|
|
|
|
autor: mikesz05-01-2010 Bobrowe sygnały.
|
Dedykuję żonie;
Zakupiony w czerwcu ponton "mamił" do wodnych wypraw. Nareszcie mogłem wyruszyć na "wodny szlak". Sieć kanałów połączonych starymi poniemieckimi śluzami w Parku Krajobrazowym Doliny Dolnej Odry przekracza 200 km. Przed nami cały sezon pływania. Pierwszy wypad po wcześniejszym swoistym wodowaniu na jez. Binowo zachęcał do wyruszenia na ten nowy nieznany dla mnie szlak. Stabilny ponton o wyporności 300 kg okazał się sprzętem w sam raz na takie kanały.
Niespokojna dla mnie czerwcowa noc z czwartku na piątek nareszcie minęła. Spakowany wcześniej sprzęt i plecak z żywnością czekał na nas w piwnicy. Kiedy zadzwonił zegar (obwieszczając w ten sposób godz. 3.30) zerwałem się na równe nogi. Zafundowałem sobie szybką toaletę. Kiedy żona weszła do łazienki ja szykowałem już śniadanie. Wzrok, jaki zawiesiła na mnie moja połowica, nie wróżył nic dobrego. Nie lubiła kiedy to ja grałem pierwsze skrzypce przed wspólną małżeńską wyprawą. Dobra dobra - pomyślałem w duchu, to inny rodzaj wypadu. Po szybkim śniadaniu wypiłem kawę na "dwa łyki" oznajmiając w ten sposób żonie, że nie czas na "dworskie zachowania". Dochodziła godz. 4. 15, a więc, za chwilę zacznie świtać. Zgarnąłem szybkim ruchem kluczyki od samochodu i zbiegłem do piwnicy. Plecak i marynarski worek z pontonem wylądowały w bagażniku samochodu. Kiedy żona zapakowała się na fotel dla pasażera odetchnąłem z ulgą. Ruszyłem z "kopyta" aby po dziesięciu minutach zaparkować na pobliskiej łące jakim był Klucki Ostrów. Zachęcony przyjazną miną żony wypakowałem sprzęt i zacząłem "dmuchać" ponton używając do tego swoistej pompki. Po kilkunastu minutach kolorowy "gumiak" przybrał kształt pontonu. Mała kosmetyka pod postacią kamuflażu z szarego sznura zmieniła "gumiaka" w profesjonalny sprzęt. Ruszamy - rzuciłem do żony. Z uśmiechem na twarzy wskoczyła do pontonu. Pchnąłem "gumiaka" i wskoczyłem do środka. Kilka ruchów wiosłami wyniosło nas na środek kanału zostawiając za sobą poplątane kaczeńce. Kurs, Wydrzy Przesmyk.
Maleńkie zmarszczki fal i "jazda z prądem" zachęcały do wiosłowania. Krótkie płytkie ruchy wioseł wystarczyły aby pokonać przestrzeń dzielącą nas od punktu docelowego. Trwało to około półtorej godziny. Słoneczko grzało i nic się nie działo. Rzuciłem okiem w wizjer aparatu, minęła szósta trzydzieści. Spytałem żonę co robimy? - odpowiedziała krótko - to twoja wyprawa, a więc decyduj. Zaproponowałem aby wylądować na najbliższej napotkanej wysepce. Ok, zgodziła się, pod warunkiem, że będę mogła się opalać. Dobra - wykrzyknąłem, zaraz coś znajdę. Płynąc wzdłuż lewego brzegu kanału szukałem jakiejś wysepki. Po kilku minutach wylądowaliśmy na małej wykoszonej przez wędkarzy łące. Oznajmiłem żonie, że tu odpoczywamy, jemy drugie śniadanie i opalamy nasze blade "ciałka". Około godziny 10.00 mieliśmy oboje dość "słonecznych kąpieli".
Schodzimy na wodę - zdecydowała Basia. Nawet nie próbowałem protestować. Miałem dość słońca i skwaru. Zmieniliśmy oboje ciuchy. Założyliśmy flanelowe koszule z długimi rękawami aby nie palić ramion. Wcisnąłem mocno kapelusz na oczy aby nie naświetlać wzroku. Płynęliśmy leniwie w kierunku Kluckiego Ostrowia. Nuda jaka towarzyszyła tej "przejażdżce" zachęciła żonę do drzemki. Tak jakoś dziwnie po mojej głowie biegły myśli, że dziwny mamy skwar jak na taką wczesną godzinę. Zlekceważyłem jednak owy sygnał podświadomości. Po kilku minutach moja żona otworzyła raptownie oczy i wskazując mi palcem pobliską zakrzaczoną łąkę oznajmiła - patrz, Bobry biegają!!! Zszokowany dziwnym zachowaniem małżonki skierowałem wzrok na północ. Miała rację !!! Bóbr - dorodny osobnik wspinał się na wielkie żeremie. Cholera - chory czy głupi, że aktywny o tej porze?? - oznajmiłem. Skrzywiona mina mojej żony świadczyła o tym w jakim jestem błędzie. No co ty, odpowiedziała - sam czytałeś w swoich notatkach, że dziwne zachowania Bobrów świadczą o gwałtownych zmianach w pogodzie. Dostałem wówczas olśnienia. Zamachnąłem się lewym wiosłem zgarniając w ten sposób największą ilość wody. Ponton zareagował natychmiast robiąc kółko wokół własnej osi. Tym prostym sposobem mogłem zobaczyć niebo wokół siebie. O zgrozo. Na poł-zachód od nas niebo było granatowo- czarne. O kurcze - zakląłem, idzie burza!!!
Do łąki gdzie mieliśmy zaparkowany samochód dzieliło nas około dwóch kilometrów. Płynąc pod prąd to owy odcinek nie był zbyt łaty. Lądujemy gdziekolwiek, zaproponowała Basia. Nie - odpowiedziałem, będziemy najwyżsi w terenie, za duże ryzyko. Wiosłowałem najszybciej jak potrafiłem. Skurcz jaki towarzyszył niewprawnym mięśniom był bolesny. Zacisnąłem usta i nadrabiając miną wytrwałego żeglarza szukałem bezpiecznego miejsca. Wzmagał się wiatr utrudniając i tak już trudny kurs pod falę. Nie dotrzemy do samochodu - krzyknąłem, obierając kurs na najbliższy brzeg. Wylądowaliśmy na dziwnym grząskim brzegu. Raptowna wichura z burzą zalała nas zimnym deszczem. Przewracając ponton do góry dnem zakryliśmy sprzęt i siebie. Trwało to około dwudziestu minut. Tak szybko jak się burza pojawiła, tak szybko minęła. Zeszliśmy ponownie na wodę obierając kurs wprost na Klucki Ostrów gdzie stał nasz samochód.
Mina mojej żony nie zachęcała do rozmów. Wcześniejsza zapowiedź pogody na dzień wypadu była wówczas jednoznaczna... Wolałem nie podejmować tematu... |
|
| |
06-01-2010 08:50 | mikesz | Uhm :) | 06-01-2010 08:29 | ULMUS | świetna wyprawa , fajny sposób na spędzenie wspólnie czasu ... chyba jestes świeżo po ślubie mikesz :)), pozdrowienia dla Żoneczki. |
| |
|
|