W piątek pod wieczór przyjechał do mnie na rowerze syn sąsiada. Przysłał go ojciec z prośbą bym przyszedł na polowanie na ich pole bo tam dziki szkodę robią. Nie miałem wyjścia musiałem coś zrobić.
Okazało się że dziki chodzą na pole owsa pod lasem. Miejsce na zasiadkę niezbyt dobre, nie ma tam ambony ani żadnej zwyżki, dosłownie nic. Niebo było zachmurzone i zbierało się na deszcz, siedzenie w taką pogodę na myśliwskim stołeczku wcale mi się nie uśmiechało.Postanowiłem więc pojechać samochodem, w nim posiedzieć i popilnować owsa.
Pojechałem wpisać się do książki, a następnie pod las. Przejeżdżając koło pola nie musiałem specjalnie dokładnie przyglądać się uprawie by zobaczyć szkodę, z daleka widać było wydeptane ścieżki. Zatrzymałem samochód na ścianie lasu i na wstecznym ostrożnie wjechałem głębiej, w gęste paprocie, pod rozłożysty dąb. Tak się składa, że to mój las, więc nie musiałem się obawiać, że ktoś będzie mial jakieś pretensje. Była godzina 20:30 otworzyłem okna na przestrzał, usadowiłem się wygodnie w fotelu, lekko uchyliłem drzwi by w razie czego nie spłoszyć zwierzyny ich trzaskiem i wziąłem w rękę lornetkę. Teraz pozostało mi już tylko czekać. Na wprost miałem łąkę, za nią w odległości około 50 metrów ścianę lasu,po prawej łąka po lewej owies.
Nie czekałem długo.Około 21:00 łąkę przebiegł lis. Z podniesioną dziwnie kitą sznurował do wsi. Miałem go na kilka metrów ale wiadomo nie będę strzelał bo czekam przecież na grubego zwierza, zresztą z kuli 30-06 nie strzelam do lisów. Jeszcze dobrze nie schował się w lesie, a już następny wyskoczył na łąkę i pobiegł jego śladem. Trochę się wkurzyłem, no ale jak nie to nie, nie strzelam dziś do lisów.... : (
No a później zaczął padać deszcz. Lało jak z cebra. Woda pluskała w kałużach na łące, szeleściła w koronach drzew i bębniła po dachu samochodu.Musiałem zamknąć okna więc po chwili szyby zaparowały i zrobiło mi się tak jakoś hmm......sennie. Trwało to chyba ze czterdzieści minut i deszcz trochę ustał. Natychmiast uchyliłem okna i zacząłem nasłuchiwać, jednak odgłos wody kapiącej z drzew zagłuszał wszystko. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i włączyłem wycieraczki by przetrzeć szybę.
Po chwili znowu rozsiadłem się wygodnie w fotelu i wpadłem w zamyślenie.Nie wiem czy „przydusiłem komara”, czy też byłem tylko zamyślony, kiedy nagle postawiło mnie na nogi głośne hrrum hrrum, znajomy głosik świnek. Podskoczyłem na fotelu, o mały włos byłbym uderzył kapeluszem w dach samochodu, dobrze że jest z brezentu. Powoli uchyliłem drzwi i wyszedłem na dwór. Teraz dopiero mogłem dobrze zobaczyć trzy lub cztery lochy, które już chowały się w owsie, a za nimi, jeszcze na łące, już niezle odchowany drobiazg. Wydawało mi się przez chwilę, jeszcze jak patrzyłem z samochodu, że w tej watasze były również przelatki. Ale czy naprawdę były ?
Przesunąłem się na skrajem lasu w stronę owsa i przez lornetkę zacząłem obserwować dziki. Niestety stojąc na ziemi miałem bardzo ograniczone pole obserwacji. Widziałem dosyć wyraznie tylko grzbiety – chyby dzików, co to było nie mogłem jednak dokładnie ustalić. Postanowiłem przesunąć się trochę miedzą w jedną lub drugą stronę by wypracować sobie lepsze pole widzenia ale dziki były zbyt blisko. Dopóki stałem w cieniu ściany lasu wszystko było OK, kiedy jednak wychyliłem się na otwartą przestrzeń usłyszałem tylko głośne fuuch ....i już ich nie było. Odbezpieczyłem sztucer i wypaliłem w powietrze dowiedziałem się później że niezbyt mądrze postąpiłem ), odgłos wystrzału odbił się głośnym echem po lesie. Mam nadzieję że mamusie zbyt szybko nie wrócą z dziećmi do tego owsa.
Sąsiad na drugi dzień pytał czy coś strzeliłem bo słyszał strzał. Powiedziałem że nie, że teraz przed żniwami to tylko doświadczeni starzy myśliwi potrafią coś upolować : ))
Myślę że już niedługo i to się zmieni : )) |