|
autor: Janusz Kibic29-01-2009 Jak dobro w Łomży, ze złem walczyło, cz.I
|
Zła w Polskim Związku Łowieckim nie brakuje, dlatego działaczy walczących z nim w imię dobra należy wspierać. Tak właśnie robiły organa okręgowe i krajowe, kiedy Wiesław Szloński, prezes Okręgowego Sądu Łowieckiego w Łomży, a zawodowo prokurator w Prokuraturze Okręgowej w Łomży, zło w swoim okręgu wytropił. Nieżyczliwi próbowali jego działania dezawuuować, np. przez artykuł w tygodniku ogólnopolskim, przedrukowany w portalu, a opublikowany oryginalnie w kwietniu ub. roku. W artykule opisano zdarzenie, dające początek demaskowaniu zła, które w tym okręgu wkradło się w szeregi Zrzeszenia, za sprawą Marka Lisa, łowczego i Zygmunta Wiktorzaka, skarbnika, z Koła Łowieckiego "Orlik" w Łomży.
Ponieważ w momencie publikacji w/w artykułu nie było jeszcze znane ostateczne i prawomocne rozstrzygnięcia łowieckiego wymiaru sprawiedliwości, a w artykule nie przedstawiono szczegółowego opisu poszczególnych etapów postępowania, redakcja postanowiła zapoznać się bliżej z tą sprawą. Po zgromadzeniu przez redakcję całej dokumentacji, otrzymałem ją do zweryfikowania i przedstawienia czytelnikom dziennika "Łowiecki". W kolejnych odcinkach, przez cały miesiąc luty, opiszę jak to dobro ze złem walczyło z inicjatywy Wiesława Szlońskiego, a co znakomicie pozwala ocenić, już po raz kolejny, jak działa łowiecki wymiar sprawiedliwości oraz inne organy Zrzeszenia i jaki poziom kwalifikacji oraz predyspozycji moralnych reprezentują zaangażowani w niego działacze.
Cała sprawa miała swój początek 11 grudnia 2005 r., kiedy to trzech członków zarządu KŁ "Orlik", a więc łowczy Marek Lis, skarbnik Zygmunt Wiktorzak oraz sekretarz Wiesław Szloński polowali indywidualnie w obw. Nr 56. Wszyscy trzej pełnili równocześnie funkcje w organach okręgowych PZŁ w Łomży, i tak Marek Lis był nowo powołanym członkiem Okręgowej Rady Łowieckiej, Zygmunt Wiktorzak był nowo powołanym członkiem Okręgowej Komisji Rewizyjnej, a Wiesław Szloński był zasłużonym prezesem Okręgowego Sądu Łowieckiego. Tego dnia, do książki wyjść znajdującej się u strażnika Łowieckiego Wiesława Żukowskiego, pierwszy wpisał swoje polowanie Marek Lis o godz. 13:00 na rejon "Topinambur", wpisując równocześnie na rejon "Smolarze I" Zygmunta Wiktorzaka, z którym przyjechał oraz na rejon "Smolarze III" Zygmunta Kaczyńskiego, który miał dopiero dojechać. Wiesław Szloński do książki przyjechał godzinę później i wpisał się polować na rejon "Bagno Grądy", o godz. 14:00.
Dla Marka Lisa polowanie było udane, bo strzelił dzika. Razem z Zygmuntem Wiktorzakiem przywieźli go do strażnika, gdzie powiesili dzika w garażu. Marek Lis dokonał wtedy wpisu do książki strzelonego dzika oraz wpisał o godz. 15:30 koniec polowania Zygmunta Kaczyńskiego w rejonie "Smolarze III", który tego dnia z powodu śmierci członka swojej rodziny na polowanie nie dojechał. Wypisał równocześnie Zygmunta Wiktorzaka z rejonu "Smolarze I" i wpisał go w rejon "Las - pole". Swojego wpisu nie zmieniał, bo dalej chciał polować w rejonie "Topinambur". Tego dnia księżyc był już pomiędzy pierwszą kwadrą i pełnią, a ziemię pokrywał świeży śnieg. Idealne warunki do polowania po zapadnięciu zmierzchu.
Pół godziny później do strażnika zjechał z rejonu "Bagno Grądy" Wiesław Szloński i dowiedział się o strzeleniu dzika. Od tego momentu te same zdarzenia stają się różnie przedstawiane przez w/w członków zarządu koła. Wiesław Szloński twierdzi, że dowiedział się od strażnika, że Marek Lis strzelił dzika ..."na nęcisku na bagnie"... Informacja strażnika miała strasznie zbulwersować Wiesława Szlońskiego, bo jak sam mówił ..."żaden z tych myśliwych nie był wpisany na 'jakimś' bagnie"... Z dalszego wypytywania się strażnika doszedł do wniosku, że te nęcisko i bagno znajdują się za miejscowością Kurpiki. Z książki polowań się nie wypisał, więc nadal powinien znajdować się w rejonie "Bagno Grądy", ale zamiast tego udał się na te "bagna za miejscowością Kurpiki". Tu nastąpiło spotkanie z Zygmuntem Wiktorzakiem. Wiktorzak twierdzi, że Szloński pojechał na rejon "Las - pole", bo znajdowało się tam nęcisko, a nie sprawdził wcześniej w książce, że on zapisał się na ten rejon w momencie dostarczenia dzika do strażnika, czyli Szloński przyjechał polować na innym rejonie, niż zapisany był w książce, mając nadzieję za spotkanie dzików na znajdującym się na tym rejonie nęcisku.
Jak wyglądało to spotkanie opisywał przywołany na wstępie artykuł, z którego wynika, że skarbnik i sekretarz zarządu koła nie szczędzili sobie ostrych słów. Skarbnik Zygmunt Wiktorzak dlatego, że w rejonie "Las - pole", na którym był zapisany i na którym polował, znalazł się inny myśliwy z bronią, a sekretarz Wiesław Szloński przekonywał później, że spotkał skarbnika nie tam, gdzie miał on być zapisany, choć sam na ten rejon również nie był zapisany. To właśnie spotkanie zainicjowało prawie 3-letnie postępowanie dyscyplinarne przeciwko Zygmuntowi Wiktorzakowi i Markowi Lisowi. To nic, że Wiesław Szloński ewidentnie znalazł się w innym rejonie, niż był zapisany. Siła prezesa OSŁ i prokuratora Prokuraturze Okręgowej w Łomży okazała sie zdecydowanie silniejsza, niż dwóch nowo wybranych członków organów okręgowych w Łomży.
Ubiegając ostateczny wynik tego postępowania mogę powiedzieć, że spotkanie nastąpiło jak najbardziej w rejonie "Las - pole" i Wiesław Szloński w żadnym wypadku nie powinien był się tam znaleźć, a Zygmuny Wiktorzak mógł tam legalnie polować. Pomimo tego, Wiesław Szloński po wycofaniu się, bo jak sam stwierdził ..."pojechałem do książki pobytu myśliwych w łowisku, żeby się upewnić gdzie jest rejon Las – pole."..., powtórnie udał się w miejsce spotkania z Zygmuntem Wiktorzakiem. Skarbnika tam nie zastał, ale zaczął penetrować ten rejon i znalazł świeże ślady farby oraz patrochy dzika. Przy nich były ślady dwóch osób, które zabrały tusze do samochodu. W tym momencie Wiesław Szloński, jak sam to relacjonował, nabrał przekonania, że nie tylko ujawnił, że skarbnik Zygmunt Wiktorzak polował w innym rejonie, niż wpisany był w książce, ale jeszcze łowczy Marek Lis strzelił dzika w rejonie, w którym nie był zapisany. Jak sie później okazało, był to dzik strzelony przez Marka Lisa, który raniony na rejonie "Topinambur", padł na rejonie "Las - pole".
Natychmiast poinformował o wszystkim prezesa koła Ludwika Chełstowskiego i rozpoczął własne śledztwo. Zabezpieczył ślady, wezwał na miejsce innego członka koła Krzysztofa Korzenieckiego, żeby przyjechał na miejsce zdarzenia z kamerą lub aparatem fotograficznym, a sam udał się na rejon "Topinambur", gdzie zapisany w książce był Marek Lis. Oczywiście nie był wpisany również na ten rejon, bo cały czas powinien znajdować się w rejonie "Bagno Grądy". Odnalazł tam ślady samochodu, najprawdopodobniej Marka Lisa i ślady stóp kogoś, kto udał się z samochodu na ambonę, a potem z powrotem z ambony do samochodu. Na to, że sam nie był tu zapisany i nie powinien w żadnym przypadku wędrować po ciemku pod ambonę, z której mógł polować zapisany na ten rejon łowczy, chyba nie zwracał uwagi. Tak jak pokazywały ślady, łowczego na ambonie już nie było, więc sekretarz zarządu, prezes OSŁ i prokurator Prokuratury Okręgowej w jednej osobie odwiedził jeszcze trzy inne ambony w tym rejonie szukając polującego tamże Marka Lisa, ale śladów pobytu na nich łowczego nie spotkał. Wrócił więc w miejsce znalezienia patrochów dzika i z przybyłym już na miejsce Krzysztofem Korzenieckim zrobili serie zdjęć miejsca domniemanego przestępstwa. Następnie ze szperaczem udali się jeszcze raz pod ambonę, z której prawdopodobnie polował Marek Lis oraz odwiedzili wszystkie ambony na rejonie "Smolarze I", gdzie nie znaleźli śladów polującego tu pomiędzy 13:00 i 15:30, wg książki wyjść, Zygmunta Wiktorzaka. Wtedy dopiero Wiesław Szloński zadzwonił do łowczego Marka Lisa i zapytał się, gdzie się on znajduje. Łowczy odpowiedział, że w domu, bo zakończył polowanie o godz. 18:00 wypisem w książce pobytu myśliwych w łowisku. Po tej rozmowie Wiesław Szloński udał się do książki wpisów u strażnika. Marek Lis i Zygmunt Wiktorzak byli już z niej rzeczywiście wypisani o godz. 18:00 i wtedy Wiesław Szloński formalnie zakończył swojego polowania w rejonie "Bagno Grądy" o godz. 19:00.
Następnego dnia Wiesław Szloński sporządził doniesienie do Okręgowego Rzecznika Dyscyplinarnego w Łomży, opisując całe zdarzenie. Doniesienie swoje zakończył następująco:
..."Jednak ja nie zamierzałem z nim rozmawiać (chodzi o rozmowę telefoniczną z Markiem Lisem, o której wyżej) po tym co zobaczyłem jakim to on wraz ze swoim kolega Wiktorzakiem - jest etycznym myśliwym. Zachowanie obu tych myśliwych, rażąco naruszyło nie tylko zasady koleżeństwa ale także podstawowe zasady bezpieczeństwa (...) W załączeniu przekazuję fotografie z miejsca zdarzenia, kserokopię książki pobytu myśliwych i proszę o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego"... Choć sam wpisany na rejon "Bagno Grądy", spenetrował pomiędzy godzinami 16:00 i 19:00 trzy inne rejony, w tym "Las - pole" 3-krotnie, "Topinambur" 2-krotnie i "Smolarze I", to naruszenia przez siebie podstawowych zasady bezpieczeństwa nie zauważył. No ale on jako prezes OSŁ walczący w imię dobra ze złem, był w pełni usprawiedliwiony.
W następstwie powyższych wypadków, Zygmunt Wiktorzak złożył do zarządu koła powiadomienie, że Wiesław Szloński w dniu 11 grudnia 2005 r. przebywał nieuprawniony w rejonie polowania "Las-pole", zajętym przez niego, na którym żaden inny myśliwy nie miał prawa się znaleźć. Zygmunt Wiktorzak był przekonany, że Wiesław Szloński po prostu chciał zapolować na nęcisku rejonu "Las-pole", a nie wiedział, że skarbnik był przepisany w książce na ten rejon, po odstrzeleniu dzika przez łowczego. Zarząd koła zapoznał się z tym pismem i postanowił przekazać sprawę jako doniesienie do ORD w Łomży o możliwości popełnienia przewinienia łowieckiego przez Wiesława Szlońskiego. Tak na marginesie interesująco musiało wyglądać posiedzenie zarządu, na którym spierali się i wzajemnie oskarżali trzej jego członkowie.
O tym co było dalej i jak podszedł do prośby prezesa Okręgowego Sądu Łowieckiego w Łomży, Okręgowy Rzecznik Dyscyplinarny w tym okręgu Wiesław Bogan, przeczytacie drodzy czytelnicy w poniedziałek, 2 lutego br. |
|
| |
02-02-2009 21:02 | ajwa | Takie sobie polskie piekiełko.DB | 02-02-2009 20:09 | HYRA | Jurek123- kolega żartuje czy tak poważnie. Jeżeli żaruje to marny żart, a jeżeli poważnie to wszystko jasne. DB. | 02-02-2009 17:13 | lelek_nowy | jurek123, to u was rejonów nie ma, tylko każdy kto przyjedzie do obwodu dzwoni do tych, których w książce zobaczy? A jak się już dogadają i jeden drugiemu pod lufy wyjdzie i wypadek będzie, to jak się ustali, kto "był w prawie" w tym miejscu polować? | 02-02-2009 16:41 | jurek123 | Takie sobie pieprzenie w kółko .ten co miał byc tam niebył a ten co miał tam nie byc to raz był a potem go nie było.ten costrzelił to doszedł gzieś indziej i tak w kółko jak na karuzeli. Gdyby ktoś mądry nie dzielił terenu sztucznie na topinambyury,pole,las i inne pierdoły to kazdy z następnych kolegów wpisując się do książki zadzwonił by do pozostałych gdzie polują i powiedział gdzie on wobec tego będzie polował. Jak sobie sprawy pokomplikujemy durnymi zapisami to potem są takie skutki że sądy łowieckie rozstrzygają bo koledzy z koła jak psy zażarcie bronią swego rewiru i nie podarują drugiemu koledze. Pozdrawiam | 31-01-2009 11:32 | fenek | Okręg w Białej Podlaskiej też kiedyś hołubił prokuratora Jana C. Pan Jan wsławił się swego czasu ciągnąc kilkanaście kilometrów dzika do skupu. Była zima, dzik był holowany za Ładą, zanim" dojechał " do miejsca przeznaczenia, część tuszy została na asfalcie. Etyczny i prawy prokurator usprawiedliwił swoje postępowanie wstrętem do brudzenia bagażnika i brakiem siły, żeby dzika załadować. Sprawa była głośna, stał się pośmiewiskiem, ale oficjalnie włos mu z głowy nie spadł. D.B. | 30-01-2009 23:09 | drwal2 | Witam wszystkich,
Z osobistego doświadczenia, a miałem "przyjemność" polować z dwoma prokuratorami, i przeczytaniu powyższego dochodzę do wniosku, że dla tej grupy zawodowej powinno się zawiązywać specjalne koła, oraz uchwalać odrębne zasady, bowiem te ogólnie obowiązujące są dla nich zbyt trudne do zrozumienia, a jeszcze trudniejsze do respektowania. Tzw. "wypaczenie zawodowe". Taki mamy wymiar sprawiedliwości, i nie tylko w sądownictwie łowieckim, jacy ludzie go reprezentują. Czekamy na cd.
Pozdrawiam i DB.
Drwal2 | 30-01-2009 19:00 | Tuptuś | Koleżeństwo,etyka względem zwierzyny i myśliwych wszystko to puste słowa, hu jnia z grzybnią zaprzeczenie wszystkiego niech już rozpier dziela to szambo niech będą koła po 6 osób to się będziemy szanować a tak to w tych kołchozach grupki i grupeczki zamiast się wzajemnie wspierać to................? | 30-01-2009 18:11 | iwona | ale jeszcze będą następne odcinki serialu :))))
Może zamienię ,,Modę na sukces '' w inny serial???? | 30-01-2009 14:09 | gach_ | Takie "seriale" są w całej Polsce tylko potrzeba odważnych ludzi do pisania.Myślę,że znajdą się tacy z następnych okręgów. | 30-01-2009 12:21 | antypod | "Wiesław Szloński i dowiedział się o strzeleniu dzika"
Zaczyna się "piekielny" serial. D.B. | 29-01-2009 16:51 | Jordan Jordanow | Witamy Łomżę w "zapowietrzonej" strefie! |
| |