecy. Po prostu Ewa się nie dała. Walki były wtedy bardziej zażarte, niż te zaczynane z klęku (nawet gdy potem do tego klęku dochodziło). Pewnie działała tu psychika. Ewa będąc na górze czuła przewagę i to ją uskrzydlało, więc walczyła jak w transie. Co prawda Mariola nadal wszystkie walki wygrywała, ale było znacznie ciekawiej, bo Ewa stawiała dużo większy opór.
13. walka Marioli - 7.04.2000. Mysłowice - druga z Dorotą. Tego dnia Dorota była osłabiona po grypie, ale nie chciała przekładać spotkania. Mariola kładła ją na łopatki wiele razy i wiele razy zmuszała do poddania się. Co ciekawe, Dorota dwukrotnie poddała się trzymana w leżeniu na brzuchu. Prawdą jest jednak również to, że Mariola nie dała rady przekręcić jej wtedy na plecy, a wręcz szalała na górze by tego dokonać. W tej walce Dorota dwukrotnie powaliła ją na łopatki. Obydwa razy Mariola wyrwała się z wielkim trudem, po długiej walce na maksa. Szczególnie za drugim razem, gdy była już zmęczona, wydawało się, że nie da rady, że pierwszy raz w życiu będzie musiała się poddać. W końcu resztami sił, rzężąc z wysiłku, przekręciła się na brzuch. I tu Dorota popełniła błąd. Zamiast całą siłą przygwoździć tak potwornie zmęczoną rywalkę i zmusić ją do poddania się w takiej pozycji, w jakiej niedawno sama się poddała, ona próbowała przekręcić ją na łopatki. Gdy ciągnęła za bark i szyję, Mariola skontrowała, wyszła na górę i już tam pozostała. Dorota wyrywała się krótko, bo była osłabiona. Musiała się poddać. Mimo przewagi Marioli w całej walce, to ona bardziej dyszała ze zmęczenia. Była jednak gotowa do dalszej walki również wtedy, gdy Dorocie już całkiem brakło sił.
14. walka Marioli - 5.05.2000. Mysłowice - trzecia z Ewą. Tym razem zaproponowałem, że Ewa wygra całą walkę, jeżeli choć raz rozłoży Mariolę na łopatki, nawet gdyby sama leżała 10 razy. Podziałało! Ewa jeszcze raz pokazała jak wielkie znaczenie ma u niej psychika i wręcz szalała, wściekle atakując. Ale i Mariola poszła na całość, by nie dać się powalić. Poskromienie szalejącej Ewy wymagało od Marioli walki bardziej agresywnej, ale Ewa jest bitna i zadziorna, więc zaczęła się bić jak równa z równą. Nie uległa agresji Marioli, ale musiała ulec jej sile i po chwili leżała rozłożona na łopatki. Wtedy Mariola zaproponowała, że znowu sama będzie się kłaść na plecach. Pierwszy raz w miarę łatwo zrzuciła rywalkę i szybko położyła ją na plecy. Natomiast za drugim razem natarła też bardzo mocno, ale nie dała rady się wyrwać. Powtórzyła więc atak agresywniej, ale znowu bezskutecznie. Ewa walczyła jak szalona. Sile Marioli przeciwstawiała spryt, świetną technikę i doskonałe ułożenie ciała. Dopiero po dłuższej walce Mariola przekręciła się na rywalkę, ale tylko na sekundę. Ewa nagle skontrowała i wykorzystując ruch ciała i siłę Marioli, doprowadziła do leżenia bokiem. Dzięki błyskawicznej pracy nóg, znów uzyskała lepszy układ ciała i zaczęła przeważać. Gdyby teraz położyła Mariolę na łopatki, to byłoby to normalne powalenie z akcji i zgodnie z umową wygranie całej walki! Obie miały tego świadomość i obie walczyły na maksa. Mariola, mimo dużej przewagi siły, nie potrafiła pokonać świetnego ułożenia nóg Ewy. Ciągle była w pozycji zagrożonej, ciągle centymetry od porażki. Dyszała już straszliwie i stękała okropnie, ale walczyła napierając coraz mocniej, do zapamiętania i do momentu, kiedy jej stalowe muskuły zaczęły wygrywać z techniką rywalki. Jednak Ewa się nie poddała. Dociskana do materaca podjęła dziką, wariacką walkę i kilka razy była bliska zrzucenia rywalki. Dziewczyny kotłowały się straszliwie, ale przewaga siły Marioli wystarczyła jej do zwycięstwa. To była zdecydowanie najciekawsza walka tych rywalek.
Walka Ewy z Kingą - 15.09.2000. Mysłowice. Ewa stoczyła walkę życia. Do tej pory nie miała ona szczęścia do rywalek. Dla Marioli była za słaba, a dla pozostałych za dobra. Co prawda z Sylwią P. czasem leżała na plecach, a z "naszą" Sylwią stoczyła zażartą walkę, ale przegrać z nimi nie mogła. Tylko Róża stawiła jej większy opór, ale też wszystkie walki przegrała, mimo że co rusz to jedna, to druga była pod spodem. Róża nie była silniejsza. Przewracała Ewę, bo doskonale umiała się bić (bardzo często siłowała się z synem - takie rodzinne zapasy).
Kinga (wyższa i cięższa od Ewy) jest wysportowana, ma mocną budowę ciała i kocie ruchy. Ewa wyglądała przy niej jak kruszyna (E i K w konkursie na piękne nogi), ale przyjęła otwartą walkę z silniejszą rywalką. Kurde, jak one się biły. Z jednej strony potężna, silna i zadziorna Kinga, a z drugiej szybka, świetna technicznie i nie mniej zadziorna Ewa. W trwającej blisko dwie godziny, niesamowicie zażartej i ostrej walce, Ewa przez cały czas miała nieznaczną przewagę. Jednak była to na pewno jej najtrudniejsza i najwspanialsza z wygranych walk. Nie spodziewałem się tego zwycięstwa Ewy. Kinga była szykowana na rywalkę dla Marioli, a moja żona twierdziła nawet, że może ona Mariolę pokonać. Ja uważałem, że pokonać to raczej nie, ale liczyłem na ich zażartą wyrównaną walkę. Kinga była u mnie w domu i w ramach treningu bardzo ostro się ze mną pobiła (tłukliśmy się prawie godzinę). Również na rękę była dobra, a na nogi bardzo dobra. Walka z Ewą miała być dla niej tylko przetarciem się, a tymczasem zakończyła się porażką. Walka Sylwii z Kingą - 20.10.2000. Mysłowice. Skoro Kinga przegrała z Ewą, to zamiast z Mariolą, zorganizowałem jej walkę z Sylwią. Sylwia była wtedy bardzo aktywna. Stoczyła wiele potyczek z Moniką, z Mariolą, z Dorotą, z Anką (to już po walce z Kingą), potem jeszcze raz z Moniką i sporo trenowała ze mną. Opisuję tylko po jednej walce Ewy i Sylwii. Co prawda dużo bardziej zażarte walki toczyła Bożena z Dorotą, ale działo się to wcześniej niż zaczęła walczyć z nimi Mariola i nie wpadłem wtedy jeszcze na to, by robić notatki z walk.
Sylwia była jeszcze drobniejsza od Ewy, więc przy Kindze wyglądała jak cień cienia. Na początku obie natarły z całej siły, co słychać było po stękaniu. Kinga z trudem powaliła rywalkę na plecy. Walczyła statycznie i siłowo, podczas gdy Sylwia szalała żywiołowo i dynamicznie. Trwało to dłuższą chwilę i Sylwia była już nieźle zasapana, gdy wyrwała się w bok i wróciła do klęku. Od razu zaatakowała, ale Kinga znowu ją powaliła. Sylwia jednak skontrowała i przetaczając się przez plecy, wyszła na górę. Kinga po kilku próbach, siłą wróciła do klęku, jednak po chwili Sylwia powaliła ją znowu. Tym razem wprost, a nie z kontry. I tu dał się poznać charakterek Kingi. Przegrywała, więc zaczęła walczyć ze straszną wściekłością. Po furiackim ataku klęknęła, ale w następnej sekundzie znów leżała na plecach. Wyrwała się z jeszcze większą furią i z takąż zaatakowała, jednak Sylwia zaczęła walczyć nie mniej wściekle. Nastąpiło kilka szalonych akcji, po których to jedna, to druga lądowała na plecach. Obie dyszały straszliwie, więc zrobiły sobie przerwę, ale tak krótką, że nie wyrównały nawet oddechów. Kipiała w nich nieodparta chęć zwycięstwa i musiały wyzwolić ją natychmiast. Rzuciły się na siebie równocześnie, upadły na bok, zerwały się i walczyły coraz gwałtowniej. Złość Kingi narastała coraz bardziej. Czuła przewagę siły, a częściej była pod spodem, czyli przegrywała ze słabszą rywalką. Zaczęła więc walczyć brutalniej, na granicy faulu. Ale i Sylwia nie dała sobie "w kaszę dmuchać". Co rusz było słychać jęczenie i stękanie, ale żadna nie ustępowała. Każda dawała z siebie wszystko, a nawet więcej. W dalszej walce wprowadzona przez Kingę brutalność, zaczęła się obracać przeciw niej. Gdy obie rzucały się na siebie ze straszliwą wściekłością, Sylwia wydobywała z siebie dodatkowe wulkany energii. Nie zważając na ból towarzyszący gwałtownym szarpnięciom, czy otarciom o materace i o rywalkę, parła do przodu, przepychała, przewracała. W jednej z akcji, obie rzuciły się na siebie i Sylwia niechcąco czołem uderzyła rywalkę pod oko. Kinga krzyknęła z bólu i odepchnęła Sylwię dłońmi w barki. Sylwia zachwiała się lecz natychmiast oddała nie mniej zaczepnie, a następną próbę zbiła rękami na boki i ponownie oddała tak mocno, że Kinga omal nie upadła. Wyglądało na to, że dojdzie do brutalnej bijatyki, ale obie się pohamowały i tylko zaczęły walczyć jeszcze wścieklej. W tym zaś coraz bardziej przeważała Sylwia. Na skutek jej zażartych akcji, Kinga zaczęła przegrywać nawet takie siłowe zwarcia, jakie dotąd wygrywała. Przegrywała, ale ani raz się nie poddała. Do końca potrafiła zrzucić z siebie rywalkę. Nawet wtedy, gdy już nie miała sił na dalszą walkę. Sylwia dzięki niesamowitej wydolności organizmu i twardości w walce wykończyła dziewczynę wyższą, cięższą i silniejszą. Po walce natychmiast uszła z obu cała agresja. Dziewczyny rozstały się w jak najlepszej komitywie, obiecując sobie szybki rewanż. Niestety tydzień później Kinga spadła ze schodów i długo nie mogła walczyć. Potem zaś zapasy wywietrzały jej z głowy. 15. walka Marioli - 10.11.2000. Mysłowice - trzecia z Dorotą. Trzecią walkę z Dorotą Mariola wygrała kładąc ją na łopatki 3 razy (wszystkie ze skutecznym trzymaniem), przy czym ona nie leżała na plecach ani raz. Podobnie jak na plecy, także 3 razy Mariola przewracała Dorotę na brzuch, a Dorota ją tylko raz. Ten jeden raz był szczególny, bo Mariola miała straszliwe kłopoty, żeby się wyswobodzić, a gdy nadludzkim wysiłkiem tego dokonała, to Dorota od razu zaatakowała, nie dając szans na odpoczynek. Jednak Mariola wygrała to siłowe zwarcie, powaliła rywalkę na plecy i nie dała się zrzucić. Po tej walce nastąpił długi odpoczynek, po czym dziewczyny siłowały się na ręce w leżeniu przodem. Chwyciły się na prawą i Dorota zaatakowała tak gwałtownie, że Mariola postanowiła nie tracić sił i poddała się. Oczywiście natychmiast zażądała rewanżu. Obie zaatakowały natychmiast. Były zmęczone walką, więc ręce drżały im z wysiłku i przechylały się to w jedną, to w drugą stronę. Po chwili Dorota zaczęła przeważać, więc Mariola na moment odpuściła (jej ręka zaczęła przechylać się w stronę podłoża), po czym napięła wszystkie mięśnie, włącznie z pośladkami oraz łydkami i z wściekłością natarła. Dorota nie wytrzymała tego ataku. Zdobyła się jeszcze na ostatni wściekły opór i uległa! Po tym siłowaniu na prawą rękę, dziewczyny siłowały się jeszcze na lewą i również Mariola wygrała po bardzo wyrównanej, zaciętej i wykańczającej walce.
16. walka Marioli - 21.03.2001. Mysłowice - z Anetą. Aneta jest dużo wyższa i dużo cięższa od Marioli. Sprawdziłem też, że jest od niej silniejsza. Na propozycję walki z dziewczyną zgodziła się od razu. Wielka i potężna dziewczyna, po której można by się spodziewać ruchów powolnych, rzuciła się na Mariolę z ogromnym impetem. Zaskoczona Mariola poleciała do tyłu jak dziecko. Zdążyła w locie odwrócić się na brzuch i leżała pod spodem przyciśnięta wielkim ciężarem. Z tego osłupienia wyrwało ją rzeczowe pytanie Anety "może zaczniemy jeszcze raz?". Była to delikatna wersja pytania "poddajesz się?". Dopiero wtedy Mariola zaczęła walczyć. Kilkoma wściekłymi zrywami pokonała wielką siłę Anety i wyrwała się do klęku. Rzuciła się na rywalkę od razu, złapała ją za szyję i przewróciła na plecy. Aneta wyrwała się po ciężkiej walce, sapiąc i jęcząc potwornie, ale i Mariola mocno dyszała. Niewiele dalszych szczegółów opiszę, bo pamiętam tylko ostanie starcie. Zanim jednak do niego doszło, dziewczyny stoczyły morderczą i pasjonującą walkę. Aneta walczyła niesamowicie ambitnie. Była wyraźnie silniejsza, natomiast Mariola mniejszą siłę nadrabiała sprytem i ambicją. Mariola 3 razy miała rywalkę na plecach, ale ona dzięki ogromnej sile zawsze się wyrywała. Aneta ani raz nie przewróciła Marioli na plecy. Na brzuchu Mariola leżała 2 razy, a Aneta 4. Oto obiecany opis ostatniego starcia: Obie runęły do ataku i zaczęła się walka w niedźwiedzim uścisku, i... Mariola pierwszy raz powaliła Anetę siłą! Rozłożona na plecy Aneta walczyła wściekle i zażarcie. Raz rzuciła Mariolą tak mocno, że ta rąbnęła o materac tak, jakby upadła ze stójki. Aż huknęło! Przez chwilę siłowały się gwałtownie leżąc na boku, ale w końcu to Mariola wyszła na górę. Drugi raz w tej końcówce wygrała z Anetą starcie siłowe. Muskuły Marioli, słabsze na początku, okazały się bardziej wytrzymałe i odporne na długotrwałe maksymalne obciążenia. Aneta już nie chciała walczyć i poddała się, ale Mariola wręcz paliła się do dalszych prób. Wtedy wymyśliłem, żeby Mariola pozwoliła Anecie założyć chwyt i spróbowała się z niego wyrwać. Przy ogromnej sile już trochę wypoczętej Anety, był to szalony pomysł i obiektywnie Mariola nie maiła żadnych szans, ale tak bardzo chciała jeszcze walczyć, że od razu położyła się na plecy. Podczas straszliwej walki o wyrwanie się straciła bardzo dużo sił. Tak więc, gdy nadludzkim wysiłkiem przekręciła się na bok, dyszała jak parowóz. Nadal była trzymana za szyję potężnym ramieniem i obejmowana jeszcze potężniejszymi nogami. Zaczęło się zażarte siłowanie, które Mariola powoli przegrywała. Była doginana do materaca, stękała, jęczała, charczała... A jednak, dając z siebie więcej niż wszystko, pokonała mocarny opór wielkiej rywalki i wyrwała szyję z jej żelaznego uścisku, po czym zaczepnie się na nią przetoczyła. Jednak Aneta nie podjęła walki. Miała dość. Powstaje pytanie jakim cudem Mariola wyrwała się z tego trzymania. Była krańcowo wyczerpana i przegrywała, gdy siłowały się w leżeniu bokiem. Miała do pokonania większy ciężar i większą siłę. Siłę, której przecież przed sekundą nie dała rady. Otóż zadziałała genialna cecha Marioli. Ona w chwilach narastającego zmęczenia i zagrożenia porażką, potrafi wydobyć z siebie wulkany energii i niespożyte pokłady siły. Wtedy wygrywa z silniejszymi. Planowałem kolejne spotkania Marioli i Anety, ale różnych przyczyn nie było to możliwe. Szkoda, bo moim zdaniem, Aneta była jedyną z dawnych rywalek Marioli, która miała szanse ją pokonać. Mariola powiedziała: "To mogłoby być tak jak z Bożeną. Byłam od niej silniejsza, więc jak nauczyłam się walczyć, to z nią wygrywałam. Aneta jest ode mnie silniejsza, więc gdyby nauczyła się walczyć, to mogłaby mnie pokonać", po czym dodała zadziornie "Eeee tam, nie dałabym się!". No i chyba by się nie dała, bo pod koniec wygrywała siłowe pojedynki z silniejszą Anetą.
Walka Marioli z trenerem Kyokushin Karate - październik 2001. Grodziec. W szkole odbywały się zajęcia z Kyokushin Karate dla dzieci. Na zajęciach przed nauką padów dzieci bawiły się w zapasy. Trener nie miał przeciwnika do ćwiczenia (dzieci były w wieku 9-12 lat), więc wybrał Mariolę. Podczas przekomarzania się kto kogo pokona, Mariola chciała się założyć, że utrzyma go na plecach. Trener to zignorował (no bo gdzie tam baba go utrzyma) i do zakładu nie doszło. Szybko jednak przekonał się, że łatwo to on z tą babą miał nie będzie i zaczął się bić na poważnie. No to Mariola też. On musiał się porządnie namęczyć, zanim po kilku remisowych akcjach powalił ją na materace. Mariola próbowała się wyrywać, ale on trzymał mocno i dobrze technicznie. Wtedy ona się wściekła. Pomyślała, że dzieci patrzą jak ich pani przegrywa i zaczęła wariackie wybicia. Każdego by w ten sposób zrzuciła, ale nie trenera sztuk walki. On co rusz wylatywał w powietrze, ale zawsze upadał z powrotem na nią. Jedno z takich wybić było wyjątkowo mocne. Materace się rozjechały, on wyleciał na dużą wysokość, ale skontrował w locie i z całej siły rąbnął biodrem Marioli o goły parkiet. Jęknęła z bólu i ze zdwojoną wściekłością wyrzuciła go w drugą stronę. Tym razem nie zdążył skontrować i upadł na kolana. Mariola rzuciła się na niego jeszcze jak upadał i każdego by w ten sposób powaliła, ale on zdążył chwycić ją za bary. Zaczęły się szalone zapasy, oboje chwiali sobą potężnie, ale to Mariola okazała się lepsza. Powaliła go na łopatki i założyła chwyt. On wyrywał się jeszcze bardziej zażarcie, niż ona przed chwilą. Bardzo długo szalał pod nią straszliwie, ale nie zrzucił jej. I wtedy... zaczął stosować dźwignie na rękach, kłucie łokciem pod żebra i takie tam. Bardzo bolało, więc musiała go puścić. A jeszcze bardziej bolało biodro od ww. rąbnięcia o parkiet. Wieczorem pojawił się tam siniak wielkości pięści. Potem trener mówił, że bolesne chwyty są po to, by wyjść z tarapatów. No cóż, wyszedł, ale siłą nie dał jej rady. Nawet dzieci to rozumiały...
17. walka Marioli - 29.06.2001. Mysłowice - czwarta z Dorotą. Dorota zaczęła od powalenia Marioli na plecy. Trzymała tak mocno, że Mariola wyrwała się dopiero po 3 czy 4 próbach. W kolejnym zwarciu obie rzuciły się do walki tak ostro, że Mariola uderzyła barkiem w brodę Doroty. To był prawie nokaut. Dorota zerwała się natychmiast i wściekle runęła na rywalkę, ale po chwili zażartej walki została przewrócona na plecy od razu do chwytu i szybko się poddała. Po chwili znów leżała na plecach, ale tym razem walczyła długo i zażarcie, zanim się poddała. W następnej akcji to ona powaliła Mariolę na brzuch i bardzo długo nad nią szalała, by ją odwrócić na plecy. Po jednym z uniesień do góry Mariola wywinęła się nad Dorotę, powaliła ją i zmusiła do poddania się. Potem przez blisko dwadzieścia minut trwała równowaga. Pod koniec tego okresu Mariola przegrała zwarcie i gruchnęła głową oraz barkiem w materac z takim impetem, że aż jęknęła. Od razu jednak wróciła do klęku. Po tej akcji obie zaczęły krążyć wokół siebie na czworaka. Mariola poruszała się kocimi ruchami, zwinnie i sprężyście. Po walce Dorota powiedziała, że bała się tych kocich ruchów. Z takiej właśnie pozycji Mariola złapała rywalkę za szyję i powaliła ją na plecy. Dorota poddała się od razu. Przegrywała już 0:4, mimo że walczyła naprawdę jak równa z równą. Ten wynik strasznie ją wkurzył. Powiedziała, że pora wreszcie pokazać co potrafi i ruszyła do ataku. Wygrała siłowanie, ale lecąca na plecy Mariola przekręciła się na brzuch. Dorota puściła ją i zaatakowała jeszcze wścieklej. Znowu wygrała siłowanie i po raz drugi tego dnia, Mariola runęła na materace z wielkim hukiem, jak kłoda (tym razem na brzuch). Kipiąca złością Mariola wyrwała się agresywnym atakiem. Czuła, że przegrywa. Potem, po walce powiedziała mi, że miała wtedy w głowie tylko jedno: "Weź się do roboty, bo jak tak dalej pójdzie, to porządnie oberwiesz". W następnym starciu powaliła rywalkę, ale ta odwróciła się na brzuch, po czym, gdy Mariola usiłowała przekręcić ją na plecy, wyrwała się do klęku. Mariola natychmiast zaatakowała i znów ją powaliła, a ona znów odwróciła się na brzuch. Tym razem jednak Mariola mocno trzymała, zamiast szarpać w celu rozłożenia na łopatki. Dorota wysilała się straszliwie, ale nie dała rady się wyrwać i pierwszy raz poddała się leżąc na brzuchu. W kolejnym starciu obie po kilka razy były na górze. Kotłowały się jak szalone, w olbrzymim tempie. Mariola dyszała jak parowóz, ale zaatakowała i powaliła Dorotę na plecy. Tym razem jednak nie próbowała założyć chwytu. Chciała poradzić sobie z nią samą siłą. Dorota rzucała się pod spodem tak mocno i gwałtownie, że pierwszy raz z leżenia na plecach przekręciła Mariolę na plecy. Mariola zaś, kontynuując ten ruch, ponownie przetoczyła się na górę, ale Dorota siłą przekręciła na brzuch. Mariola puściła ją i natychmiast doszło do zwarcia. Dorota była szybsza i wykonała rzut na łopatki, od razu do chwytu. Pierwszy raz tak Mariolę trzymała. W jej potężnych bicepsach Mariola nie mogła wykonać żadnego ruchu. I wtedy zrzuciła Dorotę trochę nieładnym pchnięciem w brodę. To bardzo Dorotę wkurzyło. Rzuciła się na Mariolę z niepohamowaną agresją. Jednak Mariola też była rozwścieczona niepowodzeniami, więc biła się jak szalona. W takiej agresywnej walce Mariola zaczęła przeważać i po chwili rzuciła Dorotę na plecy. Znowu trzymała tylko siłą mięśni, bez chwytu. Po długiej walce Dorota przekręciła ją do leżenia bokiem, ale Mariola ostrym wybiciem wróciła na górę. Wtedy Dorota skontrowała, szarpnęła w drugą stronę i zaczęła dociskać ją do materaca. Wydawało się, że po raz drugi Mariola nie da rady Dorocie siłą. Ciężko dyszała leżąc w pozycji zagrożonej i widać było, że walczy resztkami sił. Ale Dorota też była potwornie zmęczona. W tej walce na muskuły i kondycję Mariola zaczęła przeważać. Powoli przekręcała się na Dorotę, w straszliwej walce zdobywając każdy centymetr. Rozłożyła ją na łopatki i znowu nie założyła chwytu. Dorota trzymała Mariolę za bary i wyrywała się wściekle, walcząc ponad siły, ale nie dała rady jej zrzucić. Zrobiło się 5:0 dla Marioli. Ona jednak najbardziej cieszyła się z tego, że wreszcie dała radę Dorocie samą tylko siłą, bez chwytu. Ta końcówka była tak wyczerpująca, że Dorota poddała się ostatecznie, nie mając już sił do dalszej walki. To było niestety ich ostatnie spotkanie. Mariola proponowała następne jeszcze kilka razy, ale Dorocie zawsze coś nie pasowało. Może kiedyś...
Mariola w zawodach "Siłaczka plaży" - sierpień 2005 - Władysławowo. Zawody te były organizowane przez Happy Events. Nikt nie sprawdzał, czy ktoś ze startujących trenuje jakąś dyscyplinę sportu. Tak więc obok amatorów w zawodach brali udział wyczynowi sportowcy, ich trenerzy i instruktorzy. Zwycięzcy z każdego dnia kwalifikowali się do Wielkiego Finału. Mariola dowiedziała się o tych zawodach przez przypadek. Poszła na plażę, zobaczyła i wystartowała. Finał, do którego zakwalifikowała wygrywając eliminacje, obejmował 3 konkurencje: ciągnięcie jednocześnie 2 dwuosobowych kajaków (po jednym na rękę), bieg farmera (z dwoma 30 litrowymi beczkami po piwie, również po jednej na rękę) i rzut 5kg kulą lekkoatletyczną w przód z pomiędzy nóg. Emocje były ogromne, a konkurentki różne, od takich jak Mariola amatorek, do wyczynowych sportsmenek. Największy respekt budziła pewna instruktorka fitnessu, dziewczyna o wspaniałej muskulaturze i sprężystych, dynamicznych ruchach. Mariola zajęła w tych zawodach 2 miejsce. Przegrała nieznacznie z dziewczyną trenującą sport wyczynowo (wyższa od niej o głowę zawodniczka pierwszej ligi siatkówki, będąca bezpośrednio po obozie kondycyjnym), a wygrała z wieloma trenującymi w klubach. Wspomniana instruktorka fitnessu, typowana przez wszystkich na zwyciężczynię, zajęła 3 miejsce, przegrywając ze Mariolą w każdej konkurencji. Nagrodą za 1 miejsce była wycieczka do Anglii (przelot w obie strony) dla dwóch osób, a za 2 miejsce - dla jednej osoby (Mariola oczywiście poleciała). Mariola koniecznie chciała spróbować wygrać te zawody za rok, ale firma Happy Events zbankrutowała i zawody już się więcej nie odbyły. A miała zamiar zawzięcie trenować i tak się przygotować do poszczególnych konkurencji, żeby żadna wyczynowa sportsmenka jej nie zagroziła.
Walka Marioli z bratem jej chłopa - 15.07.2006. Myszyniec. Brat chłopa Marioli jest od niej trochę wyższy i dużo cięższy. Często walczył brutalnie (jak to na wsi), ale nigdy nie uprawiał zapasów i to w dodatku z dziewczyną. To było dla niego zaskoczeniem. Bili się na maksa i co rusz jedno z nich lądowało na ziemi. On był silniejszy i rzucał Mariolą straszliwie, ale ona walczyła doskonale. Wyrywała się potwornie mocnymi wybiciami i wychodziła czasem do klęku, a czasem przekręcała się od razu na niego. Często też przewracała go po ostrym siłowaniu w klęku. On zrzucał ją wiele razy, ale rozłożyć jej na łopatki nie dał rady. Natomiast Mariola 4 razy powaliła go lub przekręcała się na niego od razu do chwytu. Wtedy używał całej swojej siły i wręcz szalał pod nią, ale nie dał jej rady. Musiał się poddać. O jego nadludzkim wysiłku niech świadczy to, że przez 3 dni miał straszne zakwasy - on, nawykły do ciężkiej pracy chłop ze wsi. Mariola oczywiście też miała trzydniowe zakwasy, ale to zrozumiałe po walce wygranej 4:0 z dużo cięższym i silniejszym chłopem.
Walka Marioli z innym kolegą z tejże wsi 29.07.2006. Myszyniec. Ten kolega był wzrostu i postury Marioli, ale okazał się niewyobrażalnie silny. Po około 5-7 minutach zażartej walki, rozłożył ją na łopatki i tak ścisnął, że nie mogła złapać oddechu. Jednak nie chciała się poddać i walczyła jak szalona. Na blogu napisała, że długo walczyła ponad siły "charcząc jak zarzynana świnia", ale nie dała rady się wyrwać. Straciła na tę walkę cały zapas sił, jednak to nie przeszkodziło jej zaczepić dziewczynę tego chłopaka. Ta dziewczyna była podobno też potwornie silna, ale nie chciała się siłować. Wtedy Mariola zaczepiła ww. brata jej chłopa. Po walce z tym kolegą, miała tylko 5 minut odpoczynku, tyle bowiem trwało namawianie tamtej dziewczyny. Rewanż z bratem chłopa zaczął się 29.07.2006. o godzinie 22:30. Myszyniec. Mariola była bardzo zmęczona, a on bojąc się porażki przy jego dziewczynie i wielu innych kibicach, walczył dość brutalnie. Mimo to walka była bardziej wyrównana niż z tym nowym kolegą. Oboje nie raz leżeli na plecach i wyrywali się wściekle, ale Marioli brakowało już sił. Na dodatek on, kilka razy wcześniej zrzucony, po kolejnym powaleniu Marioli, klęknął całym ciężarem na jej prawym bicepsie. Poddała się z bólu. Potem, zrzucona kopniakiem (znowu bolało), poddała się drugi raz. Widząc narastającą agresję, przerwała walkę, tłumacząc się zmęczeniem. Mówiła mi potem, że mogłaby się dalej bić, ale nie chciała prosić o walkę mniej brutalną, by nie wyjść na mięczaka. Ten wieczór przegrała 0:2, czyli całe wakacje na wsi wygrała 4:2. Ona natychmiast zażądała rewanżu, jak tylko miną zakwasy, ale ten rewanż się nie odbył. Mariola dążyła również do rewanżu w wakacje następnego roku, ale też bez powodzenia. Po wakacjach zapytałem, czy bardzo zmęczona Mariola, zaraz po potyczce z kolegą powinna proponować walkę potwornie silnej dziewczynie. Odparła: "Dałabym radę, tylko jeszcze bym trochę odpoczęła". Zapytałem więc co by było, gdyby tamta zaczęła brutalną bijatykę. Mariola odpowiedziała: "Biłabym się! Z nim nie miałabym szans, dlatego spasowałam, a z nią bym się biła na śmierć i życie". Taką oto mam zadziorną kuzynkę! 18. walka Marioli - 3.02.2007. D. G. u Ali - z Alą. Ala dorównuje Marioli wzrostem, ale jest dużo szczuplejsza i kilkanaście lat młodsza. Kiedyś siłowałem się z nią na rękę i wydawała mi się silniejsza od Marioli. Ala opowiadała o częstych bójkach z mężem. Nie tylko rzucali sobą po podłodze, ale obdzielali się też ciosami i kopniakami. Mąż potakiwał, że taki z niej twardziel, więc wkrótce zorganizowałem jej próbę sił z Mariolą. Najpierw dziewczyny chwyciły się na rękę leżąc na wykładzinie. Widziałem maksymalny wysiłek ze strony Marioli, napięte wszystkie mięśnie i nic. Żadnego efektu. Natomiast po Ali nie było widać, że się siłuje. Walczyły minutę, dwie, cztery i żadna nie osiągnęła nawet nieznacznej przewagi. Na blogu Mariola napisała: "A była to walka żywiołowych ataków, bo każda chciała zaraz, teraz, natychmiast pokonać, przełamać, zwyciężyć. Jej mąż wtrącał się bez przerwy, doradzał, podjudzał, natomiast kuzyn dopingował mnie w milczeniu. Ale czułam, że dopinguje, wiedziałam jak bardzo to przeżywa, sądząc że Ala jest silniejsza. To mnie dodatkowo motywowało. Musiałam pokazać całej trójce co potrafię. Musiałam! Walczyłam więc jak szalona, z mięśniami napiętymi do bólu, atakowałam do zapamiętania, jak nigdy dotąd, a jednak nie dałam jej rady. Ale pokonać też się nie dałam. Prawie równocześnie uzgodniłyśmy remis". O drugiej próbie Mariola napisała tak: "Żądne wygranej podjęłyśmy drugą próbę. Tym razem ona pierwsza wściekle zaatakowała. Udzieliła jej się agresja męża i gdyby mogła to by mnie wtedy pobiła (jakbym się dała). Cieszyłam się na samą myśl o czekających mnie zażartych zapasach. W sumie po to tu głównie przyjechałam. Natomiast na rękę nic się nie zmieniło. Wytrzymałam jej rozjuszony atak, oddałam nie gorszy i nie jeden (ona też), ale znów żadna z nas nie uzyskała większej przewagi, choć tym razem ręce chwiały nam się nieznacznie na obie strony. Po kilku minutach uzgodniłyśmy remis nr 2". W trzeciej próbie, dziewczyny walczyły klęcząc przy szafce. Oto opis Marioli: "Dałam z siebie wszystko, dopingując się ulubionym "teraz albo nigdy". Stosowałam skuteczną zazwyczaj metodę gwałtownych ataków i odpoczynków na bloku, pozwalających wyszaleć się rywalce. Nacierałyśmy więc na przemian, najpierw coraz gwałtowniej, potem z upływem czasu i sił, już tylko na resztkach ambicji, walcząc na przetrzymanie. Żadna nie miała ani raz wyraźnej przewagi, ani raz nasze ramiona nie odchyliły się więcej niż na 3-4 centymetry. Ja preferuję walki na maksa, do upadłego, ale z nią po raz trzeci zgodziłam się na remis. Nie miałam już sił, by walczyć dalej i bałam się, że już dłużej nie wytrzymam jej potężnych ataków. Na szczęście ona też już miała dość". Po tej próbie Ala zaczepnie wepchała się przed Mariolę w drzwiach. Obie wyzywająco patrzały sobie w oczy i wystarczyła tylko iskierka, by doszło do bijatyki. Musiałem coś zrobić, więc wymyśliłem siłowanie na nogi. Opis Marioli: "Namęczyłam się z nią okrutnie. Nie mogłam się nadziwić, skąd ona ma tyle krzepy w tak chudych nogach. Wygrałam w końcu, ale głównie dzięki taktyce i ambicji, bo siłę miałyśmy raczej jednakową". Po krótkiej przerwie miały wreszcie nastąpić zapasy, czyli decydująca próba sił. Oto blogowy opis Marioli: "Natarłam gwałtownie i poczułam siłę jej sprężystego ciała, ale po krótkiej walce przewróciłam ją na plecy. Zaraz jednak puściłam, bo ona się nie wyrywała. Niestety w następnym starciu, po moim ataku, ona uderzyła głową o podłogę (wcale nie za mocno) i powiedziała, że ma dość. Taki niby twardziel... Gdy to usłyszał jej mąż... tak długo podjudzał, aż w atmosferze nerwów i kłótni zmusił ją do zmiany decyzji. Zerwała się do walki strasznie impulsywnie, ale wylądowała na plecach jeszcze szybciej niż poprzednio. Leżąc pode mną opowiadała jak może się wyrwać, ale nic w tym kierunku nie robiła, więc puściłam ją znowu. Potem poległa jeszcze parę razy i zrezygnowała ostatecznie". Byłem rozczarowany. Miałem nadzieję na pasjonujące, trudne zapasy, a walki praktycznie nie było. Mąż Ali rzucał pod jej adresem uwagi złośliwe i poniżające, a zamilkł dopiero wtedy, gdy zarobił soczystego kopniaka. Było to kopnięcie szybkie, mocne i celne. Wykorzystałem narastającą agresję i namówiłem dziewczyny do kolejnej walki na rękę. Ala nadal kipiała jak wulkan, ale i Marioli nerwy były napięte do granic. Przechodząc przez drzwi, znowu obie patrzyły sobie w oczy i znowu wystarczyła tylko iskierka... Oto opis czwartej walki na rękę: "Tym razem obie zaatakowałyśmy równocześnie, obie na maksa, wkładając w to nie tylko całą siłę, ale i całe narastające zacietrzewienie. Z pominięciem taktyki, bloków i asekuracji poszłyśmy na żywiołową walkę bicepsów. Najpierw przez kilka minut dysząc i sapiąc, a potem obie na bezdechu, który jak wiadomo nie może trwać zbyt długo. I nie trwał. Nadludzkim wysiłkiem przegięłam ramię rywalki o 45º, wzięłam gwałtowny oddech i natarłam z jeszcze większą furią. Broniła się w tej pozycji zadziwiająco długo i kilka razy unosiła rękę znad blatu, ale w końcu nie dała rady. Uległa! Cóż to była za radość...".
Wieczorem zastanawialiśmy się z Mariolą czy nie należało odpowiedzieć na któryś z zaczepnych gestów Ali. Oboje z Mariolą nie lubimy bijatyk, ale przecież Ala i jej mąż często się tak biją i nie robią sobie krzywdy. Nie biją się do krwi, nie łamią rąk. To jednak byłoby coś innego niż brutalne mordobicia z targaniem za włosy. Z ich opowiadań wynika, że Ala jest w tym dobra. Przy ogromnej sile Ali i jej wprawie w bijatykach byłoby bardzo trudno, ale Mariola miała jedyną w życiu szansę by się w takiej walce spróbować. Na pewno oberwała by okrutnie, na pewno przekonała by się jak jest odporna na ból, ale na pewno tanio by skóry nie sprzedała i biła by się do upadłego, dając z siebie więcej niż wszystko. Ja zaś twierdzę, że i w takiej walce Mariola by Alę pokonała. Chyba nie potrafi kopnąć tak siarczyście jak Ala, ale uderzyć pięścią lub powalić ze stójki - na pewno tak. Ten wywód, że może należało spróbować, to moje nowe przemyślenia. Na blogu tego nie było. 19. walka Marioli - 15.02.2007. gabinet M - z Gośką. Mariola była 10 cm wyższa, 15 kg cięższa i 18 lat starsza od Gośki. Jest doskonała w zapasach, ale nigdy nic nie trenowała. Natomiast Gośka trenowała przed laty biathlon (była w Młodzieżowej Kadrze Polski). Tłukła chłopaków (w podstawówce, we dwie pokonały 5 chłopaków na raz), siłowała się z koleżankami i radziła sobie z wyższymi o głowę, a raz spróbowała się z dziewczyną w brutalnej bijatyce i też dała radę. Próby sił z Mariolą odbyły się po zakrapianej imprezie. Dziewczyny chwyciły się na ręce i Mariola wygrała w miarę łatwo. Potem na nogi stoczyły długi zażarty pojedynek, który zakończył się remisem. Nie miałem kłopotów z namówieniem ich na zapasy, tylko miejsca do tego nie było, więc walczyły w gabinecie do masażu, na dwóch materacach. Mariola miała większą wprawę w zapasach i była ogólnie silniejsza, natomiast Gośka była sprytna i zawzięta. Na początku Mariola przekonała się, że ma przewagę, więc dała Gośce fory. Nie walczyła na maksa, więc raz jedna, raz druga była na górze. Rozogniona równowagą Gośka zaczęła walczyć jak szalona. Była szybka i twarda (nie ma, że boli), co w małym pokoju miało duże znaczenie, bo co chwilę któraś uderzała o stół, fotel czy ścianę. Nie zwracała uwagi gdzie upadnie lub o co rąbnie przeciwniczka i rzucała się w każdym kierunku z pełnym impetem. Mariola była ostrożniejsza. Nie tylko zwracała uwagę na bezpieczeństwo, ale też niechętnie "przyjmowała" siniaki. Dzięki temu wszystkiemu, szalejąca Gośka okazała się rywalką nie do zatrzymania. Przez długi czas walczyła z Mariolą jak równa z równą, aż po jednej z akcji na oślep, powaliła ją pod stół. Mariola chciała przerwać akcję, bo pod stołem nie ma miejsca na walkę, jednak Gośka nie puszczała. Wtedy Mariola zaczęła walczyć na maksa. Długo nie mogła się wyrwać, a gdy w końcu wydostała się spod Goski i spod stołu, była naprawdę wkurzona (i mocno poobijana). Zmieniło się tyle, że Mariola przestała być ostrożna i zaczęła walczyć tak, jak potrafi (ale bez chwytu w trzymaniach). Uzyskała przewagę, ale Gośce nadal zdarzało się bywać na górze. Jednak utrzymać Marioli nie potrafiła. Natomiast Mariola utrzymała Gośkę na plecach 5 razy. Moim zdaniem to wielki sukces... Gośki, że tylko 5 razy się poddała. Co prawda, Mariola nie cały czas walczyła na 100%, ale bywały starcia, w których dyszała bardziej niż Gośka.
Walka trwała aż 3 godziny! Po walce obie były mocno zmęczone, a w kolejne dni, miały straszne zakwasy. Były jednak bardzo zadowolone i obiecywały sobie rewanż. Szczególnie Mariola twierdziła, że musi pokonać Gośkę na nogi. Jednak kolejnych prób sił już nie było. Może kiedyś... 20. walka Marioli - 10.05.2007. Grodziec - z Kleo. To pierwsza rywalka znaleziona dzięki blogowi. Jest naście lat młodsza od Marioli, niższa i lżejsza. Trenuje 3 razy w tygodniu samoobronę z elementami boksu, judo i ju-jitsu. W związku z tym Mariola czuła przed nią wyjątkowy respekt. Zaatakowała na maksa i przewróciła rywalkę, ale ona wstała i zdobyła nieznaczną przewagę, przyduszając Mariolę do materaca w klęku bokiem. Mariola wybroniła się, po czym zaczęła się gwałtowna walka o uchwyt. Przez chwilę była równowaga, po czym Mariola gwałtownym szarpnięciem, przewróciła Kleo na plecy i już jej nie puściła, mimo że ona wyrywała prawie 3 minuty (!). W trakcie tego siłowania Mariola spróbowała ją rozkrzyżować. Ot tak, dla sprawdzenia się. I dała radę. W końcu Kleo musiała się poddać. W tym starciu Mariola miała dużą przewagę. Była nie tylko silniejsza, ale także sprytniejsza i lepsza technicznie od osoby trenującej sztuki walki. W drugim starciu Kleo zaatakowała bardzo gwałtownie i klęcząc znalazła się nad Mariolą, ale cały czas była trzymana za szyję. Przez chwilę obie siłowały się sapiąc i stękając, aż w końcu Mariola przerzuciła rywalkę na plecy. Niestety trzeba było przerwać akcję z uwagi na bliskość ławki stojącej obok materacy. Kolejne starcie Mariola wygrała szybko i łatwo. W następnym, wkurzona Kleo wyprzedziła atak Marioli i zaczęła ją przewracać. Mariola przekręciła się i upadła na brzuch. Była mocno dociskana do materaca, ale sapiąc, dysząc i stękając przerzuciła Kleo na plecy i świetnym trzymaniem zmusiła ją do poddania się. Po trzech porażkach Kleo zaatakowała z jeszcze większą energią i powaliła Mariolę na plecy. Jednak Mariola przekręciła się na nią już po 7 sekundach, a po 4 minutach walki, będąc cały czas na górze, zmusiła ją do poddania się. Po odpoczynku Kleo zaatakowała z szalonym impetem i Mariola znowu przegrała siłowanie. Tym razem dziewczyny ostro walczyły, potwornie sapiąc i stękając, Kleo przez chwilę przeważała, ale wkrótce została przewrócona na plecy i znowu musiała się poddać. Przed kolejnym starciem Kleo powiedziała, że nie będzie już atakować, bo gdy tylko zaatakuje to ląduje na plecach. No to Miska zaatakowała i przewróciła ją od razu do trzymania. Prawie 10 minut Kleo walczyła i usiłowała się uwolnić, ale nie dała rady. Po chwili powtórzyło się to raz jeszcze i choć różniło się w szczegółach, to efekt był identyczny. W następnym starciu Kleo osiągnęła przewagę w klęku, ale ponownie wylądowała na plecach. Tym razem jednak odepchnęła głowę Marioli do tyłu, założyła jej nogę na szyję, przetoczyła się na nią i wyszła na górę. Jednak Mariola w locie przetoczyła się na brzuch i kilkoma mocnymi odbiciami nóg przewróciła rywalkę na plecy. Kleo wyrywała się jeszcze dłużej i mocniej niż dotąd, ale po 12 (!) minutach poddała się. Była wykończona. Kolejne 7 starć wyglądało podobnie - we wszystkich Kleo musiała się poddać. Była wyraźnie słabsza od Marioli. Nie miała też żadnej przewagi technicznej, mimo trenowania samoobrony, judo i ju-jitsu. Zrozumiała, że nie wygra nie tylko walki, ale nawet jednego starcia. I wtedy z dość dużą pewnością siebie zaproponowała siłowanie na rękę. Dziewczyny położyły się naprzeciw i Kleo zaraz zaczęła, jeszcze przed prawidłowym ułożeniem rąk, tak jej było pilno do rewanżu. Od razu ręce obu rywalek zaczęły drżeć z wysiłku (obie były zmęczone) i przechylały się nieznacznie to w jedną, to w drugą stronę. Jednak stan równowagi nie trwał długo. Po chwili Miska zaczęła przeważać, Kleo przez kilka sekund zaciekle się broniła lecz ostatecznie uległa. Walka na lewą rękę wyglądała podobnie. Wtedy Kleo kręcąc głową z niedowierzaniem, zażądała jeszcze raz na prawą, coraz bardziej pałając żądzą rewanżu. Obie walczyły nie mniej zażarcie jak podczas pierwszej próby. Mariola ani przez chwilę nie była zagrożona, ale dociśnięcie ręki Kleo do materaca kosztowało ją sporo sił. Szkoda, że Kleo tylko ręce ma silne. W walce jest niestety ciut za słaba. Mimo wyraźniej porażki Kleo była bardzo zadowolona. Nie żałowała, że przyjechała i z uśmiechem na ustach twierdziła, że mogłaby tak walczyć co tydzień. Niestety z obiecanego rewanżu nic nie wyszło. Mariola proponowała go kilka razy, ale Kleo stchórzyła.
21. walka Marioli - 5.11.2007. Grodziec - z Karoliną. Karolina jest o naście lat młodsza od Marioli i 5 cm niższa, ale waży tyle samo, co przekłada się na potężną budowę ciała i budzącą respekt muskulaturę. Jest wysportowana (wspinaczka, kolarstwo, pływanie), a poza tym krótko trenowała zapasy i tłukła się z chłopakami (czasem do krwi). Ot, twarda, silna dziewczyna. Podczas rozgrzewki Mariola podziwiała jej prężące się mięśnie ud i łydek. Obawiała się, że nie będzie miała z Karoliną żadnych szans, że będzie łomot okrutny, bo wygrać z taką dziewczyną to byłby istny cud. Pierwsze zwarcie - Karolina okazała się silniejsza i powaliła Mariolę na brzuch. Mariola nadludzkim wysiłkiem podniosła się na kolana i łokcie, gwałtownym zrywem zwróciła się ku rywalce i przewróciła ją na plecy. Jednak ona w ułamku sekundy, znalazła się na brzuchu. Mariola zaatakowała jeszcze raz, ale powaliła ją na bok, bo w położeniu na plecy przeszkodziła jej skrzynia gimnastyczna. Splecione w kleszczowym uchwycie siłowały się straszliwie, prężyły się, napinały muskuły i... nic! Mariola ciężko dysząc na chwilę przerwała ataki, na co Karolina spytała ze śmiechem: "już odpoczynek?". Wkurzona na te drwiny Mariola wściekle zaatakowała i ponownie zaczęła dociskać Karolinę do materacy. Nie dała jednak rady, bo ona znów oparła się o skrzynię, po czym podniosła się na kolana i wyrwała głowę z uścisku. Wyszła nad Mariolę i złapała ją od góry, ale zaraz puściła, bo materace się rozjechały i trzeba było je poprawić. W kolejnym zwarciu Mariola powaliła Karolinę na plecy, ale ona znów wyszła do klęku bokiem. Tym razem jednak Mariola nie dała jej się wyrwać i ponownie ją powaliła pięknym rzutem na łopatki. Niestety akcję znów trzeba było przerwać przy przewadze Marioli, tym razem z uwagi na bliskość ławki. W następnym starciu Karolina rozłożyła Mariolę na łopatki. Mariola przekręciła się na brzuch, klęknęła i zaczęła zażartą walkę o wyrwanie się. Ciągle była pod spodem, dyszała i jęczała z wysiłku, a Karolina chichotała zadowolona. Widać było, że jest silniejsza. Po długiej walce Mariola wyrwała się do bocznego uchwytu za szyje w klęku i znów zaczęło się ostre siłowanie. Karolina nadal miała przewagę i kilka razy przyduszała rywalkę do materacy. Mariola siłą nie mogła dać rady Karolinie, więc spróbowała nagłej zmiany kierunku ataku i w ten sposób powaliła ją na plecy. Karolina natychmiast przekręciła się na brzuch, a potem mimo szaleńczych ataków Marioli wyszła na górę i przygwoździła ją do materacy. Przez 3 minuty Mariola nie mogła wyjść spod rywalki, a gdy się wreszcie wyrwała, była krańcowo wyczerpana. Po krótkiej przerwie Mariola rzuciła się na Karolinę z piekielnym impetem i przewróciła ją na plecy. Jednak było to blisko skrzyni gimnastycznej i po raz trzeci trzeba było przerwać walkę przy przewadze Marioli. To ją strasznie wkurzyło, więc zaatakowała jeszcze wścieklej. Karolina przejęła impet ataku i gwałtownie rzuciła Mariolę na plecy. Mariola skontrowała i w ułamku sekundy przetoczyła się na rywalkę. Karolina wywinęła się natychmiast do chwytu w klęku, ale Mariola szarpnęła wściekle i potężnie. Karolina upadła, ale podniosła się znowu, więc Mariola szarpnęła raz jeszcze i jeszcze, aż w końcu lecąca na plecy rywalka gruchnęła o obudowę kaloryfera. Trzeba było po raz czwarty przerwać akcję, w której Mariola miała przewagę. To doprowadziło ją do furii i jej następny atak był najpotężniejszy z dotychczasowych. Rywalka powalona na plecy walczyła jak zwykle o natychmiastowe wyrwanie się. Obie zwarły się w uścisku i siłowały się do zapamiętania. I wtedy po raz pierwszy, silniejsza dotąd Karolina uległa sile Marioli (syknęła z wściekłością, bólem i niedowierzaniem "O kurde!"). Karolina ostro się rzucała by odzyskać przewagę, ale Mariola walczyła jak w transie. Podczas szalonej walki na muskuły jeszcze raz wygrała frontalne siłowanie, po czym doprowadziła Karolinę do kresu wytrzymałości. Przyspieszony oddech Karoliny przechodził w głuche zawodzenie, a potem w jęk rezygnacji. Musiała się poddać. Muskuły Marioli okazały się wytrzymalsze, odporniejsze na długotrwałe maksymalne obciążenia. Po przerwie obie dziewczyny były tak żądne sukcesu, że zaczęły od faulu, czyli od zakazanego powstania na nogi i akcja została przerwana. Potem było zwarcie remisowe, a w następnym Mariola przewróciła Karolinę, ale jej nie utrzymała. W kolejnym starciu Karolina powaliła Mariolę na brzuch. Jednak Mariola mocnym szarpnięciem za szyję z jednoczesnym wyprostowaniem nóg w kolanach i dźwignięciem bioder, przewróciła ją na plecy. Dziewczyny tarzały się po materacach z tak potworną zażartością, że co chwilę rozsuwały się one i część walki odbywała się na parkiecie. Po długiej przewadze Mariola popełniła błąd i została przekręcona na plecy. Czegoś, co teraz nastąpiło nigdy nie widziałem. W walkach z innymi Mariola czasem długo się wyrwała, ale zawsze chwiała rywalką i rzucała się pod nią. Tym razem zaś leżała pod Karoliną i nie mogła się ruszyć. Widziałem jej straszliwy wysiłek, naprężone jak struny mięśnie rąk i nóg, słyszałem jęki, a Karolina nawet nie drgnęła. Wtedy Mariola spróbowała inaczej. Obydwoma rękami chwyciła ramię trzymające ją za szyję i podjęła szaloną próbę rozerwania uchwytu. Tak to opisała na blogu: "Wściekłam się na maksa. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie potrafiła mnie utrzymać, a tu leżę obezwładniona. Kurde, przecież nie jestem słabeuszem. Muszę!!! Naprężyłam mięśnie do bólu i postawiłam wszystko na jedną szalę. Albo dam radę, albo padnę. Coś drgnęło. Szarpnęłam raz i drugi, a potem obydwoma rękami oswobodziłam szyję z jej uchwytu. Cóż to była za akcja. Moje bicepsy naprzeciw jej, przy czym ona starała się tylko utrzymać uchwyt, ja zaś musiałam go rozerwać. Jęczałam przy tym z wysiłku jak zarzynana jałówka... Cieszyłam się z tego wyjścia spod Karoliny bardziej, niż ze zmuszenia jej do poddania się przed chwilą. Zrozumiałam też, że jeżeli następnym razem dam się jej przewrócić...". I Mariola nie dała się już więcej Karolinie przewrócić. Powaliła ją po siłowej walce na muskuły i trzymała w potężnym uścisku, ani na chwilę nie pozwalając jej oderwać barku od materacy. Karolina dokonywała cudów, by się wyrwać. Próbowała klękać na kolana, w pałąk wyginając kręgosłup, wiła się jak potężny wąż, szarpała Mariolę mocarnymi ramionami, a od podłoża odbijała się potężnie umięśnionymi udami. Rzęziła i jęczała przy tym coraz bardziej, ale i Mariola stękała potwornie, dysząc jak parowóz. Materace jeździły pod nimi we wszystkie strony, aż jeden zrolował całkowicie i dziewczyny walczyły na gołym parkiecie. Cóż to za twarde i zawzięte wojowniczki! Trzeba sporo samozaparcia i odporności na ból, by wytrzymać te wszystkie otarcia i uderzenia o parkiet, których sobie nie szczędziły. Po 5 minutach takiej szalonej walki Karolina wyrwała się, ale nie dzięki sile, tylko dzięki różnicy wysokości (ona była na materacu, a Mariola na podłodze). Widać było, że zbliża się decydująca faza walki. Obie były potwornie zmordowane. Karolina narzekała na obolałą szyję, a Mariola na opuchnięte ramiona. W 22 minucie walki obie ponownie zwarły się w statycznym siłowym pojedynku. Przez chwilę szarpały się na boki i trwała równowaga, po czym Mariola zaczęła przeważać i rzuciła Karolinę na plecy. Dalej wszystko toczyło się tak, jak w poprzednim starciu, tylko z większą zawziętością. Mariola opisywała to tak: "A ja ciągle walczyłam jak w transie. Wiele akcji wymagało nadludzkiej siły, kilkakrotnie byłam na granicy wytrzymałości i stękałam już przy każdym wysiłku, ale ona stękała i jęczała jeszcze głośniej. Z czasem przerodziło się to w płaczliwe zawodzenie..." i dalej: "Wiedziałam, że ona teraz postawi wszystko na jedną kartę i albo się wyrwie, albo padnie. I rzeczywiście rzuciła się na mnie spod spodu z taką energią, jak na początku... i tak jak wtedy, zaczęło się siłowanie do zapamiętania, do bólu. Coraz bardziej szarpane, coraz wścieklejsze". I w takiej właśnie zażartej walce na wyniszczenie, po 8 minutach wyrywania się, Karolina poddała się po raz drugi tego dnia. Miała dość!
To była zdecydowanie najsilniejsza rywalka i najtrudniejsza walka Marioli. To niewiarygodne, ale mniej wytrzymała okazała się Karolina (silniejsza na początku), dziewczyna o kilkanaście lat młodsza i wszechstronnie wysportowana (trenowała zapasy, wspinaczkę, kolarstwo, pływanie). A z drugiej strony, to fenomenalne, że bardziej odporne na długotrwały morderczy wysiłek, były stalowe mięśnie Marioli, która nigdy nic nie trenowała. W późniejszych rozmowach wiele razy wracał temat rewanżu. Ja uważałem, że Karolina jest drugą rywalką Marioli (pierwszą była Aneta - szkoda, że rewanż z nią jest już niemożliwy), która miałaby szanse ją pokonać. Mariola zaś twierdziła, że by się nie dała. Aby się o tym przekonać, wręcz paliła się do rewanżu. Marzyła o arcytrudnych walkach, w których sprawdzą się charaktery i ambicje, w których będzie mogła przeciwstawić rywalce swą siłę i wytrzymałość. Chciała koniecznie znowu sprawdzić się z Karoliną i proponowała jej to trzykrotnie. Niestety Karolina stchórzyła. Tak więc Mariola wygrała z Karoliną nie tylko walkę na muskuły i wytrzymałość, ale także walkę charakterów. 22. walka Marioli - 30.03.2009. Grodziec - z Moniką. Monika jest o 2 cm niższa i dużo lżejsza od Marioli. Trenowała kiedyś bieganie, ale nigdy nie walczyła, więc nie bardzo potrafiła zachować się na macie. W pierwszym zwarciu okazało się, że jest słabiutka, więc dostała duże fory, ale nie potrafiła ich wykorzystać. Mariola zaatakowała dopiero z pozycji zagrożonej i po krótkiej walce powaliła ją na łopatki. Nie trzymała jej zbyt mocno, ale ona i tak się nie wyrwała. Dostawała więc fory coraz większe, a raz Mariola pozwoliła jej się powalić na brzuch, przez co Monika nabrała wigoru. Trzymana coraz słabiej nauczyła się wykręcać spod Marioli i wychodzić do klęku. I wtedy dopiero zaczynała walczyć naprawdę zażarcie. Kilka razy nie dała się przewrócić i zrobiło się trochę ciekawiej. Czasem Mariola miała zadyszkę, a w jednej z akcji musiała się ciut wysilić, by nie dać się położyć na plecy (po świetnym wybiciu Moniki). To był jedyny ciekawy fragment walki. Po walce Mariola kilka razy kładła się na plecy, ale Monika ani raz nie trzymała dłużej niż 3-4 sekundy. Za słaba jest. Szkoda, bo serce do walki ma wielkie.
Rywalizacje z nastolatkami - listopad 2010, Grodziec. Pewnego dnia Mariola siłowała się na rękę z grupą dziewcząt mających po 15-16 lat. Wygrywała raz łatwiej, raz trudniej i gdy czuła już w mięśniach wiele pojedynków, chwyciła się z dziewczyną o ksywce Puma. Natarła jak zawsze dotąd i poczuła zdecydowany opór, a po chwili silny atak. Odpowiedziała również atakiem, chwilę trwała walka w równowadze, po czym zaczęła przeważać i docisnęła rękę Pumy do podłoża. Wtedy usłyszała: "ale Oldze nie da pani rady". To był szok, bo Olga jest prawie 20 kg lżejsza i nie wygląda na silną. Chwyciły się i... tak to opisała Mariola na blogu: "Zaatakowałam na maksa, ale nie zdobyłam nawet minimalnej przewagi. Najpierw poczułam stalowy opór, a potem atak, przed którym musiałam się bronić z całych sił. Pierwszy raz od prawie czterech lat, czyli od spotkania z Alą przyszło mi walczyć na rękę z tak silną rywalką. Tyle tylko, że ja nie jestem już w takiej formie jak kiedyś, a tego dnia dodatkowo miałam mięśnie zmęczone wcześniejszymi próbami. Olga wyczuła, że ja idąc na całość nie daję jej rady. To ją uskrzydlało i wzmagało jej ataki. Przez dłuższą chwilę nacierałyśmy równocześnie, dając z siebie naprawdę wszystko i napinając do bólu mięśnie całego ciała. Niestety samą siłą nie dałam jej rady (na szczęście ona mi też nie). Zaczęłam więc walkę na przetrzymanie, w której wiekami trwałyśmy w równowadze, nie dając się przegiąć ani o centymetr. Nie była to asekurancka walka na blokach, lecz bezustanny potworny wysiłek z obu stron. W końcu poczułam, że słabnę, że jeszcze chwila i nie wytrzymam jej piekielnego naporu. To był ostatni moment na decydujący atak. Albo ją pokonam resztkami sił, albo ze wstydem ulegnę (ja, doświadczona w takich starciach silna kobieta, młodej chudziutkiej dziewczynce). Na szczęście jej muskuły także zaczęły drżeć ze zmęczenia. Ona też traciła już siły. Zaatakowałam więc z największą wściekłością, ona odparła ten atak, powtórzyłam lecz nadal się odgryzała i nawet trochę przegięła mi rękę, ale następnego ataku już nie zdzierżyła. Wygrałam po długiej, zażartej walce z dziewczyną, która nie wygląda na siłaczkę. Tylko z Alą i z Dorotą miałam trudniejszą przeprawę. Z jednej strony cieszyłam się, że po raz kolejny wytrzymałam siłową walkę na maksa lepiej niż młoda wysportowana dziewczyna, a z drugiej... muszę koniecznie powtórzyć tę próbę, gdy nie będę zmęczona siłowaniem z innymi dziewczynami. Muszę spróbować pokonać Olgę siłą mięśni, a nie wytrzymałością na długotrwały wysiłek."
I znowu opis Marioli, bo ja tego nie widziałem: "Jakiś czas później, podczas wygłupów (kuksańce, rozwiązywanie sznurówek, podkładanie nóg), jak zwykle najbardziej aktywna była Olga. W jednym ze zwarć wykręciła mi ręce do tyłu i szarpała z całej siły, by mnie przewrócić. Ja jednak zaparłam się nogami, siłą wyswobodziłam ręce i nagłym zwrotem powaliłam ją na parkiet. Zerwała się jak oparzona i skoczyła na mnie od tyłu, łapiąc bardzo mocno za szyję. Zaczęła się wściekła szarpanina, podczas której nie raz byłam zagrożona upadkiem. Wyrywałam się z całej siły, ale ona była coraz bliższa powalenia mnie. I nie wiadomo jak by się to skończyło, gdyby mój kolczyk nie zaplątał się w jej sweter. Musiałyśmy przerwać akcję, bo szkoda byłoby rozerwania swetra, a co dopiero mówić o rozerwaniu mojego ucha. Po wyplątaniu kolczyka Olga chciała od razu kontynuować siłowanie, ale ja zaproponowałam jej poważniejsze zapasy na materacach, zamiast przewracanek na parkiecie. Zgodziła się ochoczo, bo dla niej jakiekolwiek bijatyki to codzienność. Umówiłyśmy się na czwartek 9.12.2010." Obydwie walki z 9.12.2010. są opisane poniżej. 23. walka Marioli - 9.12.2010. Grodziec - pierwsza z Olgą (16 letnią uczennicą). Gdy Olga usłyszała jakie zasady obowiązują w naszych walkach, była zawiedziona, że tak wielu rzeczy nie wolno z uwagi na bezpieczeństwo. Ona tłucze się prawie codziennie bez żadnych zasad i nic się nigdy nie stało. Przed walką stwierdziła trochę wojowniczo, a trochę asekurancko "pewnie przegram, ale tanio skóry nie sprzedam". W pierwszym starciu Olga zaczęła walczyć dopiero gdy Mariola ją przewróciła. Szalała pod spodem, ale nie wyrwała się. Kolejne starcia wyglądały podobnie. Olga walkę zaczynała dopiero leżąc pod Mariolą. Walczyła zażarcie i do upadłego, nie chcąc się poddać. Nie wyrwała się jednak ani raz. W zapasach to nie jest rywalka dla Marioli.
24. walka Marioli - 9.12.2010. Grodziec - pierwsza z Pumą (16 letnią uczennicą). Tego dnia zapasy z Pumą nie były planowane. Jednak gdy Oldze słabo szła nauka chwytów, Puma zapaliła się do tego od razu. Mariola chwycona przez nią świeżo wyuczonym chwytem, nie wyrwała się ani za pierwszą próbą, ani za drugą. Zrzuciła ją z siebie dopiero, gdy zaczęła walczyć na maksa. Puma jednak ani myślała ustępować i zaatakowała bez chwili przerwy. Zaczęło się gwałtowne siłowanie, w którym Mariola z trudem powaliła ją na łopatki i już nie puściła, choć Puma wyrywała się długo i zadziornie. W drugiej próbie Mariola znowu z trudem wyrwała się Pumie i znowu po jej gwałtownym ataku rozgorzała zacięta walka, w której Puma znowu poległa. Przez dłuższy czas szalała pod spodem i wtedy do walki włączyła się Olga, chcąc zrzucić Mariolę z Pumy, Nadziała się jednak na potężne wybicie z biodra, którym Mariola przerzuciła ją nad sobą. Olga wyleciała w powietrze jak z katapulty i wylądowała na brzuchu metr od walczących. Wywołało to salwę śmiechu całej trójki i zakończyło siłowanie.
Rywalizacje z nastolatkami - 3 i 4.02.2011. Grodziec. Spotkanie z obydwoma nastolatkami w czwartek 3.02.2011. rozpoczęło się od siłowania na nogi.
Opis Marioli na blogu: "Nie zaliczałyśmy pełnych czterech prób, tylko na przemian rozwierałyśmy sobie złączone nogi, z dalszą walką o ponowne ich zwarcie. Najpierw objęłyśmy się kolanami z Olgą. Poczułam jej niemałą siłę, jakiej trudno się spodziewać, patrząc na to szczupłe dziewczę. Chwilę siłowałyśmy się, po czym natarłam naprawdę mocno i pokonałam ją. Podobnie było w następnych próbach, które wygrywałam po chwili ataków. Pokonanie jej nie było łatwe, ale nie aż tak trudne, jak kiedyś na rękę." "Potem przyszła kolej na Pumę. Objęłam jej złączone kolana swoimi i ścisnęłam najmocniej jak potrafiłam. Nie dałam jednak rady utrzymać ich w tej pozycji. Poczułam gwałtowny atak i moje nogi zaczęły się powoli rozwierać. Natarłam więc wściekle i ponownie złączyłam jej kolana, ale ona po chwili rozwarła je znowu. Niestety nie dane mi było spróbować swych sił raz jeszcze, gdyż walkę przerwał drobny faul Pumy. Po chwili chwyciłyśmy się znowu. Obie rozpalone do białości. Ja, bo nie dałam rady utrzymać jej złączonych nóg, ona zaś, bo poczuła szansę pokonania mnie. Zaatakowałam od razu na maksa, ale i ona dała z siebie wszystko. Rozwarła moje kolana po raz trzeci. Szalonym atakiem złączyłam je znowu, ale ona ani myślała ustępować. Natarła jeszcze mocniej i moje nogi po raz czwarty zaczęły się rozchylać. Z niemałym trudem wstrzymałam ten ruch, po czym nastąpiło szalone siłowanie. Nasze uda przez dłuższą chwilę drgały to w jedną, to w drugą stronę, aż w końcu zaczęłam przeważać. Ścisnęłam jej nogi tak mocno, że nie dała rady już ich rozewrzeć. To był straszliwy wysiłek, jednak podczas całej próby nie czułam zagrożenia porażką. Miałam jeszcze rezerwy sił do dalszej walki. Po chwili odpoczynku ona objęła moje złączone kolana. Rozwarłam je po zaciętej walce, która kosztowała mnie sporo sił, ale i ją musiało to mocno wykończyć. Na tyle mocno, że mimo szalonych prób, nie dała już rady złączyć moich nóg." Po tych próbach siły nóg, odbył się rewanż w siłowaniu na rękę: "Tego samego dnia, po godzinie od opisanych prób na nogi, zaczepiła mnie Olga. Zapytała wprost, kiedy wreszcie odbędzie się nasz rewanż na rękę. Zgodziłam się od razu. Ta to ma charakterek, co? Widocznie źle jej było z tym, że łatwiej niż Puma przegrała ze mną na nogi. Przypomnę, że w planach miałam pokonanie jej na rękę siłą, a nie walką na przetrzymanie, jak poprzednio, gdy byłam zmęczona próbami z innymi. Chwyciłyśmy się więc prawymi dłońmi i zaatakowałam z całej siły. Przegięłam jej rękę, ale nie położyłam jej. Olga zastosowała mocny blok i nie dała się. Natarłam raz jeszcze i jeszcze, jeszcze, coraz wścieklej i coraz mocniej, a ona ciągle umiejętnie blokowała i zaciekle kontrowała. Tym razem jednak nie pozwoliłam jej dłużej blokować w bezruchu, nie stosowałam statycznego naporu, czyli walki na wytrzymałość. Powtarzałam mocne gwałtowne ataki tak długo, aż przełamałam jej blok. Dopięłam swego, wygrałam siłą mięśni, ale po pasjonującej walce. Bardzo podobnie wyglądała nasza próba na lewe ręce, a potem jeszcze raz na prawe. Ona jest bardzo silna w takich próbach, podczas gdy na nogi i w zapasach lepsza jest Puma." Następnego dnia, czyli 4.02.2011., obie nastolatki chciały koniecznie znaleźć taką próbę sił, w której pokonają Mariolę. Najpierw jednak odbyły się rewanże na nogi. Tym razem były to pełne 4 próby, dokładnie według zasad. Oto blogowy pis Marioli: "Z Olgą wygrałam wszystkie cztery, ale nie były to zwycięstwa łatwe. Ona walczyła bardzo zażarcie i do upadłego. Poza tym nie miała nic do stracenia. Łatwiej jest atakować, niż bronić zdobytej pozycji. To ja, jako faworytka, musiałam udowodnić swą wyższość. Naprawdę trudno jest pokonać nawet słabszą rywalkę, która daje z siebie więcej niż wszystko. Dlatego też jestem bardzo zadowolona z pokonania Olgi, gdyż ona walczyła właśnie z taką nad-ludzką ambicją." "Po odpoczynku usiadłam naprzeciw Pumy. Ona też dała z siebie dużo więcej niż wczoraj. Walczyła jak szalona, a ja dokonywałam cudów by ją pokonać. Nie opiszę wszystkich prób, gdyż każda z nich miała po kilka powtórzeń, a co o którejś pomyślę, to wydaje mi się najtrudniejsza. Dość powiedzieć, że w połowie musiałam zdjąć bluzę, bo byłam porządnie spocona, że byłam czerwona jak burak i stękałam głośniej niż ona oraz, że dwukrotnie złapał mnie skurcz z nadludzkiego wysiłku... A jednak walczyłam z tymi swoimi słabościami i z doskonale tego dnia dysponowaną rywalką i wygrywałam. Wygrywałam dając z siebie wszystko, wygrywałam ogromną ambicją i wygrywałam do czasu, aż nadeszła próba, w której i wczoraj miałam kłopoty. Była to próba przy jej zwartych nogach, które ja miałam w tym zwarciu utrzymać. Włożyłam w to naprawdę całą siłę i wolę walki, naprężyłam mięśnie do bólu, ale nie dałam rady. Ona rozerwała mój uścisk i zdobyła punkt. Wczoraj w takiej sytuacji miałam jeszcze szanse walki i w końcu wygrałam dociskając jej kolana z powrotem, ale według zasad dziś przyjętych był to punkt dla niej. Jedyny punkt! Wygrałam tę walkę z Pumą 3:1. Czy się cieszę? Pewnie, że tak! Nawet bardzo! Pokonałam dziewczynę silną, wysportowaną, a przede wszystkim młodszą o ponad 20 lat. To nieważne, że po wczorajszym zwycięstwie, dziś też liczyłam na wygraną. Ona także liczyła... Myślę, że jeszcze nie raz się posiłujemy. Nie robię sobie jednak planów, że pokonam ją na nogi 4:0 tak, jak planowałam wygrać z Olgą na rękę siłą, a nie wytrzymałością. Planowałam, bo czułam, że mam na to szanse. Oczywiście mogłam nie dać rady, ale dałam. Natomiast z Pumą na nogi chciałabym powtórzyć wynik 3:1, a jeszcze bardziej chciałabym wygrać według uproszczonych zasad z naszej wczorajszej próby sił. Tej, w której ona rozwierała kolana, a ja dociskałam je z powrotem." Po tych rewanżach, dziewczyny wróciły do wymyślenia takiej próby sił, w której pokonają Mariolę. Wybór padł na przeciąganie liny splecionej z 3 skakanek. Opis z bloga: "Na pierwszy ogień poszła Olga. Szarpnęłam i ona wyleciała w powietrze jak z katapulty. Powtórzyłyśmy próbę i znowu wyleciała. A potem znowu to samo i znowu. Niemalże nie czułam oporu. Rzucałam nią uczepioną drugiego końca liny jak chciałam. Pomyślałam, że to z powodu dużej różnicy wagi między nami i spróbowałam się z Pumą. Przypomnę, że Olga jest ode mnie lżejsza o 20 kg, a Puma tylko o 6 (obie są mojego wzrostu). Niestety Puma też latała za tą liną ze skakanek tak, jak ja szarpałam, lecz z dużo wyraźniejszym oporem niż Olga. Piszę niestety, bo liczyłam na ostrą walkę. Wygłupiając się, wymyśliłyśmy prawie równocześnie, że one mogą się obie naraz uwiesić na tym tańczącym pod moje dyktando końcu liny. I wtedy zaczęło się na poważnie. Wtedy i ja zaczęłam się ślizgać, i ja zaliczyłam deski parkietu, i ja byłam po nich przeciągnięta jak worek. I co? I wygrałam z nimi dwoma potwornie zażarte próby przeciągania liny 6:2. Dłonie całe czerwone, już tworzą się blazy, ale jaka radocha, jaka satysfakcja." 25. walka Marioli - 25.03.2011. Grodziec - druga z Pumą (17 letnią uczennicą). Przez 4 miesiące Olga i Puma systematycznie trenowały, walcząc między sobą. Obie pałały żądzą odwetu, żądzą pokonania Marioli. Natomiast Mariola obiecała nie walczyć z nimi na maksa. Chciała je pokonać, mimo tego, że da im fory. Jako pierwsza spróbowała Puma i już na początku powaliła Mariolę na plecy. Mariola zerwała się jak oparzona i klęknęła pod nią, jednak już w następnej sekundzie, po kolejnym świetnym ataku Pumy, znów leżała na łopatkach. Wykurzona Mariola zaatakowała szybkim wybiciem. Puma w ułamku sekundy wylądowała na plecach, ale błyskawicznie wywinęła się na brzuch, a potem na kolana. Chwyciły się za szyje i w ostrym siłowaniu Puma tak zachwiała Mariolą, że musiała się ona bronić przed upadkiem. Wybroniła się i powaliła rywalkę na plecy, ale jej nie utrzymała. Puma wykręciła się na kolana i wróciła do klęku. Znów siłowały się w bocznym uchwycie za szyje i znów Puma zdobyła przewagę, dociskając Mariolę do materaca, a za chwilę, po jej ostrym szarpnięciu, Mariola z trudem uniknęła upadku. Nastąpiło kilka ataków, po czym Mariola po raz trzeci rzuciła Pumę na plecy, a ona po raz trzeci podniosła się na kolana. Nie wyrwała się jednak tym razem i po 10 minutach walki musiała się poddać. W drugim starciu Puma znowu powaliła Mariolę na plecy. Mariola od razu przekręciła się na górę, ale po 15 sek. trzeba było przerwać akcję z powodu bliskości drabinek. W trzecim starciu Mariola powaliła Pumę na łopatki, ale ją puściła, gdy ta wygrała zażarte siłowanie i przekręciła się na brzuch. Zaraz potem Mariola powaliła Pumę na bok i po dłuższej walce rozłożyła ją na łopatki. Następnie było trochę akcji ze śmiechami i żartami, po czym Mariola pozwoliła się chwycić od góry. Mając Pumę na plecach z trudem klęknęła, zaatakowała i znalazła się nad nią, ale ciągle była trzymana w kleszczowym uścisku, ciągle to Puma była górą, mimo że pod spodem. Siłowały się na maksa, aż Mariola, stękając z wysiłku spytała, czy boli. Puma zrozumiała, że to Mariolę boli i puściła... Po kłótni na temat czy bolało i kogo bolało, Mariola chwyciła, szybko przewróciła i bez problemu utrzymała Pumę. Pokazała jej, jak wygląda starcie bez forów, które ona dotąd dostawała. Starcie to kończyło się w salwach śmiechu i tak też zaczęło się kolejne, w którym Mariola powaliła Pumę na plecy i ją rozkrzyżowała. Puma długo się wyrywała, ale walkę przerwała dzwoniąca komórka. W kolejnym starciu Puma mocno zaatakowała, ale wkrótce została powalona i rozkrzyżowana. Walczyła już mniej zażarcie niż na początku i nie potrafiła zagrozić Marioli.
26. walka Marioli - 6.04.2011. Grodziec - druga z Olgą (17 letnią uczennicą). To spotkanie było zaplanowane jako rezerwowe, bo tego dnia Mariola była umówiona na walkę z Michaliną (chyba na walkę życia). Nie wiemy czemu Michalina nie przyjechała. Więcej o tym przeczytacie w "Utraconych okazjach". Wracając do Olgi, powtórzę tu wstęp z poprzedniego wpisu: przez 4 miesiące Olga i Puma systematycznie trenowały, walcząc między sobą. Obie pałały żądzą odwetu, żądzą pokonania Marioli. Natomiast Mariola obiecała nie walczyć z nimi na maksa. Chciała je pokonać, mimo tego, że da im fory. Jako druga spróbowała Olga i podobnie jak Puma, zaraz na początku powaliła Mariolę na plecy. Mariola przetoczyła się na nią po kilku sekundach i już jej nie puściła. W drugim starciu Olga runęła na Mariolę tak gwałtownie i z tak wielkim impetem, że ta po krótkim siłowaniu grzmotnęła plecami o materac. Tym razem Mariola przetoczyła się na Olgę już po sekundzie, ale nie utrzymała jej na plecach. Co prawda nie starała się za bardzo, nie walczyła na maksa. Była na tyle silniejsza, że trudno to nazwać walką. Zaczęły się próby nauki przeplatane żartami i kilka starć, łatwo wygranych przez Mariolę. Niestety w zapasach Olga jest dla Marioli za słabą przeciwniczką.
27. walka Marioli - 2.11.2011. Grodziec - druga z Sylwią (rewanż po 14 latach). Sylwia stanęła do walki po 2 miesiącach problemów zdrowotnych, podczas których schudła kilkanaście kilogramów. Spotkanie zaczęło się od siłowania na rękę, które Mariola łatwo wygrała. A potem w zapasach... W ciągu pierwszych 3 starć, które trwały 8 minut, Sylwia miała wyraźną przewagę. Była szybka i sprytna. Nie dała Marioli żadnych szans na akcje siłowe. Wyprzedzała jej ataki, wyślizgiwała się z jej chwytów i po każdym siłowaniu wychodziła na górę. Co prawda Mariola ani raz nie dała się powalić na plecy czy na brzuch, ale ciągle klęczała pod spodem broniąc się przed szalonymi atakami. W czwartym starciu znowu przegrała pierwsze siłowanie. Wściekła się strasznie i zaatakowała jak szalona. Rzuciła Sylwią o materac, ale ona podniosła się błyskawicznie i znów wyszła na górę. Tym razem trzymała tak, że Mariola po raz pierwszy mogła użyć siły. Mocnym zwrotem tułowia wykręciła się z uchwytu i złapała Sylwię w pasie nachwytem od góry. Po 9 minutach walki, Mariola pierwszy raz była na górze. Sylwia klęczała przodem do niej i broniła się w tej pozycji zażarcie i umiejętnie. Mariola podrywała ją do góry kilka razy i rzucała nią po materacach, dysząc coraz bardziej. Sylwia zaś już nie tylko stękała, ale wręcz krzyczała z wysiłku, ale zawsze lądowała na kolanach lub na brzuchu. Dużo czasu i strasznie dużo wysiłku kosztowało Mariolę rozłożenie Sylwii na łopatki i zmuszenie jej do poddania się. Wygrała pierwsze starcie po 10 minutach i 40 sekundach walki. Po przerwie Mariola pierwszy raz wygrała siłowanie w zwarciu, jednak powaliła Sylwię zaledwie do klęku pod spodem. Zaczął się najbardziej zażarty fragment walki. Podczas 9 minut przewagi Marioli, Sylwia była wiele razy rzucana na materace, w tym 4 razy na plecy i za każdym razem się wyrywała. Mariola nie potrafiła utrzymać słabszej rywalki, która broniła się doskonale. Gdy, leżąc na plecach, już ledwo zipała, trzeba było przerwać akcję z uwagi na niebezpieczną bliskość ławeczki. Czy przegrałaby wtedy, czy by się znowu wyrwała? Byłoby to wiadome, gdyby nowa akcja zaczęła się z pozycji, w której była przerwana (takie mamy zasady), ale dziewczyny zaczęły z klęku. Przez kolejne 5 minut Mariola znów miała przewagę, szarpała Sylwię we wszystkie strony, ale ona upadała zawsze na kolana lub na brzuch. Na plecy się powalić nie dała. Kolejną akcję znów przerwała bliskość ławki (gdy Sylwia była pod spodem) i znów walka zaczęła się z klęku (znów wbrew zasadom). Dwa razy z rzędu Marioli nie dane było spróbować wygrać walki, gdy miała przewagę. Widać było, że to ją wkurzyło, bo w 7 starciu rzuciła się na Sylwię z niesamowitym impetem. Ona jednak nie była gorsza i zaczęło się gwałtowne siłowanie. Mariola raz i drugi musiała bronić się podparciem ręką, ale w końcu powaliła Sylwię na łopatki. Pierwszy raz wygrała zwarcie rzutem na plecy, no i pierwszy raz z taką agresją. Sylwia krzyknęła "O, Mariola się wkurwiła" i poddała się ze śmiechem. Była już 27 minuta i 44 sekunda walki, a Mariola wygrała dopiero drugą walkę. Dlaczego dopiero? Bo już od 19 minut miała przewagę i tak długo nie potrafiła jej wykorzystać. W kolejnym starciu obie na przemian miały przewagę. Sylwia sprytem, szybkością i świetnymi blokami niwelowała przewagę siły Marioli, a gdy tych atutów było mało, zastosowała zabronione powstanie na nogi. Jednak Mariola, już po raz drugi atakowała nie tylko na maksa, ale z wyraźnym nerwem. Rzucona na łopatki Sylwia znowu poddała się w atmosferze żartów. Zrobiło się 3:0. W 9 starciu Sylwia ostro zaatakowała, ponownie z zakazanym powstaniem na nogi. Mimo uzyskanej dzięki temu przewadze uchwytu (trzymała Mariolę za szyję), po chwili walki, została powalona na łopatki, jednak błyskawicznie odwróciła się na brzuch, po czym klęknęła. Obie sapały jak parowozy, Mariola potwornie stękała, a Sylwia jęczała i krzyczała z wysiłku, ale nie dawała się przekręcić na plecy. Broniła się doskonale. Po chwili po raz kolejny trzeba było akcję przenieść na środek materacy, ale tym razem do pozycji, w której walka została przerwana. Wydawało się, że leżąca na brzuchu Sylwia, wpółżywa ze zmęczenia i krzycząca przy każdym wysiłku, nie wykona już żadnego ruchu. Ona jednak, jeszcze raz klęknęła i próbowała się wyrwać. Po 2 minutach siłowania się w tej pozycji, Mariola wykonała ostateczny atak, ale powaliła Sylwię tylko na brzuch. Też już była zmęczona, więc nie podjęła dalszych prób, tylko puściła rywalkę i... Sylwia nie miała już sił na dalszą walkę. Potem zaczęły się zabawy w przewracanie, podczas których Sylwia dociekała co powinna zrobić, żeby powalić Mariolę na plecy. No to Mariola pokazała jej jak to się robi i Sylwia faktycznie to zrobiła. Położyła Mariolę od razu do chwytu, a ponieważ ja od dawna chciałem żeby Mariola spróbowała się wyrwać z trzymania, no to spróbowała. Niestety akcję znowu przerwała bliskość ławeczki. Potem Mariola jeszcze 2 razy położyła się na plecach i 2 razy wyrwała się z chwytu Sylwii. Szczególnie zażarta była walka w drugiej próbie, która trwała ponad minutę. Mariola pierwszym szalonym zrywem nie dała rady i dopiero kolejnym wyszła na górę. Jednak Sylwia była już krańcowo zmęczona, więc niewykluczone, że na początku spotkania trzymałaby skuteczniej. Może to kiedyś sprawdzimy.
Na koniec krótka analiza. Mariola wiedziała, że Sylwia jest osłabiona po chorobie (schudła naście kg w kilka miesięcy). Miała w pamięci swoje łatwe zwycięstwo 14 lat temu i łatwe zwycięstwo w siłowaniu na rękę przed walką. Walczyła więc niezbyt ostro i bez wielkiej determinacji. Dwa wyjątki, czyli walka z wyraźnym nerwem i agresją, spowodowały dwie łatwe wygrane Marioli. Na początku walki Sylwia miała przewagę przez 8 minut. Jednak Mariola nie była w tym czasie ani raz zagrożona. Myślę, że gdyby była, to powalona na plecy, zaczęłaby walczyć bardziej zażarcie. Nie musiała jednak. Natomiast Sylwia walczyła doskonale, była szybka, zawzięta i świetna technicznie. Kilka razy nie dała się pokonać ostro walczącej Marioli. Najbardziej było to widać pod koniec walki. Po wygranej na 3:0, czyli od 9 starcia Mariola przez 5 minut nie potrafiła rozłożyć Sylwii na łopatki, mimo że bardzo się starała. A gdyby Sylwia nie była osłabiona chorobą? Mariola na blogu odgrażała się, że wtedy "wtłoczyła by Sylwię w materac". Sylwia odpisała: "Nie wiem, jaki będzie wynik potencjalnego spotkania, ale zrobię wszystko żeby choć trochę Ci dokopać. Choć raz powalić Cię na plecy i spróbować utrzymać. Kurde, w końcu nie jesteś niezniszczalna. Nawet, jeśli przegram wszystkie starcia to nie przyjdzie Ci to łatwo. I podejmuję wyzwanie na posiadanie przewagi na początku walki. To przegrasz!". A ja chciałbym to kiedyś zobaczyć!!! Zapasy i na rękę z uczniami - 7.03.2012. Grodziec. Na materacach w sali gimnastycznej uczniowie (15-16 lat) ćwiczyli sobie MMA. Mariola od razu nabrała ochoty na sprawdzenie swych sił. Zaproponowała, że spróbuje utrzymać ich na plecach. Tylko siłą i sprytem. Bez duszenia, uderzeń, kopnięć, dźwigni, czyli bez tego wszystkiego, co wolno stosować w MMA. Ta propozycja wywołała u nich szok. Że niby co? Kobieta ich utrzyma na plecach? Że niby jak? No to Mariola chwyciła Sylwka i pokazała jak. Zaczęło się! Wyrywał się z początku łagodnie, potem coraz mocniej i w końcu na całego. Mijały kolejne minuty walki, a Mariola ciągle nie dawała się zrzucić. W końcu chłopak poddał się, nie dał rady! Kibice oczom nie wierzyli!
Mariola chwyciła więc Kamila. Ten zaczął od razu na maksa. Nie tylko z całej siły, ale także ostro i gwałtownie. Nie było tu już badania na co stać kobietę. Kolega z nią przegrał, więc trzeba się bić! Tak więc bił się jak tylko potrafił, bił się wściekle i zażarcie, bił się dłużej niż Sylwek i... też nie dał rady się wyrwać! Liczni kibice podejrzewali, że obaj pokonani dają fory pani nauczycielce, że nie walczą na maksa. Często pytali trzymanego: "czujesz moc?". No to Mariola zaproponowała im siłowanie na rękę, co zostało zgodnie przyjęte jako miarodajna próba sił. Najpierw zaczęło się wściekłe siłowanie z Sylwkiem (leżąc przodem do siebie, na prawą rękę). Mariola zaatakowała z ogromną energią i zdobyła przewagę. Przechyliła jego rękę o kilka stopni i na tym stanęło. Sylwek zablokował ten ruch i trwali w tym przechyle bardzo długo, aż w końcu powoli wrócił do równowagi, ale przewagi zdobyć mu się nie udało. Wtedy Mariola zaatakowała jeszcze mocniej i znowu przechyliła jego rękę, a on przyjął otwartą walkę, w miejsce poprzednio stosowanego bloku. Siłowali się więc na maksa i po chwili ręka Sylwka mocno uderzyła o blat. Mariola wygrała pewnie i zdecydowanie. Wtedy kibice wymyślili, że Mariola musi się spróbować się na rękę z Kamilem, ale nie z tym, z którym niedawno walczyła. Kamil najpierw zastosował mocny blok, a po chwili potężnie zaatakował. Zaczęła się szalona walka bicepsów. Trwała długo, bardzo długo i widać było, że oboje wkładają w tę walkę całą siłę i ambicję. Ręce chwiały się to w jedną, to w drugą stronę, aż w końcu to Mariola zaczęła górować. On jednak natychmiast zastosował bardzo mocny blok. Mariola szalała atakując wściekle i długo, ale ciągle bezskutecznie. Natomiast on, mimo wielu prób, nie mógł wrócić do równowagi. W końcu Marioli zaczęło brakować sił. On tylko blokując tracił ich znacznie mniej, więc gdy tylko poczuł osłabienie, wyprostował przechyloną rękę. Wściekła walka bicepsów rozgorzała na nowo, bo jego atak wyzwolił w Marioli nagły przypływ adrenaliny. Znowu długo tkwili w równowadze. Palce zbielały im od potwornego uścisku, a mięśnie drżały z wysiłku. Widać było, że zbliża się kres wytrzymałości. Mariola w takich momentach wydobywa z siebie wulkany energii i naciera coraz ostrzej. Jeden atak, drugi, chwila oddechu i kolejny, a potem znowu i znowu. Mariola walczyła jak w transie, ale i on szalał coraz gwałtowniej. Był ciągle groźny, ciągle niepokonany, co rusz unosił rękę o centymetr, dwa, a Mariola o tyleż doginała ją z powrotem. I tak walczyli zażarcie o każdy, najmniejszy nawet ruch dłoni. Aż nadszedł kres. Ręka Kamila powoli zbliżała się do blatu i już się nie zatrzymała. Mariola wygrała tę szaloną walkę, straszliwie stękając z wysiłku. Chwilę po walce okazało się, że Kamil, jak dokąd, nie przegrał z nikim walki na rękę. Jest najsilniejszy wśród kolegów i do tego dnia był niepokonany. Siłowanie na nogi - 13.08.2012. w domu u Marioli - Mariola ÷ Sylwia. Obie dziewczyny wiele razy rywalizowały w przeróżnych konkurencjach. Mariola wygrywała w walkach, w siłowaniu na rękę i w pływaniu. Tylko raz wygrała Sylwia - w brzuszkach (700:374 - to był nokaut). Tym razem miało się odbyć siłowanie na nogi. Było jeszcze kilka innych pomysłów, ale bez praktycznych szans na realizację. I wtedy wymyśliłem rywalizację pozasportową - zawody o to, która założy krótszą miniówkę. Sylwia brała już udział w takich zawodach kilkanaście lat temu i wiedziałem, że jest w tym dobra, że ma tupet. Natomiast Mariola zawsze była tupeciarą, więc spodziewałem się ciekawej zabawy. I nie zawiodłem się. Podczas parady na czerwonym dywanie wygrała Sylwia, ale potem w trakcie walki na nogi, obcisła mini Marioli była krótsza od kloszowanej mini Sylwii.
Pierwsza próba - Mariola dociska kolana Sylwii. Mariola zaatakowała dość mocno, ale Sylwia z krzykiem wybroniła się przed dociśnięciem kolan do siebie. Mariola natarła mocniej, ale rywalka nachyliła tułów i broniła się nadal. Wtedy Mariola ścisnęła z całej siły i głośno stękając złączyła jej kolana na 1:0. Starcie trwało 14 sekund. Druga próba - Sylwia dociska kolana Marioli. Sylwia dwa razy nieznacznie zbliżyła kolana do siebie, ale nie była nawet blisko ich złączenia. Mariola raz czy dwa stęknęła z wysiłku, ale nie dała się. To siłowanie było łatwiejsze niż pierwsze, mimo że trwało 30 sekund. Po nim Mariola prowadziła 2:0. Trzecia próba - Sylwia miała rozszerzać kolana Marioli, ale to Mariola dociskała kolana Sylwii. Dziewczyny zaczynały tę próbę kilka razy i w końcu zrobiło się z tego powtórzenie pierwszej próby, czyli Mariola dociskała kolana Sylwii. Na dodatek Sylwia miała źle ustawione stopy, przez co Mariola straszliwie się namęczyła. Z drugiej strony, gdy Sylwia zobaczyła, że nie jest bez szans, zaczęła walczyć jak w transie. Jej niesamowita ambicja plus błędy w ustawieniu stóp (co zauważyliśmy dopiero w piątej próbie) sprawiły, że dziewczyny stoczyły pasjonującą walkę na maksa. Nachylone do przodu, z głowami obok siebie, walczyły zaciekle, stękając i sapiąc straszliwie. Sylwia głośno krzyczała z wysiłku, ale się nie dawała. W końcu Mariola wygrała wściekle mocnym atakiem. Prowadziła już 3:0. Czwarta próba - Mariola rozszerza kolana Sylwii. To starcie Mariola wygrała po zaledwie 3 sekundach. Zrobiło się 4:0. To miała być piąta próba, aleśmy jej nie zakończyli. Zaproponowałem powtórzenie próby trzeciej, gdyż ona się nie odbyła. Sylwia miała rozszerzać kolana Marioli. Wysiliła się raz i drugi, ale nie dała rady. Poddała się po 7 sekundach. Powinno być 5:0 dla Marioli, ale nie przerwaliśmy tej próby. No bo jakże to tak? Dwie szybkie i łatwe wygrane (3 i 7 sekund) po tak zażartej walce? A gdyby tak ją powtórzyć? Pozycja temu sprzyjała, bo Mariola obejmowała kolana Sylwii, więc wystarczyło tylko rzucić hasło. Dziewczyny zgodziły się ochoczo. Też czuły niedosyt. Piąta próba - Mariola dociska kolana Sylwii. Widać było, że Mariola atakuje na maksa, ale Sylwia się nie dawała - krzyczała z wysiłku i wybraniała się. Walczyła jak w transie, więc i Mariola zaczęła naprawdę wściekłe ataki ponad siły. Źle się to skończyło, bo po 22 sekundach takiej szalonej walki, Mariolę złapał skurcz w lewej łydce. Po przerwie dziewczyny sczepiły się kolanami jeszcze raz. Mariola docisnęła kolana Sylwii do siebie, ale ona po sekundzie je rozszerzyła, więc docisnęła raz jeszcze, napierając w jękach i stękach, ale Sylwia po kilku sekundach znowu zaczęła je rozchylać (wściekle krzycząc). Mariola ścisnęła ponownie stękając i jęcząc coraz bardziej, a gdy Sylwia rozłączyła je znowu, nachyliła się do przodu w najpotężniejszym z ataków i spojrzała na stopy rywalki. Były one ustawione kątowo i zwrócone śródstopiem do siebie, co ułatwiało blokowanie złączania kolan. Mariola wrzasnęła "czemu ona tak trzyma stopy?" i gdy tylko Sylwia ustawiła je prawidłowo (poziomo), mocnym atakiem złączyła jej kolana w dwie sekundy. Wygrała całe spotkanie 5:0. Potem dziewczyny siłowały się jeszcze na ręce, ale w tym Sylwia nie miała szans. Przegrywała po kilku sekundach. Wtedy wymyśliłem, żeby Sylwia złapała rękę Marioli obydwoma swoimi. Mnie kilku kolegów nie potrafiło tak pokonać. Jednak Sylwia dała radę. Dwoma rękami kładła jedną rękę Marioli tak łatwo, jak łatwo przegrywała jedna na jedną. Pora na podsumowanie. Dobrze się stało, że Mariola zauważyła to ustawienie stóp Sylwii, bo obraz stosunku ich sił byłby zafałszowany. Wiemy też dlaczego pierwszą próbę Mariola wygrała łatwiej. Wtedy po prostu Sylwia trzymała stopy poziomo. Na filmie zauważyliśmy, że podczas wszystkich zażartych prób, Sylwia trzymała stopy kątowo. To tylko jeden z powodów tak fascynujących walk. Drugim była niewątpliwie ponadprzeciętna ambicja Sylwii i jej walka ponad siły. W pozostałych próbach, czyli gdy Sylwia dociskała kolana lub gdy Mariola je rozszerzała, kątowego ustawienie stóp nie było, bo to by nic nie dało. To dlatego Mariola wygrała wtedy tak łatwo. To były rzeczywiste próby sił. Ale w sumie dobrze, że nie zauważyliśmy tego ustawienia stóp już na początku. Dzięki temu były wielkie emocje, była walka na maksa, czyli było ciekawie. Oglądając film z tej próby sił Mariola powiedziała: "Chyba wolałabym wygrać ostatnią piątą próbę także z jej kątowym ustawieniem stóp. Myślę, że dałabym radę po jeszcze kilku atakach". I to w pełni oddaje charakterek Marioli. Dominuje u niej chęć rywalizacji i sprawdzenia się w maksymalnie trudnych próbach. Łatwe nie dają jej zadowolenia. Sylwia zaś posiada charakterek jeszcze wspanialszy. Natura nie dała jej wielkiej siły i atletycznej budowy. Obdarzyła ją za to ogromną ambicją, sprytem i szybkością. W ferworze walki potrafi ona dać z siebie więcej niż wszystko, rozkręcając się tak, że w każdej kolejnej akcji jest coraz silniejsza i coraz groźniejsza. Sylwia ma jeszcze jedną kapitalną cechę. Uwielbia wszelkie szaleństwa i wystarczy tylko szepnąć, by natychmiast była gotowa do akcji. Również takiej akcji, na którą Mariolę trzeba długo namawiać. Mimo, że mieszka w Irlandii i bywa w Polsce raz czy dwa w roku, to w natłoku spraw, które musi załatwić, chce i potrafi znaleźć czas na sportowe szaleństwa. Podziwiam ją za to. Pływanie - 25 m, Zawody dla amatorów (Family Cup) - 11.11.2012. - Mikołów. Mariola wystartowała w VI Amatorskich Mistrzostwach Województwa Śląskiego w Pływaniu. Planowaliśmy to dużo wcześniej, ale dzień przed zawodami poważnie zachorował chłop Marioli. Pogotowie, szpital, nieprzespana noc... I po tym wszystkim ta niesamowita kobita jednak pojechała i popłynęła. Na 8 startujących zawodniczek zajęła 2 miejsce z czasem 18.590. Do zwycięstwa zabrakło jej zaledwie 0.27 sek. Opowiadała potem, że wyraźnie zaspała start, więc gdyby nie ta nocka... W Polsce Mariola była ósma. Trudno teraz spekulować, ile straciła przez ten opóźniony start, ale realne wydaje się miejsce gdzieś koło piątego.
Wyścig z walizami w górach - 27.07.2013. - Polańczyk, Bieszczady. Na pewien turnus w Bieszczadach Mariola wybrała się dzień wcześniej aby spróbować załapać się na lepszy pokój (najlepiej jednoosobowy). Na miejsce przyjechała autobusem, wysiadła i nagle okazało się, że takich chętnych na lepsze pokoje jest dużo więcej. Wszystkie złapały walizy i zaczęłyśmy niecodzienny wyścig. Najpierw spokojnie (co nie znaczy powoli), że to niby żadnej nie zależy, a potem coraz szybciej i coraz bardziej nerwowo, bo przecież każda tylko po to przyjechała ten dzień wcześniej, żeby być na miejscu przed innymi. Po kilkudziesięciu metrach Mariola wyszła na czoło ścigającej się grupy, w tym początkowo wyrównanym i bardzo szybkim marszu. Przypominało to bieg farmera w opisanych wyżej zawodach "Siłaczka plaży", tylko że walizka, cholera, była dużo cięższa niż wtedy beczki po piwie i odległość dużo większa niż wtedy na plaży. Gdy droga zaczęła prowadzić pod górę, coraz więcej kobiet zaczęło zostawać z tyłu i wkrótce okazało się, że rywalka w tym wyścigu będzie tylko jedna. Była ciut niższa od Marioli, miała podobną budowę i stawiała tak samo długie, mocne kroki. Mariola cały czas była trochę z przodu, ale nie potrafiła przyspieszyć, by zwiększyć prowadzenie. Na szczęście rywalka też nie dała rady iść szybciej, choć widać było, jak bardzo się wysila, by wyjść na prowadzenie. Szły tak przez dłuższą chwilę, aż tu nagle coś się stało z rączką walizki Marioli. Musiała ją postawić na ziemi i poprawić rączkę, co rywalka natychmiast wykorzystała i wyszła na prowadzenie. Mariola zaczęła ją ostro gonić i trochę się do niej zbliżyła, ale wtedy ona przyspieszyła i nie dała się wyprzedzić. Walizki ciążyły coraz bardziej, a prawie kilometrowa droga, czasem wiodła pod górę. Jasne było, że wygra ta, która ma większą siłę i wytrzymałość. W pewnym momencie Mariola zobaczyła zakręt i szybko przeszła przez ulicę, by pokonać go po wewnętrznej. Rywalka tego nie zrobiła i idąc po zewnętrznej została trochę z tyłu. Wtedy dopiero przeszła ulicę i zaczął się ostateczny wyścig.
Gdy po chwili Mariola się obejrzała, zobaczyła ją jakieś 10 metrów za sobą. Czyżby aż tyle straciła na zakręcie? A miała być walka... A może brakło jej sił? Mariola chciała to sprawdzić i 50 metrów przed końcem... poczekała na nią. Gdy się zbliżyła, wymieniły kurtuazyjne uwagi i zaczęły wyścig na nowo. Obie przyspieszały, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe. To jednak był finisz i adrenalina dała im ostrego kopa. Walizki ciążyły coraz bardziej i coraz trudniej było naprężać zmęczone mięśnie nóg, ale obie walczyły do końca na maksa. W tej końcówce Mariola wyszła na prowadzenie i już nie dała się wyprzedzić. Okazała się szybsza i silniejsza. Weszła pierwsza do budynku i... w poczekalni czekało już 5 kobiet! Na szczęście gdy otwarto recepcję, okazało się, że jest tu 6 pokoi jednoosobowych, więc gdyby nie wygrała wyścigu... Wyobraźcie sobie wściekłość tej pokonanej i pozostałych, które do końca ścigały się między sobą, bo któż wiedział, ile jest tych lepszych pokoi. Tak więc warto było się ścigać. Dla sportowej satysfakcji, dla radości ze zwycięstwa, ale także dla nagrody w postaci jednoosobowego pokoju. Nagrody nie tak wspaniałej, jak ta w zawodach "Siłaczka plaży" (wycieczka do Anglii), ale jednak ważnej. Cóż, jak widać nie tylko w sportach wszelakich, ale i w codziennym życiu warto mieć takie cechy jak siła i wytrzymałość.
28. walka Marioli - 30.01.2014. Grodziec - trzecia z Pumą (19 letnią licealistką). Po rozgrzewce dziewczyny klęknęły przed sobą i zaczęły... rozmowę. Miały wyraźnego cykora. Każdy temat był dobry i obie prześcigały się w gadaniu. W końcu nie wytrzymałem i powiedziałem im, że obie mają straszliwego pietra przed tą walką. Mariola ani myślała przestać gadać i powiedziała do mnie: "A dziwisz się?", a potem do Pumy: "Czyli walczymy, tak?" (jakby nie po to tam była). Na szczęście na Pumę ten mój tekst podziałał, bo rzuciła się do ataku tak ostro, że aż jej dłonie klasnęły o ramiona Marioli. Zaskoczyła ją tym, zdobyła przewagę pozycji, złapała za szyję, zachwiała mocno, po czym... runęła plecami na materac po mocnym ataku Marioli. Natychmiast jednak przekręciła się na brzuch i klęknęła. Przez 20 sekund obie walczyły w parterze, po czym Mariola ponownie powaliła rywalkę na plecy. Ta jednak w locie chwyciła Mariolę za szyję. To był bardzo dobry chwyt. Co prawda Mariola klęczała nad Pumą, ale głowę miała unieruchomioną pod jej pachą i dociśniętą do materaca. Przy takim chwycie Marioli groziło przegranie starcia. Przez blisko minutę nie mogła wyswobodzić głowy, mimo że wysilała się coraz bardziej, sapiąc i stękając straszliwie, aż w końcu dała radę. Zaraz po tym łatwo rozłożyła Pumę na łopatki i nie dała jej szans na wyrwanie się. I tak już było do końca spotkania. Puma walczyła żywiołowo i z wielką ambicją, ale na doskonale bijącą się tego dnia Mariolę, to nie wystarczało. Po pięciu walkach przegranych przez Pumę, zaczęły się starcia treningowe (przedzielane czasami prawdziwymi walkami, łatwo przez Mariolę wygrywanymi). W treningach Pumie słabo wychodziły wybicia z biodra, natomiast w nauce trzymania robiła duże postępy. W jednej z prób, dobrze trzymana Mariola musiała 2 razy odpoczywać dla wyrównania oddechu. Zrywając się trzeci raz do walki sapała i jęczała z wysiłku, a w punkcie kulminacyjnym wydała stłumiony gardłowy dźwięk, jakiego dotąd u niej nie słyszałem. Tę akcję Mariola także przegrała, ale nie poddała się. Zrobiła jeszcze kilka szalonych szarpnięć, nadludzkim wysiłkiem klęknęła na kolana (z szyją ciągle trzymaną przez Pumę), po czym wyrwała się resztkami sił. Była potwornie zmęczona, ale gdy zaproponowałem walkę pożegnalną, klęknęła od razu na kolana (jeszcze dysząc po poprzedniej akcji) i ponaglała Pumę do ataku. Podczas tej walki (trwającej 3 minuty) Puma szybko została powalona na plecy, ale przekręciła się na brzuch i przez 2 minuty broniła się w tej pozycji przed mocnymi atakami Marioli. W końcu jednak została ponownie rozłożona na łopatki i musiała się poddać. Jednak to Mariola była bardziej zmęczona. Cały czas stękała z wysiłku i dyszała jak parowóz. Trudno się dziwić. Poza normalną walką, miała za sobą kilkanaście prób podniesienia rywalki, broniącej się leżeniem na brzuchu oraz kilkanaście prób wyrwania się, podczas nauki chwytu. Gdyby ktoś chciał przekonać się jaki to wysiłek, to proszę spróbować podnieść kilkanaście razy worek ziemniaków i kilkanaście razy zrzucić go z siebie, przekręcając się na niego. A worek jest lżejszy od Pumy no i się nie broni... To był koniec walk, ale zaproponowałem jeszcze siłowanie na rękę. Gdy położyły się naprzeciw siebie, Mariola powiedziała: "wszystko drży" i rzeczywiście wszystkie mięśnie drżały jej ze zmęczenia. Na prawą rękę wygrała po 25 sekundach siłowania, wykonując 4 mocne ataki, podczas których wręcz jęczała z wysiłku i dyszała okrutnie. Natomiast na lewą...
Mariola od razu mocno przechyliła rękę Pumy, ale położyć jej nie dała rady. Powtórzyła to jeszcze 4 razy i za każdym razem Puma broniła się zażarcie, nie dając się pokonać. Ale tylko się broniła. Nie starała się nawet doprowadzić do równowagi, nie mówiąc już o przegięciu ręki Marioli. Nie starała się wygrać, walczyła tylko o to, by się nie dać. Mariola krzyczała, by Puma wreszcie zaatakowała (wtedy traci się więcej sił), a ona nie i nie. Ta kłótnia o atak rozdrażniła Mariolę. Natarła z taką wściekłością, że ręka Pumy już prawie dotykała materaca. Stękała straszliwie, a potem wydała stłumiony, rzężący krzyk, świadczący o nadludzkim wysiłku. I to był ostatni krzyk tej walki. Dogięła rękę Pumy do materaca i resztką tchu syknęła: "jest!". To zażarte siłowanie trwało prawie 2 minuty. Dziewczyny stworzyły porywający spektakl sportowy. Pora na podsumowanie. Puma walczyła dużo lepiej niż 2 lata temu. Jest niesamowicie ambitna i posiada wspaniały sportowy charakterek. Natomiast Mariola była tego dnia silniejsza, sprytniejsza, szybsza i lepsza technicznie, a na dodatek bardziej zadziorna. Tak wspaniale walczącej Marioli już dawno nie widziałem. Jak wspomniałem na wstępie, blog umarł 28.02.2018. Skończyło się coś, czym żyliśmy przez 12 lat. Pozwolę więc sobie na kilka refleksji. Ogólnie jestem z bloga zadowolony. Co prawda znaleźliśmy dzięki niemu zaledwie dwie chętne do walki, ale jedna z nich (Karolina) była najtrudniejszą przeciwniczką Marioli (silniejszą i trenującą zapasy, a jednak pokonaną). Poza tym wspaniałe były zwycięstwa Marioli w blogowych zawodach. Do tych zawodów dziewczyny trenowały przez kilka czy nawet kilkanaście miesięcy. Podczas treningów wszystkie rywalki chwaliły się na blogu osiąganymi wynikami. Mariola bywała wtedy pierwsza lub druga, a czasem nawet trzecia. I tu dał się poznać jej wspaniały sportowy charakter. Gdy przegrywała, zaczynała trenować coraz ostrzej i dawała z siebie więcej niż wszystko. A walczyć trzeba było głównie ze sobą, bo pobicie jakiegoś wyniku wcale nie musiało oznaczać wygranej w zawodach. Przecież rywalki też trenowały zawzięcie i też ciągle się poprawiały. Aż w końcu nadchodziła data rozegrania zawodów, czyli data podania wyników. Mariola potrafiła pokonać wszystkie rywalki, z którymi przegrywała w czasie trwania treningów. Wygrała kilka zawodów w pompkach i w podciąganiu na drążku, a tylko raz była druga (w rzucie piłką lekarską). Po zliczeniu punktów ze wszystkich konkurencji (według różnych przeliczników), wygrała też ze wszystkimi w dwuboju i w trójboju. Emocje były jak cholera.
A co nam się na blogu nie udało? Ano, nie udało się zorganizować kilku arcytrudnych walk z bardzo silnymi dziewczynami oraz kilku rewanżów z rywalkami, które Mariola pokonała z wielkim trudem. Szczegóły poniżej. Utracone okazje - były nadzieje, nie było walk... a żal.... Zacznę od dwóch dziewczyn, które mogłyby być bardzo groźnymi rywalkami, a może nawet mogłyby Mariolę pokonać. - Martyna - wyższa (178), cięższa, 3 lata trenowała aikido, codziennie biegała, siłowała się z koleżankami. Był umówiony termin 6.04.2009. Martyna stchórzyła pół godziny przed walką. - Jola - wyższa (175), o 15 kg cięższa, potężna, twarda, potrafiła zrobić 500 pompek (z przerwami), czołganie z facetem na plecach (w szkole policyjnej, gdzie uczyła się też sztuk walki). Poza tym, bardzo żałujemy, że nie zdecydowała się na kolejną walkę Dorota, dziewczyna naście lat temu na pewno nie słabsza od Marioli. Teraz Dorota bardzo się zmieniła. Zeszczuplała, bo zaczęła bardzo intensywnie ćwiczyć. Nabrała więc pewnie jeszcze większej siły, a dodatkowo zwinności i kondycji. Za dawnych czasów Mariola wygrywała z nią z wielkim trudem. Pierwszą walkę bardzo nieznacznie na przewagi, a czwartą też ledwo ledwo. Czy wygrałaby piątą? Kto wie... Wielka szkoda, że na rewanż z Mariolą nie zdecydowała się Karolina. Ja myślę, że to była druga (druga chronologicznie) rywalka Marioli, która mogłyby ją pokonać. Mariola realnie oceniała swoje szanse w rewanżu z Karoliną na 50%, ale zadziornie twierdziła, że by się nie dała. Nie macie pojęcia, jak bardzo chciała się znów z nią spotkać. Jeszcze raz sprawdzić swoje muskuły z silniejszą, sprawdzić swoją wytrzymałość i ambicję. Sądziliśmy, że w rewanżu Karolina flaki z siebie wypruje, by wygrać, że będzie się bić "na śmierć i życie", a tymczasem ona po prostu stchórzyła. Natomiast Mariola wręcz marzyła o takiej walce "na śmierć i życie" z Karoliną. Wierzyła, że znowu da jej radę iii... chyba Karolina też obawiała się, że znowu przegra. Pierwszą porażkę bardzo przeżyła, drugiej mogłaby nie przeżyć... Mariola proponowała jej rewanż trzykrotnie... Kolejną utraconą okazją na walkę ekstremalnie trudną (być może walkę życia), miała być walka z Michaliną (to "J" w konkursie piękne nogi). Ona uprawia fitness, aerobik i pilates, a wcześniej trenowała capoeirę oraz tajski boks. Sztuki walki trenowała w wojskowej jednostce desantowej w Gliwicach, gdzie sparowała i nieraz wygrywała z komandosami (!). Na blogu Mariola napisała tak: "Kurde, jak ja chciałam stawić jej czoła. Jak ja bym się biła! Dałabym z siebie dużo więcej niż wszystko, ale czy to by wystarczyło? Chciałabym to kiedyś sprawdzić". Nie wiadomo, czemu Michalina nie przyjechała. Czekaliśmy... Żeby wykorzystać czas i załatwioną salkę, Mariola zawalczyła wtedy z Olgą. I jeszcze jedna stracona okazja - walka, która na pewno by się odbyła gdyby nie obiektywne, niesprzyjające okoliczności. Chcieliśmy, ale się nie dało. To miał być rewanż z Anetą, dziewczyną dużo wyższą (naście cm), dużo cięższą (naście kg) i wyraźnie silniejszą od Marioli. Moim zdaniem, to była pierwsza w życiu rywalka Marioli, która mogłyby ją pokonać. W pierwszej walce nie miała na to szans, ale wtedy jeszcze nie umiała walczyć. Natomiast gdyby się nauczyła... A nauka szła jej szybko - widać to było, gdy po walce uczyłem ją chwytów. Ważna uwaga - Mariola wygrała z nią (i z wieloma innymi) tylko siłą i sprytem, bez stosowania chwytów. Opinia o szansach w rewanżu jest pod koniec opisu 16. walka Marioli. Niezależnie jednak od wyniku tego rewanżu, dziewczyny na pewno stoczyłyby fascynujący pojedynek. Sądzę, że Mariola by go wygrała, ale niestety nigdy się o tym nie przekonamy. Szkoda... Utracone okazje, których nie żal. Na blogu wiele razy przewijał się temat brutalnych bijatyk. Na początek jasna deklaracja - oboje z Mariolą nie lubimy tego. Mariola nigdy nie biła się na pięści, czy w jakikolwiek inny brutalny sposób. Natomiast wiele razy ostrzegała osoby próbujące ją zastraszyć, że nie boi się tego i gdyby trzeba było, to każdej dziewczynie stawi czoła. W kilkudziesięciu walkach Marioli (a licząc też walki z facetami, to w kilkuset) jedynie raz chodziło o coś więcej, niż tylko o sportową rywalizację (zob. opis 10. walka Marioli z Grażyną). Generalnie jesteśmy z Mariolą umówieni, że ja nigdy nie dopuszczę do brutalnych bijatyk. Tu było inaczej - jakby co, miałem się nie wtrącać. W tej walce Mariola wygrywała, więc nie miała powodów do agresji, natomiast był moment, w którym Grażyna chciała uderzyć. Bardzo dobrze, że się pohamowała, bo w Marioli aż kipiała wściekłość. Oddałaby więc z nawiązką, a Grażyna nie da sobie w kaszę dmuchać (znam ją od lat). Rozgorzałaby zażarta bijatyka... Sądzę, że Mariola dałaby radę Grażynie i w takiej walce, ale wolałbym nigdy się o tym nie przekonać. Było jeszcze jedno spotkanie, w którym bijatyka wisiała na włosku - to próby sił z Alą (18. walka Marioli). W opisie tych prób i w ich podsumowaniu napisałem wszystko na ten temat. Tu dodam tylko, że Ala byłaby chyba trudniejszą rywalką w brutalnej bijatyce niż Grażyna, ale sądzę, że i z nią Mariola by sobie poradziła. A inne okazje? Mariola miała ich sporo. Były i ostre pyskówki, i twarde mierzenie się wzrokiem. Kiedyś trzy młode dziewczyny były wyjątkowo agresywne (kibicowały swojej drużynie w rozgrywkach sportowych, a potem czekały na zawodniczki ze szkoły Marioli, żeby im nastukać). Mariola kazała im wynosić się z terenu szkoły, ale one z tekstem "co nam zrobisz" prowokacyjnie ją okrążyły. Ona na blogu opisała to tak: "Miałam wtedy zaciśnięte pięści i napięcie sięgające zenitu, a kipiąca w żyłach adrenalina gwałtownie żądała upustu. Wystarczyłby wtedy tylko jeden ich wrogi gest, choćby tylko kpiący uśmieszek... Długo mierzyłyśmy się wzrokiem, po czym one nagle pękły. Spuściły wzrok i po prostu poszły sobie. Nie myślałam wtedy o tym, że trzem naraz nie dam rady, że jak się rzucą na mnie, to w brutalnym mordobiciu mogę porządnie oberwać. Ja byłam gotowa na wszystko, one nie..." I tak samo było przy wielu innych okazjach. To do Marioli zawsze należało ostatnie słowo, to niedoszła rywalka zawsze spuszczała wzrok i zawsze się wycofywała. I chociaż gdzieś tam "z tyłu głowy" pojawia się pytanie, jak Mariola radziła by sobie w walkach brutalnych, to ja nie mam najmniejszej ochoty się o tym przekonać. Potyczki i rywalizacje Marioli po zamknięciu bloga. Jest rok 2019. Uczymy walczyć Izę (córkę Marioli). Dziewczyna ma 16 lat i jest wyższa od Marioli. Na razie jest słabsza, ale zaczyna intensywnie trenować, więc kto wie... Na pokonanie Marioli w zapasach nie ma szans, na ręce też na razie nie, choć walczy zaciekle, ale na nogi już wkrótce może ją pokonać. Siłowanie na ręce - 18.07.2019. w domu u Marioli - Mariola ÷ Nadia (17 letnia uczennica). Tego dnia u Izy były dwie koleżanki i we trzy siłowały się na ręce (również z Mariolą). Iza najpierw siłowała się z Pauliną na kanapie, a potem wygrała z nią dziesięć razy na prawą i na lewą rękę, ale obie były za słabe dla Nadii i Marioli, więc ich potyczek nie będę tu opisywał. Natomiast o Nadii słyszałem już od kilku lat. Jest dużo wyższa od Marioli i potwornie silna - trenuje pchnięcie kulą. Dodam jeszcze, że u Marioli prawa ręka jest silniejsza, a u Nadii lewa. Najpierw obie chwyciły się na prawe ręce. Mariola 2 lub 3 razy zdobywała przewagę, ale Nadia nie tylko wracała do równowagi, lecz także przeginała nieznacznie rękę Marioli. Walka była długa i zażarta, ale w końcu Mariola położyła przedramię rywalki na macie. Ta jednak broniła się jeszcze łyżką, więc Mariola straszliwym wysiłkiem też docisnęła tę odgiętą dłoń do maty. Natomiast na lewą... Uchwyt był mocny, atak jeszcze mocniejszy i... i nic! W odróżnieniu od prawych rąk, na lewe żadna nie zdobyła przewagi. Po chwili Mariola przerwała walkę. Okazało się, że dłuższe ramię Nadii było ustawione pod złym kątem i Mariola nie miała szans go przegiąć. Poprawiły więc uchwyt, Mariola natarła z maksymalną siłą i... i przegrała to siłowanie. Nadia zdobyła przewagę. Mariola zaczęła zażartą obronę, ale nie dała rady wrócić do równowagi, a jedynie zatrzymała ruch ramion. Nadal przegrywała. Ona zawsze gdy przegrywa, wydobywa z siebie wulkany energii i zdobywa się na nadludzki wysiłek. Tak było i tym razem, ale to nie wystarczyło na pokonanie Nadii, a tylko na powrót do pionu. Nadia jednak też potrafi walczyć, zaatakowała i znowu zaczęła przeważać. Tym razem powrót do równowagi zajął Marioli więcej czasu i kosztował ją więcej sił. Przegięła też rękę Nadii, ale ona natychmiast się wybroniła i po chwili znów zdobyła przewagę. Takie akcje powtórzyły się jeszcze wiele razy. Obie walczyły zażarcie i obie dawały z siebie więcej niż wszystko. Marioli coraz trudniej było wracać do pionu, a jeszcze trudniej przeważać, ale Nadia też wykazywała oznaki zmęczenia i obie coraz dłużej chwiały się w równowadze. Siłowały się już 10 czy nawet 15 minut i Nadia widocznie postanowiła zakończyć tę walkę. Tyle już razy miała przewagę... Zaatakowała potwornie mocno i przegięła rękę Marioli o jakieś 15 stopni. Mariola poczuła w przedramieniu tak ostry ból, jakby jej stalowe mięśnie tarły o kości. To wywołało w niej jeszcze bardziej zażartą obronę. Napięła do granic możliwości wszystkie mięśnie od ramion, barku, tułowia, aż po pośladki i łydki, po czym z wściekłością natarła ostatkiem sił (cała drżała z wysiłku). Wróciła do równowagi, przełamała potworny opór rywalki i pchała dalej. Na maksa, do zapamiętania, w straszliwej walce zdobywając każdy centymetr. I wygrała! Tak! Mariola wygrała to siłowanie. Wygrała z dziewczyną wyższą i cięższą, dziewczyną o 32 lata młodszą, dziewczyną trenującą pchnięcie kulą, dziewczyną, która częściej miała przewagę. To była jedna z jej najtrudniejszych potyczek na rękę. Gratuluję! |