|
autor: Janusz Kibic05-12-2018 Robert Bałdys i najwyższe standardy? No bez żartów….
|
W październikowym numerze Łowca Polskiego został zamieszczony wywiad z Głównym Rzecznikiem Dyscyplinarnym PZŁ Robertem Bałdysem, po przeczytaniu którego każdemu przyzwoitemu prawnikowi musiał zjeżyć się włos na głowie. Jest bowiem rzeczą nieprawdopodobną, żeby doktor nauk prawnych, zajmujący eksponowane stanowisko w strukturach PZŁ, publicznie dyskredytował prawo do obrony w procesie dyscyplinarnym z tego względu, że utrudnia ono prace organów dyscyplinarnych. Wątpliwości co do znajomości przez GRD ustawy 'Prawo łowieckie' rodzi z kolei stwierdzenie, o tym jakoby odpowiednie stosowanie przepisów w postępowaniu dyscyplinarnym kodeksu postępowania karnego dotyczyło tylko kwestii nieuregulowanych "Regulaminem sądów łowieckich i rzeczników dyscyplinarnych w PZŁ". Uwadze Robertem Bałdysem najwyraźniej uszła zatem treść art. 35s 'Prawa łowieckiego', z którego jasno wynika, że do wszystkich spraw nieuregulowanych w rozdziale o odpowiedzialności dyscyplinarnej, do postępowania dyscyplinarnego stosuje się odpowiednio przepisy ustawy z 'Kodeks postępowania karnego', natomiast regulamin sądów łowieckich i rzeczników dyscyplinarnych powinno w zgodzie z tym uregulować szczegółowe zasady funkcjonowania sądów łowieckich oraz rzeczników dyscyplinarnych.
O I Zastępcy Komendanta Stołecznego Policji – mł. insp. dr Robercie Bałdysie zrobiło się głośno kilka lat temu, gdy tygodnik „Angora” próbował wyjaśnić jego związki z przeciekami ze śledztwa w sprawie Olewnika. Na Bałdysa, jako na źródło tych przecieków, wskazywali bowiem dwaj świadkowie zeznający przed sejmową komisją śledczą ds. Olewnika. On sam tłumaczył wówczas, że takie przecieki miały miejsce, ale nie można go z nimi wiązać. Pojawiło się wówczas podejrzenie, że Bałdys mógł być w tej sprawie szantażowany aktami policyjnymi dotyczącymi wydarzenia z 2001 roku. Robert Bałdys – wówczas wysoki rangą oficer KGP – miał koordynować policyjne czynności w terenie. Zamiast tego pojechał na polowanie w lasy świętokrzyskie, gdzie niestety uległ wypadkowi i doznał licznych obrażeń.
Temat stanowiska służbowego Roberta Bałdysa i jego zamiłowania do świętokrzyskiej knieji można byłoby w zasadzie pozostawić na boku, gdyby nie to, że stały się one kanwą kluczowej historii, mającej swój początek mniej więcej w czasie, gdy rozpoczęła się kariera Roberta Bałdysa w PZŁ. Zbiegła się ona dziwnym trafem z czasem, kiedy wokół ówczesnych władz PZŁ zaczęła zaciskać się pętla związana z prowadzonym postępowaniem karnym. Wtedy to w najbliższym otoczeniu Lecha Blocha na stałe zagościł wysoko postawiony funkcjonariusz policji Robert Bałdys. Postępowanie ostatecznie umorzono, a oficer Bałdys, bez najmniejszego doświadczenia w jakimkolwiek zawodzie związanym z noszeniem prawniczej togi i nie mający za sobą większej praktyki aniżeli praca w komisji rewizyjnej swojego koła, ni stąd ni zowąd, został powołany w skład Głównego Sądu Łowieckiego, gdzie wkrótce objął stanowisko Zastępcy Prezesa Głównego Sądu Łowieckiego.
Równolegle zaczęły się problemy w Kole Łowieckim „Ponowa” z siedzibą w Miłkowskiej Karczmie, którego Robertem Bałdysem, już Zastępcy Prezesa Głównego Sądu Łowieckiego, od wielu lat był członkiem. W wyniku wyborów od władzy odsunięto bowiem wieloletni zarząd koła, którego gorącym poplecznikiem był i Bałdys, nolens volens przewodniczący komisji rewizyjnej. Nie mogąc pogodzić się z takim obrotem sprawy, umocniony wsparciem otrzymanym od Lecha Blocha, za punkt honoru podstawił sobie przywrócenie swoich ludzi do władz w kole. Komisja rewizyjna zaczęła zatem nękać zarząd wielodniowymi kontrolami, żądając przedstawiania coraz to nowych dokumentów i wyjaśnień, nie bacząc m.in. na to, że sięga wiele lat wstecz, do okresów, które zostały już dawno sprawdzone i skwitowane udzieleniem absolutorium przez walne zgromadzenie. Z posiedzeń komisji rewizyjnej nie sporządzano protokołów, natomiast przewodniczący, zwyczajem zaczerpniętym od organów bezpieczeństwa preparował tzw. "notatki", w których pisał co tylko miał ochotę, gdyż były to dokumenty wewnętrzne, wobec czego żaden z kontrolowanych nie miał szansy się z nim zapoznać, ani odnieść do ich treści. Aby uzyskać jeszcze większą pewność, że nikt z członków zarządu koła nie rozezna się w jego dalszych zamiarach, przewodniczący komisji rewizyjnej przestał informować o posiedzeniach komisji rewizyjnej tych członków, których podejrzewał o "nieprawomyślne" sprzyjanie zarządowi koła.
Ostatecznie Robert Bałdys dość szybko został odwołany przez walne zgromadzenie z komisji rewizyjnej koła, w przeciwieństwie do członków zarządu, którym tak skwapliwie usiłował zaszkodzić. Wcześniej jednak naruszenia jakich dopuścił się przy organizacji pracy kierowanej przez siebie komisji, zaowocowały skargą do Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego. Choć ten ostatecznie odmówił wszczęcia postępowania, to jednak sporządził druzgocące uzasadnienie, które w normalnym przypadku powinno zakończyć karierę Roberta Bałdysa w związkowych organach sprawiedliwości. Z materiałów, do których dotarłem, wynika bowiem m.in., że Zastępca Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego Marek Czmielewski stwierdził, iż we wrześniu 2014 r. komisja rewizyjna pod przewodnictwem Bałdysa, pod nieobecność jednego z członków komisji, podjęła nieformalną i pozbawioną podstaw decyzję o wyłączeniu tej osoby z dalszych czynności kontrolnych w bieżącym roku gospodarczym. Z-ca GRD zwrócił przy tym uwagę na kuriozalne i odwołujące się do analogii z różnych dziedzin prawa uzasadnienie takiego stanowiska, które w prostym języku trzeba po prostu określić mianem nadużycia i falandyzacji. Zdaniem Z-cy GRD, śledząc od lat destrukcyjną rolę przewodniczącego komisji, za naganne uznać należy podejmowanie przez Roberta Bałdysa działań zmierzających do faktycznego wyeliminowania członków, którzy reprezentowali odmienne od niego podglądy.
Równocześnie Z-ca GRD zawiadomił Zarząd Okręgowy PZŁ w Kielcach o istotnych nieprawidłowościach dotyczących KŁ "Ponowa" w Miłkowskiej Karczmie, a zwłaszcza działań podejmowanych przez byłego już przewodniczącego Roberta Bałdysa, który w międzyczasie stracił swoje stanowisko w komisji rewizyjnej. Z-ca GRD w swoim wystąpieniu podkreślił, że podjęte ustalenia w sposób jednoznaczny wskazują na brak obiektywizmu komisji i eksponowanie w sprawozdaniach głównie wątków pozamerytorycznych, które w żaden sposób nie przekładały się na poprawę stosunków międzyludzkich, jak też dezorganizowały prawidłowe funkcjonowanie koła. Jako nierzetelną i wybiórczą, Z-ca GRD ocenił prace komisji pod przewodnictwem Roberta Bałydsa, w zakresie wykonywania obowiązków kontrolnych w części dotyczącej badania dokumentacji źródłowej z wykonania rocznych planów łowieckich i pozyskania zwierzyny. W tym kontekście wskazano też na używaną w sprawozdaniach komisji frazeologię odnoszącą się do popełnienia przez członków koła szeregu rzekomych przestępstw fałszowania dokumentów i przywłaszczenia mienia. Kierowanie przez komisję rewizyjną tego rodzaju zarzutów i używanie argumentów o denuncjacji organom ścigania zostało ocenione przez Z-cę GRD za przedwczesne i nieuprawnione.
Zarazem Z-ca GRD zwrócił uwagę, że niedopuszczalne jest, aby materiały uzyskane w ramach dochodzeń dyscyplinarnych prowadzonych przez Okręgowego Rzecznika Dyscyplinarnego PZŁ w Kielcach, były udostępniane osobom postronnym, o czym świadczyło w szczególności zamieszczenie w sprawozdaniu komisji rewizyjnej Koła Łowieckiego "Ponowa" treści zarzutów postawionych członkom Zarządu Koła przez Okręgowego Rzecznika Dyscyplinarnego w Kielcach, w sytuacji gdy niejawne dochodzenie było jeszcze w toku, a wniosek oskarżycielski nie został nawet wniesiony. Wspomniane postępowanie dyscyplinarne było częścią planu zmierzającego do usunięcia niewygodnych Robertowi Bałdysowi członków zarządu Koła Łowieckiego "Ponowa", którzy zostali przez niego pomówieni o nie poddawanie się kontroli komisji rewizyjnej, a także inne przewinienia, których co ciekawego – nie widział nikt inny, tylko sam denuncjator. W efekcie podstawą zarzutów przedstawionych przez ORD w Kielcach myśliwym z "Ponowy" stały się wyłącznie zeznania i pseudo "notatki służbowe" R. Bałdysa. Może gdyby ówczesny ORD w Kielcach Paweł Prześlak, referent w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Kielcach, wykazał mniejszą solidarność zawodową, a większy sceptycyzm wobec bałdysowych "rewelacji", wynik jego dochodzenia byłby inny. Pozostając jednak pod przemożnym wpływem stanowiska, stopnia służbowego oraz autorytetu sędziego GSŁ, Paweł Prześlak, zamiast dociekliwego śledczego, stał się maszyną do pisania, bezkrytycznie notując dyktowane na członków "Ponowy" kalumnie. Pomijając jednak daleko odbiegającą od prawnie obowiązującej formy przesłuchania, o czym jednak nie tylko sami zainteresowani wiedzą, ostatecznie ORD w Kielcach wystąpił z wnioskiem oskarżycielskim, do rozpoznania którego wyznaczony został OSŁ w Katowicach. Sprawy aktualnie są w toku, więc nie będzie w tym miejscu właściwe ich szczegółowe roztrząsanie. Dość powiedzieć, że w przypadku dwóch obwinionych wydane pod ich usprawiedliwioną nieobecność orzeczenie skazujące zostało przez GSŁ uchylone, w przypadku kolejnych dwóch OSŁ w Katowicach, nie aprobując zeznań świadka Bałdysa, wydał orzeczenie uniewinniające, a co do ostatniego z obwinionych żadne rozstrzygnięcie dotąd nie zapadło.
W czasie, kiedy toczyły się opisane wyżej postępowania, Robert Bałdys zmienił barwy prawniczej lamówki, obejmując stanowisko Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego PZŁ. Można się tylko domyślać, że powierzenie mu tej funkcji miało być gwarancją, że organy dyscyplinarne PZŁ co najmniej do końca kadencji, nie będą patrzeć na ręce Lechowi Blochowi i jego otoczeniu, którzy w spokoju będą mogli prowadzić swoje interesy, wyprowadzając z kasy Związku kolejne środki. Ponieważ tempo postępowań dyscyplinarnych wobec członków "Ponowy" poważnie zwolniło i nic nie wskazywało na to, żeby ich finał się przybliżył bliski, w sprawę KŁ "Ponowa" zaangażował się Lech Bloch, który polecił władzom okręgowym PZŁ w Kielcach doprowadzić do wykluczenia koła ze Zrzeszenia. Czując pismo nosem, zarząd "Ponowy" uprzedził jednak ruch i wcześniej zwołał walne zgromadzenie, które przeniosło siedzibę Koła do Lublina, na skutek czego automatycznie przestało ono podlegać kognicji Okręgowej Rady Łowieckiej w Kielcach. Nie bacząc ani na to, ani na pozostałe przepisy Statutu PZŁ, wobec bezpośrednich nacisków Łowczego Krajowego, ORŁ w Kielcach, kapturowo, bez wysłuchania koła, podjęła uchwałę o jego wykluczeniu z PZŁ. Ponieważ jednak wcześniej Zarząd Okręgowy w Kielcach, również z naruszeniem prawa, zawiesił zarząd koła, uchwała o wykluczeniu nie została Kołu wysłana.
Kiedy sprawa wykluczenia czekała na ostateczne rozwiązanie Robert Bałdys, wykorzystując aparat urzędu Głównego Rzecznika Dyscyplinarnego, zaangażował się w doprowadzenie do skazania swoich dawnych kolegów. Określenie "aparat" będzie tu jednak mocno na wyrost, ponieważ po ustąpieniu z funkcji poprzedniego GRD Tadeusza Andrzejczaka, w krótkim czasie rezygnację z funkcji złożyła większość jego zastępców, zaznaczając, że nie zamierzali godzić się na chamskie traktowanie ich przez nowo powołanego GRD Roberta Bałdysa. Nie mając dostatecznej liczby ludzi do pracy, Robert Bałdys, swoim zwyczajem kolejny raz zlekceważył przepisy, bezczelnie łamiąc tym razem art. 35o ust 1 pkt 2 'Prawa łowieckiego', z którego wynika, że GRD i jego zastępców może powołać tylko Naczelna Rada Łowiecka. Zamiast tego Bałdys sam ustanowił sobie współpracowników, powierzając im bezprawne "delegacje" do zespołu GRD. O ile udało mi się dowiedzieć, żaden z w ten sposób "delegowanych" nie podjął jednak jak dotąd czynności, dzięki czemu być może uda się im uniknąć w przyszłości odpowiedzialności dyscyplinarnej z art. 35b ust 1 pkt 1 'Prawa łowieckiego'.
W efekcie, obecny zespół GRD tworzy dwóch ludzi – Robert Bałdys i Paweł Podhajski, który prywatnie wykonuje zawód zaufania publicznego, jakim jest prokurator. Dzięki uprzejmości pracowników Związkowej centrali, miałem okazję zapoznać się z sygnowanymi przez tego ostatniego dokumentami, o ile rzeczywiście jest on autorem pism, w których negowana jest potrzeba ustalenia prawdy w postępowaniu karnym oraz prawo do obrony, a obiektywną ocenę sądu usiłuje się zastąpić narzuceniem stanowiska oskarżenia, powinien głęboko zastanowić się czy nie minął się z powołaniem. Wszak rzecznika dyscyplinarnego, podobnie jak prokuratora, obowiązuje wymóg bezstronności i uwzględniania zarówno materiałów na korzyść, jak i na niekorzyść obwinianego. Warto jednak odnotować, że zarówno sens poszczególnych wypowiedzi, jak i zastosowana w pismach frazeologia, w której – podobnie jak w materiałach wytworzonych wcześniej przez prowadzoną przez Bałdysa komisję rewizyjną - roi się od określeń zarezerwowanych dla definitywnie potwierdzonych przestępstw, jasno wskazują na ich faktycznego autora. Wątpliwe jest zresztą, żeby szanujący się prokurator pozwolił sobie na czynienie uwag tak jawnie sprzecznych ze standardami konstytucyjnymi godnością wykonywanego zawodu. Domyślać się natomiast można, że zdenerwowanie autora pism wywołał fakt, iż Bałdys, pomawiając członków zarządu KŁ "Ponowa" o brak współpracy komisją rewizyjną pod jego światłym przewodnictwem, nie przewidział, że czynności z jego udziałem były utrwalane na nagraniach, z których – zdaniem członków koła - jednoznacznie wynika, że komisja rewizyjna otrzymywała wszelkie dokumenty i informacje, których zażądała, a więc całe oskarżenie było szyte grubymi nićmi, a sam Bładys mógł dopuścić się przestępstwa fałszywych zeznań.
Nie mogąc pogodzić się z tym, że sprawy dyscyplinarne członków KŁ "Ponowa" nie idą po jego myśli, Robert Bałdys kolejny raz wykazał instrumentalny stosunek do przepisów prawa, nawiązując jako GRD pozaprocesowe kontakty z prezesem OSŁ w Katowicach, ściśle w związku ze sprawą, w której był wcześniej przesłuchiwany w charakterze świadka oskarżenia. Dla każdego prawnika jest oczywistym, że w postępowaniu, w której było się świadkiem czynu, a na dodatek jest się wybitnie zaangażowanym po jednej ze stron, niedopuszczalne jest podejmowanie jakichkolwiek czynności w charakterze organu procesowego. Pomijając zastrzeżenia co do koniecznej dla piastowania tak ważnej funkcji bezstronności, na mocy art. 40 § 1 pkt 4 k.p.k. z mocy prawa następuje wyłączenie osób, które były świadkami czynu, aby w charakterze świadka były przesłuchane w sprawie. Powyższa zasada, będąca fundamentem rzetelnego procesu i wynikająca jeszcze z rzymskiej paremii, w myśl której nikt nie może być sędzią we własnej sprawie, najwyraźniej jednak umknęła GRD, który najpierw usiłował przeprowadzić rozmowy telefoniczne, a następnie przesłał pismo, które – jak można się domyślać – miało spełniać rolę wniosku dowodowego, a zarazem oświadczenia procesowego rzecznika i świadka w jednej osobie, na temat nikłej przydatności nagrań, przeczących złożonym przez niego zeznaniom.
Ponieważ wzmiankowane postępowania dyscyplinarne nadal nie zostały zakończone, aktywność GRD po raz kolejny skierowała się w stronę wykluczenia Koła Łowieckiego "Ponowa" i zmobilizowania władz okręgowych PZŁ do przystąpienia do jego likwidacji. Służyć temu miało wszczęcie postępowania wyjaśniającego, które nie zostało co prawda przewidziane w 'Regulaminie sądów łowieckich i rzeczników dyscyplinarnych PZŁ', ale kto by się tam przejmował przepisami, zwłaszcza jeśli miałyby one ograniczać GRD w realizacji tak ważkiego celu jak zniszczenie koła. Warto zwrócić uwagę na kuriozalność wywodu przedstawionego w Łowcu Polskim, w którym Robert Bałdys przekonuje, że stosowanie kodeksu postępowania karnego ma mieć miejsce tylko w kwestiach nieuregulowanych 'Regulaminem sądów łowieckich i rzeczników dyscyplinarnych', podczas gdy sam, na doraźne potrzeby, prowadzi czynności przewidziane w k.p.k., ale jednak zupełnie nieznane Regulaminowi, który w sposób wyczerpujący określa formułę postępowania dyscyplinarnego.
Tymczasem nie bardzo wiedząc jak postąpić w związku z tym, że ORŁ w Kielcach wydała uchwałę o wykluczeniu koła, które nie miało już siedziby w okręgu kieleckim, lokalny Zarząd Okręgowy PZŁ zwrócił się do Zarządu Głównego PZŁ z prośbą o udzielenie wykładni jak należy rozwiązać sprawę. W międzyczasie Robert Bładys zaczął kierować pod adresem łowczego okręgowego PZŁ w Kielcach w coraz bardziej agresywnym tonie zapytania o status wykluczonego koła i domagać się przedstawienia dokumentów, przy których wytwarzaniu brał wcześniej aktywny udział. Wkrótce po tym, Zarząd Główny PZŁ, jak podają dobrze poinformowane źródła – celowo wprowadzony w błąd przez pracownika biura prawnego, podjął kuriozalną uchwałę, obligując Zarząd Okręgowy PZŁ w Kielcach do wykonania uchwały wykluczającej Koło Łowieckie "Ponowa" z PZŁ. W treści pisma stwierdzono, że wykluczenie jest prawomocne, a zmiana siedziby koła nie wywołała skutków prawnych, ponieważ stanowiła próbę obejścia kognicji ORŁ w Kielcach. Pomijając oczywisty błąd powyższego stanowiska, ponieważ nie może być traktowana jako prawomocna uchwała, o której nie wie zainteresowany, to trzeba podkreślić, że przeniesienie siedziby koła poza dotychczasowy okręg nie wymaga aprobaty władz okręgowych i wywołuje skutek automatycznie, niezależnie od tego jaki cel przyświecał walnemu zgromadzeniu. Pełna treść podjętej przez Zarząd Główny uchwały wskazuje przy tym, że motywem autora projektu było doprowadzenie do likwidacji Koła, chociażby za cenę złamania przepisów prawa. Jeszcze zresztą dobrze nie wysechł tusz na piśmie Zarządu Głównego PZŁ, a już do Zarządu Okręgowego PZŁ w Kielcach wpłynął wniosek grupy inicjatywnej utworzonej wokół Roberta Bałdysa i poprzednich władz KŁ "Ponowa" o rejestracje nowego koła i wydzierżawienie im obwodu łowieckiego wykluczonej "Ponowy".
Tym razem władze okręgowe PZŁ w Kielcach wykazały się jednak zdrowym rozsądkiem i konieczną wstrzemięźliwością, bo po dokładnym przeanalizowaniu materiałów związanych z przebiegiem procedury wykluczenia KŁ "Ponowa" z PZŁ, zwróciły się do ZG PZŁ z wnioskiem o reasumpcje jego uchwały, z uwagi na przedwczesne stwierdzenie prawomocności wykluczenia. To posunięcie wywołało niepohamowaną furię GRD, który przystąpił do bezpośredniego ataku na kieleckiego łowczego okręgowego Jarosława Mikołajczyka, grożąc mu odpowiedzialnością dyscyplinarną za to, że blokuje realizację uknutego planu zniszczenia koła i przejęcia jego obwodu. Uwadze Roberta Bałdysa nie umknął także Andrzej Łacic, łowczy okręgowy z Lublina, który nie podzielił forsowanego przez GRD stanowiska, że doszło do skutecznego wykluczenia Koła Łowieckiego "Ponowa" w Lublinie przez ORŁ w Kielcach i z powodzeniem współpracuje z jego władzami. Wreszcie w ostatnim czasie na celowniku GRD znaleźli się również członkowie Zarządu Głównego PZŁ, do których GRD skierował "ostrzeżenie" przed dalszym angażowaniem się w sprawę wykluczonego Koła Łowieckiego "Ponowa".
Dla dobra PZŁ i jego członków organy dyscyplinarne Związku muszą zapewniać swoją postawą obiektywizm i rzetelność. Chociaż do tej pory PZŁ miał w tym zakresie zmienne szczęście do ludzi, to trudno przypomnieć sobie, aby kiedykolwiek wcześniej w najwyższych gremiach PZŁ znalazła się osoba o podobnie aroganckim podejściu do prawa, która bez żadnych skrupułów wykorzystuje piastowaną funkcją dla realizacji własnych interesów. Wszyscy życzymy sobie gwarancji najwyższych standardów, ale akurat do osiągnięcia tego celu, przy obecnej obsadzie stanowiska GRD, wydaje się być wyjątkowo daleko... |
|
| |
08-12-2018 21:36 | MAK | Problem z Bałdysem ?
Po prostu pozostałym "Bałdysom" "zupa się wylała".
Zrobiło się o nim głośno, to muszą pościerać.
To że ścierają "brudną ścierą trzymaną w brudnych łapach" to następna sprawa. | 07-12-2018 16:37 | ulot | 06/12/2018
Link
Naczelna Rada Łowiecka powołała w dniu 6 grudnia 2018 r. kierownictwo naczelnych organów dyscyplinarnych PZŁ.
Powołanie przez NRŁ w dniu 6 grudnia 2018 r.
Główny Rzecznik Dyscyplinarny Dariusz Bereza
Prezes Głównego Sądu Łowieckiego Piotr Nowak (zgłoszony)
Chyba już po problemie z Robertem Bałdysem
| 06-12-2018 17:03 | Stanisław Pawluk | Bałdysa wypinkolili! Proponuję wręczyć mu tą "laurkę" na zakończeni kariery aby mógł sobie do rachunku sumienia dołączyć. | 06-12-2018 16:21 | jeager | Głowa mała. Toż w głowie się nie mieści co te flejtuchy wyrabiają. Wstyd mi za nich. Gdzie jest Minister Środowiska, Premier Rządu czy w końcu Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński? Tę siedzibę ZG PZŁ trzeba w końcu zaorać i zapomnieć o nim. Ktoś powinien tym się zająć. Czas najwyższy zlikwidować zarząd główny, zarządy okręgowe i te wszystkie inne organy PZŁ. Do gospodarki łowieckiej są one nie potrzebne. Gospodarkę łowiecką oddać należy kołom łowieckim a nadzór urzędom wojewódzkim.Nigdy lasom państwowym. Potrzebna jest pilna nowelizacja ustawy Prawo łowieckie, ale nie napisana prze Jenocha. | 06-12-2018 09:07 | Kazimierz123 | Rozgonić całą tą hołotę w pi...u. | 06-12-2018 05:46 | Kulwap | Dwu pijaków na najwyższym szczeblu wymiaru sprawiedliwości łowieckiej! Przy czym jeden po poważnym upadku na łeb z ambony myśliwskiej. Takimi otacza się Jenoch i szkli oczy, że jest jedynym uczciwym uzdrowicielem łowiectwa. | 05-12-2018 23:14 | jacekl | No cóż, pajace sprawują funkcję w najlepszym modelu łowiectwa na świecie.
Więc, taki model minister Szyszko miał za wzór ;przewały, dla swoich, swoi tylko mogą karać.
Nie wolno psuć wizerunku PZŁ, koniowaly, tak jak ZG psuje wizerunek związku to nikt nie miałby możliwości.
A może Pan Izdebski powinien założyć tej myśliwskiej zafajdanej elicie proces o UWLACZANIE WIZERUNKOWI LOWIECTWA W POLSCE !! |
| |