|
|
|
|
autor: mikesz16-02-2011 Biernat.
|
Peter grabił podwórko z liści. Późna jesień zmuszała gospodarza do systematycznego sprzątania obejścia. Robił to powoli lecz energicznie. Siwe włosy i ogorzała twarz dziwnie z sobą kontrastowały. Jednak szare roziskrzone oczy mówiły nam, że mężczyzna choć dobiegający już sześćdziesiątki to zdrowy i energiczny jeszcze człowiek. Zaciśnięta w zębach fajka i stary kapelusz myśliwski zdradzały zainteresowania jakimi malował swój świat.
Odpoczywał właśnie opierając się na grabiach kiedy gdzieś z oddali usłyszał warkot silnika. Znał ten charakterystyczny dźwięk. Zmarszczył brwi i pociągnął z fajeczki. Kiedy podjechał UAZ mężczyzna pomyślał tylko - coś w łowisku nie tak kiedy przy sobocie do mnie jadą. Z piskiem starych okładzin hamulcowych "radziecka myśl techniczna" zaparkowała w poprzek drogi. Z samochodu wyskoczył siwy gruby jegomość nad wyraz ruchliwy jak na swoją posturę. Drugi w mundurze milicjanta został w kabinie z dziwnie spuszczoną głową - czytał czy jak?
Witaj Peter, zagadnął przyjezdny.
Witaj Bronku, co Cię sprowadza w moje skromne progi?
Kłopoty Peter, kłopoty.
To wiem - odpowiedział gospodarz - przecież inaczej bym cię tu nie zobaczył - szeroki uśmiech rozjaśnił twarz Petera.
Ech Peter, nie mam czasu na żarty. Krótko Ci powiem. Zostajesz oddelegowany z Nadleśnictwa do milicji do "Akcji Ślad".
Ktoś w naszym obwodzie kłusuje a jego tropy są dziwne bo wyjątkowe wielkie. Zaprzyjaźnieni grzybiarze mówią, że to Biernat... i tu potoczyły się szczegóły akcji.
Po kilku minutach kończąc Bronisław powiedział - odprawa w poniedziałek o siódmej, będziesz "Ich" przewodnikiem. Obejdź jutro to uroczysko i sprawdź czy są tam jakieś zmiany, nic więcej nie rób. Uważaj na siebie jak tam pójdziesz Piotrze.
Darz Bór.
Darz Bór Bronku - odpowiedział gospodarz - marszcząc brwi, kiedy Bronek zwracał się do niego po imieniu to znak, że sprawa pilna i nieco ryzykowna.
Oparł łokcie o furtkę i obserwował zmagania kierowcy z UAZ-em. Po chwili udało się kierowcy zawrócić na wąskiej drodze i w tumanach kurzu odjechał w powrotnym kierunku.
Mężczyzna zamyślił się...Biernat. Partyzant który przeżył wojnę dzięki okolicznym lasom. To on obmyślał ataki i przeprowadzał brawurowe akcje. To znów był ścigany. Zawsze wyprowadzał chłopaków z opresji a straty w jego oddziale były zawsze najniższe. Był szanowany jako dowódca, bo był najlepszy. Po wojnie wstąpił do milicji i do partii. Potem mając pewne możliwości (teść wysoki rangą urzędnik w UBP a potem SB) pomógł młodzieńcowi ukończyć studia i wejść w szeregi oficerów. Myślistwo którym się zajął było jak gdyby po drodze. W 1984 roku postrzelił śmiertelnie kolegę z tego samego Koła. Dziwnie, bo z obu rur dubeltówki i prawie jednocześnie. Biernat na sprawie sądowej błagał o litość. Polował "na pióro z podchodu" a zapadający zmierzch zmylił go kiedy zobaczył postać przy drzewie. Myślał, że to dzik, a to kolega odpoczywał w pozycji siedzącej. Nie udowodniono Biernatowi umyślnego zabójstwa choć ówczesne władze i rodzina zabitego odnosiły się do tego inaczej. Biernat już wcześniej był obserwowany przez kolegów w Kole w którym polował bo mówiono, że kłusuje. Biernat po sprawie został zwolniony ale z wyrokiem w zawieszeniu. Stracił pracę, uprawnienia na broń i co gorsze został rozwodnikiem bo teść tak chciał. Na domiar złego przypłacił to dwoma pobytami w zakładach psychiatrycznych i wylądował na rencie. Teraz po latach był niczym pustelnik, łaził po lasach budował ziemianki, zachowywał się niczym partyzant. I tu koło się zamknęło, albo ktoś patroszy zwierza wykorzystując jego ziemianki lub on sam jest taki głupi. Biernat może być nieobliczalny a w kniei niezwykle niebezpieczny...
Peter otrząsnął się ze swoich myśli. Noo, czas poinformować o wszystkim połowicę a w niedzielę pod pretekstem obejścia łowiska zajrzeć na uroczysko. Cholera - pomyślał w duchu - tyle tam bunkrów, jeśli to Biernat to długo będziemy go szukać. Kto to był ten w mundurze?...
Peter raptem się obudził, nie podniósł głowy, nie poruszył się, jeno otworzył oczy i spojrzał na fosforyzujące wskazówki ruskiego budzika MIR. Ten wskazywał 5:30. Myśli popłynęły w kierunku Biernata i swoich również partyzanckich przygód. Sam złapał się na tym, że choć już tyle minęło czasu to i on ma swoje wojenne przyzwyczajenia. Ustawił budzik tak, aby go widzieć a nie podnosić czy obracać głowy, aby w razie niebezpieczeństwa nie pokazać po sobie, że żyje. Cholera - pomyślał - jeśli Biernatowi odbiło zupełnie i stwierdzi, że jest obserwowany to odezwać się mogą partyzanckie przeżycia i zacznie walczyć, a jeśli posiada jakąś broń to co?
Peter odgonił od siebie złe myśli. Wyłączył budzik aby ten nie zadzwonił. Zsunął się z łóżka i po cichu opuścił sypialnię. Nie chciał budzić żony. Wczorajsza rozmowa była ciężka. Poszedł do kuchni i nastawił wodę w czajniku. Ruszył powoli do łazienki. Po chwili stary Junkers oznajmił, że gospodarz uraczył się ciepłą wodą. Po chwili wrócił do kuchni i kiedy czajnik zaczął gwizdać zalał sobie kawę. Spałaszował śniadanie i popił mocną kawą. Przypalił fajkę i myślał. Po krótkich myślowych za i przeciw ruszył na strych z nożyczkami. Znalazł stary koc i wyciął z niego dwa wielkie bo prawie metrowe kwadraty. Zszedł do kuchni i znalazł konopne mocne dwa długie sznurki, zapakował to wszystko do torby myśliwskiej. Wszedł do stołowego pokoju i z szafy wyjął dwururkę i kilka Brenek. Wrócił do kuchni i odruchowo sięgnął po fajkę. Tym razem jednak jej nie zabrał. Przewiesił torbę i broń przez ramię i ruszył do komórki. Wystawił rower (westchnienie kolegów bo wiedzieli, że to Bałtyk) i energicznie wyszedł na drogę. Jedno pchnięcie z nogą na pedale i już siedział na siodełku. Wczesny ranek był mglisty i zimny jednak zapowiadał się piękny dzień. Skręcił w ulicę biegnącą w kierunku kniei. Za zakrętem ale z widokiem na jego podwórko stał brązowy duży Fiat. Przejechał obok ale kierowca i pasażer zawzięcie nad czymś dyskutowali i nie zwracali na niego uwagi. Zaś pasażerów z tyłu nawet nie zauważył a jeden z nich tym razem nie udawał, że czyta jeno bacznie zlustrował rowerzystę. Ki czort - pomyślał Peter - takie ekstra auto pod domem sąsiada? Mam ubeka za miedzą? Obserwują moją chałupę? A może to ja jestem podejrzany? Uśmiechnął się do swoich myśli i palnął z cicha - a kto mnie znajdzie na uroczysku...
Zjechał z drogi w las. Tu taka limuzyna nie wjedzie, a więc trącał ich pies. Po kilkunastu minutach leśnymi ścieżkami dotarł do bruku. Tu skupił swoją uwagę na drodze aby nie zjeżdżać z kostki i nie zostawić śladów. Przykrył dłonią dzwonek bo ten zaczął hałasować. Kolejne kilka minut i dotarł do zagłębienia w terenie gdzie droga była prawie zarośnięta paprociami. Tu się zatrzymał. Zsiadł z roweru i odczekał chwilę aby wyregulować tętno i wczytać się ciszę. Upewniwszy się, że jest tu sam, położył na bruku torbę i oparł o pobliskie drzewo broń. Podniósł rower na bark i wszedł z nim w paprocie. Wystarczyło kilka kroków aby rower stał się niewidoczny. Cofając się do bruku podnosił paprocie aby wróciły do poprzedniej pozycji. Zarzucił torbę przez ramię i wyjął dwie breneki. Załadował fuzję i tak uzbrojony ruszył przed siebie. Nie przeszedł daleko. Teraz należało zejść z bruku i skręcić na wschód bo tam jest uroczysko i jedna z ziemianek. Znów wykorzystał drzewo aby oprzeć broń. Wyjął z torby dwa wycięte płótna i owinął nimi stopy. Konopny sznurek dopełnił całości a tym samym nie pozwolił aby te dziwne owijki zsunęły się z nóg. Tak ubrany ruszył powoli przed siebie. Poczuł tętno w skroniach i suchość w ustach. Muszę być niewidzialny i niesłyszalny - pomyślał - z tym drugim nie było problemu dzięki owijkom, z tym pierwszym, oooo, to już gorzej. Po kilkunastu krokach dotarł do krzaków za którymi była ziemianka. W oddali zarejestrował warkot silnika. Zlekceważył owy dźwięk bo wiedział, że ludzie robią sobie skrót przez Puszczę. Wychylił się lekko zza krzaka i "studiował" tę dziwną budowlę. Z jednej strony oparta o stary bunkier a z drugiej biegnąca ukośnie do tej ściany tworzyła sporą budowlę. Prowizoryczna ale funkcjonalna. Taką mógł zbudować tylko partyzant, tylko Biernat. Obserwował i słuchał kilka minut. Nic, cisza. Zatem można obejść ziemiankę. Wyszedł na maleńką polankę. Zdeptana ściółka świadczyła o sporym ruchu w tym miejscu. Odruchowo spojrzał pod nogi. Obok jego obutych stóp widniał potężny ślad ni to stopy. Nerwowo przełknął ślinę, cholera - pomyślał - trop taki jak ja teraz zostawiam. Biernat, draniu!!! Kłusujesz!!! Zostawiasz dziwny trop w tych owijkach albo nie zostawiasz wcale. Kiedy patroszysz to spokojnie możesz deptać posokę bo przecież zdejmiesz szmaty a but czysty będzie i nikt nigdy nie zobaczy protektora!!! Zreflektował się szybko i skupił się na wejściu do ziemianki. Odsunął wiązkę gałęzi i zajrzał do środka. Ku jego zdziwieniu oparta o krzywą półkę stała skrócona dubeltówka. Obrzyn cholera. Teraz myśli przetoczyły się przez głowę Petera niczym stado koni. On tu jest!!! Szelest za plecami, unik z półobrotem w prawo pozwolił zmylić przeciwnika. Napastnik zamachnął się i wraz z siekierą wpadł na ścianę z gałęzi, upadając jednocześnie.
Peter był już spokojny, zareagował jak za dawnych lat, szybkim acz płynnym ruchem odciągnął kurek broni patrząc leżącemu w oczy. Biernat nie próbował się podnieść, wiedział, że Peter naciśnie spust jeśli spróbuje wstać. Znał przecież Petera, jednego z jego lepszych "chłopaków". Spojrzał i on na dziwne buty Piotra i skierował wzrok na swoje. Puszczę ogarnął szatański śmiech. Biernat chichotał co raz głośniej i głośniej a po chwili wskazał palcem gdzieś w bok. Peter jednak nie zareagował od razu bo obawiał się, że Biernat celowo wskazuje jakiś cel. Jednak coś go korciło aby spojrzeć za siebie. Odsunął się jednak o kilka kroków i bokiem stanął do przeciwnika. Teraz skierował wzrok w prawo. Ku jego zdziwieniu zobaczył mundurowego milicjanta w stopniu kapitana trzymającego w dłoni pistolet. Tego samego co z UAZ-a. Obok niego stał Bronek i dwóch cywilów z brązowej limuzyny również z bronią. Wszyscy jak jeden mąż mieli owijki takie same.
Chichot Biernata przeszedł w szloch...
Upadek komuny pozwolił Bronkowi naświetlić postać Biernata. Pół roku przed zatrzymaniem w owym uroczysku Biernat udusił myśliwego przy ambonie a dla zmylenia tropu sfingował samobójstwo przez powieszenie. Zginęła wówczas dubeltówka która pojawiła się miesiąc później w łowisku jako broń kłusownicza.
Dlaczego Peter brał w tym udział? Nawet Bronek nie wie. Najgorsze było to, że Biernat został w uroczysku na całą noc zaskakując tym samym "wielkie głowy". Peter jadąc rowerem w uroczysko wyprzedził milicyjną obławę ryzykując życiem. Odwrotu już nie było, tylko cichy podchód trzech milicjantów i Bronka mógł uratować życie Peterowi.
Przez wiele lat Bronek pluł sobie w brodę, że naraził przyjaciela na śmierć, podziwiał zimną krew Petera, bo dzięki niej przeżył...
Od autora;
Imion bohaterów już nie pamiętam... |
|
| |
20-02-2011 17:59 | Ross 31 | Fabuła tego opowiadania zawiera w treści wątki dokumentu.Gratuluję pomysłu. | 16-02-2011 22:40 | cezetka527 | TAK TO NAPISANE ŻE ODCZUCIE JAK BYM TO JA GO PODCHODZIŁ. ŚWIETNE. |
| |
|
|