|
|
|
|
autor: ANDY01-09-2008 Chomik
|
Pierwsze w tym sezonie polowanie na kury. Idziemy w kilku rozstawieni na ogromnym polu po ściętej uprawie. Mamy inne niż własne towarzystwo również. To dwóch wyrostków biorących w poprzednim roku udział w nagance. Ledwo podjechaliśmy pojawili się jak spod ziemi. Żyłka? Być może...
Na uporczywe wproszenie reagujemy krótko. Dobra możecie iść, ale ostrożnie i nie wychodzić przed nas... Kiwają głowami...
Szaro i pustawo. Idziemy z skośnym wiatrem i suka wreszcie nieruchomieje. Na naglące daj, rusza ostro i cisza... Rusza znów z pyskiem w górze, kręci i zawraca. Nagle wystrzeliwuje w powietrze spore stadko. Klaskają szybkie strzały i z powietrza spadają strzelone ptaszki wywijając żółtozielonymi ciekami. Psy pracują nad aportowaniem, troczymy i znów ruszamy na poszukiwanie rozsypanego stadka. Po sporym kawałku trafiam na duże wyrośnięte stado i strzelam dwie sztuki jednym strzałem. Trochę mnie to zniesmaczyło, nie widziałem jak w okolice tej do której strzelałem podeszła druga i wpadła w wiązkę śrutu. Pół biedy, że spadła... Muszę bardziej uważać. Mój nauczyciel zawsze mawiał, nie spiesz się nigdy ze strzałem i patrz, uważnie i obuocznie. Tak widać więcej...
Pies przynosi jedną z nich i wraca po drugą. Idący jak po sznurku i pewnie zaczyna kręcić. Jednak druga była tylko zbarczona i skorzystała z chwili gdy aportował aby uruchomić cieki. Po tym jak pies kręci i podbiega widać drogę ucieczki. Podchodzę do przodu i jest... pies łapie kurę w kufę i otrzepuje. Fontanna piórek wyrasta w powietrzu. Fuj, ostrożnie. Reaguje i spokojnie zmierza w mą stronę. Nagle podskakuje gwałtownie i wypuszcza aport. Na tle szarozielonej powierzchni uprawy skacze coś brązowo – białego. Z ogromną zaciętością i szczekaniem atakuje psa. Ten zaskoczony uchyla się i próbuje go capnąć. Jest w tym maleńkim ciałku jakaś dziwna determinacja i szalona odwaga. Wystarczy przecież jedno kłapnięcie psiej szczęki i zginie. Dochodzę do psa i biorę go za obroże. Maleńki – odważny do szaleństwa wojownik rusza w mą stronę i atakuje. Widzę białe spore zęby jak trzaskają wściekle. Podnoszę nogę i atak trafia w podeszwę. Wcale go to nie zniechęca i rusza z furią do kolejnego ataku. Wystarczy, odsuwam go i wyprowadzam psa. Chomik staje słupka i czeka. Nie daleko od niego zieje otwór norki. Pewno broni swych zimowych zapasów, które zapobiegliwie zgromadził w lecie. Teraz spiżarnia zapewni mu sytość i przetrwanie...
Odwrócony od niego tyłem troczę kurę i kątem oka widzę podchodzącego wyrostka. Słyszę głuche pacnięcie i widzę wylatującą w powietrze sylwetkę kolorowego wojownika. Spada na ziemię i rusza do błyskawicznego ataku na nogę prześladowcy. Moje – zostaw draniu, kwituje kolejny kop. Ruszam biegiem i widzę drgające drobne ciałko podnoszące się znów do ataku. Z pyszczka pryska krew… opada na bok...
Mam ogromną ochotę trzasnąć tak od serca... Jedyne co robię to chwytam za ramię i wykręcam sylwetkę draba w kierunku wsi. Palec wskazuje kierunek a z mych ust pada: tam... i więcej nie chcę cię widzieć...
Pola Radłowskie 1982 |
|
| |
01-09-2008 13:35 | ULMUS | chłop żywemu nie przepuści ... wszystko jedno chyba lepiej byłoby tłumaczyć, tłumaczyć,tłumaczyć, chocby nie wiem jak się chciało trzasnąć |
| |
|
|