|
autor: ANDY21-04-2011 Bywało i tak....
|
Na terenie naszego obwodu jest przekaźnik, którego budowla strzela w niebo ogromną misą anteny na kilkanaście metrów wzwyż. Za czasów bytności Armii Radzieckiej było to bardzo ważne miejsce na mapie i odpowiednio był chroniony przez ich jednostki. Po 1981 roku w niedalekiej odległości od tej budowli w ziemię wkopało się ok. 20 mołojców z młodziutkim lejtnantem. Po początkowo sztywnym i na dystans pobycie nudzący się żołnierze zaczęli wtapiać się w otoczenie i nawiązali bliższe znajomości z okolicznymi gospodarstwami a zwłaszcza z jednym, gdzie jak wieść gminna niosła, samogon był zawsze do kupienia. O tym, że napitek jest w tym domu wiedziała również Milicja Obywatelska, która bywała tutaj bardzo częstym "gościem" skutecznie likwidując materiały i aparaturę. Oczywistym jest, że najbardziej z faktu braku napojów niezadowoleni byli żołnierze, nudzący się jak mopsy bo co można robić przez lata całe w lesie i w ziemiankach.
Jakoś tak się stało, że żołnierze szybko stali się znakomitymi rolnikami i "obrabiali" ziemię należącą do gospodarstwa i zajmowali się chudobą a gospodarze mając więcej czasu podnieśli wydajność... MO pomimo zapędów szybko zniechęciła postawiona blisko domu dwójka wartowników z bronią. Niby, że teren wojskowy... Trwało to trochę i wszyscy byli zadowoleni z przyjaźni obu narodów. Choć czuli się bardzo pewnie żołnierze na naszym terenie i na czujności im nie zbywało, nawet bardzo daleko od przekaźnika.
Ok. 6 km od przekaźnika na skraju lasu stoi pomnik i niewielkie obramowanie osłania mogiłę żołnierzy radzieckich poległych w czasie ofensywy i walk w 1944 roku. Pewnego dnia a właściwie nocy wyszedłem ok. 2 nad ranem z naszego domku aby zejść właśnie w okolice tego pomnika i siąść na usytuowanej w niewielkiej od niego odległości ambonie. Wyszedłem pierwszy – kolega się jeszcze gmerał i wolno idąc asfaltem w dół zmierzałem popod pomnik. W końcu doszedłem i stanąłem słuchając czy wreszcie nie idzie. Nic nie słychać więc idę pod pomnik i siadam na barierce kładąc broń na kolanach. Zapalam papierosa i czekam na spóźnialskiego. Ciszę przerywa dźwięk pracującego na wysokich obrotach silnika. Coś ciężkiego jedzie z dołu i mocno się męczy aby pokonać wzniesienie. Wokół ciemno jak w studni, jedynie zapach pól i ziół intensywniejący sugeruje, że świt coraz bliżej. Wściekły siedzę i dopalam papierosa do końca aż mnie parzy – niestety, były wtedy na kartki i żal było wyrzucić niedopałka.
Samochód ciężko wyjeżdża za wzniesienia i widzę wąskie szparki osłoniętych reflektorów. To wojsko. Oślepia mnie ostre światło szperacza i słyszę gromkie: stój, ciskaj orużie... Jak mogę stać jak siedzę i w końcu czemu moja wymuskana Frankonia z lunetą ma być ciskana w trawę. Wściekły warczę, zgaś ten kaganek bo mnie oczy bolą i słyszę... repetowanie broni. W jasnym świetle na wysokości nosa lufy patrzą mi w oczy. Nie ruszam się już i nic nie mówię – czort wie co im do łba strzeli. Słyszę jakieś szepty i nagle po polsku – daj dokumenty i co tu robisz. Poluję – chyba widać – odpowiadam. Broń dalej trzymam na kolanach. Sięgam do kieszeni i wyjmuję plik pozwoleń. Studiują długo i uważnie i po chwili dostaję je z powrotem. Sięgam do kieszeni po kolejnego kartkowego zastanawiając się ile mi ich jeszcze zostało gdy pod nos wyjeżdża otwarta paczka Biełomorów – zachęcające, no zapal. Ty stąd. No stąd, tutaj poluję. No para. But zdarowyj...
Trzask rozładowywanej broni, klaskają drzwi i odjeżdżają. A mnie zaczyna kłapać szczęka i chwilę to trwa nim ją unieruchomię obiema rękami...
Pomnik – Braciejowa 1982 |
|
| |
22-04-2011 00:00 | Piotr 30.06 | Ja tak miałem, jak wracałem z morza czerwonego przez Rosję w latach 80",
parking na totalnym zad.piu, stajemy renówką 18 z niewiadówką na haku, jemy kolację a tu z krzaków wyskakuje 5 młodzików z ak, dokumenty etc. a na odchodne żebrają o mydło...
p.s.
mydło z dobrej woli dostali :D |
| |