Z działalnosci Ośrodka Hodowli Zwierzyny w Krośniewicach korzystało m.in. Koło Łowieckie nr 25 "Bór" w Górze. Zakupiło zające dla prowadzonej hodowli zagrodowej. Koło dzięki zaangażowaniu swych członków, którymi kieruje zarząd w składzie: prezes Jerzy Mackowski, łowczy Eugeniusz Wołowicz, podłowczy Adam Kossowski, skarbnik Jerzy Jancelewicz, sekretarz Wacław Grzebieluch - posiada wspaniałe sukcesy, spory majątek i dobre wyniki w prowadzonych hodowlach.
„Baza” KŁ „Bór” to sporych rozmiarów teren. Znajduje się na nim okazały domek myśliwski z dużą salą, gdzie można odbywać zebrania koła, pokojem gościnnym, kuchnią, kominkiem, przy którym skwierczące drewienka sprawiają przychylny klimat dla powstawania dobrych pomysłów.
Po jednej z przeprowadzonych inwentaryzacji zwierzyny – opowiada prezes J. Mackowski – stwierdziliśmy, że liczba zajęcy zniża się niebezpiecznie w kierunku zera. Naszą reakcja na ten stan było podjęcie decyzji o hodowli zagrodowej. Zające dla celów hodowlanych zakupiliśmy w OHZ Krośniewice. W zagrodzie oprócz zajęcy żyją daniele. Koło postanowiło bowiem także i ten gatunek zwierząt łownych mieć w swoich łowiskach.
W ogrodzonej zagrodzie znajdują się karmiki dla zadawania paszy. Paśniki jak i specjalne karmiki dla kuropatw, to „patenty” gospodarza zagrody Zygmunta Zielińskiego, który wykonał je osobiście. W pracach w zagrodzie pomaga mu także gospodarz obwodu Kazimierz Kopko. W zagrodzie jest oddzielnie wygrodzone miejsce dla dzików uratowanych i wyleczonych, które ze względu na kontuzje niezdolne są do samodzielnego życia. Podobnie jak żyjące tu sarny, które po przebytych kuracjach nie posiadają zdolności do samodzielnej egzystencji i bez watpienia stały by się ofiara bezdomnych psów. Prezes – lekarz weterynarii z zawodu – nawet złamane kończyny saren leczy stosując opaski gipsowe. Normalnie takie zwierzę byłoby dostrzelone – w KŁ „Bór” znajduje szanse do życia.
Zarząd Koła Łowieckiego „Bór” w Górze łączy z hodowlą zajęcy duże nadzieje. W trosce o zagwarantowanie im spokoju, postawiono specjalna ambonę, z której można ogladac cały zwierzyniec. Członkowie koła zdają sobie bowiem sprawę, że zwierzyna, a zwłaszcza zające wymagają spokoju. Hodowla jest atrakcją dla licznych odwiedzających. Baza posiada także urządzenia typowo rekreacyjne jak wigwamy, ruszt pod dachem, miejsca na ogniska. Nic dziwnego, że jest miejscem chętnie odwiedzanym przez media i młodzież szkolną, z którą Koło utrzymuje szczególnie dobre stosunki.
***
Hodowca-myśliwy z Koła Łowieckiego nr 55 „Wilk” w Husowie Anatol Wrona, zające wraz z wzorcowymi klatkami zakupił u przedsiębiorcy zagranicznego. Tam też, wraz z przyjacielem, także pasjonatem hodowli Józefem Plisia, z Koła Łowieckiego nr 1 „Towarzystwo Myśliwych” w Rzeszowie zapoznawali się z technologią. Zagraniczny hodowca miał bowiem już ponad 10-letnią praktykę w prowadzeniu hodowli zajęcy.
Na terenie 14 ha ogrodzonego terenu, bajecznie położonego na stokach kilku wzniesień i posiadającego naturalne cieki wodne, A. Wrona z pomocą J. Plisia stworzyli „mini raj”, w którym hoduje się daniele, muflony i zające, choć z szarakami hodowcy natrafili na spore kłopoty. Do czasu kiedy znajdują się w klatkach skonstruowanych w taki sposób, że nawet w czasie karmienia nie mają kontaktu z człowiekiem, wszystko odbywa się bez przygód. Problemy zaczynają się, gdy zające zostają wypuszczone na wolność. Niczym zły omen, pojawia się straszna dla zajęcy i wielce dokuczliwa dla hodowców choroba jelit: kokcydioza. Próba skorzystania z pomocy weterynarzy z reguły nie mających doświadczeń ze zwierzyną dziką, spotykają się zazwyczaj z wypowiedzią: „muszę doczytać literaturę”- a tej po prostu brak.
Obaj rozmówcy zgodnie dostrzegają potrzebę łatwiejszego dostępu do wiedzy i doświadczeń w zakresie prowadzenia hodowli i zwalczania chorób zwłaszcza u zajęcy. Zwalczanie chorób u zwierzat dzikich, siłą rzeczy nie jest tym samym, co leczenie zwierząt domowych. To znacznie komplikuje problem. Zbieranie doświadczeń samemu przez wiele długich lat może okazać się zgubne dla wielu, tak niezbędnych aktualnie, hodowli zajęcy. Pada jeszcze uwaga, że w innych krajach problem zajęcy dostrzeżono ponad 10 lat temu i podjęto skuteczne działania. U nas są to zaledwie nieśmiałe początki prac nad restytucją szaraka, które z racji zapóźnionej reakcji wymagają bardziej intensywnych działań. I trudno się z takim wnioskiem nie zgodzić.
Zwiedzając tę wielką zagrodę, nie sposób nie dostrzec szczególnej troski A. Wrony o przyrodę na każdym kroku. A to zabezpieczony brzeg przed obsuwaniem się do strumyka, a to wygrodzony przed zgryzaniem przez daniele młodnik z jodłami, a to mnoga ilość budek dla ptaków, a to spora ilość podsypów, karmików i okazały magazyno-paśnik. Jest też odłownia, która służy między innymi do odizolowania byka daniela, w celu umożliwienia innemu przekazanie swoich świeżych genów do stada.
Dobrze, że mamy jeszcze takich myśliwych jak Anatol Wrona i Józef Pliś poświęcających swój czas i pieniądze na cele, które nas wszystkich w dobie wymierania zająca obchodzą. Gdyby tak jeszcze większe wsparcie władz? Także łowieckich!
PS
W następnym odcinku sprawdzimy co zmieniło się na przestrzeni ponad roku w OHZ Wierzchowiska.
|