|
|
|
|
autor: mieszko128-04-2009 W duecie na lisa
|
U schyłku zimy bylem jeszcze stażystą. Towarzyszyłem w łowach mojemu przyjacielowi, który nie tylko zainteresował mnie łowiectwem, ale także skutecznie pomógł dostać się na staż i wspierał w naukach do egzaminu. Ale nie o tym chciałem opowiedzieć.
To nie będzie opowieść o moich dokonaniach łowieckich, bo ja polować pełną gębą zacznę po otrzymaniu pozwolenia na broń choć należę już do PZŁ. Opowiem o przygodach, które przeżyłem wspólnie z mym druhem, z którym przyjaźnię się od czasów przedszkolnych - czyli od około 33 lat. Mam nadzieję, że kiedyś własnymi słowami opisze to co wspólnie przeżyliśmy.
Pierwsze wspólne (towarzyszyłem myśliwemu jako stażysta) polowanie na lisy przeżyliśmy w Puszczy Noteckiej. Usiedliśmy przed zmrokiem na ambonie na skraju dużej łąki, po czym niezwłocznie zaczęliśmy wabić. Wkrótce po tym z nieodległego lasku wyskoczył lis i biegł w naszą stronę jak po pewną zdobycz. Niesamowite, jak dokładnie określił kierunek, w którym powinien zmierzać i nie sprawiał przy tym wrażenia ostrożnego wbiegając wprost pod celną kulę. Tego wieczoru przywabiliśmy jeszcze 2 lisy, z których jeden zbiegł nie dając szansy na skuteczny strzał. Drugi uratował futro gdyż nowy samopowtarzalny sztucer Benelli nie załadował kuli do komory po poprzednim strzale. Usterka ta zniknęła po usunięciu nadmiaru smarów których producent wyraźnie nie pożałował - broń trafiła na to polowanie po kilku dniach od zakupu (na strzelnicy podczas przystrzelania nie wolno nam było użyć magazynka więc tego problemu nie udało się wcześniej wykryć).
Kolejne przygody przeżyliśmy wspólnie na Podlasiu. Nasz pierwszy spacer po łąkach wzdłuż linii lasu jak zwykle rozpoczęliśmy od wabienia. Lis pojawił się w przeciągu dosłownie kilku minut. Strzał z wolnej ręki do bardzo szybko biegnącego lisa okazał się jednak bardzo trudny - ten rudzielec również uszedł.
Kolejny miał mniej szczęścia w miejscu gdzie zasiedliśmy na ambonie. Pierwszy strzał nie okazał się celny - mykita poruszał się również bardzo szybko ale już drugi pocisk zatrzymał go w odległości ok. 150m od nas. Przyglądając się zdobyczy przekonałem się na własne oczy, dlaczego w podręcznikach autorzy wskazują na piękno jesiennych zdobyczy - futerko tego lisa strzelonego pod koniec zimy było już mocno sfatygowane.
Wraz z nadejściem kwietnia zakończyły się te nasze wspólne wyjazdy do lasu - a ja nie mogę doczekać się już lipca, gdy będę mógł się zrewanżować zaproszeniem na polowanie. |
|
| |
Brak komentarzy do tego opowiadania | |
|
|