17 sierpnia 1994
„Hej, słuchajcie wezwania! – dobrych łowów każdemu, kto przestrzega Praw Dżungli zielonej!”
>>>>Co oznacza ten cytat pod dzisiejszą datą? Dotyczy on... myśliwych. Z tego co napisałam 22 lipca*), ktoś mógłby wysnuć wniosek, że nie pałam sympatią do tych ludzi. A tymczasem nie jest to prawdą. Owszem. Zachowanie tamtych myśliwych, czy to, jakie często obserwuję tutaj – polowanie dla zabawy lub tylko po to, aby pomnożyć kolekcję trofeów, czy polowanie ‘do garnka’, które praktycznie jest jedną z form kłusownictwa, albo też polowanie nieuważne, tzn. ranienie zwierzęcia i nie czynienia prób, aby je odnaleźć i skrócić mu cierpienie, czy też ‘polowanie na wszystko co się rusza’, czyli najpierw strzelanie, a później zastanawianie się nad tym, do czego się strzelało, jest ze wszystkich stron godne potępienia i nigdy się z nim nie pogodzę.
Ale nigdy nie pogodzę się także ze zdaniem wypowiedzianym przez nie wtajemniczonych w arkany sprawy ludzi, które określa myśliwych jako krwiożerczych barbarzyńców, którzy ‘zabijają śliczną, niewinną sarenkę‘. Z myśliwymi mam kontakt od najmłodszych lat. Nie przesadzę jeśli napiszę, że wychowałam się w ich gronie. Znam ich dobrze i wiem, że oprócz tych, których opisałam wyżej, w większości są to ludzie prawi i wrażliwi, szanujący przyrodę i otaczający ją opieką. Nigdy nie byłam i nie będę zwolenniczką polowań. Jestem wegetarianką. Rozumiem jednak, że konieczna jest kontrola liczebności populacji, zwłaszcza teraz, gdy praktycznie zniknęli naturalni regulatorzy. Myśliwi mają w sobie coś, co przywołuje na myśl ludzi pierwotnych. Ludzi mocno związanych z przyrodą. Prawdziwy myśliwy nie tylko bierze, ale też i daje. Daje swój wysiłek i trud. Czy któryś z tych ludzi, którzy głośno krzyczą na ulicach o prawach dla zwierząt wziął kiedyś ciężki worek z kukurydzą czy zbożem na plecy i szedł, czasem nawet kilka kilometrów, w śniegu lub błocie po kolana, po to, aby nasypać karmy do paśnika zgłodniałym i zziębniętym ptakom i zwierzętom? Albo zbierał na kilkunastostopniowym mrozie porozwieszane na gałęziach wnyki, porozwieszane przez ‘porządnych’ ludzi, którzy nigdy nie wzięli do rąk strzelby? Czy zbudował paśnik dla zwierząt i czy ogarnęła go szewska pasja wtedy, gdy po kilku dniach zobaczył, że ktoś ten paśnik porąbał lub spalił? A po drugie, jak ktoś, kto z lubością kroi kurczaka, który żył zaledwie na kilkunastu centymetrach powierzchni, bez dostępu światła, czy ktoś kto zapycha się pasztetem z gęsich wątróbek, wątróbek które ‘wyrosły’ na niewyobrażalnym cierpieniu tych ptaków, może nazywać zabijanie dzikiej zwierzyny niemoralnym? Jak ktoś, kto zgadza się biernie na doświadczenia, okrutne doświadczenia tylko po to, aby uzyskać nowy kosmetyk, czy lek ‘przedłużający młodość’ może oskarżać myśliwych o barbarzyństwo i okrucieństwo? Myślę, że takie ataki na myśliwych są skutkiem prób zagłuszania własnego sumienia i utwierdzenia się w przekonaniu, że samemu jest się bez skazy. Jakże iluzoryczne jest to przeświadczenie.
Ja mogę dziś napisać, że uczestnictwo od najmłodszych lat w polowaniach niezwykle wzbogaciło mnie, uwrażliwiło na piękno przyrody i cierpienia innych istot. Były to najpiękniejsze lekcje ekologii i sozologii, w jakich zdarzyło mi się uczestniczyć. Dzięki nim moja wiedza z tych dziedzin jest nie tylko teoretyczna ale i praktyczna. Już jako dziecko rozumiałam prawa jakie rządzą przyrodą i szanowałam je. Siedząc na ambonie i oglądając wschód i zachód słońca nauczyłam się kochać świat i przyjmować go takim jaki jest.
>>>>
*) – dotyczy bardzo okrutnego zabicia ( zatłukli go kamieniami) przez ‘myśliwych’ – niedoliska.
Szkoda było naboju, po prostu. Bardzo mocno Córka to przeżyła.
Cytowany fragment pochodzi z opracowania Córki na Międzynarodowy Konkurs Ekologiczny. Miała wtedy 17 lat...
Dedykuję ten tekst tym osobom, które 'wpadają na łowiecki aby zaprezentować swój 'jedyny' i wyłączny punkt widzenia... |