|
autor: Stanisław Pawluk12-04-2012 Czy intrygi w kole to nasza specjalność?
|
Zarząd Koła Łowieckie nr 193 „Diana” w Stężycy w wyniku wewnętrznych animozji został częściowo zmieniony podczas wyborów na nową kadencję. Nowy zarząd rozpoczął umacnianie swoich stołków poprzez utrącanie zagrożenia jakiego upatrywał w doświadczonych wieloletnich członkach koła, myśliwych pełniących różne funkcje w poprzednich kadencjach. Jak to często na nasze nieszczęście bywa w kołach zreszonych w Polskim Związku Łowieckim, swoją pozycję umacniał metodami dalekimi od tych, jakie powinny być standardem w grupie ludzi tworzących koło, czyli wspólnocie opartej o więzi koleżeńskie, kulturę i poszanowanie jednych przez drugich.
W dniu 28 listopada 2010 roku Koło Łowieckie nr 193 „Diana” w Stężycy zorganizowało polowanie zbiorowe. Na polowaniu tym były wieloletni łowczy koła Marek Wesołowski strzelił koźlę, na jego późniejsze nieszczęście męskie. Nowy łowczy, jednocześnie prowadzący polowanie, pogratulował strzelcowi pozyskania zwierzyny i do czasu pokotu wszystko było normalnie. Podczas pokotu łowczy stwierdził, że królem polowania został Bartosz Kowalski syn prezesa koła, przez kolegów nazywany „Prezesik”, bo strzelił lisa, co miało mu dawać zaszczytny tytuł króla. Łowczy przy tym oświadczył, że w trakcie polowania ustrzelono sarnę rogacza w okresie ochronnym i z tego właśnie względu tytuł króla polowania przypada synowi prezesa. Prowadzący polowanie zapytał jeszcze czy są jakieś uwagi na co nikt gęby nie otworzył, dając tym samym wyraz, że obecnemu zarządowi udało się osiągnąć najwyższy stan zrzeszeniowej demokracji, w którym nikt nie chce się narażać wybranej przez siebie władzy.
Marek Wesołowski prosił prowadzącego polowanie Piotr W., aby dokonał oglądu strzelonego koźlęcia, zwłaszcza uzębienie, dla jednoznacznego określenia wieku i wycofania się z nieprawdziwego zarzutu. Piotr W. odmówił wykonania oględzin i polecił Markowi Wesołowskiemu zdanie sarny na skup. Już następnego dnia prezes koła łowieckiego Stanisław K. dokonał w policji zgłoszenia popełnienia przestępstwa „kłusownictwa”. Do formularza o nazwie „protokół ustnego zawiadomienia o przestępstwie” prezes podał, że „szacował wagę” i na tej podstawie stwierdził, że jest to rogacz a nie koźlę. Osobiście także wydal polecenie sekretarzowi koła Ryszardowi G., podłowczemu Tadeuszowi P. i Zenonowi S. udanie się do punktu skupu i sprawdzenie wszystkich znajdujących się tam zwierząt, aby „formalnie zabezpieczyć kopię pokwitowania przyjęcia zwierzyny i znacznik”. Na miejscu okazało się, że na skupie nie było już żadnej zwierzyny, bo została wywieziona do bazy przetwórcy.
Policja rozsądnie pozbyła się sprawy przekazując ją do Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie. Ta ochoczo włączyła się do działań. Odbyto kilkanaście wycieczek samochodem terenowym w celu przesłuchania świadków. Prowadzący postępowanie starszy strażnik Grzegorz Flor dołączył jako dowód wydruk drukarkowy zdjęcia fragmentu tuszy tej sarny. W aktach brak jest dokumentu zaliczającego owo zdjęcie w poczet dowodów rzeczowych, o protokole „pozyskania” tego dowodu czy protokole oględzin nie wspominając. Wkrótce drugi w historii Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie akt oskarżenia wpłynął do Sądu Rejonowego w Rykach. Akt oskarżenia podpisał komendant Stefan Kowalewski, który już na wstępie popisał się słabą znajomością prawa kierując akt do niewłaściwego sądu. Miejscem ujawnionego „przestępstwa” był obwód łowiecki leżący na terenie jurysdykcji Sądu Rejonowego w Radzyniu Podlaskim i tam Sąd w Rykach przesłał akta dla rozpatrzenia zgodnie z właściwością.
Podpisujący akt oskarżenia komendant PSŁ Stefan Kowalewski oczywistej wady prawnej w postaci dołączonego zdjęcia z nieznanego źródła nie wychwycił i dopiero Sąd w trakcie rozprawy ustalił, że autorem tego zdjęcia był prowadzący polowanie. Wydruk wskazuje, że zdjęcie to jest fragmentem większej całości lub wykonane i wydrukowane zostało na sprzęcie zupełnie nie nadającym się do wykonywania zdjęć mających służyć za dowód w sprawie karnej. Mimo to wyraźnie widać na zdjęciu młodego rogacza, którego możdżenie nie noszą śladów zrzucenia poroża i łeb jest czyściutki.
Łowczy Piotr W. stanowczo zeznaje, że zastrzelone zwierzę to rogacz, uświadamia sąd, że w nomenklaturze łowieckiej nie występuje określenie „kozioł”, że płeć poznaje się po zachowaniu przed strzałem, po łbie i porożu (o ile jest) oraz po umaszczeniu. Na pytanie obrońcy odpowiada, że posiada uprawnienia selekcjonerskie i potwierdza, że odmówił dokonywania oglądu uzębienia zwierzęcia po polowaniu. Stwierdza także, że nie jest on kompetentny dla dokonywania oględzin zębów, gdyż od tego jest komisja oceny trofeów przy zarządzie okręgowych. Stwierdza stanowczo, że nie posiada kompetencji do działania w imieniu tej komisji, bo nie jest jej członkiem.
W sprawie zeznawało kilkunastu świadków w tym sam prezes, który zeznał, że rogacza widział z odległości około 6 metrów oraz przez okno gajówki, w której przebywał kilka dni i to pozwoliło mu na ocenę wagi tuszy i wieku upolowanej zwierzyny. Z tych kilkunastu świadków wszyscy zeznają, że oceniali płeć i wagę po wyglądzie zewnętrznym i żaden z nich nie oglądał uzębienia. Byli też tacy, co teorię o rogaczu przyjęli za własną ze słyszenia od łowczego i prezesa. Fachowo i merytorycznie wypowiadał się zeznający jako świadek kierownik skupu Sz. , który rzeczowo z wyliczeniem kryteriów jakie pozwoliły mu na ocenę dostarczonej zwierzyny dokonał oględzin na prośbę dostarczającego do skupu tuszę Marka Wesołowskiego. Przy oględzinach byli także inni świadkowie, którzy potwierdzili fakt oględzin i podali szczegółowo jakie zęby były już wyrżnięte, które były jeszcze mlecznymi oraz jaki kształt posiadały poszczególne zęby. Ich zeznania były spójne, świadome i nie zasłyszane, przez co sprawiały wrażenie wysoce wiarygodnych. Pozostali zgłoszeni przez oskarżenie świadkowie, poza chęcią dokopania oskarżonemu, nic dla oceny zaistnienia lub nie przestępstwa, nie wnosiły.
Grzegorz Flor po otrzymaniu głosu na początku rozprawy zamiast odczytać sporządzony przez komendanta PSŁ Stefana Kowalewskiego akt oskarżenia, zaczął coś mówić o ekwiwalencie w wysokości 2000.- złotych plus „za trofeum”, gubił się, mieszał, aż udało się mu zirytować sędziego, który głosem nie tolerującym sprzeciwu polecił mu odczytać akt oskarżenia. W trakcie przesłuchania świadków pytań nie zadawał, siedząc jak na przysłowiowym tureckim kazaniu. Przy końcu rozprawy, gdy sąd miał już ogłosić zamknięcie przewodu dowodowego Grzegorz Flor wręczył sędziemu wydruk wypowiedzi zamieszczonej na portalu lowiecki.pl twierdząc, że jest to dowód w sprawie. Wydruki te otrzymał przed wejściem na salę rozpraw od prezesa Koła Łowieckiego „Diana” Stanisława K. Ich wartość najlepiej ocenił sędzia prowadzący rozprawę, który po głośnym odczytaniu stwierdził, że treści te są jedynie głosem w dyskusji i żadnym dowodem w sprawie nie są. Tak więc po raz kolejny oskarżyciel reprezentujący przed sądem majestat władzy jakim jest Urząd Wojewódzki w Lublinie „dał plamę”. Szkoda tylko, że zrobił to za pieniądze podatników wydawane bez zastanowienia na wyjazdy do sądu samochodem służbowym w asyście drugiego pracownika UW, która w trakcie dość długiej rozprawy nudziła się na korytarzach sądowych zamiast łapać kłusowników.
Gdy sąd zamknął przewód dowodowy oddał zgodnie z procedurą głos oskarżycielowi, czyli pełnomocnikowi Urzędu Wojewódzkiego. Ten zamiast przedstawić stanowisko czy podtrzymuje czy nie akt oskarżenia oraz jakiej kary dla oskarżonego żąda, najwyraźniej stracił rozum i ponownie sięgnął do aktu oskarżenia usiłując go znowu odczytać. Sędzia zmuszony był zadać zdezorientowanemu oskarżycielowi pytania pomocnicze. Ten zapytany czy podtrzymuje akt oskarżenia znów mówił nie na temat, znowu opowiadał coś o ekwiwalencie, a zapytany wprost odpowiedział, że podtrzymuje. Zapytany jakiej kary żąda znowu zaczął mówić o ekwiwalentach, a siedząca obok prokuratorka na teczce zaczęła pisać mu podpowiedzi, po których Grzegorz Flor załapał o co idzie i zażądał aż trzech miesięcy aresztu w zawieszeniu na dwa lata.
Obecny na sali jako uczestnik postępowania przedstawiciel organizacji społecznej stwierdził, że przeprowadzony przewód sądowy jego zdaniem udowodnił jedynie istniejący w kole łowieckim konflikt w wyniku którego cała sprawa jest tylko intrygą, a całość pozbawiona jest przesłanek czynu karalnego. Przeprowadzone postępowanie jest jak z sztuki Mrożka, pełne błędów i uchybień, gdzie nie zabezpieczono żadnych dowodów na popełnienie przestępstwa. Zdjęcie, które miało być gwoździem do trumny oskarżonego okazało się dowodem przemawiającym na korzyść oskarżonego.
Obecna na sali prokuratorka wskazała, że praktycznie brak jest podstaw do wniesienia aktu oskarżenia i taki akt z prokuratury nigdy by nie wyszedł. Wniosła o uniewinnienie oskarżonego.
Adwokat oskarżonego wykazał, że poziom wiedzy prawniczej osób wnoszących akt oskarżenia jest żenująco niski, postępowanie przeprowadzone w sposób amatorski i nie dostarczający najmniejszych dowodów na poparcie aktu oskarżenia. Prezes koła i łowczy prowadzący polowanie stwierdzając, że ich zdaniem popełnione zostało przestępstwo mieli obowiązek zabezpieczenia dowodu przestępstwa, a tusza pozyskana z naruszeniem prawa powinna zostać przekazana przedstawicielowi Skarbu Państwa. Koło dając tuszę na skup i przyjmując za niego zapłatę potwierdziło, że sarna została upolowana zgodnie z prawem.
W dniu 20 marca 2012 Sąd Rejonowy II Wydział Karny ogłosił wyrok. Marek Wesołowski został uniewinniony od zarzucanego mu czynu. |
|
| |
16-04-2012 18:03 | werant | Uchwały (wadliwe) walnych zgromadzeń oraz zarządów kół, do czasu ich uchylenia przez ZO PZŁ i WZ kół, to rzeczywistość, przykład; "Za uchylanie się bez usprawiedliwienia od obowiązków nałożonych na członków koła Uchwałą nr 14/2009, par. 3 i 4 łowczy koła może wstrzymać odstrzał."!!! - może jedynie wnioskować w w/w sprawie do organu, którego jest członkiem i nic więcej.
"Wstrzymanie odstrzału" jest karą porządkową i wymierza zarząd koła, ... przy zachowaniu procedury zapisanej w ust. 5 par. 152 Statutu PZŁ.
Łowczy mając taki zapis w uchwale walnego zgromadzenia, staje się na równi z organem zarządzającym kołem, a prezes i pozostali członkowie zarządu, co na to? | 16-04-2012 13:45 | krzysiek77 | Porażka! Załatwianie jakiś dziwnych niechęci do siebie w taki sposób jest niegodne Myśliwego. Ten pożal się Boże łowczy (umyślnie małą literą) powinien natychmiast podać się do dymisji!
Niekompetentny bez wiedzy ignorant. Ale takich ludzi w Naszym Związku jest na pęczki! Przykre! | 15-04-2012 09:52 | tiron | Panie Stanisławie, prosze o kontakt. Wydaje mi sie, że mam ciekawy materiał dla Pana. | 13-04-2012 08:32 | azil II | I tak łagodnie postąpił Grzegorz Flor. Mógł przecież zażądać trzech kadencji (łowczego okręgowego) aresztu w zawieszeniu na jedną kadencję łowczego krajowego. Azil II | 13-04-2012 08:12 | azil II | Kol. Stanisławie ! Ten artykuł i zachowania osób które opisujesz nie mogą być prawdziwe. Tak wysokiego IQ Wielka Księga Rekordów Guinnessa nie zarejestrowała. Azil II | 12-04-2012 20:46 | Deer35 | Szanowni koledzy zrzeszeni w kołach! Tu przywołam trszeczkę przerobione słowa nie myśliwego ,,KOLEDZY! NIE IDZCIE TĄ DROGĄ" Gdzie wasz HONOR I ETYKA kiedy idziecie na pasku oszołomów i małych ,,STALINKÓW" którzy uzurpują sobie prawo do gnębienia w imię swojego uwielbienia. | 12-04-2012 19:35 | Troper | Tak działa władza w Kolach Łowieckich czyli Zarządy Kół,które uważają że są wszech władny. A co na to wielki góru PZŁ dr Bloch.Pozdr DB | 12-04-2012 13:13 | MirekGrab | To chyba nie dzieje się naprawdę.OBŁĘD. |
| |