|
autor: daras602218-02-2008 10 sekund
|
Opisane wydarzenia oraz miejsce i osoby są całkowicie prawdziwe.
13 Lutego 2008 r. byłem po nocce i postanowiłem rankiem objechać wszystkie znane mi miejsca, gdzie bywały duże dziki.
Szukałem tego „Jego”. Chodził rzadko i niespodziewanie. Najczęściej przychodził bardzo późno w nocy albo nad samym ranem. Co prawda widziałem go 2 razy wcześniej, ale nie było mi wtedy dane strzelić go. Raz już nawet próbowałem się złożyć do strzału, ale ów dzik zniknął w mroku lasu świerkowego równie szybko jak się pojawił. Mijały kolejne miesiące obserwacji nęcisk i szukania najbardziej odpowiedniego miejsca, gdzie może przyjść.
Pojechałem, więc na nęcisko gdzie bywał najrzadziej, patrzę i co widzę? Jego świeże tropy. Powiedziałem cicho - "jest". Zaczął chodzić na nęcisko, ale chodził sporadycznie i w dużych odstępach czasu.
Nie wiem, czemu, ale tego dnia miałem dziwne przeczucie i wybrałem się na to nęcisko. Zabrałem sztucer i wyjechałem z domu, około 17:00 aby się wpisać do książki wyjść w teren, która znajduje się o mojego ojca, obecnego prezesa. Ojciec wjeżdżał do domu i zamykał bramę. Przystanąłem tylko i krzyknąłem:
- Wpisz mnie tato na śródlesie - tata skinął głową i pojechałem dalej.
Na miejscu byłem o 17:15 i siedziałem wygodnie skracając pasek w sztucerze na krótszy. Zastanawiała mnie cisza jak nigdy. Ptaki jakby wymarły, zero szmeru totalna cisza. Siedzę i wsłuchując się w tą ciszę i zastanawiam się jak długo dziś siedzieć. Wtem ciche pstyknięcie złamanej gałązki przeszyło tę całą ciszę. Niewiele myśląc napiąłem przyspiesznik i spojrzałem na zegarek - 17:35. To chyba sarna, pomyślałem. Czekam i nagle w prześwicie pomiędzy dwoma świerkami ukazuje mi się ON w całej okazałości. Widzę wyraźnie jego szable powoli z pełnym opanowaniem zwalniam bezpiecznik, łapię go w krzyżu lunety. Dzik stoi na kulawy sztych. Przymierzyłem więc w kark pomiędzy łeb a łopatkę i delikatnie dotknąłem spustu. W lunecie zobaczyłem ogromny błysk ognia wydobytego z lufy. Rozległ się potężny huk, który zburzył przenikającą las ciszę. Dzik padł w ogniu. Przeładowałem szybko sztucer i czekam.
Cisza, nic się nie dzieje. Dzik leży na prawym boku prezentując się w całej okazałości, a trwało to wszystko może 10 sekund. Zadzwoniłem do taty i powiedziałem:
- Tato bierz samochód i przyjedź - leży.
Usłyszałem w słuchawce:
- Ten ON? - odpowiedziałem „tak” i 15 minut później tata był już na miejscu składając mi gratulacje. Pamiątkowe zdjęcie i zaczyna się ciężka praca. Zadecydowałem, że dzika przeznaczam na koło i zrobimy z niego kiełbasy dla wszystkich.
Św. Hubert podarował mi najwspanialszy prezent - ogromnego dzika, trudnego przeciwnika, i wspaniałego króla naszych lasów.
Dziękuję ci św. Hubercie Darz Bór. |
|
| |
18-02-2008 18:50 | MARS | Dzika gratuluję! Ale co do reszty... Masz rację kolego pisząc że NIEWIELE MYŚLAŁEŚ napinając przyspiesznik. Następnym razem pomyśl może więcej, np. o rozporządzeniu które mówi:
§ 14. Przyspiesznika używa się jedynie na polowaniu indywidualnym, przy czym jego naciąganie może nastąpić dopiero po dokładnym rozpoznaniu zwierzyny i złożeniu się do strzału
|
| |