|
|
|
|
autor: Kulwap16-08-2005 UWAGI św. HUBERTA
|
Kolega z koła a zarazem leśniczy na obwodzie na którym często polowałem zapytał, czy nie strzeliłbym dzika dla potrzeb koła związanych z oddawaniem do użytku domku myśliwskiego. Oczywiście, że chcę. Teren nie jest mi jeszcze dobrze znany, więc zaopatrzony w mini mapę kwartałów leśnych jadę szukać półki pod którą jest systematycznie nęcone. Zaznaczony młodnik wydał mi się nie tym co powinien, zrąb jakiś za mocno porośnięty - słowem z trafieniem wystąpił kłopot.
Zostawiłem samochód i zabierając lornetkę i karabin udałem sie na poszukiwanie pieszo. Uszedłem około 200 metrów gdy z lewej zauważyłem przesuwającą się na tle dość wysokiego podszytu czarną plamę. Wiatr do mnie pozwolił mi na ciche poruszanie się do przodu. W odległości około 60 m nabrałem 1000% pewności, iż jest to przelatek. W świetle wysokiego jeszcze słońca wyraźnie widziałem szczegóły z rudawym ubarwieniem włącznie. Przylgnąłem do grubego drzewa i przyjąłem pozycję która zapewniła mi już kilkanaście sukcesów łowieckich. Lewą dłoń oparłszy o pień drzewa z lekkim przeniesieniem ciężaru ciała na to podparcie wycelowałem bardzo precyzyjnie.
Coś jednak powstrzymywało mnie od nacisku na spust. Jakby klepanie anioła stróża w ramię pojawiły się wątpliwości: dlaczego przelatek jest sam? Gdzie jest reszta jego towarzyszy? Kątem oka omiatałem dość rzadki las nie zauważając żadnego innego towarzystwa. Postanowiłem nie wiedzieć czemu upewić sie jeszcze co do płci tego przelatka. Ponieważ poruszał się w podszycie zakrywającym podbrzusze zaczekałem kilka chwil, aż zaczął przekraczać linię na której pędzel będzie widoczny nawet gołym okiem. Wyszedł na linię, zatrzymał się jakby prowokując do strzału poprzez stworzenie wymarzonej sytuacji. Krzyż lunety przesunąłem na podbrzysze w taki sposób aby "pały" nie przysłaniały interesujacego mnie miejsca. Przez szkła dokładnie stwierdziłem, iz jest to przelatek płci żeńskiej. Dzik ruszył, wolno przeszedł linię i znowu zatrzymał się nieopodal tzw. gniazda porośnietego dość gęstą roślinnością. Dało sie słyszeć kilka cichych chrąchnięć. Nadal nie byłem w stanie zdecydować się na strzał.
Po chwili przez linię zaczęły przeskakiwać pasiaki. Cztery maleństwa nie były widoczne w trawie a jednak poruszały sie za młodocianą matką. Zabezpieczyłem karabin. W głowie kotłowało mi się od nawału wątpliwości. Przecież odstrzał przelatka jest legalny. Dlaczego tak młode osobniki już prowadzą potomstwo? Dlaczego nie dołączyły do wiekszej watachy, gdzie miałyby większe możliwości zarówno nauki jak i bezpieczeństwa?
Czym kierował ZG PZŁ twierdząc, że zastrzelenie takiego przelatka nie jest wykroczeniem? Czy idąc tokiem tego rozumowania uczennice liceum rodzące dzieci także nie powinny korzystać z praw matki?
Poszukiwaną półkę znalazłem. Siedząc na niej rozważałem przeżycia ostatnich chwil. A zwłaszcza, to niewidoczne pukanie w ramię i niesłyszalne uwagi szeptane do ucha. Zapewne przez św. Huberta. Mogłem to robić spokojnie, bo na nęcisko nic nie przyszło.
|
|
| |
Brak komentarzy do tego opowiadania | |
|
|