|
autor: Stanisław Pawluk02-09-2009 SB i łowiectwo, cz.I
|
Od czasu do czasu na portalu www.lowiecki.pl pojawiają się wypowiedzi dotyczące działalności organów represji dawnego PRL. Ze względu na fakt, że kadrowi pracownicy tych organów do dzisiaj pełnią w Zrzeszeniu odpowiedzialne, a nawet decyzyjne funkcje, a stopień nasycenia organów byłymi współpracownikami SB na różnych szczeblach jest znaczący, postanowiłem nieco przybliżyć czytelnikom sposób działania tych służb oraz zakres zainteresowania. Pogląd, czy tego typu działacze pozytywnie wpływają na działanie organizacji pozostawiam czytelnikom.
Dziennikarskie zdobywanie informacji jest dość prozaiczne. Np. sprawa wykonywanego przez komendanta PSŁ Stefana K. dwudniowego patrolu, celem którego była nie tyle walka z kłusownictwem, co odbywanie spotkań agitacyjnych z członkami swego koła w celu lobbowania "za swoim kandydatem" w mających odbyć się wyborach w kole. W swoim planie rozmów Stefan K. uwzględnił także myśliwych bardzo mu nieprzychylnych. To takie niby pojednanie dla dobra koła, a zwłaszcza jego kandydata na łowczego. Otrzymane w przeszłości niesłuszne kary czy posądzenia o czyny niedozwolone stały się wystarczającym powodem do poinformowania dziennikarza zajmującego się "aferami" łowieckimi i zorganizowania stosownego "monitoringu" zakończonego uzyskaniem od wielu kolejnych osób szczegółowych informacji układających się w precyzyjny opis wydarzeń, zakończony zorganizowaniem intrygi o rzekomym strzeleniu lochy przez Piotra W. zamierzającego kandydować w zbliżających się wyborach w kole, a będącym nie po myśli komendanta. Dalszych precyzyjnych informacji udzielali bezpośredni uczestnicy imprez i intryg. Taka historia byłaby niezłym kąskiem dla SB zwłaszcza, że chętnych do udzielania informacji znalazło się sporo i mimo braku "wtyczki" w PSŁ informacji o wyczynach komendanta nie brakuje, a nawet ciągle przybywa. Takie właśnie okoliczności skrzętnie wykorzystywało SB, a chętnych do udzielania informacji szybko starała się zwerbować na swoich "TW", co na szczęście nie zawsze się udawało.
Nie było dziedziny życia, którym SB nie była by zainteresowana. Sprawy łowiectwa także nie pozostały bez „opieki”. SB miała tu ułatwione zadanie, bo wiele informacji o zdobycie których gdzie indziej musieli się wielce natrudzić władze PZŁ przynosiły im „na tacy”, o czym świadczyć może przykład z ówczesnego Zarządu Wojewódzkiego PZŁ w Chełmie, dostarczyciela wykazu osobowego swoich organów, który wylądował na biurku SB-ka z pieczątkami firmowymi i kierownika biura. Do niemalże ostatnich dni prowadzono tzw. sprawy obiektowe, a więc poświęcone wszystkim zagadnieniom związanym z leśnictwem, w których łowiectwo stanowi znaczny zakres zainteresowania. Jeśli ktoś myśli, że był anonimowy, że akurat nim SB się nie interesowało i nie decydowało o jego życiu jest w bardzo poważnym błędzie, albo rzeczywiście był szaraczkiem, który nigdy własnych zdań nie miał, a szturmówkę na1 maja nosił „bez szemrania”. Przyjrzyjmy się malutkiemu fragmentowi jednej z takich spraw obiektowych prowadzonych pod kryptonimem „Las”, zakończonej wraz z końcówką SB w końcu roku 1989. Dla odróżnienia jakiego terenu dotyczy ta sprawa kryptonim posiadał dodatkowo numer. Ten felieton oparty jest na malutkim wycinku akt sprawy obiektowej „Las” nr 11566.
Charakterystyka sprawy obejmuje min. takie zagadnienia jak: strukturę organizacyjną z danymi jednostek (nadleśnictw) z pełnymi danymi osobowymi od daty urodzenia po wykształcenie. Podobne dane zapisano także dla pracowników jednostek nadrzędnych i podrzędnych. Dokładnie opisano strukturę organizacyjną i działające organizacje społeczne i związki zawodowe. Na podstawie akt sprawy obiektowej możemy się dowiedzieć ile w danych dniach było zatrudnionych osób, kto i jakie zajmował stanowisko, jak wygląda gospodarka finansowa, kto w jakich związkach zawodowych działa, kto do jakiej organizacji społecznej należał i jakie funkcje pełnił. Wiemy także kto dysponował syreną alarmową, gdzie były telefony stacjonarne i kto za nie odpowiadał, kto maił w dyspozycji radiotelefony, jakimi środkami transportu dysponowano. Dzięki tym materiałom możemy np. precyzyjnie ustalić, że Nadleśnictwo Parczew dysponowało pięcioma maszynami do pisania „Łucznik” o numerach: 032485, 046036, 426332, 032518 i 286283 a odpowiedzialnymi za nie byli: Danuta J.- pom. Kasowa, Krystyna M.- pom. Administracyjna, Marian S.- pom. straży leśnej, Marian N.- pom. kadr, Henryk D.- biuro składnicy. Z akt możemy wyczytać szereg informacji o prowadzonej działalności a dotyczących gospodarki nasiennej i szkółkarstwa, odnawiania i zalesiania, pielęgnacji i trzebieże, ochrony p. poż., remonty i konserwacja urządzeń wodnych i melioracyjnych, zwalczanie szkodników leśnych, ochrona mienia, gospodarka drewnem itp. Jednym słowem: w zainteresowaniu SB było wszystko!
Podstawowym źródłem informacji byli tajni współpracownicy. Oni „dawali” czyli informowali o sprawach dziejących się wokół nich. Z oczywistych względów skupimy się na sprawach myśliwskich. Oto jedna z nich:
„Wyciąg z informacji przekazanej przez TW ps „Dąb”.
TW poinformował mnie, ze w miejscowości Ruda Huta nielegalnie posiada broń śrutową (dubeltówka francuska) Ob. Jerzy H. w przeszłości był on strażnikiem łowieckim, a w posiadanie tej broni wszedł po śmierci swojego stryja, która to broń była jego własnością.
Najprawdopodobniej przechowuje tą broń w budynkach gospodarczych w miejscu zamieszkania. Jak twierdzi TW ps „Dąb” to używa ją do celów kłusowniczych”.
A kilka stron dalej znajdujemy kolejną:
„Notatka służbowa.
W dniu 2.07.86 uzyskałem informację, że na teren województwa chełmskiego na polowanie dewizowe przyjeżdża dwóch obywateli belgijskich (+2 osoby towarzyszące). Na naszym terenie przebywać oni będą od dn 03.07.86 do dn 11.07.86 r. Miejscem ich kwatery będzie leśniczówka w Pobołowicach u leśniczego W. W/w zaplanowali odstrzelenie 16 kozłów. Wojewódzka Rada Łowiecka wyznaczyła dwóch myśliwych z koła łowieckiego Nr. 22 w Chełmie na osoby podprowadzające i są to:
1. Jerzy Sz.
2. Mieczysław S.
Z informacji operacyjnych wynika, że Ob. Sz. ma przygotowane trofea myśliwskie dla myśliwych z Belgii (poroża kozłów), które będzie sprzedawał im za dolary – co nie będzie zgodne z protokołem wywozu z terenu PRL powyższych trofeów.
Powyższą notatkę proponuję przekazać do Wydz. II WUSW w Chełmie.”
Na zakończenie tego polowania dewizowego pojawia się kolejna:
„Notatka służbowa:
Jak wynika z informacji przekazanej mi przez „KO” to w dniu dzisiejszym kończą polowania dewizowe na naszym terenie myśliwi belgijscy. Myśliwi ci do chwili obecnej odstrzelili 14 kozłów w różnych klasach. W dniu dzisiejszym pozostało im do odstrzelenia jeszcze dwa kozły, które mają przeznaczyć na uroczystą kolację, która ma się odbyć w godz. wieczornych w miejscu ich kwatery.
Na tą kolację zaproszeni zostali Ob. Sz. Jerzy wraz z córką, która przyjechała z Francji, oraz Ob. S. i leśniczy W. również z żoną.
Z dokonanego rozpoznania wynika, że myśliwi Ci z naszego kraju wywozić będą trofea myśliwskie, które nie będą zgodne z protokołem upolowanej zwierzyny na naszym terenie. „KO” poinformował mnie, że jutro w godz. rannych belgowie wraz z osobami towarzyszącymi opuszczą teren woj. Chełmskiego”
cdn. |
|
| |
03-09-2009 11:46 | dawids82 | Nie jest tajemnicą, że SB interesowała się członkami PZŁ, wcześniej robiło to UB. Wielokrotnie słyszałem opowieści starszych kolegów jak po wojnie odmawiano po "decyzji" owych służb wydania pozolenia na broń "politycznie podejrzanym" - byłym AK-owcom, właścicielom majątków ziemskich, członkom opozycji itp ... W pewnym momencie mówiono, że prawo do polowania przysługuje głównie partyjniakom Polski Ludowej, nie mieli takich kłopotów z uzyskaniem pozwolenia na broń jak osoby szccycące się przynależnościa do oddziałów AK podczas wojny. Kilka lat temu poznałem emerytowanego leśniczego, który swoją karierę w lasach zaczynł przed wojną za Bugiem. Podczas wojny pomagał partyzantom. Za ową pomoc musiał uciekać zaraz po wojnie na ziemie odzyskane, kilka lat spedził pod przybranym nazwiskiem, pracował w Lasach Państwowych i miał w posiadaniu broń służbową. Znalazł sie zyczliwy i doniusł. Na początku lat 50-tych owy leśnik trafił do pierdla za współpracę z reakcyjny podziemiem podczas wojy i oczywiści po też. Dostał ponad 8 lat do odsiedzenia. Jakimś cudem udało mu się uciec z więzienia. Schronił sie w Bieszczadach, gdzie zył jak Robinson Cruzoe do połowy lat 60-tych. Rodzina wystarała się o kasację wyroku w okresie represji stalinowskich. Wrócił nawet nachwilę do pracy w lasach państwowych ale broni nigdy już do rąk nie dostał. Polował w "swoim gronie" zawsze w nagance z psami, które hodował. Jego syn, który poszedł w ślady ojca przez kilka lat z rzędu starał się o pozwolenie na broń, po jakimś czasie jakaś tępa zakuta SB-cka głowa stwierdziła, ze jest nieszkodliwym podleśniczym z Pcimia Dolnego i nikomu nie zaszkodzi jak bedzie posiadać broń. Jak sie okazało po latach na owego leśniczego doniósł do UB kolega z pracy. W każdym środowisku znajdzie się wesz, która będzie kąsać i próbować ugrać na tym jakieś swoje interesy. Może nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy ale teraz podobnie jak kiedyś w mniejszym lub w większym stopniu jesteśmy obiektami donosów i zainteresowania obecnych służb. Prawdopodobnie liczba maszyn do pisania (przepisywanie treści ulotek opozycyjnych) nie jest dzisiaj najważniejsza informacją dla owych służb, podobie lewy wywóz 2-3 głów kozłów ale są zapewne inne | 02-09-2009 14:24 | 192326w | Kol. Stanisławie !!! Napisz to ANDRZEJOWI GDULI Prezesowi Prezydium Naczelnej Rady Łowieckiej ( http://www.blogmedia24.pl/node/12225 ) on o tym na pewno nic nie wiedział......Te złe SB-ki działały z własnej inicjatywy.
Jak nie wierzysz, to spytaj azyla, lub hrapa.
Pozdrawiam
|
| |