|
autor: Trzaskun20-08-2007 Widziane z ambony
|
Wiadomym jest wszystkim, że z ambony można zobaczyć wszystko, co się chce i nie tylko. W dzień z ambony ustawionej na skraju śródleśnej łączki nad brzegiem małego jeziorka można obserwować nie tylko zwierza przychodzącego do wodopoju, ale i nimfy, które nie bacząc na otoczenie przychodzą się tu kąpać. W letnią noc z tej samej ambony można oglądać stada świetlikowych iskierek poszukujących partnerów. W zimie, gdy jeziorko częściowo zamarzło a gruby dywan śniegu pokrywa okolicę na położonym opodal nęcisku zjawiają się jelenie a o zmierzchu watachy dzików.
Czytając opowiadania łowieckie dowiadujemy się, co widzieli koledzy siedząc na ambonie wieczorem i o poranku. Taki myśliwy, u którego odczucia estetyczne nie zostały przyćmione przez chęć posiadania trofeum za wszelką cenę z takiej zasiadki potrafi zawsze wrócić zadowolony, choć lufy pozostały czyste. Wiem, że niektórzy będą się śmiać!
Nie po to jechali kilkadziesiąt, a niekiedy kilkaset kilometrów, aby podziwiać zachód słońca lub różowy świt. A przecież to wszystko można połączyć w przyjemną całość dla duszy i ciała. Nie zawsze siedząc na ambonie ustawionej na skraju zrębu wśród wysokopiennych świerków i sosen lub na brzegu lasu doczekamy się kozła lub byka. Nie zawsze na nęcisko, nawet najlepsze, wyjdzie dzik w piękną księżycową noc. Takie sytuacje są częste nawet tam, gdzie zwierza jest dużo. Nie będę malował tu obrazów zachodzącego słońca nad knieją i poranków majowych na polach pokrytych rosą i porośniętych łoziną, to wszystko my myśliwi znamy, to wszystko widzieliśmy, tylko czy dostrzegliśmy w tym piękno, czy zapadło w naszą duszę?
Czytane za młodu opowiadania wieszczów literatury łowieckiej kształtowały naszą wyobraźnię, pomagały zrozumieć głęboki sens łowiectwa, jego historię, kulturę, tradycje; Rozbudzona w ten sposób przenosiła nas w knieje na świetnie zorganizowane polowania zbiorowe. Wdychaliśmy zapachy prastarej puszczy okrytej białym puchem, smakowaliśmy wybornych bigosów, aromatycznych miodów i nalewek, grzaliśmy się przy ogniskach, a potem saniami pędziliśmy do dworu, gdzie gościnny gospodarz po sutej kolacji zasiadał w fotelu przed płonącym kominkiem, zapalał fajkę i otulony wonnym dymem opowiadał swoje łowieckie przygody. Podskakiwaliśmy w rytm pieśni głuszca na mszarze. Siedzieliśmy w budce przy polance, na której tokowały cietrzewie i razem z nimi przeżywaliśmy szabas. Ile to razy podchodziliśmy medalowego byka, a ogromny odyniec zwany Haskielem, Czarnuchem czy Wojewodą uchodził z obierzy. Razem z innymi fladrowaliśmy wilki w górskich ostępach.
Kochani, przypomnijcie sobie, to opisywali tacy sami myśliwi jak my tylko częściej patrzący na świat oczami wyobraźni. Nie jedźcie na polowanie z obowiązku wykonania odstrzału, jedźcie z przyjemności obcowania sam na sam z otaczającym nas prawdziwym światem i patrzcie na ten świat duszą. Troski, problemy i ten pędzący na złamanie karku każdy dzień zostawiajcie w domach, a w najgorszym razie pod amboną. Wtedy z ambony dostrzeżecie dużo, dużo więcej. DARZ BÓR.
|
|
| |
27-12-2007 21:00 | walec | Trzaskun ! Jesteś jednym z nielicznych kto wie czy nie ostatnich tak odczuwających łowiectwo.Masz rację! każda zasiadka powinna być przeżyciem dla myśliwego,nawet gdyby tylko podglądal księżyc i słuchał nocnych szmerow. Pozsdrawiam Darz Bor. | 12-09-2007 15:52 | Borsuk 2 | "...i patrzcie na ten świat duszą". Pięknie to ująłeś TRZASKUN. Pozdrawiam serdecznie. | 12-09-2007 13:05 | Dominika | Podoba mi sie :) sklania do przemyśleń:) | 25-08-2007 22:02 | ULMUS | Refleksyjne.Pozdrawiam serdecznie. |
| |