|
autor: Jenot21-09-2011 Nic na siłę.
|
Nie żebym się chwalił, pragnę tylko podzielić się z Wami wrażeniami i radością. To była taka piękna przygoda... :)
Nie mam zbyt wiele czasu na polowanie. Wychodzę do lasu tylko w weekendy. Te kilka godzin musi wystarczyć na wypracowanie zwierza i ewentualne strzelenie go. W takiej sytuacji nie bardzo wierzyłem, że uda mi się w tym sezonie strzelić byka. Podchody zacząłem tydzień temu. Z góry założyłem sobie, że nic na siłę. To miało być moje motto. Jak ma być tak będzie. Wpisałem się więc w wybrany rejon, gdzie jedna z ambon stoi na granicy lasu i rozległych śródleśnych łąk, które ciągną się pasem długości kilku kilometrów. Dobra arena na rykowisko. Jest tam sporo upraw, młodników i trochę starodrzewu. Kiedy wysiadałem z samochodu, by udać się na wybraną ambonę, usłyszałem warkot pracującej gdzieś niedaleko w lesie maszyny do wyrębu drewna. Zniechęciło mnie to, ale zgodnie z moim motto, nic na siłę, udałem się na ambonę.
Krótko po 19:00 kiedy kończyłem prasówkę (zawsze na wieczorną zasiadkę zabieram gazetę do czytania) maszyna przestała pracować. Po około piętnastu minutach, gdzieś z tyłu, w rejonie gdzie do niedawna pracowała maszyna, zaryczał byk. Faktycznie to było to takie krótkie stęknięcie. Po chwili drugie, już przechodzące w przytłumiony ryk. Za chwilę znowu. Wiatr mi pasował, więc nie zastanawiając się wiele, szybko zszedłem z ambony i ruszyłem w kierunku gdzie odzywał się zawodnik. Szybki ale ostrożny bieg starodrzewem i już byłem na tropie. Wyraźnie czułem swąd byka ciągnącego gdzieś z przodu nieużywanym od dawna duktem w młodniku. W miejscach gdzie nie było trawy na drodze na ziemi, dało się zauważyć jego świeżutki trop. Niestety, byk postękując oddalał się dosyć szybko, nie zdołałem go zobaczyć. Jako, że szarówka i tak nie pozwalała na obserwacje zrezygnowałem z podchodu i pojechałem do domu. Nic na siłę.
Minął tydzień. W ubiegłą sobotę pojechałem znowu wpisać się w ten rejon. Niestety był zajęty. Kolega okazał się szybszy :) Wpisałem się więc w rejon sąsiedni, w ten, w który tydzień temu uszedł mi byk. O 18:30 siedziałem na wywrocie na granicy lasu i łąk. Idąc na stanowisko zauważyłem świeże tropy odbite w piasku na drodze. Kręciły się tu jelenie, w tym byk. Tylko coś tych tropów było niewiele jak na chmarę.To dało mi do myślenia... Byk, który niewiele ryczy, mała chmara no, no, no....!
Niestety tego wieczoru nic specjalnego się nie działo. Owszem byki ryczały ale daleko.
Kiedy zrobiło się ciemno udałem się w drogę powrotną do samochodu, który stał przy dukcie jakieś dwieście metrów w głębi lasu. Szedłem nie zwracając specjalnie uwagi na to po czym depczę. Na drodze leży sporo patyków więc odgłos ich łamania było wyraźnie słychać. Kiedy byłem w połowie drogi, po lewej stronie odezwał się byk. Raz i drugi, krótko w niewielkich odstępach. Stanąłem jak wryty. Wyraźnie szedł w moim kierunku. Zrobiło mi się trochę nieswojo. Nie miałem latarki, a blask księżyca był zbyt słaby bym mógł cokolwiek zobaczyć. Byk był tuż tuż, czułem jego swąd. Zakaszlałem więc raz i drugi oraz zagwizdałem by go spłoszyć. Zawrócił. Jego gniewne krótkie porykiwania niosły się jeszcze chwilę po lesie. Odchodził. Wiatr miałem wybitnie z jego strony nie mógł mnie zwietrzyć. Najprawdopodobniej zwabił go odgłos łamanych patyków, ale żeby aż tak się odważył...? Najwyraźniej czar rykowiska stępił jego wrodzoną ostrożność i płochliwość. Przyznam, że dopiero kiedy odpaliłem samochód poczułem się pewnie :)
Następnego dnia raniutko już byłem na miejscu. Łąki w blasku księżyca prezentowały się cudownie. Przepiękny widok. Lornetka do oczu i zacząłem dokładnie lustrować teren. Niestety nic, żadnej chmary nie zauważyłem. Tylko w jednym miejscu widać było jakąś ciemną plamę, która mogła być pojedynczym jeleniem. To coś zmierzało w moim kierunku. Czekałem spokojnie. Niedługo okazało się, że to młody byczek idzie spacerkiem przez łąki. To już było coś. Widziałem zwierza :)
Świtało. Z minuty na minutę robiło się jaśniej. Sarny leżące dotychczas w trawach podnosiły się na żer, zwiadowcy, którzy mogli być teraz niebezpieczni ale równie dobrze pomocni.
Przesunąłem się ostrożnie kilkadziesiąt kroków w lewo wzdłuż ściany lasu. Właściwie to nie wiem po co to robiłem. Byłem podekscytowany. Wyraźnie wisiało coś w powietrzu. Podświadomie czułem, że tego ranka coś jeszcze się zdarzy... No i zdarzyło się :) Po przeciwnej stronie z lasu wyszła łania, za nią cielak i... byk! Z wrażenia przysiadłem, wtuliłem się wręcz w rosnące za mną krzaki. Byk porozglądał się chwilę następnie zaczął biegać po łące zaganiając łanię i cielaka z powrotem do lasu. Weszły ale on pozostał. Było jeszcze zbyt ciemno, nie potrafiłem na tle drzew dokładnie ocenić wieńca. Sądząc po sylwetce był to starszy zawodnik. Należało czekać. Tymczasem on, lekko porykując, wszedł za łanią do lasu. To był mój znajomy z nocy, byłem pewien, że to on. To był ten sam niski, krótki, przytłumiony ryk. Jeżeli nie myliłem się, to chmara będzie chciała przejść na moją stronę do lasu. Ostrożnie wszedłem trochę głębiej w krzaki i przygotowałem sobie stanowisko. Czas płynął. Teraz św. Hubert decydował o moim myśliwskim szczęściu. Widocznie zdecydował na moją korzyść bo z lasu znowu wyszła łania z cielakiem a za nimi byk. Ruszyły prosto w moją stronę. Spojrzałem przez lornetkę, tak to był selekt. W połowie łąk płynie niewielka rzeczka i tam towarzystwo na chwilę przystanęło. Byk wietrząc ustawił się na balat.
Należało działać. Natychmiast!
Lepiej być nie mogło. Tak wystawiony byk!!! Św. Hubercie!!! Biorąc go w krzyż jeszcze raz dokładnie przyjrzałem się wieńcowi. Kiedy upewniłem się, że to nie sen, że to jednak mój wymarzony byk, odbezpieczyłem broń i włączyłem przyspiesznik... Trafiony przebiegł jeszcze jakieś dziesięć metrów i padł.
Za lasem wschodziło słońce, nad łąkami podnosiła się mgła, w niedalekiej wiosce odezwała się sygnaturka. Dochodziła szósta. Zaczynał się nowy dzień. Dzień, który będę długo wspominał.
Pozdrawiam
DB |
|
| |
21-09-2011 21:15 | smoku | szacunek,gratulacje!!
db |
| |