Nie tak dawno mieliśmy okazję śledzić sprawę oskarżenia Mariana Chróścickiego o zastrzelenie dzika, którego posiadał w upoważnieniu na odstrzał… dzika! Wydawało się, że jest to sporadyczny przypadek wynikający z niewiedzy, nieudacznictwa czy zwykłej złośliwości prezesa i łowczego koła czy błędu w zarządu okręgowego PZŁ.
Okazuje się, że jakiś dziwny amok czy niewiedza i to na poziomie podstawowych zagadnień przyrodniczych towarzyszy nie tylko „władzy łowieckiej” ale i organom wymiaru sprawiedliwości utrzymywanym z kieszeni podatników. Przedstawiamy kolejny przypadek, w którym niedoskonałość przepisów łowieckich, ich niezrozumienie lub niewiedza, skutkują mało poważnymi wyrokami sądowymi, a wskazana przez władzę łowiecką okoliczność rzekomego przestępstwa wbrew logice i faktów powielana jest automatycznie w kolejnych organach, które choćby z racji profesji zobligowane są do rzetelnej i uczciwej oceny sprawy.
Okazuje się, że na taką rzetelność nie stać sądu w Olsztynie, w tym i Prokuratora Generalnego, nie zawsze potrafiącym posłużyć się prawem, logiką i elementarną wiedzą na poziomie szkoły podstawowej. Niestety cierpią na tym Bogu ducha winne osoby, jak w opisywanym niżej przypadku, gdzie strzelenie warchlaka zamiast przelatka, wycinka, czy odyńca jest kłusownictwem, odmiennie jak w sprawie Mariana Chróścickiego.