|
autor: Dominika13-09-2007 Czar jesiennej knieji
|
- Franiu, ale ty głupi jesteś!! Myślisz, że św. Hubert takiemu osłowi podarzy!!! Pomyśl trochę... szczęściu trzeba pomoc... Siądziemy, ja już tam wiem, gdzie. Może byki będą ryczeć.
Dalsza dyskusja na temat miejsca zasiadki była bezsensowna. Kazek jak zwykle musiał się wymądrzać. Ale to był dobry chłop, jak to mówią. Muchy by nie skrzywdził. Serce dobre miał, a łowiectwo to było jego całe życie. On jeden znał wszystkie dzicze weksle, znał cały las, każde drzewo i każdy krzak, więc stanęło na tym, że pojadą na Machową. A Machowa to piękne łowisko: gruby las, prawdziwa ostoja jeleni i dzików. To tutaj padały legendarne odyńce i ryczały najmocniejsze byki. Niejeden łowca widział tutaj 200 kg dziki, które pokazywały się na 2 sek. i znikały niczym leśne widma. Pełne czarów i magii miejsce. Kiedy mijało się szlaban na Dziurgotowej to jakby wkraczało się w całkiem inny świat. Był jak brama do świata przyrody, gdzie życie biegło własnym tak obcemu zwykłemu człowiekowi tempem. Dla Kazka i Frania był to jednak bliski sercu świat. Kazek wychowywał się w tych okolicach polował z tata od dziecka; polował jego dziad i pradziad. Franio mieszkał w mieście, ale równie rozkochany w lesie jak i Kazek. Tworzyli doskonały duet przyjaciół od małego, a ich przyjaźń była niezwykle silna - poszliby za sobą w ogień. Franiu młodszy od Kazka studiował, a Kazek był ciut starszy i był leśniczym.
Franiu spakował się do auta i ruszył na leśnictwo. W bramie powitały go trzy jamniki szorstkowłose: Beju, Łatek i Brok. Trójka niesamowitych dzikarzy ale i niezłych rozrabiaków. Za nimi zaraz z szerokim uśmiechem na twarzy pojawił się Kazek.
– Darz Bór - wykrzyknął i serdecznie się przywitali. Za Kazkiem zaraz pojawił się tata Kazka - Olek - pułkownik Mimo sędziwego wieku przegoniłby nie jednego młodzika.
Leśniczówka przepiękna, drewniana, zawsze otwarta dla gości. W dużej kuchni pachniało grzybami i pysznościami gotowanymi przez mamę Kazka. Nie było mowy o niejedzeniu obiadu, byłaby to wielka obraza dla gospodyni. Stół czekał zastawiony, na samym środku karafka z oczywista najlepszą pigwówką na świecie.
- To Panowie - na smaczek - zaśmiał się pułkownik Olek i polał wspaniałego trunku do kieliszków. Wszystko w domu u Kazika miało charakter myśliwski: piękne meble dębowe, rzeźbione scenami myśliwskimi, obrazy, trofea. Franiu czuł się tu, jak w domu. Uśmiechnięci, przyjaźni mu ludzie, a sama atmosfera tak wspaniała, że nigdy nie chciało mu się stąd wyjeżdżać. Na obiad oczywiście serwowano dziczyznę, specjalność Pani Jadzi. Przy obiedzie dyskusja na temat miejsc zasiadek i pora w las. Idą pieszo, trochę drogi przed nimi.
Las pachniał jesienią, dość chłodne noce, ranne przymrozki, kolorowe liście, Piękna pogoda , bezchmurne niebo. Trójka wesołych myśliwców rusza w las.
- A dawniej to były rykowiska... - wspomniał pułkownik z żalem w głosie. Machowa dawno już nie miała takich, choć to bardzo dobre łowisko. Może w tym roku będą ryczeć.
Franiu bardzo chciał usłyszeć choć raz. Czytał, słyszał od innych. Marzyło mu się choć raz usłyszeć miłosną pieśń.
Żartowali, każdy w sercu miał nadzieję, na wspaniałą przygodę. Lekki wiaterek powiewał i nosił liście po całym lesie. Wszędzie pachniało jesienią. Błękitne niebo rysowało się ponad koronami niebotycznych drzew. Doszli do pierwszej krzyżówki. Tutaj zostaje pan Pułkownik, siada na Jaroszowej. Darz Bór!! Franiu z Kazkiem podążają dalej Burasową.
- Franiu, zostaniesz na Czterech Dębach, tam chodzi duży odyniec, taki ze 130kg. Ja zostaję na Stawowej. Rozeszli się i każdy na swojej ambonie czekał wrażeń nadchodzącego wieczora. Franiu siedział na dość wysokiej ambonie przy Czterech Dębach. Do polany przy której siedział, przylegał jedną stroną młodnik świerkowy. Usiadł wygodnie, słońce chyliło się ku zachodowi. Wiatr ucichł. Takie wieczory są najpiękniejsze – myślał sobie Franiu, gdy nagle usłyszał trzask gałązki. Na polanę wyszła koza z koźlakiem. Pożerowała chwilę i spokojnym krokiem oddaliła się, a po chwili zniknęła z widoku. Robiło się coraz chłodniej, wręcz zimno ale mimo to bardzo przyjemnie. Nagle ciszę przerwało stęknięcie. Franiu drgnął, i pomyślał - eee tam, chyba mi się przesłyszało... Cisza! Franiowi serce biło szybko, bo miał nadzieję, że powtórzy się tajemniczy dla niego dźwięk. I powtórzył – mocny, długi. Franiu nie mógł wytrzymać z radości, ryczą, no ryczą!! Uśmiech zdobił jego twarz i łza pojawiła się w oku. Niedaleko za amboną ryczał byk. Jeszcze dość leniwie, ale co to, Franiu nasłuchuje - ryczy drugi, od stawowej. Siedział jak w niebie - nasz myśliwiec nasłuchując w knieje...
Pomału zaczęło się ściemniać. Księżyc wschodził coraz wyżej. Z trzech stron napływały miłosne pieśni duchów puszczy. Tak jelenie nazywał pułkownik Olek. I nagle trzask. Franiu przestał oddychać, bo bał się, że spłoszy nadchodzącego zwierza. Cisza i po chwili znów – trzask. Franiu patrzy, patrzy, nic. Cisza! Za jakieś 20 minut znów trzask. Patrzy przez lornetkę i widzi jak delikatnie z lasu wysunął się gwizd. Franiowi serce tak zabiło, że o mało spadł z siedzenia. Ale dzik schował gwizd i wycofał się do tyłu. Kurcze, ale wieczór - pomyślał Franek. Ale trzask, trzask idzie, idzie – cieszył się Franiu. Ciemnawo już było, dość dobrze. Na strzał tak sobie. Ale jakoś Franek nie myślał o podniesieniu broni. Jakby pijany, upojony ryczeniem byków i pięknem jesiennego wieczoru. Pomału na łąkę znanym myśliwcowi truchtem, wyszedł ogromny dzik. Zatrzymał się na ścianie młodnika i zaczął buchtować. Franiu podziwiał czarnego zwierza gdy znów knieję przeszyła pieśń rykowiska. Pieśń miłości, może groźby, wyzwania.
Był to niewątpliwe najpiękniejszy wieczór w łowisku i jego młodzieńcze serce rozkochane w puszczy jeszcze bardziej pokochało je...
Pomału trzeba było wracać. Cichutko zszedł z ambony. Kazek czekał na niego z uśmiechem: - I co, ryczą? - cieszyli się jak dzieci. Po drodze spotkali pułkownika. Na jego twarzy widoczna była radość ogromna. Wiedzieli już dlaczego się tak cieszy. Wszyscy w sercu nosili tą samą radość.
W oddali widać już było światło leśniczówki... i psy biegnące w strony swojego Pana. A w duszy brzmiał – Darz Bór! |
|
| |
19-09-2007 08:11 | jandrusb | Świetne opowiadanie. Gratulacje. Darz Bór. | 17-09-2007 16:06 | Bukiet | Opowiadanie fantastycznie oddające rzeczywistość.Czytając je , człowiek przenosi się w tamto miejsce gdzie rozgrywa się akcja opowiadania.Trochę wyobraźni i rumieńce na twarzy czytającego jak w banku.Super . Gratuluję i pozdrawiam.DB | 16-09-2007 11:45 | Emill | Bardzo Piękne opowiadanie Dominiko !!!
Z niecierpliwością czekam na następne Pozdrwiam i Darz Bór ! | 14-09-2007 12:54 | Brakarz | Ciepło i sympatia płynie z Twego opowiadania. Znałem podobnego „Kazimierza” oraz miałem szczęście i przyjemność z Nim polować. Życzę wszystkim polującym i nie tylko, by w swoim życiu doświadczyli prawdziwej przyjaźni.
Gratuluję Dominiko, pozdrawiam, DB
Piotr
| 13-09-2007 22:05 | ULMUS | Dzięki , świetnie sie czytało, przeniosłem sie tam na chwilę . Rany, ale do lasu mi się zachciało .
DB | 13-09-2007 13:21 | Ciopek | Super opowiadanie , klimatyczne i na czasie . Darz Bór !! |
| |