DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: ANDY13-02-2006
Trzynastka i pierwszy dzik

13 luty 1983 roku, niedziela. Jedno z ostatnich zbiorowych polowań w sezonie. Rano zbiórka pod jednym z bloków, pakujemy się do samochodów, wyjazd do łowiska. Sporo śniegu w mieście. Mróz daje przedsmak tego, co nas czeka w obwodzie, gdzie zawsze jest wietrzno i mróz ma kilka stopni wiecej, bo wysoko i ze względu na zakątek, rzadko pług dojeżdża. Są ważniejsze drogi do odśnieżania. Dojeżdżając do mleczarni w Braciejowej widzimy stromy podjazd zasypany śniegiem. Trzeba wyleźć z ciepłego auta i zamienić się w katorżnika z zasypywanymi oczami przez wylatujące spod opon pacyny lodu i zmarzniętego śniegu. Dojeżdżamy w końcu do przysiółka Południk, gdzie stoi nasz myśliwski domek w trakcie budowy i wykańczania. Odprawa przed polowaniem, rozmowa łowczego z p. Marianem, szefem naganki i właścicielem psów: Muchy i Szarika. Te zwykłe psy zasłużyły na miano psów myśliwskich, choć rodowodu trudno się byłoby doszukać. Ich gon, jego natężenie i tonacja pozwalała bezbłędnie zorientować się, co prowadzą w miocie.

Jako pierwszy miot pędzimy z Kościelnej na Południk. Naganka zapakowana w samochody wywożona jest na Kościelną. Losowanie stanowisk. Gęsiego w kopnym śniegu myśliwi zaczynają schodzić w dół, zajmując stanowiska na tzw. „Bukach”. Mnie wypadło iść w nagance, zostawiam więc strzelbę jednemu z Kolegów, a z samym tylko sztucerem wsiadam razem z naganką. Jakoś dopchaliśmy się na „Kościelną” i wszyscy zaczynamy rozchodzić się wzdłuż leśnej drogi i linii telefonicznej. Do rozpoczęcia pędzenia jest sporo czasu - nim myśliwi dobrną na stanowiska. Opieram się o buka uprzednio wygrzebawszy dołek w śniegu i zapalam papierosa kontemplując fantastyczny zimowy świat i opancerzone śniegiem mocarne buki. Czasem z góry sypie się śnieg i słychać wrzask sójek zaniepokojonych widokiem idących w las ludzi. Czas minął i zaczynamy iść w kierunku linii myśliwych. To mniej więcej dwa potoki z paryjami w kopnym śniegu zmarzniętym na powierzchni. Psy wlazły w miot i cisza. Słychać jedynie szelest śniegu, ciężki oddech i wrzas sójek. Idąc uboczą w pewnym momencie widzę rynnę a w niej trop dzika. Jest zupełnie świeży, a rozmiar rapet i ich odległość wywołuje przyspieszone bicie serca. Idę już cały czas tropem, który prowadzi na linię. Nic się nie dzieje, psy nic nie głoszą, naganka zniknęła w zaśnieżonej przestrzeni. Trop prowadzi w miejsce, gdzie zwyczajowo rzadko są stanowiska, ale widzę ośnieżonego p. Jana w nieśmiertelnym kapeluszu. Stoi na tropie. Dochodzę i spojrzeniem pytam – co jest. Przeczący gest. Wiem, że dzik poszedł dalej, ale gdzie u licha. Widzę różaniec tropów do potoka i w górę za nim. Później las się kończy i są już pola uprawne dzielące dwa kompleksy.

Miot się kończy. Z zakamarków wyłażą naganiacze, schodzą się myśliwi i psy z wywalonymi jęzorami. Przychodzi prowadzący i na pokazany trop kiwa lekceważąco – przecież to byk i sobie poszedł. Jestem dość (wtedy) młodym myśliwym i nie bardzo się z tym zgadzam. Tym bardziej, że szedłem tym tropem. Mój protest ucina krótkie stwierdzenie, abym się nie wtrącał. Nie wytrzymuje mój wprowadzający – Stanisław – i dobitnie tłumaczy prowadzącemu co on sądzi o tej opinii . Prowadzi go jeszcze raz na trop i ostatecznie zapada decyzja, myśliwi pozostają na stanowiskach po losowaniu a naganka popędzi od pól. Losowanie – wyjmuję kartkę z numerem... trzynastym.

Moje stanowisko wypada w miejscu, gdzie stał p. Jan, na tropie dzika. Ubijam mocniej miejsce, gdzie stał Kolega. Repetuję sztucer. Z prawej strony mam potężnego buka. Przed sobą, w odległości ok. 10 m, kępę niewysokich jodełek oraz opadającą w dół i w prawo skarpę w kierunku potoka. Stoimy na starej, służącej zwózce drzewa ścieżce. Przed sobą widzę goły, rzadki las a za nim pola i w odległości ok. 50 m od skraju sporą stertę gałęzi. Sterta ta jakoś dziwnie jest czarna, mimo obsypanej reszty wkoło. Przyglądam się baczniej i kątem oka widzę Muchę idącą w skos uboczą, ale nie w kierunku tej plamy. W końcu znika mi za uboczą. Kompletna cisza, psów nie słychać, naganka też jest zupełnie bezgłośna lub okiść tłumi dzwięki. Jakiś dziwnie napięty wbijam wzrok w czarną plamę i plama nagle rośnie, podnosi się i zaczyna schodzić w potok w moim kierunku. Przesuwam skrzydełko bezpiecznika i ściskam w gołych mimo potężnego mrozu dłoniach, sztucer. Mija spora chwila i nic się nie dzieje - żadnego dźwięku. Nagle z jednej z jodełek odległych o parę kroków sypie się śnieg i w tym momencie widzę wysuwający się gwizd. Zastygam w oczekiwaniu, a On głęboko wciąga powietrze i widzę parę z pyska oraz bielejący potężny oręż. Wyłazi na sztych i zaczyna iść w prawo skos ciągle przyspieszając. Nie mogę się ruszyć, przeszkadza mi buk z prawej strony. Dzik rusza błyskawicznie. Obracam się w prawo i mając wąską dróżkę z rzutu łapię w szczerbinie ogromną czarną plamę. Strzał. Widzę jak z obu stron dzika wystrzeliwują kłęby pary i zwierz wali się z podwiniętymi biegami. Odruchowo repetuję, a dzik się podnosi i skrętem zwraca w moją stronę. Dzieli nas niewiele kroków, mrówki wzdłuż grzbietu. Strzelam trochę nieprzytomnie i słyszę trzask łamiącego się drzewa. Na śnieg wali się parocentymetrowy buczek, roztrzaskany kulą. To pozwala się skupić i ocenić, że dzik jest sparaliżowany i tylne biegi ciągnie za sobą i bijąc na boki łbem, znaczy różaniec rubinowych kropelek. Wewnętrznie zamrożony robię parę kroków i za ucho lokuję pocisk. Koniec. Siadam w śniegu obok tego olbrzyma i szepczę prośbę o wybaczenie. Z góry słyszę odgłos biegnącej suki. Dopada dzika i tarmosi za olbrzymie ucho. Za to, że go przegapiła, że to nie ona go wyprowadziła. Biorę ją na ręce i trwamy w milczeniu. Z oddali słychać głosy schodzących kolegów. Odchylam mankiet i patrzę na zegarek. Jest parę minut po trzynastej...


Opowiadanie to poświęcam pamięci , Łowczego – Zbigniewa i p. Mariana.

Południk – Buki 1983




18-02-2006 23:02wsteczniakNo tak - inteligentnych tekstów, nigdy nie będzie za wiele.
To dobrze, że Cię mamy.
18-02-2006 09:27krogulecJak przeczytałem ogarnęła mnie tak cisza jak po strzale w sytauacji gdy słyszy sie bardziej własne tętno niż otaczający świat ....ładnieś to Waćpan ujął , gratulacje i dzieki za opowiadanko Andy !
16-02-2006 06:05Jozef StarskiTo dobrze, że "Andy" sięgnąłeś do swojej torby myśliwskiej...Powyciągaj z niej te wszystkie swoje przygody, bo tak ładnie je opowiadasz. Gratuluję przygód i pióra, a dokładniej mówiąc - klawiatury komputera.

Darz Bór - Joe
16-02-2006 01:26AlusJakoś nie wydaje mi się żebym mógł znaleźć odpowiednie słowa, więc tylko gratuluję Ci Andy tych opowiadań i bardzo, bardzo za nie dziękuję.
15-02-2006 16:03MagnumGratuluję opowiadania. Poruszające.
14-02-2006 20:08DonBrrr! Az mnie ciarki oblecialy po plecach jak to czytalem.

Choc jak samemu sie jest w ,,akcji" to na takie mysli nie ma czasu.
Pieknie napisane.

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.