Prokuratura Rejonowa w Olsztynie zakończyła kolejne postępowanie, kanwą którego były sprawy ściśle związane z działalnością Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego. Tym razem na celowniku Prokuratury znalazł się sposób odbywania szkoleń i przeprowadzania egzaminów dla nowowstępujących do PZŁ myśliwych. Od dawna bowiem w środowisku myśliwych z terenu Warmii i Mazur mówiło się o nieprawidłowościach polegających na tworzeniu fikcyjnej dokumentacji poświadczającej rzekome uczestnictwo w obowiązkowych zajęciach i treningach jakich odbycie nakazuje ustawa Prawo Łowieckie. Temat stał się głośniejszy, gdy uczestnikami kursu były osoby osobiście powiązane z działaczami PZŁ okręgu olsztyńskiego. Jednym z kandydatów był bowiem mec. Marek G., obrońca w sprawach karnych Janusza D., dyrektora olsztyńskiego SANEPID-u i członka Okręgowej Rady Łowieckiej oraz jego przyjaciela ze wspólnych polowań Mieczysława T., w których obu groziło pozbawienie możliwości wykonywania polowania. Sprawy te opisywaliśmy w Dzienniku „Łowiecki” a także poruszane były w innych mediach, min. w tych publikacjach:
Ten byk musiał być strzelony legalnie
Straci posadę przez hobby?
Problem Janusza Dzisko
Wspólnie i w porozumieniu
Troska o wizerunek metoda olsztyńska
Informacja od zaprzyjaźnionych wiewiórek podaje, że zarówno w tamtym okresie jak i obecnie, oskarżony Janusz D. polował ze swoim kolegą prokuratorem Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Piotrem Jasińskim. Czy właśnie ta przyjaźń miała wpływ na to, że Janusz D. działając wspólnie i porozumieniu z Mieczysławem T. uniknął odpowiedzialności karnej za współudział w nielegalnym pozyskaniu jelenia, a za swoje przestępstwo oszustwa, polegającego na zaniżeniu wagi upolowanego dzika na szkodę Koła Łowieckiego „Wrzos”, trudno powiedzieć, jednak myśliwi właśnie w tej zażyłości dopatrują się wyjątkowo łagodnego jak w innych tego typu przestępstwach traktowania. Za „asystę” przy nieprawidłowym zastrzeleniu jelenia Janusz D. mimo, że aktywnie uczestniczył we wszystkich czynnościach tego pozyskania, z załatwieniem i pomocą przy transporcie, nie był objęty ściganiem podczas, gdy inny myśliwy za taki sam czyn został prawomocnie skazany, o czym w jednym z przywołanych artykułów wyżej.
Zasługi mec. Marka G., jednocześnie dobrego znajomego prokuratora Piotra Jasińskiego dla łagodnego potraktowania sprawców czynów karalnych zostały najwyraźniej docenione, bowiem w niemalże w tym samym czasie zaliczył on staż i przystąpił do egzaminów dających uprawnienia do wykonywania polowania. Do kursu i egzaminów choć w nieco innym czasie przystąpił także Janusz Hubert D. syn Janusza D. przywołanego wyżej.
Wnikliwa analiza akt prokuratorskich i dokładne czytanie zeznań świadków w tym członków komisji egzaminacyjnej ujawnia, że obu tych kandydatów nikt ani na kursie ani podczas egzaminów albo nie widział, albo nie zapamiętał. Kilka osób twierdzi, że na zajęciach widzieli ojca Janusza Huberta D., ale obecności zdającego syna nie odnotowali. Osoby dość powszechnie znane w środowisku, w tym przypadku jakoś nie rzucały się w oczy. Jedynym, który rzekomo widział kandydatów jest członek komisji strzeleckiej ORŁ Piotr G. . Jego zaświadczenia dość często przewijają się w aktach dochodzeń i śledztw, w których znajdujemy min. zaświadczenia wystawione do sprawy karnej skazanego prawomocnie Mieczysława T., stanowiące swoistego rodzaju poświadczenie cnót wszelkich podsądnego.
Oglądając wiele list uczestników jakie powstają podczas kursu, poszczególnych treningów i egzaminu nietrudno dojść do wniosku, że zarówno Janusz Hubert D. jak i Marek G. nie wyrobili sobie jeszcze jednolitego podpisu bowiem każdy z nich nosi znamiona odmienności od pozostałych. Także prowadzący trening Piotr G. stwierdza, że nie pamięta czy to on złożył podpis za Marka G. czy Marek G. podpisał listę osobiście. Podpisy składane na różnych listach dalece różnią się od siebie.
Pokazałem listę zatytułowaną „Wiosna 2014” Grupa I „sobotnia” (Fot1 obok) jednemu z prowadzących w tym dniu zajęcia. Stwierdził, że osoby nieobecne zaznaczał przekreśleniem rubryki po przekątnej (poz. 6, 13 i 17). Jeżeli uczestnik zjawił się spóźniony na zajęcia wówczas pozwalał na podpisanie listy w tej przekreślonej rubryce, ale opatrywał ten fakt swoją parafą (poz. 6 i 17). Jakim cudem w rubryce Janusza Huberta D. (poz. 13) zjawił się podpis uczestnika nie wie i stwierdza, że nastąpiło w tym miejscu poświadczenie nieprawdy, bo bez wątpienia w zajęciach ten kursant nie uczestniczył. Wykładowca ten akurat zna osobiście i ojca i syna.
Wszystkie listy obecności osobiście powinni podpisać uczestnicy kursu. Jest to dowód na to, że wypełnili ustawowy warunek, aby przystąpić do egzaminów. I w większości przypadków tak się dzieje (Fot2 obok) aż do czasu, gdy trzeba ukryć fakt, iż za uczestnika listę podpisywał ktoś inny.
Na przykład kolega z kursu, pracownik ZO z zobowiązaniami wobec kursanta, czy ojciec działacz, pilnujący interesu syna na zajęciach. Wówczas jak w tym przypadku w miejsce właściwej wykonuje się listę, którą zamiast uczestników zajęć podpisuje jedna osoba. Oglądając tę listę (Fot3 i Fot4 powyżej z prawej) nie sposób nie zauważyć, że parafa obok dopisanego u góry członka komisji egzaminacyjnej jest identyczna z tymi złożonymi za uczestników. Według oceny biegłych w prawie czynność taka narusza szereg przepisów karnych. Dziwiłby więc fakt, że tego ewidentnego przypadku nie zauważył czynny policjant pełniący funkcję szefa tej komisji Zenon Polewaczyk, gdyby nie to, że znany jest on z wcześniejszych pokrętnych działań. Przypomnę, że to on jako sędzia Okręgowego Sądu Łowieckiego prowadził rozprawę ratując łowiecką skórę skazanemu prawomocnie w sądzie karnym Mieczysławowi T. i to w czasie, kiedy na swoim etacie w policji był na zwolnieniu lekarskim.
Komisja egzaminacyjna w Olsztynie – jak podaje Dariusz Zalewski w swoich pismach – składa się z osób w sposób szczególny odpowiedzialnych za przestrzeganie prawa, a z racji swoich zawodów odpowiedzialni za jego egzekwowanie. Obok Zenona Polewaczyka sędziego OSŁ i policjanta na wykazie komisji sporządzonym przez Dariusza Zalewskiego odnajdujemy min. Remigiusza Chmielewskiego sędziego V Wydziału Karnego Sądu Okręgowego w Olsztynie, pełniącego w tym czasie także funkcję sędziego Głównego Sądu Łowieckiego, Doratę Daniluk policjantkę oraz wysokiej rangi działaczy PZŁ: Zbigniewa Korejwo - redaktora naczelnego gazety okręgowej „Myśliwiec Warmińsko Mazurski” i jednocześnie członka Zarządu Okręgowego, czy Adama Czajkowskiego ówczesnego szefa Okręgowej Rady Łowieckiej. Na liście egzaminatorów znalazły się także osoby wielokrotnie występujący w tej roli, czyli etatowi pracownicy Zarządu Okręgowego: Edward Zdziechowski, Józef Krawiec i Mariusz Jakubowski. Wydawało by się, że tak doświadczeni egzaminatorzy nie przepuszczą żadnego przekrętu choćby najmniejszego, a tu takie nieścisłości.
Najbardziej zainteresowany sposobem zakończenia postępowania prokuratorskiego był łowczy okręgowy Dariusz Zalewski, bez którego wiedzy i przyzwolenia, jak twierdzą myśliwi, nie wolno nawet listy uczestników dotknąć. Ponieważ nie znaleźliśmy w aktach sprawy odpowiedzi na pismo Dariusza Zalewskiego (Fot5 obok), zaspokajamy niniejszym jego i myśliwych olsztyńskich ciekawość wyrażoną w tym żądaniu. Postępowanie zostało umorzone wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa, co wskazuje, że poświadczanie nieprawdy co do obecności na zajęciach poprzez złożenie podpisu, pomimo że się w tych zajęciach nie uczestniczyło, podłożenie w miejsce właściwej listy innej podpisanej ręką pracownika ZO, czy usuwanie dokumentów będących podstawą do uzyskania uprawnień łowieckich i podkładanie w to miejsce innych, na terenie okręgu olsztyńskiego nie stanowi przestępstwa. Nie radzę jednak próbować tego w innych częściach Polski, gdzie VIP-ów komisjach egzaminacyjnych i „współpracy” z policją czy prokuraturą nie ma .
PS
Już po opracowaniu powyższego materiału na portalu Polskiego Związku Łowieckiego ukazała się uchwała nr 25/2016 Zarządu Głównego, który "poprawia" niedoróbki ustawy Prawo Łowieckie pozwalając na dopuszczenie do egzaminu osoby, które zaszczyciły swoją obecnością 60% wykładów teoretycznych i 90% wykładów dotyczących posługiwania się bronią i zasad polowania. Tej uchwały nie można określić inaczej jak furtką do zalegalizowania wprowadzania do łowiectwa osób, którym władze łowieckie chcą tą czynność maksymalnie ułatwić. Mówiąc trywialnie, jest to otwarcie bramy do dalszych przekrętów. |