|
|
|
|
autor: ANDY18-11-2009 Gęsi
|
Połowa listopada dość łaskawego jak na ten miesiąc. Nie siąpi, w miarę ciepło, nie wieje zbyt mocno. Coroczne przeloty ptactwa ospałe jakieś i niezbyt liczne. Skuszony uwagą jednego z myśliwych iż ciągną dość dobrze kaczki postanawiam to sprawdzić. Wybieram ogromne i zarośnięte tamy na Dunajcu ok. kilometra od przewozu w Pasiece Otwinowskiej.
Zabieram z samochodu broń oraz składany stołeczek i mocno pracuję nad oporną wikliną aby ją sforsować i dostać się w pobliże lustra wody. Ta część tam jest pokryta żółtym piaskiem. Wybieram osłonięte miejsce i ustawiam stołeczek popod obwisłymi gałązkami wikliny. Granatowa ale czysta rzeka toczy swe wody szybko i tak samo od zarania dziejów. Szare patyki wikliny w dużej części już bez listków tworzą nieprzebytą szczotkę po obu stronach rzeki. Chwilę szukam po kieszeniach nabojów i wybieram dwie czwórki które wsuwam w lufy i zamykam strzelbę. Wygodnie się kokoszę na stołku i zastygam w oczekiwaniu. Po dobrej chwili widzę dwie krzyżówki jak dalekim łukiem okrążają tamę na której siedzę i wyraźnie przymierzają się do lądowania na potężnym polu po ściętej kukurydzy.
W zakolu rzeki wybucha ogromny plusk, jeden, drugi. Wrażenie jakby ktoś deską walił w wodę. To sandacz. Sądząc po odgłosach musi mieć ładnych parę kilo... Od dziecka mam do czynienia z wędką i umiem sobie radzić z takimi gagatkami. Następnym razem trzeba będzie wziąć spinning i spróbować dobrać się do niego. Wiem również o tym, że bywają tutaj opasłe bolenie. To wprawdzie już dość późna na nich pora, ale te ciepłe dni i obfitość drobnicy sprawia, że jeszcze warto spróbować.
Ale nie po nich dziś tutaj jestem i otrząsając się z wspomnień popatruję w gasnące i coraz bardziej ołowiane niebo. Znów ciągną kaczki w kierunku pola z kukurydzą. Może by tak podejść i zająć stanowisko na trasie ich przelotu licząc, że obniżą lot na tyle, że umożliwi to skuteczny strzał. Zaabsorbowany tym pomysłem wstaję z wygodnego stołka i z przyzwyczajenia popatruję jeszcze wzdłuż nurtu rzeki. W swoistej bramie jaką tworzą brzegi na tle szarego zasnutego cirrusem nieba – ciągnie wachlarzyk ptaków – gęsi...
Jest to takie dla mnie zaskoczenie iż usiłuję wgnieść się w stołeczek aby stanowić jak najmniejszy obiekt dla oczu tych przybyszów. Gęsi nadlatują spokojnie. Podnoszę się i równocześnie składam mierząc do skrajnej sztuki z lewej strony ciągnącej nad brzegiem, mając ją do boku ściągam spust. Gęś jest w tym momencie w odległości ok. 15 -20 m. Składa skrzydła i jak swoisty pakunek wali się pod moje nogi. Pozostałe zaczynają się podnosić w ciemne niebo wywrzaskując ogromne oburzenie, na przedłużeniu luf wyskakuje rozkrzyżowana sylwetka. Ciągnę drugi spust i kolejna z pluskiem uderza w taflę pędzącej rzeki wzbijając potężny gejzer wody. W głowie mi huczy, policzki pieką, lata całe na to czekałem i spełniło się tak pięknie. Łamię lufy i w tym momencie dociera do mnie, że strzelałem z 3 mm śrutu...
Hubert był łaskawy... |
|
| |
| |
|
|