|
autor: wyżeł niemiecki13-05-2011 Spacer w deszczu
|
Jest 13-ty kwietnia 2011 roku. Nie mogę znaleźć sobie miejsca w domu, to dla mnie dzień szczególnie trudny, o którym może najlepiej by było zapomnieć, wyrwać kartkę z kalendarza.
Ale czy można zapomnieć o przeszłości, wymazać wszystkie obrazy? Przecież z pamięci o naszych bliskich utkana jest nasza tożsamość.
Pogoda od rana nie zapowiadała się ciekawie. Mama ostrzegała mnie, że będzie padać, oglądała wczoraj w telewizji prognozę. Mam dosyć siedzenia przed komputerem, w głowie kłębi się milion myśli. Jest już południe i nic – no może mała mżawka.
Nienawidzę miasta. Dlaczego nie urodziłam się i nie mieszkam na wsi? Dusi mnie smog spalin, widok brudnych szarych ulic, betonowych klatek. Czuję się więźniem cywilizacji. A natura, przyroda – ona daje mi wolność, spokój, ukojenie, radość. Chciałabym być kolorowym motylem. Czasem usiąść sobie na pachnącym kwiatku, zatrzepotać skrzydełkami ku słonku.
Czuję, że powinnam tam pojechać. Być w tym miejscu (w Twoim łowisku), w którym widziałam Cię po raz ostatni. To miejsce jest chyba przeklęte. Powinnam tam być dzisiaj, zapalić Ci świeczkę. Nikt tam nie pojedzie, nikt tego nie zrobi. A ja jestem Ci to winna – to dla mnie tam wtedy pojechałeś.
Śmierć – dlaczego? Przez ostatnie dziewięć miesięcy zadawałam sobie to pytanie. Dlaczego mnie oszczędziła? Dlaczego, zabrała Ciebie? Dlaczego? Oddałabym wszystko za jeden Twój gest, za jeden Twój uśmiech, za Twoje dobre serce. Nawet Maja tak strasznie tęskni za Tobą. Kiedy widzi na ulicy kogoś podobnej budowy do Twojej od razu macha z radości ogonem.
13.30
Dosyć tego! Biorę do ręki komórkę i wysyłam mamie smsa:
– Mówiłaś że będzie padać…
– No to jedź, na co czekasz? – dostaję odpowiedź
– A obiad?
– Najwyżej zrobisz jak wrócisz, jest prawie gotowy.
Robota nie zając, nie ucieknie. Żadna praca nie jest tak ważna, żaden termin, jak być tam dzisiaj. Wyłączam komputer. Tak bardzo się śpieszę, że wysyłam niedokończony e-mail do przyjaciela. Od tego momentu nie minęło dziesięć minut jak zaczęłam uciekać z miasta. Złapałam plecak, Maję… i w nogi.
A deszcz? – wcale mi nie przeszkadza, kiedy ciągnie mnie jak wilka do lasu. Tak naprawdę to lubię ciepły wiosenny deszczyk, lubię zapach mokrej ziemi, lubię zapach świeżego powietrza po deszczu. Kiedy pada wiosenny deszcz niebo i ziemia łączą się w miłosnym akcie…
13.45
Minęło zaledwie kilkanaście minut a byłyśmy już na przystanku autobusowym. Nawet nie wiem jak to się stało, że tak szybko pokonałyśmy taki kawał drogi. Stąd odjeżdża nasz autobus do wolności.
Zostało jeszcze kilka minut zanim przyjedzie nasz środek lokomocji. Patrzę w niebo na chmury, ciemne, postrzępione, napuszone. Zdają się mówić, ostrzegać, że jednak będzie padał deszcz.
A jednak – zaczęło kropić. Nasz autobus w końcu nadjeżdża. Wsiadamy – nawet nie było innej opcji. Moje „Psisko” oczywiście obrażone, bo nie cierpi kagańca, ale chwilę musi jakoś wytrzymać.
14.40
Nareszcie! – ostatni przystanek, wysiadamy. Kawałeczek prosto i w lewo – nasz lasek, nasza droga – tyle razy chodziliśmy tędy na kaczki. Maja oczywiście mnie teraz prowadzi. Jesteśmy już wolne, choć słychać tu jeszcze odgłosy miasta, cywilizacji. Deszczyk kropi, spływa po gałązkach, tańczy na listkach. Spada i odbija się od miękkiego leśnego dywanu. Jest cudownie.
15.00
Doszłyśmy. Tak bardzo lubiłeś to miejsce. Tyle razy tutaj przyjeżdżaliśmy...
– Pamiętasz Maja? – jak tu kiedyś szukaliśmy dzika z twoim Panem…? Pamiętasz jak go znalazłaś? Tam po prawo było Jego nęcisko, a tam z drugiej strony są „nasze” wodne oczka, gdzie chodziliśmy na kaczki. A tam dalej prosto, w tym małym lasku (cicho sza!) na jesieni nieraz rosły ogromne koźlaki.
Zapaliłam świeczkę. Zaczęło mocniej padać, moje łzy zlały się z deszczem. Pustka, ból, tęsknota – nie tak miało być! Nic już nie jest takie jak kiedyś, nawet knieja.
15.30
Maja była już niezadowolona:
– No chodź wreszcie! – prosiła. Ile będziesz jeszcze tu stała, mokła w tym deszczu?
16.00
Słońce przebiło się przez chmury i na chwilę przestało padać. Idziemy, powoli wracamy. Niedaleko lasu nad rowem zerwały się dwie kaczki:
– Zobacz Maja znów tu przylatują kaczuchy. Szkoda tylko, że twój Pan już tego nie widzi. A może, kto wie, spogląda na nas z góry? Może pilnuje „swoich” dzików?
W pewnej chwili dzwoni mi w kieszeni kurtki komórka – to sąsiadka.
– Cześć, gdzie jesteś? Bo ja stoję u Ciebie pod drzwiami.
– Przepraszam, ale nie ma mnie w domu, jestem za miastem.
– No tak, dzisiaj 13-ty pewnie jesteś...
– Musiałam tu dzisiaj przyjechać
Czy mogłabym o Tobie zapomnieć? Nigdy!
W drodze powrotnej tylko śmignął nam przed oczami ciemnozielony land rover. Czy był to któryś z Twoich Kolegów myśliwych? – nie wiem. Zamyśliłam się, nie zdążyłam zobaczyć, deszcz rozmazał obrazy.
Znów zaczęło mocniej padać, ale deszcz dziś wydawał mi się taki niezwykły. Przecież deszcz daje życie… roślinom. Nie rozumiem dlaczego ludzie nie lubią deszczu? W kropli deszczu szukam swojego odbicia, potykam się o swój cień nie mogąc się zdobyć na nic, nie mogąc pozbierać swych myśli. W kropli deszczu zawsze coś znajdę choćby to było niezrozumiałe dla innych.
Woda spływa ścieżkami w dół, wiatr strąca krople z gałązek, wszystko jest już mokre. Kiedy jestem tu sama i tylko deszcz, coraz cichszy, bezbolesny… A po deszczu zawsze wyjdzie słońce, wtedy wszystko pięknie lśni a krople mienią się barwami…
A śmierć? – kiedyś przyjdzie i po mnie... na pewno. |
|
| |
13-05-2011 22:40 | szyper | Aniu.
Jakież słowa mogą opisać Twój ból po stracie przyjaciela. Jaką pociechą dla Ciebie może być pochwała opisu w jaki to wyrażasz sposób. Mój Boże, jaki jesteś niesprawiedliwy. Dlaczego, dlaczego .....dlaczego. | 13-05-2011 20:28 | Ross 31 | Gratuluję Ci kolejnego wspaniałego opowiadania.Czytając go czułem się tak jak bym był obok Ciebie.Dzięki Aniu. |
| |