|
autor: ANDY01-01-2009 20-tka
|
Stoję oparty bokiem o rosochatą, latami obcinaną, pustą w sobie wierzbę. Przede mną wąska i niewielka szkarpa pokryta wysoką trawą kończąca się przerwą, gładką i nie podszytą żadnym zielskiem. Dalej pasem wikliny schodzącym się w ostry wąski klin. Po prawej mam nieckę z suchą trawą i wznoszący się wysoko nasyp asfaltowej drogi, rzadko jednak ujeżdżanej. Pod prawą pachą mam nowy nabytek. To nadlufka 20-stka. Nic o niej nie wiem poza paroma kaczkami, które spadły za jej przyczyną i tradycyjnymi w moim wykonaniu pudłami do bażanta. Nie wiem dlaczego, ale ten ptak sprawia mi kłopoty. Nie potrafię nań skutecznie polować, zawsze coś zepsuję i klejnot pól i zagajników zazwyczaj uchodzi cało a ja rozsiewam kolejną porcję śrutu …Janek, znamienity strzelec i zawodnik, mówi, że to dla mnie zbyt wolny cel, dlatego. Nie powiem aby ta opinia mnie ucieszyła. Czasem wolałbym pieczyste ….
Towarzystwo dzisiaj spokojne i stonowane, a i przestrzeń i aura dostosowuje się do tego noworocznego dnia. Na ciało spływa jakiś kojący balsam i łagodność chwili. Nawet wiatr dziś nie dokucza, a opadające wolno płatki zasnuwają przestrzeń łagodnie i nie sieką oczu. Spoglądam w kierunku odległego wału zasłaniającego Dunajec i widzę ruszające kropki naganki. Na razie ich nie słychać, przestrzeń głuszy wszelkie odgłosy, ale coś mignęło w łętach po prawej stronie. Mocniej ujmuję strzelbę i uważnie spoglądam. Od pasa wikliny po prawej kica zając. Widocznie rozstawiająca się linia myśliwych wywołała jego niepokój i chce się ukryć. Podciągam kolbę wyżej, a kot rusza ostro w moją stronę. Pierwszy strzał wybucha białym obłokiem przed nim, widzę jak trzepie słuchami, poprawiam z drugiej i już leci przez łebek sunąc w śniegu. Klepię kolbę zadowolony choć wg mnie powinien leżeć po pierwszym strzale. To pierwszy kot z tej strzelby i jeszcze nic się nie dzieje na linii. Stoję na flance i popatruję na linię widząc wychylającego się następnego Kolegę, zdziwionego tą strzelaniną, nic bowiem nie widział zasłonięty szkarpą i wikliną. Patrzę uważnie na przedpole i widzę przed linią naganki sporo ruchomych kropek zmierzających na myśliwych. Po długiej chwili na wgłębieniu prostopadłym do linii wyskakuje zając i słychać pierwsze dwa szybkie strzały. Rezultatu nie widzę ale padają następne strzały i mimo, że skutków nie widzę to jednak należy wierzyć, że ten kawałek terenu jeszcze ma tę zwierzynę.
Jakby na potwierdzenie w lukę którą zastawiam sadzi kolejny zając na ogromnym gazie wzbijając białą kurzawę. Muszę go puścić w nieckę i trawę bowiem strzał byłby w kierunku linii i choć odległość jest spora, licho nie śpi. Wpada w nieckę i idzie w moją prawą stronę. Złota muszka wykwita przed łebkiem i nie wiem kiedy pada strzał, widzę jedynie sunącego w śniegu kota, który obracając się na bok wywija skokami potężne hołubce i nieruchomieje. Trochę się zapatrzyłem i nie zmieniłem naboju, lekko się skręcam w kierunku pola i popod same nogi wypada kolejny. Mam tylko jeden nabój, puszczam kota za siebie i widząc pod lufami kolebiące się słuchy ciągnę spust. Opada w nawiany przed szkarpą śnieg, który tłumi i prędkość i bezwładne ciało, kot utyka jak w ogromnej poduszce. Teraz gwałtownie łamię broń i szukam naboi, w samą porę. W lukę wpada dwa koty. Przymierzam do pierwszego i ciągnę spust, drugi odbija w lewo i ciągnie wzdłuż drogi. Słychać dwa szybkie strzały – to Janek. Kot znika. „Mój’ grzebie się w śniegu więc strzelam z drugiej lufy, kot nieruchomieje.... to czwarty . Ukradkiem głaskam kolbę nowej broni, obawiałem się, że mogę mieć kłopoty z trafieniem. Jak na razie ….
Kończymy ten miot i teraz muszę pozbierać swoje łupy co przy olbrzymim nawianym śniegi sprawia spore kłopoty. Biorę po dwa zające w każdą dłoń i usiłuję wydostać się na asfalt drogi. Ląduję w śniegu po pas i utykam zupełnie kopiąc się beznadziejnie. Z opresji ratuje mnie pomocna dłoń kilku kolegów, którzy widząc te konwulsyjne ruchy, zeszli z drogi i wyciągają mnie razem z zającami. Towarzyszy temu ‘pogadywanie’ i gratulacje. W tych czasach tyle zająca na jednym stanowisku ….
Zakładamy kolejny miot, tym razem linia staje na zupełnie czystym polu i zamyka spory kawał oranki między dwoma nitkami dróg. Od wsi rusza naganka, którą widać doskonale bowiem miot nie jest zbyt rozległy. Szybko się zbliżają wykrzykując donośnie. Niestety w tym kawałku zająca jest niewiele. Widzę wychodzące na flance dwa, poganiane nieskutecznymi strzałami. Na wprost mego stanowiska wystrzeliwuje kolejny i po chwili jednak odbija w kierunku flanki. Obserwuję jak drobi w skibach oranki, aby znaleźć ukrycie i znika. Sąsiad z prawej rusza się z wyraźnym żalem do losu, że mu nie pozwolił strzelać i wtedy z bruzd na wprost jego stanowiska wystrzeliwuje kolejny lokator jakiejś kotlinki i zaczyna bieg pośród olbrzymich skib. Poganiają go dwa nieskuteczne strzały nerwowego nemroda z mej prawej strony. Zając nie zmienia kierunku i wychodzi na wprost mego stanowiska w dobrej odległości. Składam się spokojnie i z mej lewej strony widzę kolejnego kolegę jak złożony i nastroszony, czeka na mój błąd. Mam cztery koty i wiedziony jakimś dziwnym podszeptem opuszczam lufy, niech idzie, ten z lewej nie ma jeszcze nic …. Patrzę w jego stronę i robię zachęcający gest dłonią. Piękny strzał do defilatora na dużej szybkości, który wywija kozła po strzale i znika za piłą skib. Sąsiad aż przytupał, a czerwona od mrozu twarz rozjarzyła się zadowoleniem. Naganka dochodzi i zbiera zające. Jest ich o wiele mniej niż w poprzednim miocie. Za to radość sąsiada wystarcza za wszystko.
Kolejne mioty są jeszcze uboższe i w końcu zbiórka na zakończenie. Mój gest był ostatnim na tym polowaniu dla mnie. Popod lufy nic nie podeszło. Łamię je i ukradkiem gładząc osadę szepcę przeprosiny za ten gest, który spowodował, że więcej dziś nie przemówiła …..Różnie na polowaniu bywa a Hubert swe łaski rozdziela po Swoim uważaniu. Ja już wiem, z tą filigranową przyjaciółką będziemy żyć w zgodzie.
Pola Radłowskie 2003 |
|
| |
12-06-2009 13:07 | mariandzik | Bardzo udane polowanie. Moje ciche marzenie to właśnie strzelenie zająca, a najlepiej podczas polowania w prawdziwej, zimowej aurze, które niestety jest nie do spełnienia u mnie w kole, ponieważ nie polujemy na zające. Polowania takiego mogę jedynie liznąć jedynie z opowiadań, czego znakomitym przykładem jest to opowiadanie Kolegi.
Jeszcze co do broni - posiadam 16 - tkę, do której mam sentyment jakiego już na pewno nie będę miał do innej broni. I choć próbowałem jej z zamkniętymi oczami (skład), to była to miłość od pierwszego wejrzenia. Pozdrawiam i Darzbór. | 28-01-2009 15:54 | ULMUS | na dziesiątkę jak zwykle !:) | 22-01-2009 16:04 | Hen | Andy, bardzo urokliwe, pełne atmosfery opowiadanie. Ja własnie mam taką 20-tkę, o jakiej piszesz w komentarzu, horyzontalną Sauerkę z "kółeczkami", wyprodukowaną zaraz po wojnie... Uwielbiam z nią polowac - mam wtedy nieodparte odczucie, ze polujemy we dwoje (to, co czuje sie polując ze swoim ukochanym psem).... Leciutka, niewiarygodnie składna strzelba, idealna na całodzienną włóczegę, majaca własnie "tę" duszę, o ktorej wspomina Piotr...Pozdrawiam, Henryk | 04-01-2009 12:26 | Szelest | Jak Zawsze ładne dzięki ANDY Pozdrawiam
Szelest | 04-01-2009 08:36 | Kulwap | A mi się ANDY-ego opowiadania zawsze podobały. To także zwłaszcza, że lubię swoją dwudziestkę. | 03-01-2009 15:44 | ANDY | Piotrze,
dzięki za miłe słowa.
Pierwszą strzelbą śrutową z jakiej strzelałem po okresie fascynacji sztucerem( własciwie karabinem) w wermahtowskim kalibrze była Sauerka 20 . Miałem wtedy dziwnie negatywne odczucia w stosunku do broni srutowej , jej skutecznosci i celnosci . Mając 13 lat uważałem broń srutową za niegodną 'prawdziwego' w mym mniemaniu myśliwego , istnał tylko sztucer. Jakoś się jednak złamałem ;-) i zauroczenie delikatną i subtelną bronką zostało mi na całe życie . Nie mogąc kupić broni w 20-tym kalibrze wtedy gdy wreszcie mogłem polowować, nabyłem 16-stkę z którą 'przepolowałem' 25 lat w okresie naprawdę obfitości drobnej zwierzyny .Obecnie strzelam z niezłej 20 z jednym spustem , ale gdyby pojawiła się 'stara' Sauerka 20/70 w mym zasiegu z 'kółeczkami' - nie zastanawiał bym się ani chwili ....
Pozdrawiam | 02-01-2009 16:19 | CYJANEK | Miło się czyta Twoje opowiadania! Szczególnie to, bardzo bliskie memu sercu, bo wywołujące "łaskoczące duszę" wspomnienia. Też posiadam "dwudziestkę";odziedziczoną po Ojcu. Co prawda moja jest horyzontalna, ale nie ma to znaczenia w tej sprawie. Cudowna w polowaniu na kury, niezwykle cięta na zające............. Kilkanaście lat temu, udało mi się wkręcić na dobre zające, w charakterze kierowcy VIP-a.Jedno ze stanowisk wypadło mi obok Prezesa Koła,na początku flanki. Strzeliłem trzy koty trzema strzałami,do których poprzednio prezes oddawał po dwa niecelne strzały. Wszystkie defilowały w pobliżu jego stanowiska a wywróciły się w ogniu ok. 30 m za linią. Gdy zobaczyłem purpurową ze wściekłości twarz Prezesa zmiarkowałem, że trochę przesadziłem.Po pędzeniu podszedł do mnie i nie mogąc nic wymyśleć na swoje usprawiedliwienie mruczał coś o dalekich strzałach.Podeszli też inni myśliwi i z zaciekawieniem zaczęli oglądać moją fuzję. Byli przekonani,że to 16-stka, bo w okolicy rzadko kto używał dubeltówki poniżej 12-stki! Gdy im pokazałem naboje to oniemieli.
Niby w teorii 12-cha lepsza ale w dwudziestce siedzi dusza !
Pozdrawiam Piotr
Ps. Też tak samo jak Ty głaszczę i przemawiam do moich "Bronek" Myślę, że to jednak niezły myśliwski fioł!!ale skuteczny!
Pozdrówka |
| |