|
|
|
|
autor: czarny zwierz22-01-2013 Ten urodzinowy
|
29.06-03.07.2012
Po skontrolowaniu okazało się, że dwie najważniejsze łąki na rejonie 3A są skoszone. Wieczorem jak zwykle zasiadłem na "Płaczkowej". Obok rolnik kosił łąkę. W zbożu siedziała koza z dwoma koźlakami i rogacz. Co chwila gdzieś pokazywały się zające. O 20:15 rolnik zjechał do domu. Przed 22 na łąkę wyszły 3 jelenie. Kilka minut później na łące pojawiły się dwa rudzielce. Odległość i godzina nie pozwoliły na jakikolwiek strzał. W brzózkach słychać kolejny szelest. Parę minut wcześniej przechodziły tamtędy jelenie i byłem pewien, że to kolejne sztuki. Okazało się jednak że to 5 dzików, które wbiegły w sosny obok ambony. Po chwili pokazały się w życie i pociągnęły w górę. Po którymś lornetkowaniu za nimi zauważyłem je na górze jak gęsiego pędzą w zboża. Szybka decyzja i zaczynam podchód. Najpierw wzdłuż torów, a następnie polną drogą aż do skrzyżowania. Następnie wlazłem na nieużytki gdzie już je słyszałem. Obok ktoś składował żwir. Wdrapałem się na jedną z kup by zlokalizować dokładnie czarnuchy. Dalsza taktyka podchodu nie wchodziła w grę bo bym podchodził z wiatrem. Szybkim krokiem udałem się pod wieś i polem kartofli obszedłem wszystko. Musiałem spłoszyć dziki, bo były na drugim polu. Wolały ucztować w mieszance zbożowej i przymierzały się do powrotu na miejsce, skąd wcześniej je zgoniłem. Oddzielało je od nich tylko skoszona łąka. W świetle księżyca dojrzałem gołym okiem jak 5 dzików jeden za drugim wyjeżdża na łąkę. Złapałem w krzyż czwartego przelatka i strzeliłem. Niestety podczas strzału broń podskoczyła i zgórowałem. Wszystkie dziki wolno wskoczyły w pole i poszły w swoim kierunku. Poszedłem po auto i za 10 min byłem z powrotem. Podczas poszukiwania wydawało mi się, że coś spłoszyłem z pola. Postanowiłem zadzwonić po Artura. Niestety nie odbierał telefonu. Powiadomiłem o wszystkim łowczego, a sam pojechałem po Artura. W domu okazało się, że go nie ma. Godzinne poszukiwania go w łowisku nie dały rezultatu. Powróciłem na pole. Po chwili zadzwonił Artur, a za 20 min był już na polu. Po godzinnym poszukiwaniu nic się nie udało. Pudło. Na ambonie byłem z powrotem o 02:20. Ranna mgła nie pozwoliła na jakiekolwiek obserwacje. Było tylko słychać duże ilości dzika, które ciągnęły przez nieużytki wzdłuż lasu.
Wieczorem postanowiłem spróbować jeszcze raz, tym razem na ambonie na ścianie lasu. Do 21:20 rolnik kosił łąkę. W międzyczasie pokazało się kilka szaraków. W rowie wzdłóż torów coś przebiegło. Po chwili z krzaka wylatuje młody ptaszek, który frunie wolno i jakieś 30 centymetrów nad ziemią, a za nim wyskakuje młoda kuna, która po którymś skoku łapie ptaka i ucieka z nim w brzózki. O wiele wcześniej niż wczoraj przy bardzo dobrej jeszcze widoczności na łąkę wybiegają 2 znajome rudzielce. Księżyc pięknie świecił. Koło 23 kątem oka widzę jak z lewej strony jedzie czarny wagon. Locha zrównując się z amboną wietrzy, a następnie cofa się kilka kroków po czym rusza ze skosa na łąki i pędzi z watahą w pola w kierunku wsi. Szybka decyzja i podążam ich tropem. Podchodząc do kukurydzy słyszę dziki. Powoli wzdłuż pól podchodzę je. Dochodzę do płotu budynku. Obok jest wielka kopa drzewa. Próbuje się wdrapać z bronią. Drzewo zjeżdża spod butów robiąc hałas. Okazuje się, że to jelenie a dzików brak. Postanawiam wycofać się po cichutku. Niestety po pewnym czasie zganiam całe towarzystwo. Wkurzony na siebie planuje powrót do domu. Mimo wszystko lornetkuję skoszoną łąkę, która ciągnie się aż do torów. Ku mojemu zaskoczeniu, na łące myszkuje rudzielec. Parę metrów przed sobą znajduje młode sosny, którym ktoś obciął najniższe gałęzie. Klękam i opieram broń o rękę. Po raz pierwszy próbuje zawabić na ustach. O dziwo mykita reaguje na pisk myszy i sznuruje wprost na mnie. Z emocji zapominam przekręcić lunetę z najmocniejszego przybliżenia. Postanawiam że jak zapełni całą lunetę to strzelam. Gdy tak się stało, oddałem strzał. Lis znikł w lunecie, a potężne ilości jelenia ruszyły do lasu. Lis był strzelanych na sztych. Został w ogniu. Postanowiłem wrócić na ambonę i oczekiwać ranka. Rankiem oprócz stałego widoku wielkiej ilości jeleni nie było nic. Gdy się wyprostowałem, by powoli schodzić przed amboną wyrósł kolejny rudzielec. Szybka decyzja i kolejny rudzielec pada w ogniu śrutu.
07-08.07.2012
W dniu urodzin musiałem pojechać tradycyjnie na rejon 3A. Tym razem także siedziałem na ścianie lasu gdyż tam dziki mają swój ciąg. Wieczorem jak zwykle kilkadziesiąt jeleni i kilka saren. Nad ranem, gdy zaczęła się lekka szarówka, przed ambonę wyjechało mi 5 znajomych przelatków i popędziły na pola. Zatrzymały się na łące i wolno buchtując na łące przesuwały się w kierunku pól. Idąc ścianą lasu obserwowałem czarnuchy. Buchtowały jakieś 50 metrów od trzcin przy polnej drodze. Podchodząc po cichu piaszczystą drogą nagle zauważam z prawej strony na kukurydzy jakieś 40 metrów ode mnie co najmniej 40 jeleni. Żadna sztuka mnie nie zauważyła. Po chwili cała chmara cofa się do tyłu i ucieka na budynki. Gdy ściągam broń, dziki uciekają w nieużytki. Po chwili jednak wybiegają na środek łąki. Tym razem buchtują przy skraju młodnika. Po cichutku podchodzę od strony trzcin. Znów zwiewają, tym razem w sosny. Wracam na drogę. Nie wiem co robić. Wracać na ambonę nie ma sensu. Słysze je w trawach. Postanawiam zasiąść na krzesełku. Za plecami zaczynają wracać jelenie. Nagle z prawej strony przez łąkę w zboża biegną przelatki. Szybko schodzę i próbuję je podejść. W łanach zbóż widzę tylko słuchy. Krok po kroku przybliżam się do czarnuchów. Ciamkają w najlepsze. Po chwili zaczynają się szybko zbliżać w moją stronę. Zaczynam się wycofywać. Po chwili odbijają ukosem i wolno wybiegają notabene na ta samą łąkę, na której ostatnio spudłowałem jednego z tych przelatków. Jeden z dzików był postrzałkiem bo wyglądał jak żywy szkielet. Łapie go w krzyż. Niestety 3 inne czarnuchy zasłaniają go i cała czwórka wpada w trawy. Przypominam sobie, że ta banda miała pięciu członków. Na końcu pędzi spóźnialski. Tym razem nie mierzę na łeb lecz na komorę. Na 90 metrów i z wolnej ręki lokuje kule w dziku. Przebiegł jeszcze kilkadziesiąt metrów i pada w mieszance zbożowej. Podbiegam pod słup by w razie ewentualnej ucieczki oddać jeszcze jeden strzał. Dłuższa cisza uświadomiła mnie, że dzik leży. Mija wiele minut zanim znajduję dzika w zbożach.
Tyle to miałem zabawy z tymi dzikami na tym rejonie, a na koniec dostałem od Naszego patrona miły prezent urodzinowy |
|
| |
23-01-2013 16:03 | Ross 31 | Napisane bardzo chaotycznie.Sucha treść, bez uczucia,bez stopniowania skali emocji.Nie wiem do jakiego gatunku to zaliczyć; opis, sprawozdanie z polowania ???.Bo nie jest to opowiadanie.Nie znalazłem też szacunku, pokłonu do śmierci zwierzyny.Jak to kol.ujął;''Tyle to miałem zabawy z tymi dzikami...".Hm,..szkoda,że była to tylko zabawa.Sorry,to mi się nie podobało.Niech kol.poczyta inne opowiadania np Kol.ULMUSA,to może dojdzie kol. do jakiś adekwatnych wniosków na przyszłość.Ale to jest tylko moje zdanie.Pozdrawiam,DB. |
| |
|
|