Nie! Nie! To nie jest komunikat meteorologiczny! Pogoda w lubelskim jest oczywiście upalna, w nocy 29 stopni Celsjusza tylko w Okręgowej Radzie Łowieckiej wali chłodem! I to na poziomie minus 25 stopni! Wszystko to za sprawa kolejnego, w tym wypadku pierwszego w tym roku, „Łowca Lubelskiego”, który po ostatnich wyborach zaczął dołować. Być może powodem dołowania jest „odmłodzenie” kolegium redakcyjnego i zaangażowanie do jego „tfożenia” najsłynniejszego inkwizytora w łowiectwie, Tomasza Okonia, o czym donosi tzw. stopka redakcyjna na pierwszej stronie.
Zapewne kolejny numer zostanie poświęcony łowieckiej lustracji, w której to Tomasz Okoń już się wykazał na forum. Jako przywiązany do monotematycznego kanału telewizyjnego „Puls”, gdzie kupują jego kiczowate programy pod nazwą „Knieja”, zapewne ujawni przeszłość swoich przyjaciół z legitymacją prasową, co to lustrację tą jako „doświadczeni dziennikarze” mieli prowadzić min. w stosunku do mnie, co gromko na forum, „pod przykryciem” jak każe stare SB-ckie przyzwyczajenie, ogłosili.
Dopiero co otrzymany nowy numer ochładza gorące lato scenerią zimową i opisem wydarzeń o których lubelska brać łowiecka dawno zapomniała, jak chociażby zimowe ferie młodzieży zorganizowane przez KŁ „Miś”. Widocznie Tomasz Okoń przyzwyczajony jest do sprzedawania informacji przedawnionych i dawno nie aktualnych, gdyż jego program „Knieja”, ze scenerią zimową, nadawany jest przez wymieniony kanał do dzisiaj. Bezguście w zapychaniu dziury programowej wykazuje zresztą także TV Polsat nadając programy „Knieja”, popularyzujące zimowe dokarmianie zwierzyny. Robi to zresztą osobiście najlepszy (jak sam o sobie twierdzi) łowczy w Polsce z najbardziej zasłużonego dla poniewierania łowiectwa koła w Lublinie uważanego za jedno z dwu elitarnych.
A co można wyczytać we wspomnianym zimowym numerze Łowca Lubelskiego?
Wprowadza on nową nomenklaturę: „stary nemrod”! Od tej pory wiemy, ze nemrodzi dzielą się na młodych i starych! Piszący tekst ze „starym nemrodem”, „tfoży” nową gwarę łowiecką gdzie wiek jest sprawą ducha, a nie czasu!
Ciekawe są zdjęcia kuropatw, które z racji 100-lecia Puław, czemu poświęcony jest specjalny dodatek, za ulubione miejsca bytowania upatrzyły sobie instalacje w pobliżu tlenowni w puławskich „Azotach”. Oczekiwać więc należy, że dziki zadomowią się pod Macro, a jelenie byki zaraz zaczną się pokazywać na deptaku, czyli Krakowskim Przedmieściu! Nawet lisy wyniosły się z OHZ Wierzchowiska o czym donosi opisywany kwartalnik ukazujący się w systemie rocznym w swym reportażu o polowaniu w Lesie Skrzynice, jako zakamuflowanym sprawozdaniu z polowania notabli łowieckich, na pokocie którego leżał jeden (słownie: jeden lis!). A rok temu opisywałem, jak to sąsiedzki obwód zarządzany przez łowczego kochającego mięso, co niejednokrotnie udokumentował przypadkami kłusownictwa, strzelają 40 dzików rocznie, kilkanaście kozłów i saren oraz parę sztuk jeleni byków i trochę łań. O ilości lisów i zajęcy nie wspomnę, aby nie wpędzać w kompleksy nie potrafiący osiągnąć takich wskaźników gospodarki łowieckiej na powierzonym mu terenie Zarząd Okręgowy w Lublinie.
W upalne (35 stopni) popołudnie czytam w tejże gazecie, że Zarząd Okręgowy w lutym omawiał sytuację w Kole Łowieckim „Jeleń” po zamieszczonych w prasie lokalnej artykułach. Bełkot językowy, niezrozumiały dla wyjątkowo inteligentnych, stosowany w „Łowcu Lubelskim” w stylu: „poruszony został temat”, „ORŁ obradowała w sprawie”, „omówiono temat” mnie, jako przeciętnie, a może nawet mniej inteligentnemu, nie pozwala na jednoznaczna interpretację, co te narady przyniosły konkretnego. Bo to, że radzili i pili kawę za składki członków to rozumie. Ale nijak nie mogę pojąć co konstruktywnego uchwalili. Co np. dobrego postanowili w sprawie tegoż „Jelenia”? Pokątnie, a nie z organu opłacanego za moje i kolegów pieniądze, dowiaduje się, że g...... zrobili! Koło Łowieckie „Jeleń” „wypier..... na zbity pysk”, jak to jest w okręgu przyjęte określać, dwu myśliwych, którzy sprzeciwili się złym zachowaniom zarządu koła, w tym jednemu skazanemu prawomocnie za przestępstwo, w wyniku którego dawno ów „władza” powinien pożegnać się z bronią! Nie znam decyzji ZO w sprawie ewentualnego odwołania mimo, że jej początki leżą na moim biurku już od dawna, ale stawiam złote talary przeciwko orzechom, że ZO w Lublinie zachował się rutynowo i kolejna idiotyczna uchwałę o „wypier..... na zbity pysk z koła” w majestacie swojej niepodważalnej władzy rutynowo przyklepał. Jeśli się pomyliłem, to tekst powyższy na środku największego stawu na Lubelszczyźnie „Kozisz”, stojąc w ubraniu i z flintą w ręku odszczekam. Albo na podobnym stawie „Tyśmianka”, łosiom grzywki własną ręką czesał będę przez co najmniej trzy dni. O wynikach dalszego rozwoju sytuacji mimo, iż od lutego do czasu ukazania się opisywanego numeru „ŁL” upłynęło ponad 6 miesięcy, redakcja rozbudowana niczym sztab Pentagonu ,poinformować „swoich” czytelników nie zdążyła.
Krytykując treść „Lubelskiego Łowca” w środowisku najbliższych przyjaciół usłyszałem, że jestem czepialski, bo gazeta jest wyjątkowo przyjacielska tzn. pokazuje ciągle tych samych przyjaciół, jest na tyle otwarta, że jak przyjaciele zawiodą z tekstem, to „puszcza” materiały napisane przez kogoś z kół łowieckich, że o letnim jej wydaniu świadczy ilość powielonych na zdjęciach kleszczy, a nie śnieg na prawie każdej stronie. Z przekąsem i wyrzutem usłyszałem także, że do kilku rzeczy w tej gazecie przyczepić się nie można: papieru i farby! Okręgowa Rada Łowiecka hojnie płaci za gruby papier kredowy nawet dla stron drukowanych w jednym kolorze! I nie chcieli słuchać, że ta hojność to z naszych kieszeni. Stwierdzili jedynie, że i tak by tej gazety nie czytali, gdybym im pod nos nie podsunął!
|