
|
|
 |
|
autor: Redakcja "Łowiecki" 17-03-2025
O co w tym chodzi? Mecenas Krzysztof Grochalski wyjaśnia
|
Ostatnie tygodnie ujawniają spór jaki jawnie toczy się w najwyższych władzach Związku. Nie ma już bowiem żadnych wątpliwości, że prezes NRŁ Marcin Możdżonek jest skonfliktowany z Polskim Stronnictwem Ludowym aktualnie rządzącym PZŁ za pośrednictwem Eugeniusza Grzeszczaka. Dla Marcina Możdżonka stawką w tej grze jest co najmniej utrzymanie stanowiska prezesa NRŁ, z którego miałby dobrą pozycję startową jeśliby Łowczego Krajowego wybierano na Krajowym Zjeździe Delegatów. PSL na to stanowisko szykuje własnego nominata, zaś do czasu zmian ustawowych stanowisko to utrzymywać będzie, póki mu siły pozwolą, Eugeniusz Grzeszczak.
Marcin Możdżonek umyślił sobie, stąd też jego propozycje statutowe, że musi poprzez NRŁ mieć większy pakiet kontrolny nad Zarządem Głównym niż wynika to z obecnych zapisów Statutu. Jest bowiem oczywiste to, że o ile Eugeniusz Grzeszczak dopuszczał NRŁ do kontroli roku 2023 (bo wtedy Łowczym Krajowym był Paweł Lisiak) to kontrola za 2024 (czyli czas łowczowstwa Eugeniusza Grzeszczaka) już niekoniecznie mu w smak. Zwłaszcza przy obecnym konflikcie z Marcinem Możdżonkiem. Tylko co wnikliwsi dostrzegli, że choć publiczna dyskusja toczy się o kworum i wykluczaniu z kół łowieckich, to w rzeczywistości ważne dla Marcina Możdżonka zmiany są zupełnie gdzie indziej, a sprowadzają się do zapewnienia NRŁ formalnej autonomii w ramach Związku i praktycznej niezależności finansowej i organizacyjnej od Zarządu Głównego. Z tych samym przyczyn Marcin Możdżonek nie chce w Związku organów rewizyjnych (co natychmiast wytknął mu Paweł Gdula), gdyż nad tymi mógłby nie mieć kontroli takiej jak ma obecnie w NRŁ mając wciąż jako-taką większość.
Z perspektywy czasu widać, że Eugeniusz Grzeszczak sabotował zmiany statutowe od kiedy przybrały one realny kształt i sprzeciwiał się organizacji Krajowego Zjazdu Delegatów. Jego Strategia (pomijając jej miałkość) już przebrzmiała i po serii spotkań z łowczymi okręgowymi nikt już w praktyce o niej nie dyskutuje. Bo też i nie ma specjalnie o czym. Leitmotivem życia związkowego stała się zmiana Statutu, przy czym – raz jeszcze powtórzę – chodzi tu nie tylko o zmiany jako takie ale także platformę na jakiej Marcin Możdżonek chciałby wzmocnić swoją pozycję, która obecnie wydaje się najsłabsza od kiedy objął swoją funkcję. Zdecydował się na ryzykowny ruch – zwołanie Krajowego Zjazdu Delegatów. Potrzebny był przedmiot tego Zjazdu, czyli coś co ci wszyscy delegaci mają mieć do roboty i czym Marcin Możdżonek mógłby sterować. Wymyślono zmiany w Statucie, bo zdaje się opracowanie nowego statutu PZŁ przerosło możliwości komisji statutowej i prawnej pod wspólnym przewodnictwem adwokata Tomasza Nowaka i czujnym nadzorem Rafała Ciszewskiego.
Akurat tak się składa, że jestem delegatem na KZD i byłem uczestnikiem jednego z tych spotkań organizowanych przez Marcina Możdżonka. Poruszyłem dwa zagadnienia, które zdumiały zarówno jego jak i Rafała Ciszewskiego. Zapytałem dlaczego obecna Naczelna Rada Łowiecka nie wykonuje § 8 uchwały zjazdowej 2018 r. (Krajowy Zjazd Delegatów zobowiązuje Naczelną Radę Łowiecką do przygotowania jednolitego znowelizowanego projektu Statutu […]), a proponuje zmiany Statutu bez jakiegokolwiek odniesienia się do tej uchwały Zjazdu? Czy ma to oznaczać, że obecna NRŁ ma tę uchwałę za nic i nie poczuwa się do jej wykonania? Gdzie w proponowanych zmianach są te, które zgłosili podówczas delegaci o których traktuje § 8? Odpowiedź była żenująca – nie mamy dokumentów, a poza tym to dotyczyło NRŁ poprzedniej kadencji…
Zapytałem czy obecni prawnicy związkowi analizowali to jak może zachować się pani Minister która dostanie uchwałę KZD o zmianach w Statucie (o ile te w ogóle przejdą) w sytuacji gdy Minister Klimatu i Środowiska jeszcze nie ustosunkował się formalnie do zmian „uchwalonych” w Ołtarzewie. Minister będzie miał bowiem dwie całkowicie niekompatybilne uchwały KZD zmieniające Statut i będzie miał doskonały powód by odmówić zatwierdzenia tej drugiej, nawet nie odnosząc się do tej pierwszej. Zapadła cisza, a po chwili Rafał Ciszewski stwierdził, że przecież Minister odmówił zatwierdzenia zmian z Ołtarzewa. Otóż nie – Minister nie odmówił, w ogóle się do nich nie odniósł czy to poprzez zatwierdzenie albo poprzez odmowę zatwierdzenia. Minister zakwestionował formalnie uchwałę NRŁ o zwołaniu Zjazdu do Ołtarzewa, ale nic ponadto. A co jeśli obecna Pani Minister wykaże się większą finezją prawniczą, niż przewodniczący komisji prawnej i statutowej NRŁ i zmiany z Ołtarzewa zatwierdzi choćby w przeddzień KZD? Któryś z członków tych komisji w ogóle o tym pomyślał? I jaki zaproponuje się wówczas scenariusz? Co będziemy zmieniać? Przez rok nie zrobiono nic by tę „bombę ołtarzewską” rozbroić, choć były prawne możliwości. Tyle, że trzeba je znać i umieć stosować. Tymczasem bomba tyka i wcale nie jest powiedziane, że nie wybuchnie.
Zastanawiające jest zresztą w ogóle całkowite milczenie Resortu wobec tego co obecnie się dzieje w PZŁ. Do tej pory Pani Minister ani razu nie wdrożyła instrumentów nadzoru; nawet w odniesieniu do wyboru sędziów GSŁ, gdzie jest uzasadnione podejrzenie wyboru części z nich (w tym Prezesa) na trzecią kadencję co narusza prawo. Nie wierzę w to, że w Ministerstwie nie mają w ogóle wiedzy o biegu spraw w PZŁ; wszak sam Rafał Ciszewski mówi publicznie, że wie kto Ministerstwu na nich donosi. A jednak nic się nie dzieje.
Z drugiej strony PSL (poprzez Eugeniusza Grzeszczaka) sabotuje zmiany statutowe i sam KZD. Co charakterystyczne – w ogóle nie podejmuje tematu statutowego, tak jakby go w ogóle nie było; miast tego Eugeniusz Grzeszczak spuścił na NRŁ i Marcina Możdżonka sforę internetowych ujadaczy. Kontestowanie przez Eugeniusza Grzeszczka nowelizacji Statutu widać jak na dłoni – na stronie PZŁ (administrowanej przez ZG) o Zjeździe się słowem nie wspomina. NRŁ ma co prawda swoją autonomiczną podstronę, ale Eugeniusz Grzeszczak chyba przyciął fundusze, bo filmików z prezesem Możdżonkiem jakby mniej…
PSL podbiło stawkę i forsuje zmiany do Prawa łowieckiego pod ogólnym hasłem przywracania samorządności, co obiecywał Eugeniusz Grzeszczak. To już polityka na poziomie dla Marcina Możdżonka nieosiągalnym. I nie w tym rzecz, że projekt nie ma szans na uchwalenie. Jeśli jakimś cudem przejdzie przez parlament, to PSL odtrąbi sukces – to my! Jeśli projekt padnie – to PSL wykaże się w oczach myśliwych walką o samorządność; obiecując, że jak nie w tej to następnej kadencji (o ile w ogóle będzie w Sejmie). Ale na teraz PZŁ można rządzić dalej. Nowelizacja w istocie PSL-owi obecnie potrzebna do niczego nie jest, bo kontroluje Związek i bez niej. Więcej – nowelizacja w istocie otwiera PSL na ryzyko utraty kontroli nad Związkiem poprzez wybór niezwiązanego z ta partią (bądź jej wrogiego) Łowczego Krajowego. Stąd usilna praca nad wyeliminowaniem Marcina Możdżonka bo ten w oczach PSL miałby szanse na taki wybór, gdyby ustawa przeszła. Kandydat PSL (nie będzie to Eugeniusz Grzeszczak) w wyborach Łowczego Krajowego jeszcze ujawniony nie został, z tej prostej przyczyny, że musiałby się wypromować, i w tym celu zostać powołany zawczasu na Łowczego Krajowego, a tego bez zgody Polski 2050 zrobić się nie da. I pewnie zgody na dzisiaj nie ma.
Osobiście nie wierzę w uchwalenie nowelizacji Prawa łowieckiego autorstwa posłanki Pasławskiej. Przemawia za tym logika polityczna – po tym gdy radowano się z odrzucenia przepisów o badaniach lekarskich myśliwych, zapomniano o tym, kto te zmiany odrzucił: PSL i opozycja. Każde z ugrupowań głosowało w imię swojego politycznego interesu; interes myśliwych był tu bez znaczenia. Odrzucenie projektu (poselskiego zresztą) w pierwszym czytaniu było dla Polski 2050, KO i Lewicy policzkiem, ale ostatecznie sprawa politycznie była błaha. Ale chyba nikt nie liczy na to, że te trzy ugrupowania, pomne wymierzonego im przez PSL policzka, zaakceptują coś znacznie większego – ustawowe wyrwanie przez PSL łowiectwa dla siebie. I to jeszcze głosami opozycji! Tu już jest realna groźba zainteresowania się sprawą samego premiera Tuska, bo to ostatecznie jego rząd miałby wykonywać znowelizowane Prawo łowieckie; miałby wykonywać ustawę uchwaloną de facto przez opozycję wespół z koalicyjnym PSL przy sprzeciwie własnego ugrupowania? I to jeszcze w trakcie kampanii prezydenckiej?! To byłby polityczny surrealizm.
Niemniej jednak projekt jest na stole i PSL nim gra na siebie i przeciwko Marcinowi Możdżonkowi; data posiedzenia sejmowej komisji rozpatrującej ten projekt (19 marca) jest nieprzypadkowa; 10 dni później ma się odbyć KZD. Na posiedzeniu komisji sejmowej będzie niechybnie „jatka”. W końcu głos będzie musiało zabrać Ministerstwo Klimatu i Środowiska i nie będzie to głos zmianom przychylny. Zmiany z furią zaatakują lewicujące posłanki z Klaudią Jachirą na czele. W KO dla projektu poparcia nie ma żadnego. Podobnie w Lewicy i Polsce 2050. Nie ma żadnej pewności, że PiS będzie ten projekt wspierał; wszak odwraca to co tenże PiS sam przeforsował w 2018 roku. Zajmie zatem stanowisko wyczekujące wykorzystując projekt w zwykłej taktyce polityczno-parlamentarnej.
Co robi w tej sytuacji Marcin Możdżonek? Licytuje jeszcze wyżej – żąda od PSL wprowadzenia do projektu prawa polowania z dziećmi. Czyli tego, co w tym Sejmie niemal na pewno nie przejdzie, bo tu nawet PiS jest podzielone. Ale postulat jest na stole i zgłasza go publicznie Prezes NRŁ. W efekcie podgrzewa atmosferę, bo postulat na pewno podchwycą przeciwnicy łowiectwa i użyją go by całą nowelizację utrącić. To zaś nie może pozostać bez reakcji PSL, które z tym żądaniem coś zrobić musi. I jest reakcja – Paweł Gdula tym razem już wprost atakuje na swoim portalu Marcina Możdżonka, że jest po prostu nieodpowiedzialny i niekompetentny. Ten odpowiada równie dosadnie.
Moim zdaniem Marcin Możdżonek nie do końca przemyślał sens zwoływania Zjazdu jako formy własnej promocji i obrony swojej słabnącej pozycji. Po ukazaniu się proponowanych zmian w Statucie i skrajnie negatywnych recenzji (inspirowanych jak się okazuje z kręgów Eugeniusza Grzeszczaka) wpadł w panikę i rozpoczął tour po Polsce po to by choćby spróbować wyczuć sytuację wśród delegatów. Na moim spotkaniu wypadło to słabo. Nie przypuszczam, by na innych było radykalnie inaczej. A to oznacza, że Zjazd może być dla Marcina Możdżonka porażką, zwłaszcza że on sam, ani żaden z jego bliskich współpracowników, jeszcze w takim przedsięwzięciu nie uczestniczył. Nie zna dynamiki takich zebrań, gdzie trzeba zapanować nad dwustoma osobami. Zatem podpowiem – pierwszym głosowaniem które pokaże jak się układają głosy będzie wybór przewodniczącego obrad. Wówczas będzie z grubsza wiadomo co dalej.
Realne jest też to, że projekt zmian w Statucie w ogóle nie wejdzie do porządku obrad i wówczas będzie to dla Marcina Możdżonka klęska całkowita. Zostanie ośmieszony przed delegatami, że pod jego prezesurą NRŁ i jej komisja prawna i statutowa nie potrafiły wpaść na to, że trzeba przygotować całkowicie nowy statut (w ten sposób wykonując § 8 uchwały KZD z 2018 r.), a nie poprawiać Statut obecny, którego poprawić się nie da. Klęska Marcina Możdżonka na KZD może się przełożyć na kilka głosów w NRŁ i dojdzie do zmiany na stanowisku Prezesa po roku jej sprawowania. Przerabialiśmy to już. I w tym kontekście powstaje racjonalne pytanie: czy na fotel prezesa NRŁ wróci Rafał Malec? Jakie są jego relacje z PSL-em do którego ponoć się zapisał? Czy zaprocentuje Złom dla posłanki Pasławskiej wręczany z jego inicjatywy w Ołtarzewie? Wszak Pani poseł jako jedna z nielicznych do Ołtarzewa przyjechała. I w sporach na linii Paweł Lisiak – Rafał Malec zawsze brała stronę tego ostatniego. Za dwa tygodnie będziemy już po Zjeździe. I być może będziemy wiedzieć nieco więcej.
Krzysztof S. Grochalski
|
|
|  |

Brak komentarzy do tej publikacji | |
|
|