DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: ANDY11-07-2006
Smakosz


Mokry czerwcowy czas, zimno i wietrznie od paru dni nie zachęca do wyjazdu. W piątkowe popołudnie chmury znikają. Pakuję klamoty i jadę w łowisko. Przed kościołem w Podegrodziu skręcam w prawo i wyjeżdżam stromym podjazdem na Latoszyn. Stawiam auto na śródleśnej drodze, obok dróżki a między szlabanem.

Wychodzę i chłonę odgłosy. Wybucha ogromne słońce, ziemia zaczyna parować. Cudownie ciepło, rozmiękła ziemia tłumi kroki. Na szkarpie wysyp leśnej konwalii. Maleńkie dzbanuszki z kroplami wilgoci wyglądają jak klejnoty wykonane przez najlepszych mistrzów, wątpię zresztą by byli w stanie zrobić coś takiego i ten zapach... Jest jeszcze dość wcześnie, słońce wysoko, więc postanawiam, że zejdę na olbrzymi wąwóz, którego dnem płynie potoczek a lewa strona to stara zarośnięta ścieżka. Pójdę nią do góry i wyprowadzi mnie do wylotu kończącego ten fragment lasu, aż do drogi skręcającej w kierunku wsi.

Idę powoli, przystając, od czasu jak moje serce zbuntowało się na serio i przerwę w świadomości odkryłem w szpitalnym otoczeniu, staram się nie dawać mu powodów do nadmiernego wysiłku. Mam ze sobą maleńką lornetkę 8x22 i od czasu do czasu popatruję na prawą stronę uboczy zarośniętej malinami i kępami bzu, który o tej porze kwitnie i napełnia powietrze ckliwym i duszącym zapachem. Zapach ten dla mnie jest szczególnie odczuwalny porankiem, ale jest zbyt mocny i natarczywy i często aż mdlący. Tłumi zresztą inne subtelniejsze zapachy, niezbyt go lubię. Przystaję pod bukiem i widząc, że od głównego pnia odchodzi potężny korzeń, przysiadam na nim opierając się plecami. Sztucer wspieram o pień i chłonę otoczenie.

A jest co oglądać, świeża zieleń o milionach odcieni tworzy niepowtarzalny obraz. W smugach słońca przebijającego sklepienie potężnych buków widać obłoki owadów. Wszystko się spieszy, to czas spełnienia, krótki czas szczęśliwości i ciepła. Szybko na to spadnie śnieg i znów trzeba będzie czekać do następnej wiosny. Nie zwracałem uwagi na jakieś dziwne odgłosy przypominające szarpanie czy szuranie. Zaczynam szukać miejsca skąd ten dźwięk dochodzi i widzę ruszające się gałązki malin. Podnoszę się zaciekawiony i widzę potężny czarny kark i podnoszący się ogromny gwizd z bielejącym na jego tle orężem. Dzik spokojnie i metodycznie zbiera maliny z gałązek jak ogromny odkurzacz. Jest jakiś taki spokojny z wyrazem określiłbym – błogości czy zadowolenia – że zapominam o stojącym i opartym o buka sztucerze i spokojnie patrzę jak ten olbrzym zajada się owocami przymykając maleńkie oczka z wyrazem zadowolenia. Długo to trwa, dzik przesuwa się powoli w górę zbocza i smyka kolejne gałązki. Szelest z boku zmusza mnie do obejrzenia się i widzę tumaka, potężna samica o wyleniałej sierści patrzy na mnie błyszczącymi jak srebro oczami. Ona jest czujna, głośne fuknięcie i słyszę jak w malinach wybucha szum na trasie jej ucieczki. Patrzę gdzie dzik, gałązka krzaka maliny lekko się kołysze, ale zbocze jest puste, jak duch wyniósł się a ja zostałem z obrazem czarnego pyska i odgłosem ciamkania w uszach. Dookoła trwała orgia czerwca.

Latoszyn 2002




06-09-2006 18:32>>łukasz<<To samo mowię księżkę jak byś napisał to by było super , jakby niewiem ile kosztowała to i tak kupię;)
03-08-2006 20:39janiPogodna impresja.
oopl, to jest licentia poetica. Mickiewicz też kazał dębom rosnąć na Litwie a Prus karmił Faraona pomarańczami. Ważna jest kompozycja, uroda opowieści ulotność chwili. Raczej ta ogromna kuna nie do kompletu.
02-08-2006 08:13ooplBardzo ładnie , fajnie się czyta , mała uwaga ,jak kwitną bzy to nie ma owoców malin.
pozdrawiam oopl
14-07-2006 00:51TrapperLadne.
11-07-2006 21:45KulwapNo!!!!!
11-07-2006 17:22Pan SułekAndy! Ty chłopie powinienes ksiązkę napisać. Pięknie piszesz i pięknie sie czyta ! Gratulacje !!!!

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.