|
autor: Kulwap08-08-2005 PIERWSZY DZIK
|
Wojtek, czyli syn Kulwapa czasu na polowanie ma niewiele. Sesje kolokwia, praca aby zarobić na jakieś wakacje absorbuje większość czasu. Mimo to zachęcony przez ojca udał się wraz z nim na piąte w swym życiu polowanie na dzika. Wcześniej "zaliczył" już kaczki, bażanty a kilka dni temu na zakończenie sezonu - sarnę.
W głębi lasu, gdzie kilkanaście lat przebywały orły i ludzka stopa nie miała prawa tam stanąć, wraz z ojcem postawili ambonę przeniesioną i naprawiona po wyczynach miejscowych wandali. Ambona skromna, bez ogrzewania i klimatyzacji ale za to z szeroko otwartym bezpośrednim kontaktem z naturą.
Dziki pojawiły się około 19.00 ale watacha prowadzona przez wielką i doświadczoną lochę nie wyszła na niewielki otwarty teren. Wróciwszy w zarośla pochsząkiwała, kwiczała i chrąchała przez jakiś czas aby następnie pokazać się na chwilę z innej strony. Młody pełen temperamentu duch przyszłego nemroda obserwował bezradnie poczynania sporej dzików. Nie dał się jednak ponieść emocjom i powstrzymując emocje oczekiwał wyjścia odpowiedniego zwierzaka na czyste. Ojciec spokojnie siedział obok. Udzieliwszy wcześniej rad i wskazówek cicho obserwował poczynania syna.
Po ponad 40 minutowych igraszkach z łowcami dziki postanowiły przekąsić co nieco. Wyszło ich kilka na nęcisko, a reszta pozostała w krzakach. Młody łowca mając idealną widoczność na białym świeżym śniegu, którego już nauczył nazywać się ponową - postanowił wykorzystać daną mu przez św. Huberta szansę. Podświetlenie krzyża, wycelowanie w rudego warchlaka, przyśpiesznik i ..... po chwili rozległ się odgłos strzału oddanego z kalibru 7 x 64.
Pocisk RWS TIG powędrował w kierunku upatrzonego zwierza. Przyjąwszy kulę, warchlak padł niczym podcięty w miejscu gdzie był. Młody łowca poderwał się z miejsca ale stanowcze położenie dłoni ojca osadziło go powtórnie na ławce ambony. Czas płynął i widać było, że młodzieniec pragnie jak najszybciej znaleźć się przy swojej zdobyczy.
Lustracja lornetką potwierdziła, że dzik nie wykonuje żadnych ruchów. Odczekawszy pół godziny obaj uczestnicy polowania udają się w kierunku leżącego dzika. Z pobliskiego świerka ojciec odłamuje złom, jedną część kładąc na wlocie kuli, drugą jako ostatni kęs poleca włożyć synowi w gwizd a trzecią na lisiej czapce wręcza szczęśliwemu młodemu łowcy. Ten wtyka świerkowy złom pod pagon kurtki. Gratulacje, życzenia i rozważania o ostatnich minutach polowania w śnieżnej nocnej scenerii posiadają jakiś swoisty urok, pełen swoistego romantyzmu.
Szczęśliwi: syn z odniesionego sukcesu i ojciec z nadziei, iż syn wie na czym polega sens łowiectwa, wracają do domu....
|
|
| |
28-01-2006 14:08 | Magnum | Serdecznie gratuluję, szczególnie, że małego dzika trudniej trafić ;) | 19-08-2005 22:51 | Jozef Starski | "Kulwap" - to opowiadanie i tak ciekawe, byłoby jeszcze ciekawsze, gdyby Wojtek podzielił się swoją wersją przeżyć. Byłoby fajnie "zajrzeć" w zakamarki myśli, serca i nerwów obu myśliwych z różnych generacji wiekowych, ale spokrewnionych. Może uda Ci się przekonać Wojtka do napisania swojej wersji tego polowania?
Darz Bór obu nemrodom i łapa dla tego brązowego gościa na zdjęciu po prawej - Joe
| 08-08-2005 18:58 | Szort | o prosze i jest ów opowiadanie czułem ze cos bedzie + | 08-08-2005 16:10 | wsteczniak | Gdzieś już to czytałem i pomnę, że sporo było bardzo pozytywnych komentarzy.
Postawię, zatem, tylko + |
| |