|
autor: ANDY29-03-2006 Palec Hubertowy
|
Uganiamy się po kniei za bykami już kilka tygodni. Zawsze coś przeszkodzi, a plan goni, choć nie cierpię tego określenia. To wiatr nie ten, to znów ktoś wlazł nie tam, gdzie mu kazano. Słowem bryndza.
Na zbiórce stawia się kilku tych samych zapaleńców i po przetropieniu decydujemy się na przepędzenie fragmentu łowiska, gdzie wynik rekonesansu wskazuje na obecność jeleni. Pierwsze pędzenie jest puste, ale tropy wyraźnie wskazują, że leżały i wyszły z miotu. Takie wieści przyniosła zbiórka po skończonym pędzeniu. Marian z naganką pójdzie teraz popędzić od tzw. "Gęsiej Szyi", a my staniemy wzdłuż "Dylowanki" - ścieżki biegnącej wzdłuż poletka w kierunku paru zabudowań. Przed sobą mam głęboki wąwóz i stanowisko z numerem dwa. Spokojnie kontempluję ośnieżony krajobraz. Po lewej mam ubocze z wylotem głębokiego potoku z odnogą prowadzącą pod moje nogi. Stoję u jej zwieńczenia. Coś w rodzaju esowatej ścieżki wyprowadzającej na linię. Chwilę jest spokój i nic nie wskazuje na inny niż w poprzednim miocie rezultat. Do czasu. Nagle wybuchają głośne okrzyki – uwaga, coś się dzieje! Uboczą nad wylotem potoku z mej lewej strony widzę 5 byków idących jeden za drugim i obierających kierunek między stanowisko 1 i 2. Pierwszy idzie piękny byk o dużej, jak na to łowisko, masie poroża. Rozdygotany nawet nie staram się policzyć, ani za bardzo ocenić z czym mam do czynienia. Drogo za to zapłaciłem... Jelenie wchodzą w głęboki parów na wprost mego stanowiska i leciutko się rozsypuja na stoku. Kątem oka widzę sąsiada po lewej, jak z drylinga przez lunetę składa się do pierwszego byka, którego ma na blat. Następne zresztą też.... Ja mam je wszystkie idące praktycznie na sztych i do tego w tym momencie wchodzą w dół potoku. Widzę, jak lufa sąsiada przeskakuje na kolejnego byka i strzela. Byk robi zwrot do tyłu i zrywa jak szalony, a pierwszy kieruje się w moją stronę i zaczyna wychodzić w górę. Przeszkadzają mi gałęzie w potoku, więc przyklękam i w momencie jak pokazuje bok, pomyślałem: musisz być mój. Byk rusza w lewo, a ja prowadząc go lufami ściągam spust. Byk wystrzeliwuje badylami w górę, robiąc klasyczną rakietę i rozpryskując śnieg i mija mnie w odległości ok. 30 kroków. A ja czekam, aż się wywróci niepomny o kuli w drugiej lufie i o tym, aby poprawić. Byk wpada w młodnik. Po skończonym pędzeniu idę za nim. Ani śladu farby. Po 200 krokach i nawet najmniejszej oznace zwolnienia postanawiam wrócić na zestrzelał. Byłem tak pewny swego, że nie zrobiłem tego od razu. Idę tropem, aż do miejsca, gdzie widać jak strzelił w górę. Nie ma nawet jednego włoska ścinki. Idąc tropem, farby w ogóle nie widziałem. Zrezygnowany i wściekły na siebie zezuję, jak koledzy wyciągają z rozpadliny byka. Wolno wracam na swoje stanowisko, aby popatrzeć, co się stało i zanalizować, gdzie zrobiłem błąd. Do miejsca, gdzie stałem mam 15-20 kroków pod górę i nagle widzę świeżą ranę na sporym buku - 3 cm od krawędzi pnia. Prowadząc lufami idącego szybko byka nie zauważyłem w tle tego cholernego buka i za późno ściągnąłem spust. Miałem czas poprawić a stałem jak sparaliżowany czekając, aż to piękne zwierze padnie u mych stóp. Za bardzo chciałem Go dostać, był na wyciągnięcie ręki. Nie mógł nie zostać...
Wiele lat później zrozumiałem zbawienną dłoń Patrona, który dobitnie pokazał mi, że trzeba zawsze z pokorą czekać na to, co otrzymujemy. I to On kule nosi, nie myśliwy pewny swego... |
|
| |
09-04-2006 19:53 | ANDY | aarcim
Szkiełko i oko?
Mozna . Pytanie czy widziałeś potok 30 m głeboki i ubocz na 50 m .Jako oparcie . | 08-04-2006 18:53 | aarcim | Wszystko byłoby dobrze z tym opowiadaniem gdyby nie ta pozycja strzelecka. Od kiedy to klękamy do strzału? | 30-03-2006 08:17 | ANDY | Serdecznie dziękuję za te piękne komentarze do wszystkich moich zamieszczonych w tym dziale opowiadań .
Wszystkim ,którzy zechcieli się wypowiedzieć ,dziękuję i Darz Bór . | 29-03-2006 22:54 | wsteczniak | Stałem nad pięknym, czarnym jak noc odyńcem po pewnym strzale na kulawy sztych z 15 m. Już widziałem jego okazały chyb na podłodze przed kominkiem.
Wstał, przeszedł przez linię na wyciągnięcie ręki. O wiele za dużo spóżnioną poprawkę z biodra w gęsty młodnik za linią - zignorował.
Przed kominkiem leży inna skóra, niekiedy z kulawki pokropiony świadek wielokrotny wspomnień o koledze.
| 29-03-2006 20:41 | Trapper | Sorry,powinienem byl napisac bardzo ladne opowiadanie.
W tym roku spudlowalem dwa wilki. Raz trafilem w odlrosle topolowe(widzialem je w lunecie ale myslalem ze kula przejdzie) na zrebie a drugim razem poslizgnal mi sie lokiec na lodzie i strzelilem ponad wilka.
DB | 29-03-2006 20:34 | Trapper | Ladne opowiadanie.
DB |
| |