|
autor: madma10-08-2005 Rykowisko
|
Rykowisko! Czas miłosnych uniesień dla jeleni, dla mnie czas urlopu. Spędzam go zawsze z dala od zgiełku miasta wyciszając się wewnętrznie, zapominając o kłopotach i troskach dnia codziennego. Jedyne lekarstwo na stres, frustracje, przemęczenie, odskocznia od tego, czego mam w nadmiarze przez długi rok.
Zimna wrześniowa noc miała się ku końcowi, dla mnie zaczynała się jedna z wielu przygód, które przez siłę przeżyć zapamiętuje się do końca życia...
Kiedy zajechałem na „Kwadratową łąkę” byki ryczały w najlepsze: jeden na skraju łąki, drugi w pobliskiej drągowinie, inne w grubym drzewostanie rozdzielone niewidzialną granicą, którą co pewien czas jakiś odważny chłyst próbował naruszyć, pogoniony przez władcę chmary. Stałem wpatrzony w rozgwieżdżone niebo, wsłuchując się w koncert, który oczami wyobraźni pozwalał mi podziwiać swoisty spektakl, rozgrywający się wokół mnie. „Widziałem” starego byka stadnego ryczącego basem i strzegącego zazdrośnie swego haremu i podkradające się młode byczki chcące skorzystać z nieuwagi władcy… w innym miejscu będącego ciągle w ruchu „samotnika”, któremu z racji wieku nie dane było jeszcze posiadać wyłącznie dla siebie choćby jednej łani, w jeszcze innym miejscu gonitwy, łamanie gałęzi i wreszcie charakterystyczny odgłos zwarcia się dwóch rywali. Stałem wsłuchany w to wszystko, reflektując się dopiero wraz z pierwszymi oznakami brzasku na niebie.
Byki schodzą w głąb lasu, czas więc podejść jak najbliżej tego wybranego.
Sprawdziłem wiatr i ruszyłem za - w mojej ocenie - bykiem wartym rozpoznania. Głos byka dochodził z odległości ok. 200-300 metrów, ale kierunek przez...bagna. Doszedłem do rowu będącego ich granicą i nie odważyłem się po ciemku przejść bagnistego oddziału. Czekając do świtu słuchałem oddalającego się koncertmistrza, ale po pewnym czasie byk się "umiejscowił" dwa oddziały dalej. Ruszyłem, kiedy mogłem bez użycia latarki dostrzec co mam pod nogami. Po pół godzinie byka miałem ok.100 metrów przed sobą, wiatr idealny i w koło ...chłysty. Ostatnie 50 metrów do miejsca, z którego mogłem obejrzeć to, do czego mnie pchało pokonałem czołgając się. Był moment, że z wysokich tawuł nade mną stanął chłyst zaciekawiony tym, co się działo na leśnym dukcie. Wietrząc mnie prysnął jak poparzony... już myślałem, że to koniec zabawy, ale "stary" dalej ryczał już prawie w zasięgu ręki. Wreszcie, zamaskowany rozwidloną sosną wyprostowałem się i ujrzałem!!!
Dwadzieścia metrów przede mną jedna łania i ...dziesiątak jednostronnie koronny w ok. 7-8 głowie. Serce waliło mi jak młot pneumatyczny, w gardle zupełna suchość, broń na ramieniu, lornetka na szyi i przede mną spektakl jak na dłoni. Łania nie pozwalała bykowi na "zwieńczenie" dzieła usuwając się dwa, trzy kroki po każdej jego próbie ulżenia sobie, więc...ryczał. Stałem, patrzyłem, słuchałem jak zahipnotyzowany a w pamięci zapisywał mi się obraz tego przepięknego widowiska. Łania spokojnie żerująca nie przejmowała się zupełnie „wariacjami” swego wielbiciela. Od czasu do czasu podnosząc łeb i strzygąc łyżkami nasłuchiwała trzasków dochodzących z pobliskiego młodnika. Trwało to może 15-20 minut. Wreszcie powoli, krok za krokiem zaczęła oddalać się w kierunku grubego drzewostanu z gęstym podszytem. Jelenie szły do swej dziennej ostoi na odpoczynek. Zostawiły mnie wrytego w ziemię, pełnego wrażeń i czującego działanie adrenaliny jeszcze przez wiele długich minut.
Nagle poczułem, że jest mi strasznie zimno. Spostrzegłem swe kompletnie przemoczone ubranie, na którym pozostały ślady przebytej drogi; pajęczyny, liście paproci, igliwie, błoto....
Czas wracać do samochodu i na kwaterę.
Do dziś odtwarzając obraz z tamtego ranka dziękuję św. Hubertowi za to, co przeżyłem niewątpliwie mocniej i głębiej niż kończąc podchód strzałem....a mogłem strzelić. Pozostała wielka satysfakcja z osobiście „wyreżyserowanego” końca spektaklu, a przed sobą miałem jeszcze wiele takich poranków. Satysfakcja, która nadaje sens polowaniom i myślistwu, pobudzająca do refleksji, pozwalająca „odpuszczać” w tzw. stuprocentowych sytuacjach...
Pozdrawiam, DB
|
|
| |
16-05-2006 08:02 | Zubel | Zgadzam się że najpiękniejsze i najciekawsze myśliwskie przeżycia dzieją się właśnie na rykowisku. Jeśli jest to jeszcze w odpowiednie ubrane słowa powstaje gawęda, którą odbiera się jednym tchem. Takie też wrażenie odniosłem czytając pański tekst. Gratuluję odwagi. |
| |