Lato zaczyna Nas powoli opuszczać. Nadszedł ostatni dzień sierpnia 2007 roku, miesiąca pożegnań i rozstań. Dzieciom kończą się beztroskie wakacje, młodzież pobawi się na ostatniej wakacyjnej dyskotece. W Rodzinnym gronie wpatrzeni w iskrzący żar ogniska wspominamy smak odchodzącego lata. Stół naszej Matki Natury także opustoszał. Po falujących łanach złocistych zbóż pozostały tylko wielkie połacie ścierni. Nadszedł dzień, kiedy wpatrzeni w niebo odprowadzamy odlatujące klucze żurawi, które zmierzają na szlaki podniebnej żeglugi...
Jest wieczór, za oknem wietrzna i deszczowa aura. Przygotowuję się do jutrzejszego zbiorowego polowania na kaczki. Dla mnie to wielki ceremoniał, tkwi już w przygotowaniach do łowów. Dopieszczam lufy mojej szesnastki - lubię patrzeć jak oksyda lśni czernią na lufach, złocista muszka daje błysk jak światełko w tunelu, gdzie tunelem jest szyna łącząca lufy. Zaglądam w przewody luf - srebrzyste światło pada od żarówki. Z uśmiechem i nutką dumy wpatruję się w grawer na baskili mojego Merkla. Jeszcze szybki trening na sucho, składam się kilka razy, prowadzę, zwalniam spusty. Moim zdaniem są zbyt twarde, gdyż pociągnięcie za języki spustowe powoduje lekkie zachwiania w prowadzeniu broni. Do torby myśliwskiej pakuję patrony "czwórki", "piątki", nóż do pasa. Dopinam troki, do ładownic w kamizelce myśliwskiej wkładam naboje. Zacny trunek też ma swoje miejsce w torbie, tak na wszelką okoliczność. Wszystko jest przygotowane!
Zgrywam oko z poduszką, ale nie tą na kolbie tylko puchową. Zasypiam...
Nadszedł ten dzień - 01.IX.2007. Pierwsze polowanie otwierające sezon na kaczki. Sąsiednie koła miały już swoje zbiorówki, "Szaraki" otwierają sezon dziś. Odprawę prowadzi Łowczy kol. Stanisław. Podział na dwie grupy i na łów! Ni puchu, ni pierza!! Tylarierą obchodzimy jezioro w Pieckowie. Kaczki już się podrywają. Po drugiej stronie już pojedyncze strzały śruciny spadają na tafle wody a kaczki zdrowe odlatują, zataczając na niebie szerokie kręgi podniebnych piruetów pokazując myśliwym kacze kupry jakby drwiły szyderczo. Opolowujemy kolejne oczka wodne bagienka i trzcinowiska. Generalnie słabo idzie, jakoś tak bez wigoru. Tam gdzie miały być kaczki, gdzie miały rwać się tabunami, podrywają się tylko pojedyncze sztuki. W ogóle kaczek jest jak na lekarstwo, a strzelcy gdy już dojdą do sytuacji umożliwiającej strzał to pudłują. Psy leniwie okładają szuwary. Po szóstym pędzeniu wodnym mamy cztery krzyżówki na rozkładzie. Okazało się, że teren który mieliśmy dalej opolowywać jest ogrodzony i wypasa się na nim bydło. Na prośbę właściciela, który przybył na głos wystrzałów, prowadzący decyduje iż nie będziemy polować na tym terenie.
Prowadzący polowanie zaproponował żebyśmy zakończyli polowanie... Koledzy zrezygnowani, trochę zawiedzeni. Proszę prowadzącego na bok i proponuję wziąć jeszcze jedno bagienko na Stachowiźnie. Po moich namowach i krótkiej naradzie zapada decyzja - ruszamy na Stachowiznę.
Jesteśmy na miejscu kol. Janusz rozprowadza... Robert polemizuje, że to będzie "miot rozpaczy ", ja pełen optymizmu twierdzę, że będzie to "miot pocieszenia"! Zaczęło się... Niebo poczerniało od zrywających się kaczek, tabuny rwały się we wszystkie strony Kanonada, na lewym skrzydle, prawe też odpiera "naloty" krzyżówek. Widzę jak Robert strzela celnie do dwóch kaczek, po strzałach Janusza dwie kaczki łamią się w locie. Sam nie pozostaję bierny - moja szesnasta "grzmi"... Kanonada powoli ucicha. Dla niektórych kolegów kończy się amunicja.
Układamy pokot z pióra na ścierni, barwne upierzenie kaczek tworzy niezapomniany kontrast z żółtą sciernią. Pierwszy rząd - dziesięć kaczek, drugi rząd dwie kaczki, czyli razem dwanaście sztuk, w tym osiem strzelonych na "bagienku rozpaczy". Humory dopisują, w tym przypadku sprawdza się powiedzenie: "Nie ważne jak się zaczyna, ważne jest jak się kończy"!
...coś się kończy coś się zaczyna. W tym roku pierwsze polowanie na kaczki szesnastego sierpnia. Tradycyjnie zaczniemy od jeziora na Pieckowie w doborowym towarzystwie "Szarków". Poczuję znów smak polowania na dzikie kaczki.
Ni puchu Ni pierza. |