|
autor: Stanisław Pawluk25-01-2010 "Zabawa" trwa!
|
Koło Łowieckie nr 63 "Dąbrowa" w Białej Podlaskiej, a raczej jego prezes Antoni Sacharuk, po raz kolejny wysiaduje ławki Sądu Okręgowego w Lublinie. Towarzyszą mu prawnicy: reprezentujący ZG PZŁ Paweł Gierzyński oraz wynajęty przez koło Andrzej Latoch. Po raz kolejny Sąd Okręgowy pochyla się nad tymi samymi zarzutami, jakie zarząd "Dąbrowy" opracował przeciwko Tomaszowi Rappe, aby po raz drugi usunąć go z listy członków koła. Zarząd "Dąbrowy" nie uznał prawomocnego wyroku uznającego, że Tomasz Rappe nie utracił członkostwa w kole i ponownie chce bronić przed sądem tych zarzutów, które sąd odrzucił w poprzednim postępowaniu.
Od czasu, gdy prezesem Koła Łowieckiego nr 63 "Dąbrowa" został Antoni Sacharuk w kole zaczęły się dziać takie rzeczy, o których najlepsi kabareciarze nie śnili! Wywalenie na "zbity pysk", jak mawia prezes, za napisanie skargi do Rzecznika Praw Obywatelskich, uchwalenie, że członkom nie wolno zeznawać przed sądem powszechnym, czy nakazanie myśliwym obcinanie uszu lisom, to tylko niektóre intelektualne osiągnięcia koła pod rządami zarządu obecnej kadencji. Nie wszyscy członkowie zarządu mieli taką determinację do "porządkowania" koła i prawie na wszystkich stanowiskach miały miejsce rezygnacje z pełnionych funkcji, jedynie prezes Antoni Sacharuk zdaje się trwać niezłomnie prowadząc koło do coraz to nowszych spraw sądowych. Adwokaci w Białej Podlaskiej nigdy w historii nie mieli takiego napływu łowieckiej klienteli i tylko zacierają ręce. Relacja z rozprawy winna dać czytelnikowi możliwość poznania „klimatu” jaki panuje w Zrzeszeniu oraz obraz tego, jak wiele wysiłku wkładają działacze Związku dla postawienia „na swoim”, bo racji żadnych dopatrzyć się w tym działaniu nie podobna. Śmiechu warte, gdyby nie to, że naprawdę to bardzo smutne, ale ZG PZŁ za pieniądze nas członków, na każdą rozprawę wysyła swojego radcę prawnego z młodym asystentem, aby wspierał lokalnego „barona” w jego działaniach na szkodę wizerunku łowiectwa.
W trwającym po raz drugi procesie o stwierdzenie, że Tomasz Rappe nie utracił członkostwa w kole zeznają ponownie ci sami świadkowie, starając się wnieść „nowe” okoliczności na bazie tych samych wątków do podnoszonych spraw. Szukanie „nowych” okoliczności wynika z faktu, że sprawa wykluczenia Tomasza Rappe nabyła już status „powagi rzeczy osądzonej”, bowiem na podstawie tych samych zarzutów postawionych przez koło przy poprzednim wykluczeniu oraz zeznań tych samych świadków i na podstawie tych samych okoliczności, Tomasz Rappe został ponownie wykluczony z koła, choć Sąd Okręgowy w Lublinie członkostwo już mu raz przy tych zarzutach przywrócił. Aktualnie do sprawy powołano kilku "nowych-starych" świadków, którzy zeznając na te same okoliczności mają sprawić wrażenie, że aktualnie prowadzona sprawa ma nowe, rzekomo ważne wątki, uzasadniające racje prezesa Antoniego Sacharuka, nie rozumiejącego co to powaga rzeczy osądzonej, próbującego przekonać do swoich argumentów niezawisły sąd.
Poniżej relacja z dotychczasowych zdarzeń w nowym procesie przed Sądem Okręgowym w Lublinie, którego zakończenie w I instancji przewiduje się na marzec 2010.
Świadek Mikołaj Ż. myśliwy od 6 lat ma osobistą „zadrę” do Tomasza Rappe o to, że Tomasz Rappe odegrał aktywną rolę w ukaraniu go za zastrzelenie na polowaniu zbiorowym dzika przy zastosowaniu niedozwolonej amunicji, czyli loftek. Nie może przeboleć otrzymanej od zarządu kary i zabranie mu dzika, z którym nie wie do dnia dzisiejszego co się stało. Stwierdza, że Tomasz Rappe nie poluje w kole już ponad 2 lata i nie bardzo wie, o co chodziło z tym wykluczeniem.
- Chyba chodziło o etykę – stwierdza.
Opowiada jakiej to strasznej krzywdy doznał, gdy Tomasz Rappe pytał kpiąco, czy już awansował czy jest nadal pułkownikiem KGB.
Gwoli wyjaśnienia należy dodać, że w środowisku myśliwych Mikołaj Ż. opowiadał, że zanim zamieszkał w Polsce, od dziecka uczęszczał do szkół wojskowych w ZSSR, gdzie zamieszkiwał, a swą edukację zakończył na wojskowej szkole w Moskwie. Te właśnie opowieści wywołały żarty na temat jego przynależności do KGB i także przez niego przyjmowane były z humorem. Poważną obrazą stały się w wykonaniu tylko jednego członka koła i to po tym, jak obruszył się na łamania prawa łowieckiego, strzelania loftkami do dzika, za co Mikołaj Ż. został uznany winnym przez OSŁ.
Jan Z. wstąpił do koła w 2003 r. W wystąpieniu przed sądem podkreśla swoje znaczenie dla miejscowej społeczności. Jest radnym, a nawet przewodniczącym komisji rewizyjnej swojej gminy. Ma pretensje do Tomasza Rappe za to, że ten poinformował zarząd koła o tym, że polował na innym rejonie niż był zapisany, co wg niego jest równoznaczne z kłusownictwem. Na tą okoliczność musiał składać pisemne wyjaśnienie. Wielokrotnie udowadnia nieznajomość podstawowych przepisów łowieckich twierdząc, że powiadomienie zarządu jest równoznaczne z oskarżeniem go o wykonywanie kłusownictwa, a to jak twierdzi jest najcięższym przestępstwem myśliwego.
- Ja wówczas pomogłem wyciągnąć Tomaszowi R. samochód z błota, a on mnie oskarżył o kłusownictwo - konkluduje.
Na pytanie czyj był ten wyciągany samochód, Jan Z. odpowiada, że było tam trzech, a może czterech myśliwych, ale nie był to samochód Tomasza Rappe i nie on go prowadził.
Bogusław Ż. aktualnie postrzegany jest jako adiutant prezesa Antoniego Sacharuka. Towarzyszy mu niemal cały dzień, otwiera przed prezesem drzwi, nosi za nim teczkę i podaje palto. Jest także po raz kolejny świadkiem, w kolejnych sprawach przeciwko Tomaszowi Rappe, co w kole, obok przydomku „adiutant”, zyskuje mu także zamiennie stosowany przydomek „świadek dyżurny”. Do Tomasza Rappe ma wiele pretensji, które powstały zaraz po wstąpieniu do koła tj. około 5 lat temu. Jedną z nich jest to, że gdy chciał kandydować na delegata na zjazd, Tomasz Rappe wstał i powiedział, że nie posiada żadnej wiedzy łowieckiej i na reprezentanta koła się nie nadaję. Wie, że Tomasz Rappe nie był obecny na Walnym Zgromadzeniu, kiedy wykluczono go z członkostwa, ale tłumaczy, że miał możliwość przesłania pisemnego wyjaśnienia. Nie wie o sądowym postępowaniu karnym przeciwko Stanisławowi M. (o nim niżej). Stwierdza, że przeciwko niemu prowadzone było postępowanie o sprzeniewierzenie 150 złotych członków koła i fałszowanie dowodu wpłaty, które zostało warunkowo umorzone. Ma o tą sprawę pretensje do Tomasza Rappe.
Andrzej M. jest członkiem KŁ nr 121 „Nemrod” w Warszawie. Tego samego, którego zeznający wcześniej Bogusław Ż. także był członkiem. Andrzej M., z ramienia ORŁ w Białej Podlaskiej, brał udział jako obserwator w WZ, na którym Tomasza Rappe, pod jego nieobecność, wykluczano z koła. Opowiada sądowi ten sam niemalże wyuczony na pamięć „wierszyk”, powtarzany przez niemal wszystkich świadków Antoniego Sacharuka, o poprawności prowadzonego zebrania. Tymi samymi słowy jak pozostali, opisuje jaki to porządek panował na zebraniu, jak zachowano wszystkich wymogów włącznie z zachowaniem tajności, gdzie każdy głosujący mógł wejść na scenę.... tak, tak!, na scenę, gdzie usytuowany był stolik, przy którym można było dokonać głosowania - wprost przy prezydium WZ. Ale nikt nie korzystał z wyznaczonego miejsca do skreśleń na scenie. Członkowie podchodzili do siedzącego przy stole prezydium z urną i tak następowało odbieranie głosów. Twierdzi, że mając miejsce przy stole prezydialnym miał wgląd na wszystkich uczestników zebrania. Stwierdza, że koło powinno być jak rodzina, a koleżeńskość należy do zasad etyki. Twierdzi, że polowanie w innym rejonie obwodu niż wpisanie się do książki postrzegane jest jako kłusownictwo i może skazać myśliwego na banicję.
Z zeznań przedstawiciela ORŁ wynika więc, że ustawienie stolika do skreśleń na scenie tłumiło znacząco chęć intymnego zakreślania odpowiedniego głosu oraz zmuszało członków do głosowania pod okiem sąsiada z prawej i lewej swojej strony oraz tych siedzących naprzeciw. Przy ustawieniu stołów w podkowę ilość patrzących na oddającego głos jest zbyt duża, aby w mojej ocenie można było mówić o dochowaniu zasad tajności.
Mirosław R. leśnik twierdzi, że Tomasza Rappe nie lubi od chwili, gdy ten zakwestionował jego „zaświadczenie” wystawione Antoniemu Sacharukowi na zastrzelonego lisa podejrzanego o wściekliznę. Powodem wystawienia zaświadczenia było to, że Tomasz Rappe interweniował o to, że prezes poluje bez dokonywania wpisów w książkę wejść w łowisko i nie wpisuje odstrzelonej zwierzyny. Zaświadczenie o podejrzeniu wścieklizny wystawił na podstawie informacji uzyskanej od Antoniego Sacharuka, że zastrzelił on lisa przychodzącego w biały dzień do posesji. Tomasz Rappe powiedział mu, aby wycofał to zaświadczenie i od tego czasu jest w konflikcie z Tomaszem Rappe.
- Wcześniej bardzo się przyjaźnililiśmy - twierdzi.
Pamięta, że Tomasz Rappe był wielokrotnie odznaczany. Otrzymał także medal zasłużony dla łowiectwa Lubelszczyzny. Pełnił wiele funkcji w kole i był także ławnikiem sądu łowieckiego. Twierdzi, że to wydarzenie z lisem miało miejsce około 4-5 lat temu.
Ryszard Cz. był pełnomocnikiem "Dąbrowy" w poprzedniej rozprawie, w której przywrócono Tomaszowi Rappe członkostwo. Po przegranej rozprawie został członkiem reprezentowanego jako adwokat KŁ „Dąbrowa”. Nie pytany tłumaczy, że złożył podanie do tego koła, bo imponowała mu racjonalna gospodarka, a drugim powodem było to, że ma swój domek na terenie obwodów „Dąbrowy”. W tym kole na polowaniu był jeden raz, a zna zaledwie 5 osób. Powtarzając znane już „wierszyki”, o rzekomo wyjątkowo prawidłowym przebiegu WZ, o tym, że zarzutów będących powodem wykluczenia nie pamięta ale były one poważne. Opinię jako prawnik wyrobił sobie po tym jak zauważył, że Tomasz Rappe „falandyzuje” prawo. Twierdzi, że Rappe nie odbierał wezwań zarządu, a zawiadomienie o terminie nadzwyczajnego walnego zgromadzenia odebrał w dniu zebrania. O tym, że powód czyli, Tomasz Rappe leżał wówczas po poważnym zabiegu w szpitalu w Warszawie - nie wspomina. Zarządowi doradzał w zakresie zachowania wymogów formalnych.
Poczynania Stanisława M. opisaliśmy w dzienniku "Łowiecki". Jego zachowanie było wystarczającą rekomendacją, aby „załapać się” na listę „świadków dyżurnych”, którzy jak widać musza posiadać podstawowe cechy: mieć zadrę do Tomasza Rappe i mieć wpisane kłamstwo w swoje normy moralne.
Stanisław M. ma jeszcze dodatkową cechę, potrafi skandalicznie pomawiać, co zostało potwierdzone wyrokami sądowymi opisanymi we wskazanym wyżej artykule. Mimo tych prawomocnych wyroków i 78 lat życiowych doświadczeń z trudem ukrywa zajadłość ,z jaką wypowiada słowa. Myli fakty, okoliczności, ale zawsze interpretuje je w sposób mający maksymalnie obciążyć Tomasza Rappe. Konflikt z powodem nastąpił z chwilą kiedy to pracując w komisji rewizyjnej koła z Tomaszem Rappe, oskarżał kolegów o nadużycia finansowe. Twierdził, że były to wręcz przestępstwa zapominając, że za takie właśnie twierdzenia, miał już wyrok, który zawierał takie stwierdzenia:
...„Sąd wymierzył oskarżonemu Stanisławowi M. karę jednego roku pozbawienia wolności. Wykonanie kary sąd zawiesił na okres lat trzech. Sąd orzekł także grzywnę w wysokości 40 stawek dziennych określając stawkę dzienną na kwotę 20 złotych. Sąd zasądził także po 1308 złotych dla każdego z trzech obrażonych kolegów tytułem zwrotu kosztów procesu oraz 260 złotych tytułem opłaty.”...
Po apelacji, urażeni zniewagami koledzy, mając na względzie podeszły wiek Stanisława M., „odpuścili” mu po ogłoszonych przez Stanisława M. słowach przeprosin:
"Oskarżony Stanisław M. oświadcza, że poczynione przez niego ustalenia w Kole Łowieckim nigdy nie stanowiły i nie mogły stanowić podstawy do osobistych oskarżeń wobec oskarżycieli prywatnych: Zbigniewa Olkowskiego, Zbigniewa Wrzaszcza i Antoniego Rudzkiego, a w szczególności nie stanowiły podstawy do osobistych oskarżeń o kradzież i fałszowanie dokumentów w stosunku do wyżej wymienionych."
W swoim wystapieniu przed sądem, Stanisław M. zeznaje w sposób rażąco odmienny niż ustalone dokumentami fakty. Do Tomasza Rappe ma pretensje za zawieszenie go w pracach członka komisji rewizyjnej koła, a jak wynika z pisma ZO w Białej Podlaskiej, został on zawieszony przez ten organ, a w trakcie przyjmowania wyjaśnień reagował wulgarnie i nawet straszył zastrzeleniem uczestników narady. Twierdzi, że poprzedni zarząd szkalował go chcąc doprowadzić do wycofania przez niego zarzutów. Stanisław M. stwierdza, że poprzedni zarząd był skorumpowany i gotowy na wszystko aby bronić swoich brudnych interesów. Twierdzi, że poprzedni zarząd kierował pod jego adresem obraźliwe uwagi. Ze strony Tomasza Rappe takich uwag sobie nie przypomina.
- Uważam, że zrobiłem kawał dobrej roboty wykazując nieprawidłowości poprzedniego zarządu - twierdzi, zaprzeczając niejako wyrokom jakie w tej sprawie zapadły i potępiły jego ocenę zarządu wymierzając mu stosowną karę. Kłamie, że sprawa przeciwko niemu została umorzona, bo „opozycja” wycofała się z oskarżenia. Zapomina także, że jeszcze kilka miesięcy temu w wyniku ponownego pomówienia na zebraniu, jeden z byłych członków poprzedniego zarządu wytoczył mu proces i Stanisław M. po raz kolejny zmuszony był do przeproszenia.
Zbigniew M. jest synem Stanisława M. i nową twarzą w procesie. Bardziej wydaje swoją opinię na temat Tomasza Rappe, niźli opisuje fakty. Twierdzi, że jedną z przyczyn wykluczenia było to, że zawiesił w obowiązkach członka KR jego ojca. Tomasza Rappe opisuje epitetami: jątrzyciel i kłamca, ale...
- Osobiście nic do Tomasza Rappe nie mam - twierdzi. Jako przykład kłamstwa podaje rzekomy fakt, że Tomasz Rappe podał informację o hodowli królików i bażantów, a wg niego to nieprawda. Podobnie jak przed chwilą ojciec wylewa całą masę niewybrednych epitetów.
Jan Cz. jest członkiem Zarządu Okręgowego w Białej Podlaskiej. Czytelnikom znany jest m.in. jako łowczy skandalizującego koła łowieckiego, w którym z jego aktywnym udziałem miały miejsce nielegalne polowania zbiorowe w grupie „swoich”, z psami w okresie zakazanym dla tej metody polowań, nazwane przez niego jako „czynności przygotowawcze do inwentaryzacji”. On także był „przywódcą” ataku z udziałem pijanego strażnika łowieckiego na obcym obwodzie na legalnie polującego myśliwego. Jan Cz. był także inicjatorem wykluczeń z koła swoich kolegów, którzy sprzeciwiali się łamaniu prawa i zasad łowieckich, nie tolerowali jego wulgarnych - jak twierdzą - zachowań czy choćby lekceważenia prawa, jakim było przekraczanie planów łowieckich w czasie gdy Jan Cz. pełnił funkcję łowczego koła. Prokuratura Rejonowa uznała fakt popełnienia przestępstwa z art. 52 pkt 5 Prawa Łowieckiego za kadencji Jana Cz. i skierowała sprawę do rozpatrzenia przez ZO w którym Jan Cz. jest jednym z trzech członków tego organu. Miał też swój udział w mataczeniu przy odjętej przez ZO uchwale utrzymującej w mocy uchwałę WZCz Koła Łowieckiego nr 63 „Dąbrowa” WYKLUCZAJĄCĄ Tomasza Rappe, na co trzech członków zarządu okręgowego sporządziło pisemne oświadczenia, że sprawa nie była w ogóle w ZO omawiana. W niewielki czas po napisaniu tego oświadczeń przestali być członkami ZO, rezygnując bądź po odwołaniu przez ORŁ.
Jan Cz. zeznaje, że był obecny jako obserwator z ramienia ZO PZŁ na Walnym Zgromadzeniu, na którym po raz kolejny, mimo prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego, a następnie Sądu Apelacyjnego, wykluczano Tomasza Rappe z kóa.
Roman L., łowczy okręgowy w Białej Podlaskiej, tym razem podaje się za leśnika. Widać, że wcześniej podawany zawód "myśliwy zawodowy" i "biolog" już mu nie pasuje. Znienacka w ramach swobodnej wypowiedzi zjeżdża na temat Stanisława Pawluka i zeznaje, że Stanisław Pawluk zasypywał go stosem pism szkalujących Antoniego Sacharuka, prezesa KŁ "Dąbrowa", że w rozmowie do niego kilkanaście starał się wywrzeć wpływ na niego w sprawie Tomasza Rappe. Pawluk, który jest obecny na sali, miał używać obelg i słów obraźliwych pod adresem Antoniego Sacharuka. Te obraźliwe treści zawierał także w tych pismach, których uzbierało się wielki skoroszyt. Roman L. czerwony jak pomidor, z siłą umyka od sugerującego pytania Antoniego Sacharuka zadającego sugestywne niby pytanie:
- Proszę powiedzieć, jakich słów wulgarnych używał Pawluk jak zadzwonił, a telefon był na głośno mówiący, a ja siedziałem obok? - Roman L. jąka się, stęka wykonuje wężowate ruchy, ale na jawne i ostentacyjne jak wnioskuję, wcześniej uzgodnionego kłamstwa, jednak się nie decyduje. Nie dopisuje mi słów, których ani napisać ani powiedzieć nie miałem nawet okazji, a udowodnienie tego nie jest zbyt trudne. Z Romanem L. osobiście widziałem się zaledwie chyba 5 razy, zawsze w większym towarzystwie, z czego trzy razy na sali sądowej, gdzie Roman L. pełni funkcję "dyżurnego świadka" w sprawach wytaczanych przez koło Antoniego Sacharuka. Do ZO w Białej Podlaskiej skierowałem raptem 5 zapytań prasowych, z czego żadne nie dotyczyło osoby Antoniego Sacharuka, a już bez wątpienia nie zawierało słów wulgarnych. Wykonałem raptem dwa telefony na jego numer komórkowy w odległych czasach, gdy opisywanych przeze mnie afer i „I-go Bialskiego Cyrku Łowieckiego” jeszcze nie było.
- Czy jest na sali pan Pawluk? - pada pytanie sędziego.
- Jestem! Proszę wysokiego sądu!
- Kim Pan jest?
- Jestem dziennikarzem. Proszę oto moja legitymacja. Zajmuję się min. sprawami szeroko pojętej patologii łowieckiej.
Sędzia odczytuje treść legitymacji. Do protokołu podaje także nazwę wydawcy. Korzystając, że jestem przy głosie i świadomość łgarstw i pomówień, na które mam niezbite dowody w postaci bilingów telefonów, nagrań i pism wysyłanych z zapytaniami prasowymi, jakich Roman L. się dopuścił pytam sędziego, czy może wydać postanowienie o wydaniu mi protokołu z rozprawy, celem rozważenia podjęcia środków prawnych wobec Romana L.
- Panie redaktorze! Pan należy do tej grupy osób publicznych, których musi cechować większa niż innych odporność. Ale jeśli pan sobie życzy proszę skierować pismo i będzie rozpatrzone.
- Znam zasadę "grubszej skóry" proszę wysokiego sądu. Dziękuję.
Roman L. jakby chcąc załagodzić swoje skandaliczne zachowanie zeznaje, że
- Pawluk broni każdego wywalonego z PZŁ proszę wysokiego sądu! Wybiela ich! - o tym, kto tych "wywalanych" oczerniał, już nie wspomina.
Cdn.
|
|
| |
30-01-2010 16:25 | - kocierz pieleszna - | Skład ilościowy i "jakościowy" świadków skłania do refleksji, że Sacharuk ma coraz mniej chętnych do występów gościnnych. Trudno robić z siebie durnia, wiedząc o błahostkach na okoliczność których się zeznaje. Na dodatek kompetencje przedstawicieli ZO i ORŁ pokazane w relacji to zupełna żenada i na odległość cuchnie kolesiostwem z Antonim. Faktycznie można stwierdzić że PZŁ postępuje zgodnie z zasadą - im głośniej będziemy krzyczeć i będzie nas więcej - to bardziej przekonamy Sąd! Wstyd że wszyscy polscy myśliwi się do tego dokładają! Nie ważne po ile! Liczy się sam fakt! pozdrawiam d.b. | 30-01-2010 12:10 | - kocierz pieleszna - | Brak komentarzy to też komentarz! ZATKAŁO i CISZA! d.b. | 29-01-2010 12:15 | azil II | Koledzy co do tego dodać? Jak to skomentować? Czytając że Stanisław M. reagował wulgarnie i nawet straszył zastrzeleniem uczestników narady zastanawia fakt że nie kończy się takie zachowanie postępowaniem wyjaśniającym w takiej sprawie.
Kto jest winnym tego iż nie jest takie zachowanie potraktowane zgodnie z obowiązującym prawem. Jak to się dzieje że pijanemu strażnikowi łowieckiemu napad z bronią w ręku "uchodzi na sucho". Jak to się dzieje że pijana osoba z bronią w ręku poruszała się poza szafą na broń - była obecna z bronią w ręku w miejscu publicznym i nie poniosła żadnych konsekwencji z tego powodu? Jak to się dzieje że sąd rozpatruje i przesłuchuje świadków na temat "przewinień" które już raz sąd rozpatrzył.
Jak to się dzieje że osoby funkcyjne z PZŁ które powołując się na nieetyczne, niekoleżeńskie zachowanie się myśliwego, niezgodne ze statutem PZł wytaczają "cywilne" zarzuty pod adresem myśliwego? Jak to się dzieje że takie postępowanie nie jest karane na podstawie artykułów o wprowadzaniu sądu w błąd?
Pozdrawiam
Azil II
Pozdrawiam
| 28-01-2010 23:33 | surykatka | Myśliwi na celowniku CBA! Maziarz podał w końcu znęcających się nad Nim działaczy do Sądu o odszkodowanie. Brawo! Następny walczy chyba już kilka lat, bo baron z Białej Podlaskiej (też Lublin )przy pomocy uległych bo zastraszonych członków koła, chce pozbyć się T.R. Czy to prawda że bierze w dzierżawę cały powiat łącznie z łowiectwem? Dlaczego Koledzy tak biernie się temu przyglądacie? Dlatego że Was to nie dotyczy? pozdrawiam d.b. | 28-01-2010 18:30 | gekon | Piąty rok przy pomocy organów i całej tej machiny urzędniczej PZŁ, dysponując całym bogactwem "środków" z naszych składek, znęcają się nad ofiarą i jednego myśliwego, co nadepnął na odcisk gminno-okręgowemu kacykowi z zapadłej prowincji, "zamęczyć" nie mogą.
Przegląd świadków daje pełny obraz degręgolady. Zdecydowana większość to uznani winnymi przez sądy różnych przestępstw i przewin i "świadek zawodowy"-łowczy okręgowy, któremu zarzuca się, stronniczość oraz to, że sam "podejmował" uchwały ZO przeciwko T.R., gdy członkowie ZO nie chcieli złożyć swoich podpisów. /Członków ZO, po zdarzeniu, prawdopodobnie bardzo szybko wymieniono na "zgodnych"./ Co robią tacy świadkowie, jak nie mszczą się na ujawniającym ich ciemne sprawki. Mało kto wśród najbardziej uczciwych i odważnych myśliwych wytrzyma tak wielką, wspomaganą pomocą urzędników z okręu i ZG oraz długo trwającą, presję. Tym bardziej, że jedni robią to za pieniądze społeczne i niektórzy w ramach godzin pracy, a T.R. jest zdany na siebie. DB | 28-01-2010 14:36 | Bachus | Słyszałem, że tą Białą mają Sacharukowi w dzierżawę oddac. Z policją i prokuraturą włącznie. A teczke będzie nosił Romuś z aditantem na zmianę. | 25-01-2010 12:51 | czarny flet | Cytat z artykułu:
"jak wynika z pisma ZO w Białej Podlaskiej, został on zawieszony przez ten organ, a w trakcie przyjmowania wyjaśnień reagował wulgarnie i nawet straszył zastrzeleniem uczestników narady." - to o jednym z "adiutantów-dyżurnych świadków". Zgroza, że nadal ma broń.
"Chłopcy z ferajny", na razie tylko "świadczą" na zlecenie bossa. Czy, gdy wykluczyć się na da nie sięgną po broń?
Na kolejnych rozprawach w sądzie siedzi samotnie Tomek R., a po drugiej stronie, prezes S. z wiszącymi na jednym półdupku, bo ławka za krótka, radcą z ZG i adwokatem.
"Patronat" na takim towarzystwem, w formie wsparacia biura bezprawnego to chluba dla ZG?
|
| |