DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: Stanisław Pawluk13-05-2010
Tajna akcja Państwowej Straży Łowieckiej

Rok temu, w maju 2009 roku opublikowałem artykuł pt. Jak to z komendantem PSŁ było. cz.II. Opisałem w nim ciekawe czynności komendanta PSŁ w Lublinie Stefana Kowalewskiego, po którego do jego domu w Stasinie w dniu 24 lutego 2009 o godzinie 14:03 podjechał pojazd służbowy marki KIA nr. rej. LU-3592, którym kierował strażnik PSŁ Marek Barszczyk. Stefan Kowalewski wyniósł z domu sztucer i zapakował do samochodu. Obaj udali się do obwodu nr 205 w miejscowości Maziarnia, gdzie oczekiwało na komendanta kilka osób, w tym łowczy koła dzierżawiącego tam obwód Koła Łowieckiego „Pogoń” z Warszawy Robert Gajda i samochód m-ki UŁAZ. O godz. 15.13 broń komendanta przeładowano do UŁAZ-a. Marek Barszczyk wraz z pojazdem służbowym PSŁ pozostał na kwaterze w domku myśliwskim. Pozostałe osoby wraz ze Stefanem Kowalewskim udały się UŁAZ-em do lasu. O godzinie 20.36 Stefan Kowalewski powrócił na kwaterę, gdzie wraz z Markiem Barszczykiem i łowczym koła odpoczywali, po udanym polowaniu uwieńczonym strzeleniem dzika przez komendanta, a pozostali uczestnicy polowania odjechali. Rano 25 lutego 2009 r., dzik strzelony przez komendanta został przeładowany z UŁAZ-a do samochodu służbowego PSŁ i Marek Barszczyk zawiózł komendanta Stefanem Kowalewskim do domu w Stasinie, gdzie wyładowano dzika i sztucer, a Marek Barszczyk udał się do Lublina. Dwudniowa delegacja dwóch pracowników UW i samochodu służbowego zakończyła się.

Opisane w felietonie polowanie stało się przedmiotem śledztwa prokuratury prowadzonego w kierunku ewentualnego przekroczenia uprawnień i wykorzystaniu pojazdu służbowego dla celów prywatnych tj. o przestępstwo z art. 231 kodeksu karnego. W postępowaniu przesłuchano trzech świadków uczestników tego polowania, którzy będąc zainteresowanymi rozstrzygnięciem według opracowanej na potrzeby tego postępowania wersji, przedstawili je jako tajną akcję Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie, bezpośrednio dowodzonej przez jej komendanta. Obraz tego polowania tak jawi się w aktach prokuratorskich, uzasadniających umorzenia śledztwa, prowadzonego przez prokuratora Jacka Lipińskiego.

Marek Barszczyk kierowca strażnik, który nie jest myśliwym, a który zawiózł komendanta na to polowanie sporządził „raport z przebiegu służby”, w którym nie zawarł opisu żadnych z istotnych wydarzeń. Napisał, że „patrol” poświęcony był ustaleniu osób podejrzanych oraz osobę na nie wskazującą. Raport wskazuje, że w swoim „profilaktycznym” działaniu pracownicy PSŁ stosują metody śledcze z tajnymi informatorami włącznie. Darmo także szukać w tym raporcie opisu pokoju z telewizorem, w którym Marek Barszczyk, po dowiezieniu komendanta na miejsce akcji, został ulokowany dla dalszego pełnienia służby. Przyjazd - godzina - odjazd – godzina, a rano krótki samochodowy przejazd celu stwierdzenia śladów działalności kłusowniczej (cyt. z pamięci). Marek Barszczyk nie odnotował także, żeby pojazdu służbowego wykorzystywano do transportu upolowanego dzika do prywatnej posesji Stefana Kowalewskiego oraz tego, że zabierał komendanta „po drodze” z miejscowości Stasin Polny i tam po polowaniu go odwiózł. Widać działalność niczym taksówkarz tak spowszechniała kierowcom PSŁ w Lublinie, że o takich nagminnie stosowanych przypadkach wykorzystywania pojazdu dla celów prywatnych nie wspominają.

Z wyjaśnienia złożonego przez komendanta PSŁ Stefana Kowalewskiego przełożonym w UW w Lublinie, po opublikowaniu opisu tego polowania w Dzienniku „Łowiecki”, polowanie w KŁ "Pogoń" było intensywnym działaniem przeciw kłusownictwu. Marek Barszczyk zabrał komendanta PSŁ i razem udali się do miejscowości Maziarnia, skąd otrzymali sygnał o intensywnej penetracji kłusowniczej. Na miejscu Stefan Kowalewski przesiadł się do prywatnego pojazdu łowczego Koła Łowieckiego „Pogoń” z Warszawy Roberta Gajdy i jego UAZ-em udali się do lasu, gdzie Stefan Kowalewski zajął miejsce na ambonie w celu obserwacji terenu, bo mogli się tam pokazać kłusownicy.

Z akt postępowania, a zwłaszcza z zeznań bezpośrednich świadków działania PSŁ w dniach 24 i 25 luty 2009 r. wyłania się bardziej szczegółowy opis, który przedstawiam niżej.

Stefan Kowalewski około godziny 16.00 usiadł na przystawianej do drzewa prowizorycznej drabinie, stojącej przy nęcisku i ukrył się w gałęziach. Po zapadnięciu zmroku przy nęcisku zaczęły pojawiać się dziki i to w nie jednej watasze. Około godz. 20.00, gdy z powodu wyziębienia organizmu zamierzał kończyć zasiadkę, usłyszał w oddali kilka, cztery czy pięć, strzałów z broni palnej. Stefan Kowalewski skontaktował się telefonicznie z łowczym z zapytaniem, czy słyszał strzały. Okazało się, że to właśnie łowczy strzelał do dzików i ustrzelił aż trzy dziki. Komendant poinformował go, że już kończy i że wokół niego jest pełno dzików. Łowczy poprosił go wtedy, aby jeśli może strzelił dzika, bo sezon się kończy, a do wykonania planu pozostało sporo sztuk. Stefan Kowalewski wybrał więc warchlaka najmniejszego z watachy i oddał strzał. Strzelać miał z broni myśliwskiej łowczego koła tzn. jego sztucera. Posiedział jeszcze kilka minut z nadzieją, że po strzale pojawi się może kłusownik. Jednak z powodu zimna postanowił definitywnie zakończyć zasadzkę. Wyniósł dzika na drogę i poczekał na przyjazd UAZ-u z łowczym. Z nim udał się na kwaterę w miejscowości Strzelce gdzie przebywał Marek Barszczyk. Na drugi dzień czyli 25 lutego 2009 r. ponownie, tym razem już z Markiem Barszczykiem, wyjechali na patrol po terenie obwodu celem sprawdzenia czy nikt po lesie po nich nie chodził. Około godziny 12.00 udali się w drogę powrotną.

Stefan Kowalewski miał wprawdzie swoją broń myśliwską, ale jak twierdzi z niej nie korzystał i broń ta pozostała zabezpieczona u łowczego. Komendant w tych dniach występował w umundurowaniu służbowym tak jak i Marek Barszczyk. Odstrzelony warchlak ważył 15 kg. i Stefan Kowalewski zapłacił za niego na miejscu łowczemu Robertowi Gajdzie. Pokwitowania nie ma. Proponując kamuflaż, łowczy koła wypisał Stefanowi Kowalewskiemu „odstrzał” – chyba na wypadek, gdyby jakiś kłusownik chciał wylegitymować znajdującego się w „znacznej odległości” od łowczego samotnie czyhającego na przestępców komendanta PSŁ. Także dla kamuflażu komendant pełnił służbę z bronią myśliwską, a „obstawa” czyli Marek Barszczyk zamaskowany został w pokoju z telewizorem w odległości około 7 km od miejsca czynności służbowych, pełnionych przy dzikach przez komendanta.

Jeden ze świadków tak uzupełnia opis wydarzeń:

W swoich działaniach chcieli zachować pozory polowania z uwagi na fakt, że dom łowczego jest pod stałą obserwacją kłusowników i chcieli wyglądać na normalnych myśliwych zwyczajowo jadących na polowanie. Pojechali więc w okolice wsi Matcze, gdzie kłusownicy urządzili nęcisko. Pod stałą obserwacją jest dom łowczego w m. Strzelce. Łowczy zaproponował, aby przyjąć właśnie taką kamuflowana metodę działania i w tym celu łowczy wypisał odstrzał z numerem 67 komendantowi PSŁ. Łowczy dokonał zapisu wszystkich myśliwych w książce ewidencji myśliwych i dokonał osobiście podpisów. Książka ta jako niepodlegająca archiwizacji po zamknięciu sezonu została zniszczona. Nie sporządza się protokółów zniszczenia więc takiego dokumentu nie ma.

Stefan Kowalewski i Marek Barszczyk, obaj w tym dniu występowali w mundurach, do których posiadają emblematy przypinane na rzepy. Z chwila kiedy przystępują do legitymowania przypinają emblematy i oznaczenia PSŁ. W ten sposób, gdy wykonują zadania w tzw. kamuflażu dla osób postronnych, aby nie spłoszyć kłusowników zdejmują emblematy, by wyglądać jak myśliwi. Jest to kamuflaż i tam gdzie oni jadą na patrole nie rozchodzi się wieść o przyjeździe Straży Łowieckiej. Takie działania zdaniem strażników są bardziej efektywne. Gdy dochodzi do zatrzymania przypinają oznaczenia strażników.

W aktach sprawy znajdują się dowody, które bardziej potęgują wątpliwości niźli je rozwiewają. Dowód wpłaty dostarczony przez łowczego opiewa na kwotę 23 złotych i 18 groszy. W sprawozdaniu finansowym zaksięgowano kwotę 22 złotych i 50 groszy co z punktu widzenia księgowości jest nie do przyjęcia. W rejestrze wyjazdów pojazdów z bazy UW odpowiedzialny pracownik zarejestrował wyjazd pojazdu terenowego KIA w dniu 24 luty o godzinie 11.00 i potwierdził powrót tego samochodu w tym samym dniu o godzinie 18.00, podczas gdy z akt postępowania wynika, że powrót nastąpił w dniu następnym 25 luty w godzinach południowych.

Dla myśliwego taki opis działania Państwowej Straży Łowieckiej jawi się niczym opowiadanie z pogranicza fantastyki. Nawet średnio inteligentny człowiek zauważy brak logiki, objawiający się wieloma niedorzecznymi opisami. Zadziwiające jest zwłaszcza:
  • wiedząc, że dom jest „pod stała obserwacją” uczestnicy akcji właśnie pod tym domem robią najwięcej zamieszania przebywając w składzie około 7 osób.
  • terenowy pojazd służbowy PSŁ pozostaje w miejscu „obserwowanym”;
  • strażnik PSŁ mogący być potrzebnym w przypadku interwencji Marek Barszczyk pozostał w pokoju oglądając TV w znacznej odległości od miejsca przebywania Stefana Kowalewskiego;
  • Stefan Kowalewski i Robert Gajda, dwu rzekomo działających w kierunku uchwycenia kłusowników, także przebywali w znacznej odległości od siebie, przy czym główna osoba akcji, komendant PSŁ bez środka lokomocji;
  • zadziwiająca jest inwazja dzików zarówno na stanowisko gdzie przebywał Robert Gajda (ustrzelił trzy dziki) jak i na stanowisko Stefana Kowalewskiego (ustrzelił jednego dzika po rozmowie telefonicznej z łowczym);
  • dziwne jest wystawienie odstrzału komendantowi PSŁ oraz przywiezienie przez niego broni myśliwskiej, jeżeli kamuflować się miał z bronią użyczona od innego myśliwego.

    Widoczny brak logiki w tych działaniach, nawet mało doświadczonemu myśliwemu wskazuje, że było to normalne polowanie zorganizowane dla łowieckiego VIP-a za jakiego uważany jest w niektórych kręgach komendant Państwowej Straży Łowieckiej. Tylko naiwny prokurator, nie znający zasad łowieckich i sposobów polowania oraz zachowań zwierzyny dzikiej jest w stanie dać wiarę w takie nierealne opisy, jak inwazja dzików na siedzących w zasadce na kłusowników myśliwych. Po raz kolejny prokurator Jacek Lipiński udowodnił, że nie ma sprawy, której on nie zdołałby umorzyć i to w przypadku, gdy ewentualni podejrzani fakt przekroczenia uprawnień i wykorzystywaniu pojazdów służbowych i służbowego czasu do celów prywatnych starają się „przykryć” opisem kolejnego nadużycia władzy poprzez działania w „kamuflażu” i w sposób „tajny” do którego nie posiadają ustawowych umocowań.

    Ustawa Prawo Łowieckie w art. 36 pkt 1 mówi: „Tworzy się Państwową Straż Łowiecką jako umundurowaną, uzbrojoną i wyposażoną w terenowe, oznakowane środki transportu formację podległą wojewodzie”. Zaś art. 38a doprecyzowuje: „Strażnikowi Państwowej Straży Łowieckiej przysługuje bezpłatne umundurowanie wraz z oznakami służbowymi, które zobowiązany jest nosić przy wykonywaniu czynności służbowych”.

    Mówiąc wprost: funkcjonariusze PSŁ nie mają prawa do stosowania utajnionych działań, a dość precyzyjnie określony we wspomnianej wyżej ustawie prawa i obowiązki strażnika ma on realizować w oznakowanych pojazdach i w określonym ustawą wzorze umundurowania. Czyli nie może dla walki z kłusownikami przebierać się za księdza, stracha na wróble, bałwana czy za... myśliwego! Takie tajne metody mogą zgodnie z prawem stosować inne uzbrojone formacje, ale nie strażnik Państwowej Straży Łowieckiej. Przebierając się, pełniąc służbę bez odznak nakazanych ustawą nadużywa prawa i przekracza swoje kompetencje służbowe naruszając tym samym przepis karny.

    Stefan Kowalewski i Marek Barszczyk z kasy Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie za ten wyjazd otrzymali po 80 złotych i 50 groszy tytułem delegacji. Pieniądz niezły, jak tuszę dzika daje się kupić za 23 złote z groszami. Może należało strzelić jak łowczy też trzy sztuki?

    PS - Do chwili obecnej nie potwierdzono żadnej kłusowniczej penetracji terenu, na którym w dniu 24 luty 2009 r. komendant Stefan Kowalewski dowodził akcją przeciw kłusownikom.




  • 17-05-2010 20:17 azil II rarog 72

    Też Kol. jeździsz na polowanie służbowym (opłacanym z podatków)samochodem? Tobie też nadskakują, tak samo jak opisanemu komendantowi? Jeżeli nie, a chciałbyś tak... to się nie dziwie twoim wpisom.
    Pozdrawiam Azil II
    17-05-2010 19:25 rarog 72 Redaktor Pawluk opisuje te wydarzenia tak szczegolowo jak by tam byl z kamera i mikrofonem .Szkoda ze nie napisal jakie programy ogladal w telewizorze kierowca Komendanta.
    13-05-2010 12:57 czarny flet Mała "świnka". Wiele takich "na urzędach" siedzi i kradnie, ile się da i co się da. Złodziejstwo, kolesiostwo i niekompetencja na codzień, a gęby pełne frazesów o honorze i misji. Do tego powszechna tolerancja dla złodziejstwa ze strony dużej części społeczeństwa i przełożonych, też często uwikłanych w większe lub mniejsze złodziejstwo.
    Dlatego bez wstydu zdaje zakłamane wyjaśnienie przełożonym:
    "Posiedział jeszcze kilka minut z nadzieją, że po strzale pojawi się może kłusownik." DB


    Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
    P&H Limited Sp. z o.o.