|
autor: barteks2506-07-2007 "Do trzech razy sztuka"
|
Była środa 27 czerwca br. Pogoda dopisywała, wiec wraz z moim Tatą postanowiliśmy pojechać na kozła. Na ambonie usiedliśmy koło godz. 18.30. Słońce było jeszcze wysoko i przeszkadzało nam w podpatrywaniu stojącej pod ścianą lasu kozy. Po jakimś czasie wyszła jeszcze jedna koza a za nią z traw wyłonił się kozioł. Zobaczyłem go pierwszy i dech mi zaparło. Stuknąłem Tatę delikatnie w ramię. Wypatrzyliśmy pięknego, wysokiego, starego myłkusa. Po opanowaniu emocji, zrobieniu paru fotek, Tato „złożył się” i oddał strzał. Okazał się chybiony. Rogacz spokojnie odszedł, ponieważ echo strzału zdezorientowało go. Mówię do Taty „strzelaj drugi raz”, przeładował i strzelił. Kozioł zawrócił na środek polany a z jego zachowania wynikało, że strzał był znów chybiony. Spokojnym krokiem kozioł zaczął oddalać się w stronę lasu a Tato nerwowo przeładował sztucer i złożył się do strzału mrucząc pod nosem „zatrzymaj się”. Zamiast strzału usłyszeliśmy tylko metaliczne stuknięcie. „Niewypał” mruknął nerwowo Tato, i ponownie przeładował. Zdążył jeszcze go namierzyć i znowu niewypał. Nasz piękny mułkus zniknął w gęstwinie drzew. Dopiero teraz Tato zaczął analizować chybione strzały - strzelając do kozła słońce padało prosto w lunetę ale przy oddawaniu strzałów Tato o tym nie pomyślał. Było już grubo po 21-ej więc pojechaliśmy do domu.
W czwartek z druga jednostką (kniejówką), na tej samej ambonie, tylko godzinę wcześniej zajęliśmy miejsca, i czekamy. Minęła już 20.30 a kozła nie było widać. W tym czasie pokazały nam się trzy kozy i dwa szóstaki. Oczywiście zrobiłem im zdjęcia. Była 21.40 gdy z traw pod lasem wychylił się kozioł. Rozpoznaliśmy go - był to ten sam kozioł, ale warunki nie pozwalały na oddanie strzału. „Nic tu po nas…”. Zeszliśmy do samochodu nie płosząc żerujących saren.
W piątek na ambonie byliśmy o tej samej godzinie co w czwartek. Najpierw pokazała się koza, a dopiero o 20.15 ostrożnie z traw wychylił się kozioł. Bez żadnych wątpliwości, rozpoznaliśmy „naszego” myłkusa. Był dość daleko ale żerując zbliżył się i Tato mógł oddać pewny strzał do prawego boku. Kozioł dostał na niską komorę i czmychnął w stronę lasu. Po chwili, gdy wszystko się uspokoiło, poszliśmy na miejsce zestrzału. Wyraźnie wcięte racice oraz położona nisko sucha trawa wskazywały kierunek zejścia. Nie śpiesząc się rozpoczęliśmy poszukiwania. Kozioł leżał od miejsca strzału około 40 kroków.
Tato podziękował Św. Hubertowi i oddał ostatni kęs pozyskanej zwierzynie. To o czym czytam w opowiadaniach - etyce, tradycji przeżyłem sam dzięki memu Tacie. Pozyskanego kozła uwieczniłem wraz ze szczęśliwym Tatą na zdjęciach.
Waga tuszy 18 kg, szacowany wiek to 9-10 łeb, masa wypreparowanych parostków to 460g.
Bartek i Tato
Darz Bór
|
|
| |
10-07-2007 21:12 | Kamil90 | Opowiadanie pierwsza klasa:) Jeszcze raz Gratuluje kozła:-) | 09-07-2007 08:30 | jandrusb | Świetne opowiadanie, słyszałam je z ust szczęsliwego myśliwego. Bardzo sie ciesze, że zostało fajnie spisane. Gratulacje dla Ojca i Syna. Darz Bór. | 06-07-2007 13:58 | cienias | Gratuluję. Kozła i opowiadania. Św. Hubert chyba jakiś poważny dług spłacał wobec Twojego Taty, ponadto lałeś miód na serca sprzedawców amunicji.
To były, oczywiście takie żarty zazdrośnika.
Pozdrawiam | 06-07-2007 12:52 | abanas | Bardzo fajne opowiadanie. Gratuluję!
Racz Knieja
Artur |
| |