|
autor: Jump7619-02-2007 Spełnianie pasji życiowych czyli od radości do smutku.
|
Myślistwem byłem zarażony już od wczesnych lat dziecięcych. Pamiętam, że jako mały brzdąc w czerwonych gumaczkach i kapelusiku towarzyszyłem Ojcu w wypadach do kniei, nie tylko na polowania... lubiłem "działać" przy pracach na poletku zaporowym, podawać gwoździe i deski przy budowie brogów i paśników. Podczas wspólnych wypraw u boku Taty poznawałem piękno naszej Mazurskiej kniei, uczyłem się zwyczajów i tradycji łowieckich.
W dwunaste urodziny jako prezent podarowano mi pierwszą książkę o tematyce łowieckiej - "Tropy i ślady zwierząt". Poradnik dla miłośników przyrody autorstwa Wiesława Albina Chmielewskiego. Na pierwszej stronie widnieje dedykacja: "Rafałowi, aby tropy poznawał w lesie. Kętrzyn 16.10.88 A. Niemiec". Podarował mi tę książkę serdeczny przyjaciel mego Ojca - wybitny i wytrawny myśliwy, pan Andrzej. Poradnik zajmuje do tej pory honorowe miejsce w mojej bibliotece łowieckiej. Po lekturze książki i pod czujnym "okiem Ojca" mogłem w praktyce rozpoznawać ślady i tropy zwierząt, Rozpoznawałem klucze przelatującego ptactwa, rozróżniałem trop stary od świeżego.
Z biegiem czasu fascynacja łowiectwem nie malała, wręcz przeciwnie... Już jako młodzieniec z utęsknieniem czekałem pięknej, złotej jesieni, gdy u boku pana Andrzeja przemierzałem leśne dukty w pogoni za bykiem... Ach te zimowe zbiorówki na stanowisku razem z Tatą... Wiosenne podchody za kozłem... Latem wpatrzony w zachody słońca skąd zza widnokręgu nadlatywały tabuny kaczek na rozległe rozlewiska w okolicach Kętrzyna... To był czas młodzieńczej, beztroski, fascynacji i zauroczenia łowiectwem.
Ojczulek od samego początku wpajał mi zasadę "Dobry myśliwy to nie koniecznie król polowania" i ciągle powtarzał słowa "Kto nie hoduje ten nie poluje". W myśl tej zasady ze swoim przyjacielem Irusiem (obecnie kandydat na myśliwego w naszym kole :) będąc brzdącami, zbieraliśmy żołędzie dla dzików, stale podbieraliśmy jabłka i marchew z piwnic Rodziców. Gdy nastawały mrozy i biały puch pokrywał pola wspólnie z moim kompanem ładowaliśmy w worek uzbieraną karmę i na saneczkach do knieji. Za miejsce dokarmiania wybrałem niewielką remizę, przez którą przepływał strumyk. Zwierzyna szybko przyzwyczaiła się do nowej "stołówki" - gościł w niej niewielki rudel sarn. Żołędzie wyjadał spory odyńczak, a marchew wcinały zające. Byłem zadowolony z siebie i Irusia - że mogliśmy pomóc zwierzynie przetrwać ten trudny zimowy okres.
W wieku osiemnastu lat zostałem kandydatem w K.Ł. "Szarak". Moje podanie zostało rozpatrzone pozytywnie i stałem się pełnoprawnym kandydatem z dzienniczkiem stażysty w ręku. Dwa lata stażu, kurs i egzaminy minęły bardzo szybko, później sprawy związane z pozwoleniem na broń, wpisowe czyli tzw. "sprawy papierkowe". Wreszcie z sztucerem otrzymanym od Taty - pierwsze polowanie. Pełen wiary w łowiecki sukces, nadziei, energii i chłonny wrażeń, zmierzałem ku swej kandydackiej ambonie...
Nie tylko samym lasem człowiek żyje. W deszczowy, ciepły czerwcowy dzień złożyłem obietnicę przed ołtarzem. W grudniu następnego roku jako szczęśliwy Tatuś odciąłem pępowinę mojego Skarbulka - Urszuli. Być przy porodzie to piękna, niezapomniana chwila... jaka ona podobna do mnie! Duma i siła rozpierała mnie. Dwa lata później nadszedł ten mroźny, styczniowy dzień, gdy cały świat wartości poległ w gruzach. Nie wytrzymały fundamenty - podwaliny związku.
Minęły kolejne dwa lata... nie jestem na co dzień przy boku mojego Skarbulka. Gdy się budzi rano i gdy zamyka oczka do snu. Zastanawiałem się wiele razy, czy spełniając swoją pasję nie zatraciłem świata, który mnie otaczał... czyli od radości do smutku... |
|
| |
04-03-2007 00:04 | iwona | Nie tylko samym lasem człowiek żyje - ale to właśnie las pomaga zapomnieć o problemach . | 03-03-2007 21:22 | MAX-508 | Życie już niestety takie popieprzone czasem jest,wiem coś o tym...Pewnych spraw się nie pogodzi ,innych nie załatwi,na niektóre w ogóle nie mamy wpływu a jeszcze inne nas przerosną.Podobno to co nas nie zabija sprawia że stajemy się sliniejsi.pozdrawiam | 19-02-2007 22:00 | dominik 30 | to co napisałeś to jest jak nasza przyroda poprostu super, szkoda że takie zakończenie, takie jest właśnie życie jak myślisz że masz już wszystko o czym mażysz to zawsze musi się coś zepsuć. Trzymaj się bracie zobaczysz zaświeci jeszcze i dla Ciebie słońce-rozumiem cię też byłem w podobnej sytuacji więc wiem co to znaczy nie być przy własnym dziecku. Mam nadzieję że jeszcze wszystko się ułoży-powodzenia. | 19-02-2007 12:58 | Lufa | Piękne, ale ....
Nie zawsze znajdujemy zrozumienie i akceptację tego co robimy.
Boli najbardziej jeśli dotyczy to naszych najbliższych.
Zawsze jednak trzeba pamietać "że czas leczy rany".
Darz Bór. |
| |