|
autor: Dominika28-09-2007 Powrót
|
Trzymając kurczowo taty rękaw, szliśmy linią na wielkie Sokolskie łąki. Małymi kroczkami starałam się nadążać za długimi krokami. Las wydawał się jeszcze bardziej ogromny niż teraz. Silna woń budzącego się po zimowym letargu lasu przyjemnie wbijała się do zimnego nosa. Kwietniowe wieczory były jeszcze trochę chłodne, ale jak przyjemne. Pomału doszliśmy na łąki, gdzie leżało kilka powalonych drzew, na których przysiedliśmy z tata i czekaliśmy. Tata nasłuchiwał, czy nie ciągną słonki. Dla mnie były to chwile, kiedy z ogromnym wysiłkiem skupiałam się by usłyszeć tak upragnione chrapanie długodziobej, której nigdy na żywo nie słyszałam. Złościło mnie, gdy tata swym wytrawnym myśliwskim uchem wyłapał dźwięk, po którym uśmiechał się jakby zdarzył się cud, a moje dziecięce ucho nic nie „zauważyło”.
Nagle na ścianie lasu pojawiły się dwie sylwetki dzikiego, czarnego zwierza. Szybko schowałam się za tatą, ze strachu oczywiście, ale z podziwem i ogromną ciekawością patrzyłam jak przy przeciwległej ścianie lasu buchtują dwa dziki. To były pierwsze dziki jakie widziałam w lesie. Do dziś je pamiętam.
Z Mietkiem - taty kolegą, pojechaliśmy na las, na Sokole, nie na polowanie, o tak, posprawdzać paśniki, lizawki, dotlenić zmęczone miejskim powietrzem płuca. Linia wiodła pomiędzy wysokimi, ogromnymi świerkami. Nagle na linie wybiegł jeleń- byk. Przystanął na chwilę i przyglądał się nam. Patrzyłam na niego jak na ducha. Miał tyle piękna w sobie, był dumny i majestatyczny, był piękny i królewski... Dziecięce oczy pełne naiwności i radości, patrzyły na świat i ludzi z podziwem. Czytając książki, opowiadania, dziecko kształtowało w głowie świat pełen ideałów i dobroci. Myśliwy nie może być zły, kocha przyrodę, jest etyczny, ma ogromną wiedzę na ten temat. Ale serce dziecka nie widziało, że tych prawdziwych myśliwych jest niewiele...
Gdy decyzja moja o wstąpieniu do PZŁ stała się już realna, ziszczały się najwspanialsze, największe marzenia. Ale wtedy też serce i dusza pełna ideałów, zobaczyła prawdziwy świat ludzi, którzy dalecy są od dziadka Dulęby z opowiadań Kopczyńskiego. U taty w kole nie było źle, ale moje drugie koło to była zimna kąpiel. To co tam zobaczyłam, nie mieściło się w mojej głowie. Brak tradycji, gwara łowiecka to przypadek, ludzie jacyś zawistni i mówiąc prosto - źli. Cały świat łowiecki umalowany w dźwięki rogów myśliwskich, w ideały, jakich uczył tato, legł w gruzach. Przerażało mnie to, siły do walki dużo, ale samej… walka z wiatrakami. Pismo o skreśleniu z Koła otrzeźwiło mnie już całkiem. Nie widziałam co robić, nie chciałam być między ludźmi, którzy nie szanowali tradycji, kultury, którzy nie kochali łowiectwa tak jak ja, jak dziadek Dulęba, mój dziadek, tato. Zrezygnowana przypomniałam sobie rozmowę z pewną sędziną na psich Field Trialsach, która kiedyś polowała, ale przestała bo pewien „Kol” strzelał do słupkującego zająca. Ona spytała jak on mógł strzelać, a on na to – to miałem mu odpuścić? Stwierdziła, że z mięsiarzami polować nie będzie. Długo mnie ta myśl gnębiła. Każde polowania w tamtym towarzystwie wydawało mi się przykładaniem ręki do wręcz profanacji. Nie musiałam być w tamtym Kole, to fakt. Tereny piękne, mogę polować sama, indywidualnie, ale przecież to nie tylko o to chodzi. Brać łowiecka to istotny element, przyjaźnie łowieckie, przygody.., łzy kapały nieraz z dziewczęcych oczu.
Przestałam polować tam na zbiorówkach. Polowałam tylko z tatą w jego Kole. Bez pasji trochę, bo załamał mnie obraz, który ujrzałam. Ale...
Pewnego kwietniowego wieczora, wybraliśmy się na ciągi słonek. Tylko posłuchać miłosnej pieśni. Usłyszałam zbawienne chrapanie, na łące nieopodal żerowały sarny, cichy wieczór, tajemniczy i spokojny. Na łące zaczęła siadać mgła. Wzięłam głęboki oddech, i serce zadrżało, zabiło mocniej. Po polowaniu wpadłam do domu, szybko wzięłam w ręce „Księgę puszczy” i zaczęłam od nowa... całą łowiecką przygodę. Pomyślałam, że nie dam zniszczyć swojego świata i prawdziwego łowiectwa. Teraz każde smutki i żale, wylewam w lesie, on koi mój smutek, z dubeltówką przemierzam pola myśląc nad trudnymi sprawami, podejmując decyzje, i płaczę z deszczem na łąkach i cieszę się promieniami porannego słońca.
Darz Bór
|
|
| |
24-10-2007 17:42 | MAX-508 | Czytając to opowiadanie dochodzę do wniosku że jestem wielkim szczęściarzem ,koło do którego należę i do którego od ponad 20lat należy mój ojciec jest jednym z tych nielicznych bastionów,gdzie tradycja,dźwięk sygnałówki na pokocie ,wspólne biesiadowanie jest na równi ważne co samo polowanie.Życzę Ci wiele radości łowieckiej i umiejętności przeżywania każdej chwili spędzonej w łowisku z osobna | 02-10-2007 09:24 | Borsuk 2 | Przyłączam się - "...Trwaj i wzbogacaj Nasz portal !..." -Dominiko :-) | 01-10-2007 17:06 | Jump76 | Dominiko
...smutne ale prawdziwe,niewielu pozostało w naszch szeregach prawdziwych myśliwych. Rycerzy św. Huberta którzy istnieją jako "cząstka lasu",kochają naszą Ojczystą Przyrodę!...coś się konczy coś sie zaczyna...Cieszę się że w ten kwietniowy wieczór pod wpływem pieśni miłosnej odżyła w Tobie nadzieja i wiara w lepsze jutro..Trwaj i wzbogacaj Nasz portal ! Życzę Tobie i wszystkim etycznym myśliwym samych słonecznych dni w knieji, a łzy niech będą łzami radości.
Z myśliwskim pozdrowieniem Darz Bór !
| 01-10-2007 15:19 | Brakarz | Z tego co piszesz wynika, że jesteś wrażliwą Dziewczyną. Masz trzeźwe i właściwe spojrzenie na łowiectwo. Las rzeczywiście potrafi ukoić smutki i żale, trzeba tylko umieć dostrzec jego urok i piękno oraz często z tego korzystać. Pozwól, że na temat lasu przytoczę Ci pewien wiersz, autora niestety nie znam wiem, tylko tyle, że był leśnikiem. Wiesz powstał na początku lat 60-tych ubiegłego stulecia.
„Tobie lesie
kołysko marzeń moich
oddam ostatnie bicie serca
masz tę garstkę życia
i zrób z nią co zechcesz
dobryś szumiący lesie
tulisz mnie
głaszczesz moje smutki
kryjesz w cieniu rozpacz moją
i bronisz przed obłudą .....”
Pozdrawiam i życzę wiele optymizmu i pogody ducha, Darz bór
Piotr
| 28-09-2007 22:36 | Trapper | Dear Dominika
Majac 7 lat zarazilem sie podziwiniem przyrody kiedy to jako maly chopczyk w zimie podpatrywalem sarny i kuropatwy na polach. Potem bylo lesne technikum i studia lesne w Krakowie kiedy to w 1981 roku zaczalem maja przygode lowiecka. Pamietam pierwsze rykowisko w Dolinie Pustej kolo Krynicy. Pamietam pierwszego wilka na Zubansku.
Mysliwi to rozni ludzie i zawsze sie znajdzie dwoch takich ktorzy przetna zajaca na pol. Zawsze bedziemy musieli bronic nasz mysliwski swiat przed kims i zawsze bedziemy przez kogos nierozumiani a moze nawet atakowani.
O jak wile stracilem z enthusiasmu do polowanie jaki mialem wiele lat temu. To jest po prostu ciagly process odnajdywania pasjii lowieckiej.
Czasami nie ma czasu na polowanie ale dobrze ze jest Dziennik Lowiecki i ludzie tacy jak Pani i Pani Maryna aczkolviek nie zgodzil bym sie tu z kilkoma wypowiedziami na temat co kieruje mezczyznami (P..D..P). Swiat nie jest taki nieszlachetny.
W przeszlosci duzo polowalem sam. Teraz mam nowa zone ktora ze mna poluje na kaczki, gesi a nawet ostatnio strzelilismy jelenia wapity. Boi sie tylko nidziwiedzi ale pracujemy nad tym.
Polowanie to ciagle pokonywanie przeciwnosci i nie mam tu na mysli to ze mi sie nalalo w buty.
Nie placz Dominiko ino walcz.
| 28-09-2007 21:59 | Vulpes silvestris | To wspaniale, że las koi Twoje smutki, depresje... Wielu moich znajomych już tak zwariowało na punkcie pieniędzy i kariery, że wyjazd do łowiska traktują jako zmarnowany czas. Szkoda mi tych ludzi. Odżywaj na nowo i stale... Tego życzę Ci oraz wszystkim, potrafiącym widziec łowiectwo jako misterium, które niekoniecznie zawsze musi kończyc się strzałem. Między ciszą a strzałem to właśnie najwspanialsze chwile. Grzegorz | 28-09-2007 20:06 | ULMUS | Pozdrawiam . Życie bez "Księgi Puszczy" byłoby uboższe.
DB | 28-09-2007 19:54 | ANDY | Sorry,
ale wrażliwośc nie dotyczy tylko kobiet- co to znaczy róbmy swoje -jakie swoje , co to znaczy - czy zwykły facet nie może żyć z godnoscią? Każdy człek winien przeżyć swój czas jak najlepiej i być w zgodzie z sensem życia . Każdy , bez wzgledu na wiek , czas i płeć. Ludzie nigdy się nie szanowali - trwali w swoich skorupach i jedynie znali swe miejsce . Teraz po prostu nie znają swego miejsca i stąd są problemy - dla tych wrażliwszych i mniej przebojowych.... | 28-09-2007 15:50 | Maryna | Siostrzyczko Dominiko! Znam te łzy, samotność, gniew na niesprawiedliwość, zadziwienie, że może istniec okrucieństwo, brud... Najgorsze jest to, że tak mało ludziom sie chce, tak mało ludziom wystarcza. Pozywienie, dupcenie, pieniądze i już. Pula mozliwości człowieczenstwa zamknięta.
Dokładnie to samo widzenie świata przekazał mi mój Ojciec. Dlatego uważałam, że mysliwi to elita wybranych ludzi o szlachetnych sercach i obyczajach. Jakże się zawiodłam! Może tak było kiedyś, że ludzie szanowali się i żyli z godnością. Tak było kiedyś. I chocby nas, wrażliwych kobiet było piećdziesiąt albo i pięćset, niczego nie zmienimy. Musimy robic swoje, musimy, mimo wszystko i wbrew, świecić godnością. Kto wie? może ataki na nas spowodowane są właśnie zazdrością? Róbmy swoje, w koncu przychodzi dzień prawdy. Juz parę razy zdarzyło mi się, że zawzięty wróg cos zrozumiał i przeprosił.
To są te małe kroczki do poporawy stanu świadomości myśliwych. | 28-09-2007 13:08 | Borsuk 2 | Moja rada: dostrzegaj piękno i ciesz się nim.... a tym którzy mają brutalne czasami prostackie podejście do łowiectwa i życia, dawaj dobry przykład, pokazuj to piękno i subtelności chwil spędzanych w lesie. Może nie całkiem, może nie do końca zmienisz świat... ale coś na pewno zmienisz na lepsze. Ja to sprawdziłem sprawdziło się. Pozdrawiam serdecznie. |
| |