|
|
|
|
autor: Stanisław Pawluk31-03-2017 Pokrętna sprawiedliwość łowiecka, epilog cz.1
|
Na łamach Dziennika „Łowiecki” opublikowaliśmy trzy artykuły pod wspólnym tytułem „Pokrętna sprawiedliwość łowiecka”. Obiecaliśmy także naszym czytelnikom, iż poinformujemy jak zakończyły się sprawy opisane w tych artykułach. W pierwszej części opisaliśmy sprawę Józefa Adamskiego, członka Koła Łowieckiego nr 193 „Diana” w Stężycy, który stał się ofiarą sprawą naganne działania skupiły się na prywatnych porachunków członków zarządu z członkami, którzy nie akceptowali ich poczynań.
Józef Adamski miał to nieszczęście, że któregoś zimowego dnia zauważył tropy dwu dzików i wyraźnie ślady ich strzelenia. Koła, niezbyt popularnego w tym rejonie, wielkiego traktora odcisnęły wyraźne ślady na śniegu i prowadziły wprost do zabudowań prezesa Marka Michalika. Dokonując wpisów w książce ewidencji na polowanie indywidualne Józef Adamski wraz z towarzyszącym mu kolegą zauważyli, że jako wynik polowania odbywanego w tym dniu przez Marka Michalika widnieje zapis o dokonaniu odstrzału jednej sztuki dzika. Nic więc dziwnego, że choćby z myśliwskiej ciekawości Józef Adamski chciał wyjaśnić, co się stało z drugim dzikiem. Nierealnym wydało się, aby jeden dzik w dwu różnych miejscach zaległ po strzale zostawiając tam widoczne jak na dłoni ślady spisywania testamentu. Innym razem Józef Adamski wraz z innym myśliwym napotkali Marka Michalika, który wraz z córką usiłował zapakować dzika do samochodu. Pomogli wypatroszyć tego dzika i włożyli do samochodu. Dzik ten nie został odnotowany w książce ewidencji jak też w książce ewidencji brak było wpisu, że Marek Michalik w tym dniu wykonywał polowanie. Taki obraz początku nieprzychylności i chęci odwetu przez Marka Michalika maluje się na podstawie zeznań świadków w jednym z toczących się w tym kole postępowań. Fakt, iż Józef Adamski domagał się wyjaśnienia tych niezbyt jasnych pod względem prawnym polowań wykonywanych przez Marka Michalika stał się powodem intryg, które nasiliły się z chwilą wyboru Marka Michalika na funkcję prezesa. Efekt tych intryg opisaliśmy zamieszczając także opis wydarzeń ze wskazaniem miejsca, na którym miało dojść do czynów zarzucanych Józefowi Adamskiemu.
Niezależnie od skierowania sprawy do Okręgowego Rzecznika Dyscyplinarnego rzekomego nielegalnego polowania i spreparowania wyjątkowo przesadnych i niepoważnych zarzutów pośród których znalazł się min. zarzut jakoby Józef Adamski naraził tusze dzika na zaparzenie przez niepodjęcie jej w ciągu pół godziny, strzelając do dzika oddał strzał niebezpieczny w kierunku szpiegującego go zza krzaków prezesa Marka Michalika w towarzystwie stażysty itp. „Aktyw” koła na czele z przewodniczącym komisji rewizyjnej kol. Kotlarzem podjął działania zmierzające do wykluczenia Józefa Adamskiego z koła. Wydawało się, że jedna z ważniejszych postaci Szkoły Orląt w Dęblinie, wychowawca przyszłych bohaterów i honorowych obrońców Ojczyzny sam wysokiej rangi oficer redagowane przez siebie zarzuty przynajmniej zweryfikuje. Tymczasem w piśmie do zarządu koła domagającego się zwołania nadzwyczajnego walnego zgromadzenia w celu usunięcia Józefa Adamskiego z koła znalazł się stek bzdur, zmataczonych faktów i kłamstw. Jestem więcej jak pewien, że podpisujący tę listę domagający się kary wykluczenia, ani nie byli świadkami opisanych rzekomych zdarzeń, ani nie znali żadnych okoliczności podanych w tym paszkwilowatym „piśmie”. Jak można ocenić fakt, że jako zarzut podano obrazę nieżyjącego już dawno myśliwego podczas gdy było akurat odwrotnie i tenże rzekomo obrażany uznany został prawomocnie winnym zniewagi Józefa Adamskiego. Wszystkie stawiane zarzuty weryfikowane następnie były przez różne organy w tym Główny Sąd Łowiecki i nie znalazły potwierdzenia.
Na nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu Józef Adamski został wykluczony z koła łowieckiego. Ku jego nieszczęściu w tym czasie łowczym okręgowym w Lublinie był Marian Flis, otoczony równie skompromitowanymi członkami zarządu okręgowego. Niezależnie od osobistego zaangażowania się w postępowanie przed Okręgowym Sądem Łowieckim gdzie Marian Flis przed każda rozprawą udzielał „rad” składowi sędziowskiemu i odbywał narady sądu oraz prezesa Marka Michalika bez obecności obwinionego i jego obrońcy, wraz ze swoim bezwolnym zarządem utrzymał niepoważną i mocno naciąganą uchwałę o wykluczeniu Józefa Adamskiego. Zaś mało poważny i głuchy na argumenty Okręgowy Sąd Łowiecki w składzie: Stanisław Nowicki - przewodniczący oraz Waldemar Kobylarz i Jan Baran, na wniosek Okręgowego Rzecznika Dyscyplinarnego Jana Starocha „dołożył” swoją pajdę oczekiwaną przez obecnego na każdej rozprawie i zabierającego głos niczym czwarty sędzia Marka Michalika, wykluczając obwinionego z Polskiego Związku Łowieckiego!
Można by rzec, iż rękami dyspozycyjnego rzecznika i sędziów niesprawiedliwości oczekiwanej przez prezesa Marka Michalika i wspierającej go w jego skandalicznych działaniach ówczesnej władzy i organów okręgu lubelskiego z ówczesnym łowczym okręgowym Marianem Flisem na czele. Intryganci mogliby fetować sukces w „załatwieniu” jeszcze jednego członka PZŁ, któremu nie po drodze z różnego rodzaju przekrętami, ale Józef Adamski nie dał za wygraną i odwołał się do Głównego Sądu Łowieckiego w Warszawie. Wniósł także odwołanie do Sądu Okręgowego w Lublinie od uchwały zatwierdzonej przez kierowany przez Mariana Flisa nieudolny zarząd okręgowy.
Ciąg dalszy tej historii jest równie ciekawy o czym można będzie przeczytać w kolejnym wydaniu.
|
|
| |
Brak komentarzy do tej publikacji | |
|
|