|
autor: ANDY22-12-2006 Rodzinka
|
Ostatnie dni polowań zbiorowych. Jak zwykle do ‘wykonania’ planu kóz brakuje sporo. Na zbiórce łowczy się sroży i zapowiada, żeby strzelać kozy i koźlęta pod rygorem solidnej bury, w domyśle – dam wam odstrzały, poczekajcie, a kozły już przecież za kilka miesięcy...
Piękna zimowa sceneria. Ośnieżone buki i jodełki zastygłe pod czapami śniegu. Świeży puch tłumi odgłosy wszelkie. Jakaś taka spokojna atmosfera, miękka i kojąca nerwy. Stoję na flance u wylotu ogromnego potoku i widzę jego czeluść z zaśnieżonymi uboczami oraz usytuowanymi po prawej ręce samosiejkami jodłowymi, ale już sporymi i gęstymi. W miocie słychać Muchę i jej jazgotliwy szczek, prowadzi sarny, to jest pewne. Wpatruję się w potok z góry i całą scenerię tego zakątka mam jak na patelni. Widzę spory rudel jak z lewej strony od granicy obwodu wachlarzykiem rozpada się na stoku idąc w kierunku łukowato rozstawionej linii myśliwych. Jest ich ok. 10-15 sztuk. Pospiesznie padają mocne trzaskające sztucerowe strzały, słychać również dubeltówki. Skutków tej kanonady nie widzę, stoję bowiem odgrodzony jodełkami a w dodatku w prawo idzie zbocze i następny myśliwy stoi u góry, on widzi co się dzieje na linii ale z kolei nie ma wglądu w potok. Z prawej na lewą stronę w kierunku początku pędzenia spieszą trzy sztuki, kierując się aby wyjść z matni. Jedna jest wyraźnie mniejsza, to koźle.
Nagle jakiś sygnał do nich powoduje, że zawracają i kierują się w moją stronę. Na przedzie idzie piękny rogacz z porożem w scypule, koźle i na końcu dorodna koza. Jest to tak śliczny obrazek, że z obrzydzeniem zaciskam zęby, świadom po co tutaj stoję. Postanawiam strzelić koźle aby nie narażać się na zgryźliwe uwagi i takie tam dywagacje wygłaszane przez niektórych. Sarny schodzą uboczą w potok i zaczynają podchodzić na muldę po której i z lewej i z prawej strony są jodełki. Idą jak zakonotowałem wcześniej. Pierwszy wychodzi kozioł i lekkim susem przeskakuje obok muldy, za nim koźle wychodzi z jodełek i rusza, zginam palec. Wali się w rów jak ścięte. Popod mymi nogami jak oszalała rwie w młodnik trzecia sztuka. Ale jakaś taka mała i zgarbiona...
Chwilę czekam aż naganka dojdzie i schodzę w dół. Z boku muldy w rowie leży – koza. Jakiś łomot w głowie i piekielny żal. Żal tego obrazka wcześniejszego, tej idącej zwiewnym truchtem zwierzyny. Weszły w młodnik i się przetasowały, zamiast koźlęcia trafiłem kozę. Pękło jakieś ogniwo. Biorę kozę na ramię i wlokę się na miejsce zbiórki, rozradowane twarze kolegów i leżące w śniegu kilka sztuk. Zrezygnowany dokładam do tego swój łup. Sięgam po nóż...
Jaworze
|
|
| |
22-12-2006 13:00 | Bogusław | Andy Twoje opowiadania bardzo mi się podobają. Piszesz bardzo obrazowo, stosujesz ciekawe porównania. Czytając czuję się jak bym tam był i to przeżywał.
Podobny przypadek jak Twój miał kilka lat temu kolega /25 lat pełnił funkcję łowczego w moim kole/.W czasie ruji polował na kozła wyjątkowego myłkusa, obserwował go na łące na której stały niewielkie kopki siana i widział jak ten kozioł wszedł za jedną z nich przygotował się do strzału i jak tylko zwierzę wyszło zza tej kopki strzelił i zobaczył jak myłkus ucieka a w ogniu padła koza. Opowiadając tą nieszczęśliwą historię do dzisiaj mimo, że minęło już wiele lat czuje niesmak i przestrzega mas młodszych przed pochopnymi
strzałami bo myśliwy to nie wędkarz wystrzelonej kuli nie wypniesz tak jak haczyka i nie wrócisz życia żebyś niewiem jak chciał.
Czekam z niecierpliwością na następne Twoje opowiadania,
Pozdrawiam świątecznie i po myśliwsku DARZ BÓR. | 22-12-2006 12:44 | Brakarz | ANDY
Proza życia w naszych łowieckich doświadczeniach, a cel czyli plan
czasami zmusza do określonych wyborów, nie zawsze zgodnych z własnym
spojrzeniem, czy sumieniem. Święta tuż, życzę Ci wspaniałego i rodzinnego Bożego Narodzenia, a Nowy Rok niech będzie czasem spełnionych marzeń i nadzei.
Pozdrawiam serdecznie
Piotr
|
| |