|
autor: Stanisław Pawluk10-04-2012 Czy wojewoda kryje przekręty komendanta PSŁ?
|
O tym, że utrzymanie Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie pod komendą Stefana Kowalewskiego jest stratą pieniędzy podatników wiedzą już prawie wszyscy myśliwi. Jak dotąd jedynymi „sukcesami” komendanta było bezpodstawne aresztowanie swojego kolegi w kole, który zamierzał startować w wyborach na łowczego, za co został uznany winnym przez sąd powszechny, rozbicie służbowego pojazdu prowadzonego bez upoważnienia, za naprawę którego zapłacił podwładny, wyjazdy na polowania służbowym pojazdem wraz z kierowcą opłacanym z naszych podatków, w tym do często odwiedzanego obwodu 205 gdzie w trakcie służby upolował dzika, za którego 18 złotych zapłacił łowczy koła Robert Gajda. Do tego udział w konfliktach w kołach gdzie na szwank naraził dobre imię Urzędu Wojewódzkiego, co bardzo wyraźnie odzwierciedliło się w sprawie intrygi mającej miejsce w Kole Łowieckim nr 193 „Diana”, którą wkrótce opiszemy.
Prokuratura Rejonowa w Lublinie od roku nie może ustalić, czy przechowywane w Urzędzie Wojewódzkim w Lublinie dowody rzeczowe w postaci części tuszy dzika, wnyków, żelaz, sieci i potrzasków jest zgodne z procedurą karną, bowiem komendant PSŁ nie wydawał żadnych postanowień o zatrzymaniu rzeczy, protokołów oględzin, protokołów uznania za dowód rzeczowy i innych formalnych dokumentów bez których ściganie sprawcy kłusownictwa może i zazwyczaj kończy się fiaskiem. Zarówno poprzednia jak i obecna Wojewoda miała wiedzę o „zasługach” komendanta. Za ewidentne szkodzenie wizerunkowi Urzędu Wojewódzkiego komendant raz tylko miał zwróconą uwagę przez wojewodę Genowefę Tokarską, aby nie łączył polowań z pracą wykonywaną podczas delegacji służbowych. W Urzędzie Wojewódzkim powołano także w grudniu 2011 roku komisję, której zadaniem było zbadanie pracy PSŁ pod komendą Stefana Kowalewskiego. Komisja zakończyła pracę dopiero w tym roku, ale mimo dwukrotnych nalegań dyrektor generalny Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie Jarosław Szymczyk odmówił jego udostępnienia naiwnie tłumacząc, że protokół ten wykonany został na zlecenie prokuratury i stanowi dowód w sprawie. Po raz pierwszy spotykam się z okolicznością, aby prokuratura dawała zlecenia procesowe instytucji cywilnej lub aby dokument sporządzony w instytucji publicznej jaką niewątpliwie pozostaje Urząd Wojewódzki był utajniany przed opinią publiczną.
Oczywistym jest, że jeśli ktoś chce coś ukryć to druga strona zainteresowana jest wyjaśnieniem co chce się przed nią utajnić. Swoje dociekania zacząłem od informacji systematycznie napływających z kół łowieckich o wyjazdach służbowych komendanta, które zaczynają się i kończą w jego domu znajdującym się na obwodzie łowieckim gdzie komendant bardzo intensywnie strzela zwierzynę. Postarałem się więc o fotokopie książki ewidencji myśliwych na polowaniu indywidualnym, gdzie spodziewałem się ustalić daty i czas rozpoczęcia przez komendanta polowania. Jednocześnie rozpocząłem długie i obarczone sporymi trudnościami ustalanie czasu wyjazdu pojazdu służbowego z komendantem na pokładzie oraz czasu jego powrotu. W dokumentach, do których w końcu otrzymałem możliwość wglądu, ustaliłem także miejsca z jakiego rzekomo komendant rozpoczynał płatne delegacje i miejsca, gdzie je kończył.
Informacje te uzupełniłem także o relacje myśliwych widzących w odpowiednim czasie komendanta na polowaniu. To pozwoliło mi na ustalenie, że m.in. w dniu 17 listopada 2011 komendant został podwieziony do miejsca polowania w miejscowości Kanie terenowym pojazdem służbowym przez dwu strażników, którzy zostawiwszy komendanta w łowisku udali się w celu dalszego pełnienia służby. Komendant czas tego polowania wykazał w delegacji służbowej i pobrał pieniądze z kieszeni podatników także za czas w którym miał przyjemność polować, a nie uganiać się za kłusownikami. Stefan Kowalewski Tak się zagubił w swoich kłamstwach, że w delegacji służbowej nr 261 napisał, że podróż służbową zakończył w tym dniu o godzinie 18.30 w Lublinie, a w książce ewidencji myśliwych na polowaniu indywidualnym własnoręcznym podpisem stwierdził, że polowanie zakończył o godzinie 18.00 Można powiedzieć, że zjawisko teleportacji Stefan Kowalewski ma opanowane do perfekcji. Strażnicy łowieccy, którzy wraz z nim odbywali tą podróż, w tym niedawno zatrudniony Bogdan Stasiuk, nie zauważyli nieprawidłowości w tym zachowaniu. Zapewne nie mieli wglądu do wypełnionej przez komendanta delegacji służbowej i nie mogli wiedzieć, że ich czas zakończenia pracy komendant wpisał jako swój dodając sobie w ten sposób parę godzin polowania do kwoty należnej za pracę służbową.
Przypadek opisany wyżej nie jest jedyny. Na dwanaście delegacji służbowych obejmujących niezbyt długi przedział czasowy zaledwie jedna z nich odbyta była w kierunku innym niż miejsce zamieszkania komendanta, czyli do Janowca nad Wisłą. Pozostałe odbywane były w taki sposób, aby pojazd służbowy wraz z kierowcą mógł zabrać komendanta i po odbytej wycieczce zostawić w domu. Słowo „wycieczka” użyłem świadomie w świetle faktów, że na kilkadziesiąt odbytych „patroli” i mnogości poświęconego czasu „w terenie” ilość nałożonych mandatów można policzyć na palcach jednej ręki (komendant żadnego), a dwie sprawy sądowe nie wymagały wyjazdów w teren, a tylko do siedziby kół i miejsca zamieszkania świadków. Najdobitniejszym bodajże przykładem, że komendant Stefan Kowalewski wykorzystuje swoje stanowisko dla korzyści prywatnych jest fakt, że w dniach kiedy według druku delegacji służbowej od 1 grudnia 2011 od godziny 7.00 do 4 grudnia 2011 do godziny 12.00 był w delegacji, inny dokument także podpisany przez komendanta zawiera dane, że w tym czasie czyli w dniu 3 grudnia 2011 Stefan Kowalewski odbywał polowanie indywidualne zakończone w dniu 3 grudnia 2011 o godzinie 9.00, gdzie za upoważnieniem pisemnym nr. 72/11/12 w uroczysku „Narożniki” oddał dwa strzały ui polował dzika.
Wojewoda nie dostrzega nieprawidłowości także i w tym, że druk delegacji wystawiono w dniu 28 listopada 2011, w którym nakazano wykonanie podróży służbowej w dniach od 22 do 25 listopada 2011. Na druku nie ma adnotacji kto i dlaczego zezwolił na odbycie delegacji służbowej czyli polowania na dziki w innym terminie niż pisemne polecenie jak też nie ma wzmianki, że celem podróży służbowej było odbycie przez Stefana Kowalewskiego indywidualnego polowania w pobliżu swego miejsca zamieszkania. Powyższe okoliczności potwierdzają zapisy w druku delegacji służbowej nr 274 oraz pozycja 381 książki ewidencji myśliwych na polowaniu indywidualnym obwodu łowieckiego nr 157 dzierżawionym przez Koło Łowieckie nr 5 „Dąbrowa”.
Myliłby się ten, kto by twierdził, że przypadki te są przypadkami jednostkowymi. W każdej z delegacji odbytej w kierunku „Chełm i okolice” jakim strażnicy PSŁ w Lublinie w dokumentacji służbowej wykazują miejsce zamieszkania komendanta można dopatrzyć się nieścisłości. Zapisanie nieprawdziwych danych w dokumentach z delegacji polega na tym, że z miejsca zamieszkania komendanta do miejsca wykazywanego początku podróży i końca podróży jakim jest siedziba PSŁ w Lublinie samochodem osobowym nie da się przyjechać w czasie mniejszym niż godzina. Wynika to z racji tego, że na jedynej w tym kierunku drodze trwają roboty drogowe i przejazd następuje jednym pasem ruchu w długim ogonku wolno poruszających się pojazdów. Strażnik po przybyciu do siedziby udaje się na bazę pojazdu, dokonuje tankowania i innych czynności związanych z garażowaniem i kończy swoją podróż około 1,5 godziny później niźli pozostawiony w domu komendant. Podobnie ma się z rozpoczęciem wyjazdu służbowego. Jeśli strażnik po drodze nie realizuje innych czynności służbowych to komendant na każdym takim wyjeździe „przycina” najbiedniej trzy godziny z pieniędzy podatników. Sytuacje takie tylko w okresie od 1 września 2011 do końca grudnia 2011 powtarzały się co najmniej kilka razy min. w dniach: 27 września, 4 i 19 października, 8, 14, 17 i 19, listopada oraz 1 i 4 grudnia 2011.
Brak wyników ścigania przestępstw łowieckich, angażowanie się w konflikty w kołach oraz wiele innych nagannych zachowań komendanta zauważane jest i powszechnie krytykowane przez myśliwych, ale nie znajduje odbicia w działaniach Wojewody Lubelskiego, która swoją zwierzchność ogranicza do przydzielania kolejnych nagród „za dobre wykonywanie obowiązków”. |
|
| |
11-04-2012 01:18 | drops | Opisane fakty, jeśli są prawdziwe, stanowią tzw. "przestępstwo urzędnicze" i są ścigane z urzędu przez prokuratora, tyle że trzeba
go o tym fakcie pisemnie powiadomić a potwierdzenie kopii zachować
i czekać na odpowiedz. W przypadku odrzucenia sprawy przez prokuratora rejonowego, zainteresować prokuratora okręgowego.
Na pewno pamiętacie kol. sprawę bezprawnego wykorzystania pojazdu służbowego przez policjantów z Dworca Centralnego w Warszawie.
Sprawa skończyła się wyrokiem skazującym w sądzie.
| 10-04-2012 15:59 | azil II | To co!? Służbowe auto nie jest przeznaczone do wożenia czterech liter?
Przecież auto z tego powodu kataru się nie nabawi, a i do filtra powietrza świeżego powietrza wpadnie. Przecież ktoś musi zadbać o to by tak nagle nie zaczęło być dobrze. Jeszcze by ktoś szarży - ataku serca doznał od nadmiaru dobrego. Taki relikt jak powyżej przedstawiony powinien być dotowany jako taki, który ma szansę na Oscara w filmie który powstać jeszcze może. To byłby dopiero sukces....
Komendant Stefan Kowalewski w roli głównej, a w tle (role drugo planowe) doktor Bloch, pułkownik Andrzej Gdula z Zygmuntem Jabłońskim jako reżyser całości. Statyści z ZO PZŁ w Szczecinie odświętnie wypindrzeni.........Blask orderów i do tego czerwony dywan, TV, huk korków otwieranych butli z SZAMPONEM itd .....
Azil II |
| |