|
autor: tomsnieg17-08-2010 Przeznaczenie
|
Przyszedłem na świat wiosną - tak oni ją nazywają, kiedy pierwszy raz otworzyłem oczy promień słońca wpadł do naszego domu, było ciepło, wilgotno, nasza mama miała nas 7-mioro. Wszyscy podobni do siebie - jakby niebyło po jednym ojcu. Nie wiem dlaczego, ale mama stwierdziła, że w tych pasiastych ubrankach musimy trochę pochodzić. Karmieni piersią szybko przybieraliśmy na wadze. Wiosna szybko minęła, każdego dnia nauka historii o pra-pradziadkach mieszkających w nieprzebytych borach, gdzie dostatek jedzenia nie zmuszał do wędrówek - tam gdzie "oni" niszcząc lasy zawłaszczali to co od zarania należało do nas. W sumie większość z nich do dzisiaj nie zeszła z drzewa. Podobno miało to miejsce w Afryce, ale sami patrząc na siebie nie wiedzą czy są ewolucyjną częścią otaczającej materii ożywionej, czy też dziełem istoty wyższej. Jednakże mój ulubiony przedmiot to nauka przetrwania ponieważ większość z nas powinna chodzić w okularach pozostał nam tylko słuch i węch. Mama pieszczotliwie mówiła do mnie Ryjek, to z racji mych niebywałych umiejętności, żaden pędrak na łące nie uszedł z życiem! A te paskudne łyse stworzenia z resztkami sierści na głowie o tym przedziwnym zazwyczaj zielonym umaszczeniu, z grzmiącymi kijami wyczuwałem z kilometra - oczywiście pod wiatr. Każdego dnia uczyłem się nowych zapachów, cichego podkradania się pod uprawy złotych podłużnych przysmaków, a co do tych smakołyków - wuj ze strony ojca, dojadł sobie ich do syta, a podobno one były GMO no i mama stwierdziła, że w tych sprawach delikatnie mówiąc był już do niczego. Stryj się załamał - bo co to za życie, chodził od ambony do ambony, aż do czasu gdy spotkał paskudę z grzmiącym kijem, a ten trzy razy rzucał błyskawice z grzmotami. Wuj natomiast stał i stał, aż jego serce nie wytrzymało. Ta paskuda pewnie do dzisiaj zastanawia się jak to zrobił.
Jesień przyszła niespodziewanie, wtedy pierwszy raz z bliska widziałem "ich". Może zbyt krótko, bo mama w mgnieniu oka przepędziła ich spod naszego dębu - jeden na drzewo, drugi w zarośla. Po szybkości z jaką paskuda wdrapała się na drzewo byłem pewien ich pochodzenia. Pewnego ranka w naszym lesie rozległ się przejmujący dźwięk, aż sierść zjeżyła się na grzebiecie! Trzask łamanych gałęzi, krzyki paskud z ujadaniem psów dopełniały grozy. Mama rozpoczęła podchód - przesuwaliśmy się rowem, próbując wyniuchać niebezpieczeństwo. Dotarliśmy do leśnej łączki, na jej granicy stały dwa stworzenia - jedno młode z olbrzymimi szklanymi oczami i drugie starsze z śmiesznym pokryciem głowy. Mama kierując się doświadczeniem postanowiła odwrócić ich uwagę - twierdziła, że jej nic nie grozi, ale gorzej będzie z nami. Jednym susem pokonała rów, wybiegła wprost na śmieszny kapelusik z piórkiem, a on uniósł grzmiący kij, skierował na nią i gwałtownie poderwał do góry - czar działał. Mama znów mknęła i już była po drugiej stronie, kiedy "wielkie oczy" huknęły grzmiącym kijem widzieliśmy tylko tuman kurzu i krzyk śmiesznego kapelusika, machającego kończynami i przerażenie wielkich oczu. To był moment dla nas! Pełną parą ruszyliśmy. Paskudy były zajęte sobą - jeden krzyczał, drugi z chylonym łbem słuchał. Coś było nie tak, bo zazwyczaj podają sobie kończyny, szczerząc przy tym zęby. Na moje siostry padł strach - nie ma reguł, jednak życiem rządzi przypadek - albo ty jesz albo ciebie zjadają.
Całe dnie spędzaliśmy w mokradłach, taplając się w błocie, tylko nocą wychodziliśmy coś przekąsić. "Oni" byli wszędzie - biegali po lesie, zabierali wszystko co można zjeść. Pierwszy śnieg spadł kiedy jeszcze na drzewach złociły się liście, dziwna nerwowość opętała moje ciało - myślałem tylko o jednym - jak tu przedłużyć gatunek. Konkurencja była duża, a że natura obdarzyła mnie hojnie to i mi się trafiło! W sumie nic specjalnego, niecałe 60 kg wagi i do tego łaciata! Podobno jej matka nie przestrzegała czystości rasowej. Popęd to popęd,ale na pewno zdrowo i bez hipokryzji.
Wiosną zostałem ojcem trójki pasiaków, a że ojciec ze mnie żaden - dałem w biegi i żyłem samotnie. Nadszedł mój czas...
Tego dnia wybrałem się na wiosenne buszowanko - nic piękniejszego niż świeże ziarno, żeby było łatwiej paskudy nie wiadomo czemu, ziarna układają w podłużne rzędy i wystarczy znaleźć początek i jazda prosto po horyzont! Niestety tam czekało przeznaczenie. Każdy się myli, nie kiedy tylko raz. Zanim się spostrzegłem błysk pioruna i uszczypnięcie pod łopatką zakończyło me istnienie. MY zwierzęta podobno różnimy się od paskud tym, że podobnie jak rośliny istniejemy, a później po prostu przestajemy istnieć, paskudy natomiast egzystencjują czyli żyją ze świadomością śmierci. Ale czy na pewno MY zabijamy żeby żyć? Oni mordują samych siebie w imię pseudo idei czy też chęci władzy i z tysiąca innych powodów. A ja wciąż żyje! Moje aminokwasy wbudowują się w jego mięśnie, szare komórki. Im więcej mnie zjada, tym bardziej go kolonizuje, on wie, że musi umrzeć, a potężny dąb wyssie spod ziemi jego ciało, sypiąc tysiącami żołędzi i wrócę do swoich, znowu mnie zjedzą, a nasze dusze rozdzielą się.
Pamięci pewnego wiosennego RYJKA.
P.S. wszelkie podobieństwa są celowe i zamierzone ;-) |
|
| |
23-08-2010 12:56 | Adrianooo | Fajne i ciekawe, a z pewnością oryginalne. | 18-08-2010 13:02 | Piotr 30.06 | Ciekawe podejście do tematu, warto przeczytać |
| |