|
autor: Stanisław Pawluk21-12-2012 KOMU POTRZEBNE SĄDY ŁOWIECKIE
|
Na naszym portalu podniosły się głosy rozpaczy, wprawdzie nieliczne, ale w sposób dosadny artykułujące swoją rozpacz po zawieszeniu funkcjonowania rzeczników i sądów łowieckich. Kilku uczestników dyskusji upatruje w tym fakcie rychłą anarchię w Zrzeszeniu bowiem ich zdaniem każdy może teraz robić co chce. Zapewne do tego grona dołączyłby się piszący te słowa, gdyby w przeciwieństwie do tych rozpaczających nie miał bogatego praktycznego kontaktu z tymi instytucjami łowieckiego wymiaru sprawiedliwości, która to empiryczna metoda poznawania zaowocowała poglądem, że instytucje te w minimalnym stopniu ścigały przestępstwa łowieckie ograniczając się praktycznie do zatwierdzania wyroków karnych sądów powszechnych. Przeważająca część „procesów” przed tymi sądami to grubymi nićmi zarzuty w sprawach z łowiectwem związanych jedynie tym, że obie strony postępowania to myśliwi. Prawie w każdym przypadku w cieniu prowadzonych spraw pojawiała się walka o władzę w kole lub naruszenie majestatu jakiegoś wpływowego osobnika, którego ambicje znacznie przerastają umiejętności, ale nie zdołał na tyle sterroryzować członków koła, aby „demokratycznie” i prawie lub jednogłośnie wywalić oponenta z koła. Jednym słowem, w każdej obserwowanej przeze mnie sprawie miały miejsce fałszywe oskarżenia, preparowanie dowodów lub inne pokrętne działania. Okręgowe sądy łowieckie unikały jak mogły karania nawet za ewidentne wykroczenia popełnione przez członków zarządu koła lub członków władz i organów okręgowych.
Warto w tym miejscu przytoczyć sprawę Wiesława Tajera, która stała się kanwą wyroku TK a sięgała najwyższych władz i organów PZŁ bowiem „obrażonym” uczciwą postawą Wiesława Tajera wówczas przewodniczącego komisji rewizyjnej, która wykryła liczne nieprawidłowości z osobistym udziałem Ryszarda Gierlińskiego. Skandalicznie „dbający” o finanse kolegów wówczas prezes koła i przewodniczący Głównej Komisji Rewizyjnej, a aktualnie dalej przewodniczący Głównej Komisji Rewizyjnej Ryszard Gierliński, należne rolnikom odszkodowania wypłacił dopiero w trakcie trwania postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Parczewie, a więc gdy poczuł, że noszone we własnej kieszeni pieniądze wreszcie po trzech latach dobrze byłoby wypłacić ich prawowitym właścicielom. O sprawie pisaliśmy tutaj:
tutaj 1;
tutaj 2;
tutaj 3.
Aby dać czytelnikowi możliwość samodzielnej oceny mojego poglądu o szkodliwym dla łowiectwa działaniu przedstawiam kilka epizodów ze spraw jakie zaistniały w ostatnim okresie (wiele z nich nie doczekała się prawomocnego zakończenia) i jakie umacniały mnie w moim przekonaniu:
Przypadek 1
Obrażony treścią jednego z krytycznych felietonów prezes Koła Łowieckiego nr 18 „Ponowa” w Białej Podlaskiej Ryszard Mączyński i łowczy Ryszard Skutnicki skierowali doniesienie aż do Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego dające się streścić wyświechtanym sloganem, że Stanisław Pawluk szkaluje dobre imię łowiectwa, działa na szkodę PZŁ. GRD skierował sprawę do Okręgowego Rzecznika Dyscyplinarnego Kazimierza Nowosielskiego w Siedlcach, który zgodnie z zasadami wyniesionymi z SB, nie zauważył wielu istotnych w sprawie dowodów potwierdzających, że treść felietonu polegała na prawdziwych wydarzeniach i z całą powagą wziął się do „wyjaśniania” sprawy nie bacząc, że działalność dziennikarska i publikacje nie podlegają ocenie łowieckiego wymiaru sprawiedliwości. Na jedynym spotkaniu z autorem postawił głupie w treści zarzuty i skierował wniosek oskarżycielski, który w końcowym efekcie rozpatrywał OSŁ w Warszawie. Około roku potrzebował ten sąd, aby w końcu wydać postanowienie uniewinniające. Dolegliwości jakie doznałem będąc szykanowany przez łowiecki wymiar sprawiedliwości, a w szczególności sposób naprawy wyrządzonych krzywd i poniesionych kosztów podróży do Siedlec i kilkukrotnych do Warszawy, rozpatruje aktualnie Sąd Okręgowy w Lublinie.
Przypadek 2
Marek F. przed laty został skazany orzeczeniem Okręgowego Sądu Łowieckiego w Lublinie na podstawie wyroku karnego na wyrzucenie z monopolistycznego PZŁ. Lata banicji okazały się dobrymi rekolekcjami i niewielki błąd, bardziej wynikający z interpretacji przepisów, niźli ich umyślnego złamania, zrozumiał i pełen dobrej woli chciał ponownie wstąpić do Zrzeszenia, aby swoją postawą etycznego myśliwego udowodnić, że przypadek z przed lat był dobrą lekcją. W tym celu jak nakazują przepisy statutu złożył deklarację i wpłacił wpisowe dołączając jednocześnie zaświadczenie z Krajowego Rejestru Karnego, że nie jest karany. dr Marian Flis już rok czasu wraz ze swoim zarządem okręgowym tej sprawy nie zdążyli rozpatrzyć. A wydawało się, że zarząd okręgowy mający w swym składzie co najmniej dwu członków mających dość bogate doświadczenia kryminalno-sądowe zrozumienie człowieka w podobnej sytuacji. Marek F. chcąc mieć czyste konto na starcie złożył także wniosek o zatarcie skazania przed OSŁ w Lublinie. Po otrzymaniu zawiadomienia o posiedzeniu w jego sprawie, które już w chwili jego pisania nie dotrzymywało statutowych terminów, a „idąc” pocztą niespełna dwa dni dotarło do adresata około 1 dzień przed wyznaczonym terminem szybciutko ustanowił mnie jako obrońcę. Zaopatrzony w opinie środowiskowe i pełnomocnictwo na pół godziny przed posiedzeniem stawiłem się w siedzibie ZO w Lublinie. Rozprawa nie była wywoływana więc siedziałem spokojnie pod drzwiami. Pięć minut po terminie z sali gdzie jak się okazało obradował OSŁ wyszła protokolantka i zapytana stwierdziła, że sprawa Marka F. już się odbyła i obwiniony otrzyma decyzję na swój adres. Nie wdając się w zbędną polemikę napisałem odwołanie do GSŁ wykazując uchybienia proceduralne zarówno w nieterminowym powiadomieniu zainteresowanego jak i uniemożliwienie uczestnictwa w rozprawie pełnomocnikowi w wyniku czego nie miał on możliwości przedstawienia choćby kilku pozytywnych opinii środowiska oraz wyroku sądu powszechnego, który uznał te dowody za wystarczające dla wcześniejszego zatarcia skazania. Główny Sąd Łowiecki do którego złożyłem odwołanie, nie uwzględniając wniosku obrońcy o przełożenie rozprawy ze względu na kolizję terminów, utrzymał w mocy orzeczenie OSŁ w Lublinie.
Przypadek 3
Marcin Szczepański Okręgowy Rzecznik Dyscyplinarny w Bydgoszczy zadał sobie wiele trudu, aby podsunięte mu archiwalne niemalże materiały w postaci dokumentacji łowieckiej Koła Łowieckiego nr „Knieja” w Mogilnie prześlęczeć i wyłapać kto przed laty po polowaniu nie „wypisał się” w książce ewidencji myśliwych na polowaniu indywidualnym, nie wpisał upolowanego lisa do odstrzału czy nie odnotował upolowanej kaczki. Mimo, że w książkach mógł „dopaść” praktycznie wszystkich polujących, włącznie z prezesem Romanem Gwiazdą, który nie mając pozwolenia na broń systematycznie zapisywał się na polowania – stróż sprawiedliwości ustalił jedynie „przestępstwa” poprzedniego zarządu koła, którego bardzo obawia się prezes Roman Gwiazda. Kilku z opozycji postawił przed OSŁ, który ochoczo ukarał obwinionych o czym mieliśmy okazję dowiedzieć się z relacji filmowej i poczytać w dzienniku.
Starania Marcina Szczepańskiego docenił nie tylko prezes Roman Gwiazda, ale także Główny Sąd Łowiecki, który „rozjechał” orzeczenie OSŁ w Bydgoszczy nie zostawiając na nim suchej nitki. Przy okazji wyszło na jaw, że badający bardzo szczegółowo dokumentację łowiecką KŁ „Knieja” Marcin Szczepański, dziwnym trafem przeoczył ewidentne i o wiele większe przestępstwo popełnione – jak twierdzi Prokuratura – przez przyjaciela prezesa Romana Gwiazdy, a zarazem członka Koła Łowieckiego Zenon Ch. , który podrabiał otrzymane pozwolenia na odstrzał indywidualny zwierzyny w celu osiągnięcia korzyści w postaci zwiększenia sobie liczby zwierzyny do pozyskania. W dniu 18 grudnia 2012 w Sądzie Rejonowym w Mogilnie rozpoczął się proces karny tego łowieckiego działacza. Prezes Romana Gwiazda łowczy koła Wiesław Zemke i Witold Szczeliński kibicowali oskarżonemu sekretarzowi Zenonowi Ch., co wymagało ostrzeżenia przez przewodniczącego składu sędziowskiego. Tym razem asysta nie wystroiła się w "mundury" ze sznurami, jak to miało miejsce w opisanym postępowaniu przed GSŁ.
Przypadek 4
Marcin Szczepański nie był w stanie znieść klęski jaką poniósł przed Głównym Sądem Łowieckim i użył wszelkich dostępnych metod na wzruszenie orzeczenia GSŁ, o którym piszę wyżej. Zastępca Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego z inicjatywy Marcina Szczepańskiego wniósł skargę nadzwyczajną, co już samo w sobie jest kuriozalne bowiem obowiązujący regulamin postępowania rzeczników dyscyplinarnych i sądów łowieckich literalnie wskazuje, że do tej czynności uprawniony jest jedynie Główny Rzecznik Dyscyplinarny i nie dozwalała cedowania tych uprawnień na zastępców. Główny Sąd Łowiecki w powiększonym pięcioosobowym składzie i tym razem stanął na wysokości zadania udzielając Marcinowi Szczepańskiemu niezłego kopniaka w postaci zatwierdzenia poprzedniego orzeczenia.
Przypadek 5
O te same „przestępstwa” łowieckie o jakie obwiniani byli przez Marcina Szczepańskiego trzej myśliwi, których od kary zawieszenia w prawach członka PZŁ uwolnił GSŁ, obwinionym został także Wit B. zasłużony członek KŁ „Knieja” w Mogilnie, pełniący jednocześnie funkcję w komisji rewizyjnej koła. Będąc bratem jednego z trzech przywódców opozycji został uznany winnym i ukarany karą zawieszenia w prawach członka PZŁ na jeden rok. Także i w tym przypadku wpłynęło do GSŁ odwołanie, w uzasadnieniu którego znalazł się min. argument nawiązujący do faktu, że skoro trzech obwinionych z tego samego koła z większą ilością zarzutów uwolniono od winy to i ten obwiniony na zasadzie choćby analogii winien zostać potraktowany łagodnie. Nie wiedzieć czemu Wit B. mimo, że z powodu choroby nie mógł uczestniczyć w rozprawie, a obrońca wnosił o odroczenie rozprawy, GSŁ odmówił mu prawa do osobistego udziału w rozprawie i utrzymał niepoważne orzeczenie OSŁ w Bydgoszczy. Tym razem GSŁ nie uszanował orzeczeń wydanych w analogicznych sprawach przez samego siebie, a utrzymanych po skardze nadzwyczajnej przez poszerzony pięcioosobowy skład.
Przypadek 6
Okręgowy Rzecznik Dyscyplinarny w Zamościu Ludwik Buczek na zlecenie łowczego Koła Łowieckiego nr 45 „Ponowa” Krzysztofa Kuźniarskiego prowadził wiele postępowań dyscyplinarnych przeciwko jego opozycji. Min. otrzymał donos o tym, że członek koła przy wypełnianiu dzienniczka stażysty poświadczył nieprawdę. Ludwik Buczek natychmiast skierował sprawę do organów ścigania, które po wnikliwych ustaleniach wniosły akt oskarżenia do Sądu Rejonowego. Tam okazało się, że w dzienniczku pomylono dwie daty i wyszło, że potwierdzono polowanie na kaczki kilka dni wcześniej niż przewidywał kalendarz polowań. Myśliwy został ukarany nieprawomocnie bowiem Sąd II Instancji nakazał powtórne rozpatrzenie sprawy. Przy okazji wyszło na jaw, że łowczy Krzysztof Kuźniarski osobiście podrobił dzienniczek stażystki podając w nim jedynie nazwisko prawdziwe, a resztę wpisów zasięgnął z głowy czyli niczego. Ludwik Buczek podjąwszy informację o tym fakcie i będąc dopingowany przez innych członków do działania, odpowiedział przewrotnie, że przewinienie to nie stanowi przestępstwa łowieckiego i nie będzie się z tego powodu nim zajmował. Odmówił także powiadomienia organów ścigania.
Przypadek 7
Marek Haus przestał lubić podłowczego w swoim zarządzie Koła Łowieckiego „Daniel” w Bartoszycach Zdzisława Abucewicza. Powodem upadku wielkiej przyjaźni było to, że Zdzisław Abucewicz ośmielił się mieć uwagi co do sposobu szacowania szkód rolniczych – jego zdaniem na szkodę funduszy koła – i parę innych uwag co do sposobu zarządzania kasą członków. Gdy Zdzisław Abucewicz jako podłowczy opuścił miejsca swego polowania, aby sprawdzić, kto strzela w miejscu gdzie nikogo w tym czasie być nie powinno, a gdzie kilkanaście dni wcześniej ujawnił nielegalnie polującego na ich terenie myśliwego z innego koła stwierdził, że poluje tam przyjaciel prezesa Marka Hausa, wykonując polowanie bez wymaganych wpisów w książce ewidencji. Złapania na przewinieniu wspierających go kolesi, prezes Marek Haus nie odpuścił i winnym przewrotnie uczynił Zdzisława Abucewicza oskarżając go o obecnosc w rejonie, na który nie był zapisany, co jak na sędziego OSŁ w Olsztynie wydało się dość kuriozalne. Wraz z łowczym koła członkiem Mazurskiej Okręgowej Rady Łowieckiej Grzegorzem Krukiem zainicjowali postępowanie dyscyplinarne. Zastępca rzecznika Jerzy Warchulski zawodowy prawnik, prowadzący swoją kancelarię, po zapoznaniu się z okolicznościami rzekomego „przestęstwa” sprawę umorzył z powodu braku cech przewinienia łowieckiego. Innej decyzji zastępcy rzecznika nie był w stanie wymusić fakt dostarczenia przez Marka Hausa fałszywego dowodu w postaci „zażalenia” na podłowczego jednej z mieszkanek Bartoszyc, która w sposób wiarygodny, w późniejszym postępowaniu prokuratorskim zaprzeczyła, aby była autorką tego paszkwilu. Dokument ten dostarczony został także do instytucji mających zaszkodzić w życiu zawodowym Zdzisława Abucewicza.
Taka decyzja zastępcy rzecznika w sposób oczywisty „godziła” w aspiracje Marka Hausa i podjął on intensywne działania do wymierzenia sprawiedliwości zaspokajającej jego o niej wyobrażenia. Jakich nieprawidłowości, a wręcz niegodnych członka PZŁ czynów, podstępnych zabiegów i krętactw dopuścił się prezes Marek Haus wraz z grupą ślepo udzielających mu bezwzględnego wsparcia „działaczy” dla pogrążenia Zdzisława Abucewicza opiszę w szerszym felietonie, bowiem takiej łowieckiej patologii nie spotkałem od Helu po Zakopane i może być ona przykładem sposobu działania osób chorych na władzę, dla których łowiectwo jest jedynie polem do zaspokajania swoich chorych aspiracji. Tutaj jedynie streszczając napiszę, że pokrętne działania doprowadziły do wznowienia postępowania przez innego „lepszego” rzecznika Józef Kalińskiego, który co oczywista wniósł wniosek oskarżycielski. Świadkami oskarżenia byli – co naturalne – zwolennicy prezesa Marka Hausa. Po pierwszej rozprawie, pełniąc funkcję obrońcy Zdzisława Abucewicza, wniosłem szereg wniosków dowodowych oraz wniosek o sprostowanie protokołu rozprawy bowiem nie oddawał on rzeczywistego przebiegu rozprawy. OSŁ w Olsztynie za protokół przyjął pełny opis rozprawy jaki zapisałem w piśmie procesowym i zmienił skład sędziowski. Kolejnej rozprawie przewodniczył Zenon Polewaczyk z zawodu policjant, który dla łapania przestępców był chory, ale zwolnienie lekarskie nie przeszkadza mu w prowadzeniu rozpraw i to w sposób bardzo męczący. Rozprawa wyznaczona była na dzień przed Walnym Zgromadzeniem Członków Koła Łowieckiego „Daniel”.
Oczekując sukcesów niewielką duszną salę wypełnili zwolennicy prezesa Marka Hausa. Sędzia OSŁ Zenon Polewaczyk prowadził rozprawę prawie osiem godzin non stop, z której na zewnątrz wychodzili jedynie świadkowie oskarżenia i zwolennicy Marka Hausa, traktując praktycznie salę rozpraw niczym poczekalnię dworcową. Sędzia prowadzący Zenon Polewaczyk nie zwracał na to uwagi i nie przeszkadzało mu, że na korytarzu trwają intensywne konsultacje świadków. Odmówił także przesłuchania istotnych dla sprawy świadków wskazanych przez obrońcę. Po wysłuchaniu sprzecznych ze sobą zeznań świadków Marka Hausa, Grzegorza Kruka, Mirosława Jodeszko, Bogdana Kotasa w ósmej godzinie rozprawy ogłosił swój „wyrok”: zawiesić Zdzisława Abucewicza w prawach członka PZŁ na okres 6 miesięcy. Oczekiwany przez zwolenników Marka Hausa wyrok nie zadowolił stron: Marka Hausa bowiem oczekiwał on łowieckiej „kary śmierci” dla Zdzisława Abucewicza i obrońcu i obwinionego, bowiem liczyli oni na rozsądek i wiedzę sędziów zwłaszcza, że składowi przewodniczył zawodowy policjant. W towarzyskich dyskusjach mówi się, że prezes Marek Haus sędzia OSŁ w Olsztynie oczekiwał od swego kolegi po funkcji co najmniej dwu lat zawieszenia w prawach członka PZŁ. Ten jednak nie miał odwagi, aby „pójść na całość” starając się choć częściowo zaspokoić aspiracje kolegi po „zielonej sukience”. Mimo „wyroku” podłowczy Zdzisław Abucewicz na drugi dzień podczas obrad WZCz Koła Łowieckiego „Daniel” uzyskał absolutorium.
Także tym razem Główny Sąd Łowiecki stanął na wysokości zadania i uchylił ten skandaliczny „wyrok” w uzasadnieniu dając takie zalecenia do ponownego rozpatrzenie, które wskazują na potrzebę głębokiej refleksji rzecznika i składu sędziowskiego i praktycznie zamykają drogę na ponowne „skazanie” Zdzisława Abucewicza, co oczywiście po wyroku TK juz nie nastąpi.
Przypadek 8
Zenon Polewaczyk ten sam, który z takim wysiłkiem prowadził rozprawę zmierzającą do bezpodstawnego ukarania Zdzisława Abucewicza kilka tygodni później rozpatrywał sprawę Mieczysława T. członka Koła Łowieckiego „Wrzos” w Olsztynie, ukaranego wcześniej za przestępstwo łowieckie o czym pisaliśmy, a w chwili rozprawy odpowiadający przed sądem powszechnym za przywłaszczenie tuszy jelenia byka pozyskanego w nocy. Kierowany przez Zenona Polewaczyka skład sędziowski zawiesił postępowanie do czasu zakończenia procesu karnego. Zenon Polewaczyk najwyraźniej nie chciał wyrokować mimo ciążącego na nim statutowego działania za przestępstwa określone rozdziałem dziesiątym ustawy prawo łowieckie. Nie wykluczone, że Zenon Polewaczyk nie był dysponowany bowiem sądził, będąc na zwolnieniu lekarskim, które w Policji gdzie pracuje czyniło go chorym, a dla sądzenia kolegów myśliwych zły stan zdrowia nie był przeszkodą.
Przypadek 9
Adam Kaptur rzecznik dyscyplinarny w Tarnobrzegu wniósł przeciwko dwu członkom zarządu Koła Łowieckiego „Ryś” w Nowej Dębie wniosek oskarżycielski za to, że nie w porę zwołali Walne Zgromadzenie Członków Koła. W swojej przewrotności Adam Kaptur pominął w oskarżeniu prezesa koła, który jak wiadomo odpowiada za zwoływanie i prowadzenie posiedzeń zarządu. Nie uwzględnienie we wniosku oskarżycielskim prezesa Wacława Pawełka wynikało z jednej tylko przyczyny: był silnie zakolegowany z innym członkiem tego koła pełniącego także funkcję łowczego okręgowego Józefem Czubem oraz rzecznikiem dyscyplinarnym Józef Rajtarem znanym min. z represyjnego działania przeciwko Wiesławowi Tajerowi, o czym pisaliśmy, a co stało się początkiem niezbyt chlubnej historii kończącej się aż w Trybunale Konstytucyjnym. Józef Rataj sporządził wniosek oskarżycielski, a OSŁ w Białej Podlaskiej, któremu przewodził zawodowy adwokat Stefan Karasiński, „skazał” Wiesława Tajera za napisanie zapytania do prokuratury, pytając min. czy nieprawidłowości w gospodarce finansowej mają znamiona przestępstwa.
Okręgowy Sąd Łowiecki „skazał” obu obwinionych z Koła Łowieckiego „Ryś” w Nowej Dębie, co w świetle nie akceptowania w składzie zarządu swego koła dwu obwinionych przez Józefa Czuba , było sprawa oczywistą. Obwinionych „skazano” na karę nagany i na zakaz pełnienia funkcji na okres jednego roku co wystarczało na odsunięcie od pełnionych funkcji, a o to przecież szła cała walka.
Także i w tym przypadku Główny Sąd Łowiecki po wniesionym przez piszącego te słowa obrońcę obwinionych odwołaniu naprawił złe orzeczenie OSŁ w Tarnobrzegu i obu obwinionych uniewinnił.
Przypadek 10
Roman Wlazły jest najstarszym członkiem KŁ nr 39 "Miś" w Kocku. On też jako pedagog i dyrektor miejscowego Liceum Ogólnokształcącego był wychowawcą i nauczycielem prawie wszystkich członków tego koła, a także min. żony prezesa Mariana Rapacewicza, a także i mojej. Dla koła położył wielkie zasługi. Po wielu latach wiernej służby dla swego Koła Łowieckiego nr 39 „Miś” w Kocku „młode wilki” postanowiły usunąć go ze stanowiska. Brakowało jedynie pretekstu. W tym celu z pomocą prezesowi Marianowi Rapacewiczowi członkowi Okręgowej Rady Łowieckiej ruszył dr Marian Flis, łowczy okręgowy w Lublinie. Wraz z instruktorem Łukaszem Fedeńczukiem dokonali „wnikliwej kontroli” i stwierdzili, że dokumentacja łowiecka prowadzona jest z naruszeniem instrukcji o prowadzeniu dokumentacji w kołach łowieckich. Jak oświadczył na jednej z rozpraw przed WSA radca prawny ZG PZŁ Marek Duszyński, pochodząca z roku 1998 instrukcja w sposób oczywisty nie obowiązuje i można ją traktować jedynie jako formę poradnika a nie jako dokumentu mającego moc obowiązującej uchwały. Naruszeniom instrukcji nadano wielką rangę i rozgłos w kole, z zasłużonego łowczego zrobiono niemalże przestępcę. Honorowy, dobrze wychowany człowiek zwyczajnie zrezygnował z pełnionej funkcji ciesząc się, że nie dodano go jeszcze w ręce rzecznika, bo i tym go straszono.
W tym samym protokole Marian Flis ujawnił wykonywanie polowań indywidualnych przez członków zarządu koła min. Kazimierza Rogalę sekretarza i Romana Działę skarbnika, polegającą na niedopełnianiu wymaganych wpisów w książce ewidencji myśliwych na polowaniu indywidualnym. „Przestępstwa” za które w innych przypadkach sądy wydalały z PZŁ lub np. w Bydgoszczy zawieszały w prawach członka na co najmniej dwa lata, przez Mariana Flisa zauważone nie zostały, a podsunięte mu pod nos przez autora niniejszego tekstu do dnia dzisiejszego nie spotkały się z sankcjami łowieckiego wymiaru sprawiedliwości. O sprawie nierównego stosowania prawa i przepisów statutu wspierane przez dr Mariana Flisa informowany był ZG PZŁ oraz władze ORŁ w Lublinie. Za wykroczenia, za które inni myśliwi tracą członkostwo w kole pod aktualną władzą członkostwo w kole stracili nie ci, co są winni ale wytykający te sprawy autor tego tekstu.
Pominąłem przypadki opisane w dzienniku "Łowiecki" przez innych autorów, a przypadków podobnych mógłbym przytaczać jeszcze wiele. Wszystkie znane mi są z osobistego poznania, a nie z opowieści osób trzecich. Dyspozycyjność wobec możnych, kolesiostwo, fałsz, obłuda, pogarda dla jawnie wyrażającego swoje myśli, izolowanie wartościowych ludzi i cała gama innych negatywnych zachowań drążyły łowiecki wymiar sprawiedliwości. Przykłady powyższe w moim pojęciu pozostawiają niezatarte wrażenie, że Okręgowe Sądy Łowieckie w rozpatrywaniu spraw rzadko kierowały się poczuciem sprawiedliwości i realizują niewidoczny w protokołach często nie wymieniany na rozprawach nieformalny cel: niszczenia tych, co ośmielili się mieć inne zdanie, albo co gorsze ośmieli narazić się wpływowemu prezesowi czy innemu łowieckiemu VIP-owi. Główny Sąd Łowiecki nie zawsze chciał naprawić nieprawidłowości jakich notorycznie dopuszczały się sądy okręgowe, co umacnia rozpowszechnianą przez władzę prawdę: nie odwołuj się bo ci dołożą!
Czy tak funkcjonujący łowiecki wymiar sprawiedliwości służył umacnianiu dobrego wizerunku łowiectwa, osobiście mam poważne wątpliwości. Nie mam natomiast wątpliwości, że za nasze pieniądze służył represjonowaniu tych, co nie potrafią obojętnie patrzeć na zwykłe draństwo dziejące się obok nich. Nawet za cenę przepustki do lasu i nie potrafią wczorajszego przyjaciela dzisiaj traktować jak śmiecia tylko dla własnego spokoju. |
|
| |
26-12-2012 11:08 | Haluk | Czy rzecznik Józef Kaliński to ten co pisał anonimowe doniesienia na swoich kolegów kole łowieckim co po wyjawieniu i udowodnieniu zostało ocenione jako dyskwalifikujące go dla pełnienia funkcji w zarządzie koła? | 22-12-2012 11:25 | Stanisław Pawluk | Myśliwi z terenu ZO Tarnobrzeg zwrócili mi uwagę na błąd w tekście. Dziękuję! Jest: Józef Czub łowczy okręgowy w Tarnobrzegu a powinno być: JAN CZUB - łowczy okręgowy w Tarnobrzegu. | 22-12-2012 09:18 | Radosław Abucewicz | Poziom stosowania prawa w postępowaniu przygotowawczym i jurysdykcyjnym zwłaszcza na szczeblu okręgowym PZŁ był bardzo "mizerny" (brak przygotowania prawniczego, nie rozumienie języka prawniczego etc.). Koledzy myśliwi przebrani w sukienki, którzy dopuszczali się fałszowania, preparowania dowodów powinni być rozliczeni, a następnie wyeliminowani z łowieckich struktur okręgowych. To właśnie Oni niszczą Nasz Związek. Osobiście nie miał bym nic przeciwko Sądownictwu łowieckiemu, gdyby zasiadali tam koledzy, którzy mają choć odrobinę wiedzy na temat stosowania prawa. Mam duże wątpliwości jako obserwator rozpraw prowadzonych przez Sądy łowieckie czy "sędziowie" tych sądów czytali RPRDiSŁ. Tam gdzie tekst przepisu był niejasny czy niejednoznaczny jakiej wykładni dokonywali "koledzy w sukienkach" nie mając do czynienia z prawem? Czasy upośledzania członków PZŁ już minęły i na pewno nie wrócą. Im szybciej zrozumieją koledzy "upośledzeni" bo przecież nikt o zdrowym rozsądku, nie będąc prawnikiem nie pchał się do łowieckiego wymiaru sprawiedliwości- tym lepiej dla Nas - myśliwych. Na pewno nie obowiązywała okręgowych wymiarów sprawiedliwości zasada iura novit curia (sąd zna prawo). Jeśli niektórym kolegom ciężko jest pogodzić się z wyrokiem TK to zostaje im emigracja do Korei, Białorusi i/lub jak mówiono w filmiku "Wysłuchanie członka" umieszczonego na forum alternatywa: Kambodża-tam z pewnością będą się spełniać.
| 21-12-2012 20:46 | cypis111 | Wydaje mi się że Kol. Stanisław wie wszystko najlepiej , życie pokaże jak zwykle i mniemam ze znów dadzą rady układy i nie tylko łowieckie, nieprawdaż?
| 21-12-2012 19:44 | Stanisław Pawluk | cypis111! Sądy powszechne nie rozpatrują spraw organizacyjnych! Przestępstwa łowieckie sądzą za to od zawsze. Nic więc się w tym temacie nie zmienia. Sądy łowieckie (o czym wyżej) uzurpowały sobie prawo do rozpatrywania spraw do których kompetencji nie miały ale skoro domagał się tego np. przewodniczacy Głównej Komisji Rewizyjnej RYSZARD GIERLIŃSKI (sam mając wiele za pazurkami) to i taką sprawę z naruszeniem wszelkich norm prowadziły (przypadek Tajera - sądzonego przez OSŁ a następnie dwukrotnie przez GSŁ za napisanie zapytania do prokuratury). | 21-12-2012 18:55 | cypis111 | To wszystko prawda , ale niezawisłość sądów powszechnych również postawiłbym pod wielkim znakiem zapytania .
Życie pokaże, zeresztą... czytacie media i macie wszyscy przykłady z własnego podwórka co dzieje się z uczciwością sądów i prokuratur oraz jak długo trzeba czasem czekać na wyroki.
Znam koło którego członkowie w jednym roku założyli 18 spraw pomiędzy sobą o pomówienia i inne historie .
Tutaj nie odgrywają roli znawcy tematu łowieckiego , bo to ludzkie sprawy ale zastanawiam się jak to będzie kiedy w grę wchodzić będą przewinienia łowieckie i trafisz na laika w temacie w todze sędziego.
Myslę że wyjdą bardzo śmieszne rzeczy a przy okazji kupa kasy którą strony będą musiały wykładać
Niejednokrotnie , naszej wspólnej kasy , która to z kosztami utrzymania sądownictwa łowieckiego bedzie niewspółmiernie wyższa.
| 21-12-2012 18:13 | lelek_nowy | Loupsgarous masz 100% racji. Nic lepszego jak sądy łowieckie, bez prawa do odwołania się do sąd powszechnego, bez prawa do profesjonalnego obrońcy, bez domniemamnia niewinności, którą trzeba samemu udowadniać, a na koniec bez podstawy ustwowej i niezgodnych z konstytucją jeszcze nie było w Polsce i dlatego żaden inny sąd nie zastąpi łowieckiego. Co innego w Korei Północnej i na Białorusi, tam takie wynalazki są na porządku dziennym.
| 21-12-2012 16:54 | Loupsgarous | Może i nie ogarniam, ale nie wierzę w teksty niektórych "dziennikarzy".
Wiem, że 90 procent tekstu, to wyssane z palca kłamstwa.
Z łowictwem, chociaż nie z myśliwstwem, mam już ponad 40 lat praktyki i nigdy nie miałem problemu z jakimkolwiek sądem. I jestem przekonany, że żaden inny sąd nie zastąpi łowieckiego. | 21-12-2012 16:27 | doohnibor | Z całego serca współczuję Ci Loupsgarous,nie ogarniasz!Ale trzymam za Ciebie kciuki i liczę,że kiedyś ogarniesz.Powodzenia. | 21-12-2012 14:57 | Loupsgarous | Sądy łowiecki jak najbardziej mają swoje miejsce. Żaden inny sąd, bez pomocy specjalistów łowieckich, nie jest w stanie nic rozpatrzeć.
Sądy łowieckie przeszkadzają pieniaczom, kłusownikom i reformatorom.
Myśliwym nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie, każdy etyczny myśliwy chce, aby istniały, tak, jak istnieją dla np. lekarzy.
I proszę nie komentować, że takie sądy mogą "uczciwego" myśliwego skazać za "niekoleżeństwo", bo jest to słowo wykorzystywane przez np. DONOSICIELI. A z takimi NIKT nie chce mieć nic wspólnego. | 21-12-2012 12:59 | Stanisław Pawluk | Odpowiadam. Sądy powszechne a mam z nimi do czynienia bardzo często do chwili obecnej nie dostarczyły mi tematów do opisania choćby jednego podobnego przypadku. W sądach łowieckich bywałem rzadziej a przykładów mam jeszcze nie tylko na taki jak wyżej tekst ale na conajmniej parę tomów wielkości dzieł Lenina każdy. | 21-12-2012 12:35 | cypis111 | A w sądach powszechnych dzieje się niby inaczej?
Proszę o odpowiedź lub stosowny komentarz.
|
| |