24 grudnia. Jak każdy wie, Wigilia, czas świąt, gotowania, pichcenia, czas spędzany z rodziną. Wigilia kojarzy się z choinką, suto zastawionym stołem, rodziną, prezentami... Ale jest grupa ludzi, którzy zamiast rano pomagać przy gotowaniu i przygotowaniach do wieczornej wieczerzy od samego rana niczym dziki zwierz przebywają w lesie. Tak było i tym razem...
Na polowaniu Wigilijnym stawiło się 14 myśliwych, 13 członków koła i jeden gość, pan Stanisław, gość, który na polowaniach zbiorowych bywa częściej niż niejeden członek koła.
Rano, jeszcze o ciemności wyruszają z domowych izb myśliwi, którzy do obwodu mają dalej, ale niektórzy już tropią, aby polowanie mógł zwieńczyć pokot. Tymi niektórymi byliśmy akurat ja z Maciejem, łowczy i prezes, czyli dwójka prowadząca dzisiejsze uroczyste polowanie. Mamy w planach trzy mioty, a więc prowadzący mają zamiar sprawdzić dwa mniejsze mioty a ja z Maćkiem idziemy na sosnówkę, największy miot w naszych lasach, wielki sosnowy kompleks, z trzcinami w środku daje schronienie zarówno jeleniom, dzikom jak i lisom, które lubią tutaj przebywać.
Zbiórka o ósmej, wszyscy już są, każdy czeka na odprawę, jeszcze tylko trzeba poznać wyniki tropienia: w każdym miocie są dziki, na sosnówce są też jelenie, a więc łowczy oznajmia: Koledzy, dziś polujemy na: dziki, drapieżniki i jelenie, w tym na: łanie, cielaki i byki, z tym że byki na dzisiejszym polowaniu mogą paść dwa, nie więcej, łanie i cielaki jeszcze są w dość dużej ilości, tak więc też je można strzelać. Ale pamiętajmy, bezpieczeństwo...
O dziwo zamiast w nagonkę poszedłem na stanowisko z prezesem, sam tak zadecydował, to w zamian za pomoc w tropieniu. No tak, mieszkam najbliżej sosnówki, wczoraj widziałem jelenie, które dziś potwierdził Maciej, przekazałem mu informację, a więc to podobno moja zasługa. Pierwszy miot to najmniejszy z opolowywanych dzisiaj. Podobno ma tu zalegać wataha ze sporym kolegą u boku, a więc wszyscy liczą w szczególności na wyłuskanie tego kolegi ;). Sygnał nadany rogiem przez jednego z myśliwych i naganka rusza do boju. Po ok. 15 minutach krzyków i wrzasków naganiaczy pada pierwszy strzał. Następne 15minut i koniec pierwszego miotu. A więc coś nie tak, koledzy jak zwykle z uśmiechem na ustach dogryzają prowadzącym, że te dziki to chyba na animal planet widzieli...:D, ale jak mówi jeden z kolegów, widać było tropy wyjściowe dzików, ale do drugiego miotu, a więc może jeszcze będą.
Drugi miot znacznie większy od pierwszego, zaraz po ruszeniu naganki psy zaczynają swoją litanię. Każdy kto miał okazję polować z psami wie, że tym razem dziki w miocie są! Po lewej zaczyna się salwa strzałów, jak się okazało na koniec zliczono ich 37. Najwięcej oddał ich Maciej, 12 strzałów do pędzącej polem watahy to naprawdę dobry wynik. Ale dochodząc z prezesem na miejsce zbiórki słychać gromkie śmiechy uradowanych łowców, przed nimi leżą trzy poszarpane brzózki, to jest właśnie efekt maciejowych strzałów. Słychać również głośne WIWAT KRÓLU!!! a więc wiadomo, król pudlarzy wyłoniony w połowie polowania:D:D:D hehe, Maciej z uśmiechem na ustach broni się, że jest jeszcze jeden miot, a kolega Gienek ma 9 niecelnych strzałów ;).
Ostatni miot, jak to określił na odprawie prezes: "miot młodego", a więc sosnówka, której sprawcą jestem ja:) Ledwie po ruszeniu naganki psy zaczynają koncert, dziki wychodzą bokiem, z relacji myśliwych były na tyle cwane, że poszły szczytem pagórka, a więc o strzale nie było mowy, jelenie też jakoś się ewakuują, widział je tylko łowczy, ale w zbyt dużej odległości. Kiedy wszyscy już stracili nadzieję na pokot, obok mnie w odległości ok. 20 m pojawia się byk, druga klasa, dwunastak jednostronnie koronny. Prezes podnosi broń do oka, mierzy, ale nie strzela. Zdziwiony byk nadal stoi na leśnym dukcie, a prezes głośno i wyraźnie krzyczy w jego kierunku WESOŁYCH ŚWIĄT!!! Byk jednym susem niknie wśród ośnieżonych traw.
Polowanie kończy się. Zbiórka dziś bez pokotu ale w "rodzinnej" atmosferze. Takich polowań nie ma już od dawna, a dokładniej od momentu, kiedy zmienił się zarząd koła i władzę objęli "młodzi gniewni". Teraz myśliwi są poróżniani, nawet organizacja polowań nie jest taka jak kiedyś, wszystko goni nie zważając na starszych myśliwych, którzy tworzyli wspaniałą atmosferę polowań, teraz rzadko bywają na polowaniach, źle czując się w gronie, za którym nie nadążają. Szkoda, ale to młodzi są temu winni, nie rozumieją, że starszy człowiek nie wydoła na takich obrotach jak staruszek... |