Trzech kolegów wybrało się do Kanady na łosie. Byli to wytrawni myśliwy a i samą Kanadę odwiedzali już kilka razy. Wynajęli domek nad jeziorem na 5 dni - istna głusza, ani śladu cywilizacji, dostać tam można się było tylko samolotem. Wynajęli więc awionetkę lądującą na wodzie i dalej - na spotkanie przygodzie. Po wylądowaniu, umówili się z pilotem, że odbierze ich za 5 dni. Zostali sami. Trzech przyjaciół i wspólna wyprawa łowiecka. Przez 5 dni nic, tylko polowali, a wieczorem przy kominku i whisky opowiadali wrażenia z dnia. Wynik był imponujący: każdy miał pięknie spreparowany łeb cudownego byka. Po 5 dniach wraca po nich pilot. Pakują graty, broń, amunicję i chcą załadować trofea. Tu jednak pilot twardo oponuje:
- Panowie! To jest mała awionetka! Was trzech, ja, jeszcze całe to wasze żelastwo! Nigdy w życiu! Nie dam rady wystartować!
- Ej! Co z ciebie za pilot?! Jakaś łajza i płaczek a nie pilot! Kto ci wydał licencję?! Chłopie, w zeszłym roku też tu polowaliśmy i mieliśmy jeszcze większe byki, ale tamten z zeszłego roku - ten to był pilot! Bez mrugnięcia okiem nas załadował i wystartował! No a ty co, pękasz?!
Pilot myśli, trochę mu głupio i nie chce się zbłaźnić. W końcu mówi:
- OK, ładujemy wszystko i lecimy!
Myśliwi ucieszyli się, poklepali go po plecach - startują! Samolot powolutku nabiera prędkości, ale czuć wyraźnie, że jest przeciążony. Pilot poci się, ciągnie na siebie wolant, jeziora wciąż ubywa, ściana lasu po drugiej stronie jest coraz bliżej, a samolot ledwie się dźwignął ponad toń jeziora. Las jest już tuż, tuż. Pilot zacisnął zęby... i udało się!!!! Samolot poszedł w górę ponad świerki. Wtem!!! Jeden świerk był trochę wyższy i cały samolot wraz z załogą - na glebę!!! Wszystko fruwało w powietrzu: trofea, broń, amunicja i ludzie. Cudem, nikt nie zginął. Poturbowało wszystkich mocno, ale żyją! Pilot miał trochę dziwny i mętny wzrok gdy zapytał:
- Gdzie my jesteśmy?
- No... będzie jakieś 200 metrów dalej jak w zeszłym roku! - odpowiada myśliwy. |